[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęliśmy od wizyty u specjalisty potrafiącego zmieniać wygląd klientów.Był to niski mężczyzna w dziwny, nieco ptasi sposób pochylający głowę, czym przypominał Poirota.Specjalista ten przez długą chwilę przyglądał mi się z uwagą, po czym zabrał się do pracy.Godzinę później mogłem już spojrzeć w lustro.Zamarłem ze zdumienia.Dzięki specjalnym butom stałem się o kilka centymetrów wyższy.Miałem na sobie płaszcz, w którym wyglądałem bardzo szczupło.Zmieniono kształt moich brwi tak, że z trudem poznawałem teraz własną twarz.Policzki miałem wypchane specjalnymi poduszeczkami.Znikła gdzieś moja piękna opalenizna.Nie miałem też wąsów, wzbogaciłem się natomiast o złoty ząb.- Nazywasz się - powiedział Poirot - Arthur Neville.Niech cię Bóg strzeże, przyjacielu.Obawiam się, że narażam cię na niebezpieczeństwo.O godzinie wyznaczonej przez pana Rylanda z bijącym sercem stawiłem się w Savoyu.Musiałem zaczekać kilka minut, zanim poproszono mnie na górę.Ryland siedział przy stole.Przed nim leżał list.Rzuciłem na kartkę ukradkowe spojrzenie i poznałem pismo ministra spraw wewnętrznych.Pierwszy raz widziałem amerykańskiego milionera; wywarł na mnie wielkie wrażenie.Był wysoki, szczupły, miał lekko wysuniętą brodę i haczykowaty nos.Jego oczy lśniły zimnym, szarym światłem pod wysokimi brwiami.Włosy miał gęste, szpakowate, a z kącika ust sterczało mu zawadiacko czarne cygaro (bez cygara - jak się później dowiedziałem - Ryland się nie pokazuje).- Proszę usiąść - mruknął.Usiadłem.Ryland puknął palcem w leżący na stole list.- Sądząc z tego, co tu przeczytałem, jest pan człowiekiem, jakiego szukam.Proszę powiedzieć, czy zna się pan na etykiecie?Powiedziałem, że w tej dziedzinie, jak sądzę, będę mógł zadowolić swojego pracodawcę.- Czy to znaczy, że jeśli zaproszę do swojego wiejskiego pałacu mnóstwo hrabiów, szlachciców, wicehrabiów i im podobnych, będzie pan w stanie usadzić ich przy stole tak, jak powinno to być zrobione?- Z łatwością - odparłem uśmiechając się.Rozmowa nie trwała długo.Zostałem zatrudniony.Pan Ryland potrzebował sekretarza znającego angielską etykietę, miał już bowiem sekretarza i stenotypistkę z Ameryki.Dwa dni później pojechałem do Hatton Chase, siedziby księcia Loamshire, którą amerykański milioner wynajął na pół roku.Moje obowiązki nie były ciężkie.Kiedyś pracowałem w roli sekretarza wiecznie zapracowanego parlamentarzysty, więc ta rola nie była mi całkiem obca.Pan Ryland na soboty i niedziele zapraszał mnóstwo gości, ale w połowie tygodnia w domu panował spokój.Rzadko widywałem pana Appleby, amerykańskiego sekretarza.Sprawiał on jednak wrażenie miłego, normalnego człowieka, doskonale znającego się na swojej pracy.Nieco częściej widywałem pannę Martin, stenotypistkę.Była piękną, na oko dwudziestokilkuletnią dziewczyną o kasztanowych włosach i brązowych oczach, czasem lśniących z podniecenia, na ogół jednak skromnie spuszczonych w dół.Miałem wrażenie, że nie lubi swojego pracodawcy i nie ufa mu, chociaż unikała rozmowy na ten temat.Pewnego razu zwierzyła mi się jednak.Uważnie przyglądałem się wszystkim domownikom.Odniosłem wrażenie, że niedawno zatrudniono tylko dwie służące, jednego lokaja i kilka pokojówek.Szef służby i gospodyni pracowali wcześniej u księcia, teraz zaś zgodzili się pozostać w wynajętym domu.Pokojówki uznałem za nieważne, starałem się natomiast mieć na oku drugiego lokaja, Jamesa.Po pewnym czasie nabrałem przekonania, że nie jest on nikim więcej jak tylko drugim lokajem.Zatrudnił go szef służby.Najwięcej podejrzeń budził we mnie Deaves, służący Rylanda, który przyjechał ze swoim panem z Nowego Jorku.Mimo że był Anglikiem i miał nieskazitelne maniery, nie miałem do niego za grosz zaufania.Byłem w Hatton Chase już trzy tygodnie, ale nie zdarzyło się nic, co mogłoby potwierdzać naszą teorię.Nie znalazłem najmniejszego śladu działalności Wielkiej Czwórki.Pan Ryland był wprawdzie człowiekiem o silnej osobowości, ale zaczynałem już wierzyć, że Poirot pomylił się, łącząc jego osobę z działalnością tej strasznej organizacji.Pewnego razu Ryland w zupełnie naturalny sposób wspomniał podczas kolacji o Poirocie.- Mówią, że to niezwykły człowiek.Ale zbyt łatwo się poddaje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl