[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieprawda.Tylko raz pisałem, żeby przyjechała, zdawkowo, co z góry wykluczało przyjęcie zaproszenia.Nie chciałem jej tu widzieć.Ani teraz, ani nigdy.- Masz rację.Wreszcie przyjechałam.Zobaczyć, czy wszystko u was w porządku.Więc tak wygląda wasz wspaniały dom.Prawdziwe cacko - rzekła, patrząc mi przez ramię.W jej głosie odczytałem dezaprobatę, wyczułem cierpką nutę, czego się zresztą spodziewałem.- Za wysokie progi na lisie nogi, co?- Tego nie powiedziałam, chłopcze.- Ale pomyślałaś.- Nie urodziłeś się do takich pałaców.Człowiek ma swoje miejsce w życiu.Nie powinien pchać się tam, gdzie go nie brakuje.- Trele morele.Gdyby słuchać ciebie, człowiek by nigdy do niczego nie doszedł.- Znam tę twoją śpiewkę.Puste słowa.Przerost ambicji nic dobrego nie wróży.- Na litość boską, przestań krakać.Chodź.Obejrzysz dom na własne oczy, zobaczymy, czy nie zmienisz zdania.Poznasz też moja wspaniałą żonę, ale spróbuj mi tylko kręcić na nią nosem.- Poznałam już twoją żonę, Mike.- Jak to? - wykrzyknąłem.- Więc nic ci nie mówiła?- Niby o czym?- Że była u mnie.- Pojechała do ciebie?Był to grom z jasnego nieba.- Tak.Któregoś dnia zapukała do drzwi.Stała na progu lekko wystraszona.Pod tymi wytwornymi ciuszkami kryje się miłe, dobre dziecko.Spytała: „Pani jest matką Mike’a?” „Tak - odparłam.- A kim pani jest?” „Jego żoną - odpowiedziała.I dodała: - Przyjechałam panią odwiedzić.Powinnam poznać swoją teściową”.A ja: „Założę się, że on tego nie chciał”.Zawahała się.Powiedziałam jeszcze: „Może pani śmiało mówić.Znam swojego syna, wiem dobrze, czego chce, a czego nie chce”.A ona na to: „Może pani myśli, że on się wstydzi, że jesteście biedni, ale to nieprawda.Mike nie jest taki.Nie.Niech mi pani wierzy”.Powiedziałam: „Niech go pani nie tłumaczy, moje dziecko.Znam wady mojego syna.Tej akurat nie ma.Nie wstydzi się matki, nie wstydzi się swoich początków.Nie wstydzi się mnie - mówiłam - ale się mnie boi.Widzi pani, znam go jak zły szeląg”.To ją wyraźnie ubawiło.Powiedziała: „Chyba wszystkie matki uważają, że nikt nie zna lepiej ich synów.A synowie z kolei mają to matkom za złe”.Odparłam, że jest w tym pewno jakaś prawda, bo jak jest się młodym, zawsze coś się odgrywa przed ludźmi.Kiedy byłam mała, mieszkałam u ciotki.Nad moim łóżkiem wisiał obraz w pozłacanej ramie: wielkie oko z napisem: „Bóg mnie widzi”.Pamiętam, że przebiegały mi ciarki po całym ciele, kiedy szłam spać.- Ellie powinna mi była wszystko opowiedzieć! - zawołałem.- Nie wiem dlaczego zrobiła z tego tajemnicę.Co jej strzeliło do głowy?Byłem zły.Bardzo zły.Nie przypuszczałem, że Ellie może mnie tak wykołować.- Pewno się trochę bała.Niepotrzebnie.Kogo tu się bać?- Chodźmy już.Zobaczysz nasz dom.Nie wiem, czy dom podobał się jej, czy nie.Chyba nie.Obchodziła pokoje unosząc brwi.Na koniec weszliśmy do bawialni, gdzie siedziały Ellie i Greta.Wróciły właśnie ze spaceru, Greta miała jeszcze narzucony na ramiona purpurowy wełniany płaszcz.Matka wodziła spojrzeniem od jednej do drugiej.Stała chwilę jak zamurowana.Ellie zerwała się i podbiegła do niej.- Och, pani Rogers! - zawołała i zwróciła się do Grety: - Przyjechała matka Mike’a.Co za miła niespodzianka! Pozwól, Greto.To moja przyjaciółka Greta Andersen.Wzięła matkę za obie ręce.Mama spojrzała na nią, po czym utkwiła twardy wzrok w Grecie.- Więc to tak - mruknęła pod nosem.- Rozumiem.- Słucham? - spytała Ellie.- Byłam ciekawa, jak to wszystko wygląda.- Rozejrzała się.- Taki ładny dom.Piękne zasłony, meble, obrazy.- Może herbaty? - zaproponowała Ellie.- Piłyście już chyba herbatę.- Herbatę można pić zawsze.- Po czym Ellie zwróciła się do Grety: - Nie będę dzwonić na służbę.Greto, czy mogłabyś pójść do kuchni po świeżą esencję?- Oczywiście, kochanie.- I Greta wyszła z pokoju.Rzuciła matce przez ramię ostre, niemal bojaźliwe spojrzenie.Mama usiadła.- Gdzie pani rzeczy? - zapytała Ellie.- Mam nadzieję, że zostanie pani u nas?- Nie, nie zostanę.Za pół godziny mam pociąg.Chciałam tylko zobaczyć, jak wam się żyje.- I szybko dodała, jakby chciała wyrzucić to z siebie, zanim zjawi się Greta: - Nie martw się, już mu powiedziałam, że byłaś u mnie.- Przepraszam, Mike - rzekła mocnym głosem Ellie.- Ale pomyślałam sobie, że lepiej będzie nic ci nie mówić.- Przyjechała z dobroci serca - wtrąciła matka.- Trafiła ci się dobra dziewczyna.I ładna.Nawet bardzo.- I dodała prawie szeptem: - Przykro mi.- Przykro pani? - spytała Ellie zaskoczona.- Tak.Bo różne rzeczy sobie myślałam.- W jej głosie drgało lekkie napięcie.- Cóż, sama mówiłaś, że matki już takie są.Nieufne wobec synowych.Ale kiedy cię zobaczyłam, od razu wiedziałam, że Mike ma szczęście.Wydawało mi się, że to za piękne, żeby było prawdziwe.- Nie obrażaj mnie! - zawołałem, ale wreszcie się do niej uśmiechnąłem.- Zawsze miałem doskonały gust.- Chciałeś powiedzieć, że miałeś zawsze kosztowny gust.- Matka spojrzała na brokatowe zasłony.- Jak na kogoś, kto ma kosztowny gust, wybrał chyba nie najgorzej - zaśmiała się Ellie.- Każ mu trochę oszczędzać od czasu do czasu.Niech ćwiczy charakter.- Odmawiam.Nie zamierzam się zmieniać na lepsze.Posiadanie żony ma jeden wielki plus: żona uważa, że wszystko, co człowiek robi, jest doskonałe.Prawda, Ellie?Ellie znowu wyglądała na szczęśliwą.- Co za próżność! Przechodzisz sam siebie, Mike - powiedziała ze śmiechem.Przyszła Greta z imbrykiem.Od razu wróciło napięcie, które pod jej nieobecność opadło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nieprawda.Tylko raz pisałem, żeby przyjechała, zdawkowo, co z góry wykluczało przyjęcie zaproszenia.Nie chciałem jej tu widzieć.Ani teraz, ani nigdy.- Masz rację.Wreszcie przyjechałam.Zobaczyć, czy wszystko u was w porządku.Więc tak wygląda wasz wspaniały dom.Prawdziwe cacko - rzekła, patrząc mi przez ramię.W jej głosie odczytałem dezaprobatę, wyczułem cierpką nutę, czego się zresztą spodziewałem.- Za wysokie progi na lisie nogi, co?- Tego nie powiedziałam, chłopcze.- Ale pomyślałaś.- Nie urodziłeś się do takich pałaców.Człowiek ma swoje miejsce w życiu.Nie powinien pchać się tam, gdzie go nie brakuje.- Trele morele.Gdyby słuchać ciebie, człowiek by nigdy do niczego nie doszedł.- Znam tę twoją śpiewkę.Puste słowa.Przerost ambicji nic dobrego nie wróży.- Na litość boską, przestań krakać.Chodź.Obejrzysz dom na własne oczy, zobaczymy, czy nie zmienisz zdania.Poznasz też moja wspaniałą żonę, ale spróbuj mi tylko kręcić na nią nosem.- Poznałam już twoją żonę, Mike.- Jak to? - wykrzyknąłem.- Więc nic ci nie mówiła?- Niby o czym?- Że była u mnie.- Pojechała do ciebie?Był to grom z jasnego nieba.- Tak.Któregoś dnia zapukała do drzwi.Stała na progu lekko wystraszona.Pod tymi wytwornymi ciuszkami kryje się miłe, dobre dziecko.Spytała: „Pani jest matką Mike’a?” „Tak - odparłam.- A kim pani jest?” „Jego żoną - odpowiedziała.I dodała: - Przyjechałam panią odwiedzić.Powinnam poznać swoją teściową”.A ja: „Założę się, że on tego nie chciał”.Zawahała się.Powiedziałam jeszcze: „Może pani śmiało mówić.Znam swojego syna, wiem dobrze, czego chce, a czego nie chce”.A ona na to: „Może pani myśli, że on się wstydzi, że jesteście biedni, ale to nieprawda.Mike nie jest taki.Nie.Niech mi pani wierzy”.Powiedziałam: „Niech go pani nie tłumaczy, moje dziecko.Znam wady mojego syna.Tej akurat nie ma.Nie wstydzi się matki, nie wstydzi się swoich początków.Nie wstydzi się mnie - mówiłam - ale się mnie boi.Widzi pani, znam go jak zły szeląg”.To ją wyraźnie ubawiło.Powiedziała: „Chyba wszystkie matki uważają, że nikt nie zna lepiej ich synów.A synowie z kolei mają to matkom za złe”.Odparłam, że jest w tym pewno jakaś prawda, bo jak jest się młodym, zawsze coś się odgrywa przed ludźmi.Kiedy byłam mała, mieszkałam u ciotki.Nad moim łóżkiem wisiał obraz w pozłacanej ramie: wielkie oko z napisem: „Bóg mnie widzi”.Pamiętam, że przebiegały mi ciarki po całym ciele, kiedy szłam spać.- Ellie powinna mi była wszystko opowiedzieć! - zawołałem.- Nie wiem dlaczego zrobiła z tego tajemnicę.Co jej strzeliło do głowy?Byłem zły.Bardzo zły.Nie przypuszczałem, że Ellie może mnie tak wykołować.- Pewno się trochę bała.Niepotrzebnie.Kogo tu się bać?- Chodźmy już.Zobaczysz nasz dom.Nie wiem, czy dom podobał się jej, czy nie.Chyba nie.Obchodziła pokoje unosząc brwi.Na koniec weszliśmy do bawialni, gdzie siedziały Ellie i Greta.Wróciły właśnie ze spaceru, Greta miała jeszcze narzucony na ramiona purpurowy wełniany płaszcz.Matka wodziła spojrzeniem od jednej do drugiej.Stała chwilę jak zamurowana.Ellie zerwała się i podbiegła do niej.- Och, pani Rogers! - zawołała i zwróciła się do Grety: - Przyjechała matka Mike’a.Co za miła niespodzianka! Pozwól, Greto.To moja przyjaciółka Greta Andersen.Wzięła matkę za obie ręce.Mama spojrzała na nią, po czym utkwiła twardy wzrok w Grecie.- Więc to tak - mruknęła pod nosem.- Rozumiem.- Słucham? - spytała Ellie.- Byłam ciekawa, jak to wszystko wygląda.- Rozejrzała się.- Taki ładny dom.Piękne zasłony, meble, obrazy.- Może herbaty? - zaproponowała Ellie.- Piłyście już chyba herbatę.- Herbatę można pić zawsze.- Po czym Ellie zwróciła się do Grety: - Nie będę dzwonić na służbę.Greto, czy mogłabyś pójść do kuchni po świeżą esencję?- Oczywiście, kochanie.- I Greta wyszła z pokoju.Rzuciła matce przez ramię ostre, niemal bojaźliwe spojrzenie.Mama usiadła.- Gdzie pani rzeczy? - zapytała Ellie.- Mam nadzieję, że zostanie pani u nas?- Nie, nie zostanę.Za pół godziny mam pociąg.Chciałam tylko zobaczyć, jak wam się żyje.- I szybko dodała, jakby chciała wyrzucić to z siebie, zanim zjawi się Greta: - Nie martw się, już mu powiedziałam, że byłaś u mnie.- Przepraszam, Mike - rzekła mocnym głosem Ellie.- Ale pomyślałam sobie, że lepiej będzie nic ci nie mówić.- Przyjechała z dobroci serca - wtrąciła matka.- Trafiła ci się dobra dziewczyna.I ładna.Nawet bardzo.- I dodała prawie szeptem: - Przykro mi.- Przykro pani? - spytała Ellie zaskoczona.- Tak.Bo różne rzeczy sobie myślałam.- W jej głosie drgało lekkie napięcie.- Cóż, sama mówiłaś, że matki już takie są.Nieufne wobec synowych.Ale kiedy cię zobaczyłam, od razu wiedziałam, że Mike ma szczęście.Wydawało mi się, że to za piękne, żeby było prawdziwe.- Nie obrażaj mnie! - zawołałem, ale wreszcie się do niej uśmiechnąłem.- Zawsze miałem doskonały gust.- Chciałeś powiedzieć, że miałeś zawsze kosztowny gust.- Matka spojrzała na brokatowe zasłony.- Jak na kogoś, kto ma kosztowny gust, wybrał chyba nie najgorzej - zaśmiała się Ellie.- Każ mu trochę oszczędzać od czasu do czasu.Niech ćwiczy charakter.- Odmawiam.Nie zamierzam się zmieniać na lepsze.Posiadanie żony ma jeden wielki plus: żona uważa, że wszystko, co człowiek robi, jest doskonałe.Prawda, Ellie?Ellie znowu wyglądała na szczęśliwą.- Co za próżność! Przechodzisz sam siebie, Mike - powiedziała ze śmiechem.Przyszła Greta z imbrykiem.Od razu wróciło napięcie, które pod jej nieobecność opadło [ Pobierz całość w formacie PDF ]