[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Tak, byłem draniem.Co powiesz na to, Pilar?— Wszyscy mężczyźni to dranie — wzruszyła ramionami Pilar.— Tak przynajmniej mówią zakonnice.I dlatego trzeba się modlić za tych łobuzów.— Tak, ale ja byłem większym draniem niż inni — roześmiał się Simeon.— Ale wiesz co, wcale tego nie żałuję.Nie żałuję niczego.Radowałem się każdą minutą mojego życia! Ludzie mówią, że na starość przychodzi czas na pokutę.To bzdury! Ja nie będę pokutował.Powiem ci coś: grzeszyłem na wszystkie sposoby.Próbowałem wszystkich grzechów głównych.Oszukiwałem, kradłem, kłamałem… do licha, i to jak jeszcze! A kobiety! Słyszałem kiedyś opowiadanie o szejku arabskim, który miał straż przyboczną złożoną z czterdziestu własnych synów.I wszyscy byli prawie w tym samym wieku.Czterdziestu! Nie wiem, czy ja uzbierałbym całą czterdziestkę, ale z moich bękartów też można by sformować sporą gwardię.No jak, Pilar, jesteś zgorszona? Zszokowana?— Dlaczego miałabym być zszokowana? — Pilar patrzyła uważnie na Simeona.— Mężczyźni zawsze pragną kobiet.Mój ojciec był taki sam.Dlatego tak często żony są nieszczęśliwe i nie pozostaje im nic innego jak chodzić do kościoła i się modlić.Stary Simeon zmarszczył brwi.— Przeze mnie Adelajda była nieszczęśliwa — powiedział cicho, na pół do siebie.— Boże, co to za kobieta.Jaka była piękna, kiedy się z nią żeniłem.Krew z mlekiem.A co potem? Tylko łzy i łzy.Kiedy żona ciągle płacze, w mężu budzi się diabeł… Ona była po prostu słaba.Gdyby mi się kiedyś postawiła! Ale gdzie tam, ani razu.Myślałem, że po ślubie się ustatkuję, będę miał normalną rodzinę, skończę z tym wszystkim, co było…Głos mu zamarł.Wpatrywał się w płomienie tańczące w kominku.— Rodzina! Boże, co to za rodzina! — nagle zaniósł się gniewnym, skrzekliwym śmiechem.— Wystarczy na nich popatrzeć! Nie mam żadnego wnuka! Co to za ludzie! Czy oni nie mają ani kropli mojej krwi w żyłach? Nie mam ani jednego przyzwoitego syna, ślubnego czy nieślubnego.Na przykład Alfred, wielkie nieba, co to za nudziarz.Ciągle patrzy na mnie tymi swoimi psimi oczami.Gotowy zrobić wszystko, co każę.Co za dureń! Za to jego żona, Lydia, ma charakter.Nie lubi mnie.Nie cierpi mnie, ale musi to ukrywać ze względu na tego głupka Alfreda.— Starzec popatrzył na dziewczynę siedzącą koło ognia.— Pilar, pamiętaj, że nie ma nic nudniejszego niż poświęcenie.Uśmiechnęła się.Simeon mówił dalej, obecność młodej, tak kobiecej Pilar skłaniała go do zwierzeń.— A George? Kim jest ten George? Drętwy, pompatyczny nudziarz, balon pełen frazesów i komunałów, ani rozumu ani charakteru, a za to kutwa niesłychana! David? David zawsze był głupcem, głupcem i marzycielem, a do tego maminsynkiem.Jeden raz zrobił rzecz sensowną, kiedy ożenił się z tą solidną i spokojną kobietą.— Simeon klepnął dłonią w obicie fotela.— Harry jest najlepszy z nich wszystkich! Biedny stary Harry, zakała rodziny! Ale w nim jednym widać przynajmniej życie!— Tak — przytaknęła Pilar — on jest fajny.Śmieje się często do rozpuku i zabawnie odrzuca wtedy głowę do tyłu.Bardzo go lubię.— Bardzo go lubisz, Pilar? Tak, Harry zawsze miał podejście do dziewczyn.To po mnie — starzec zaczął śmiać się słabo, jakby astmatycznie.— Dobre miałem życie, tak, dobrze mi się żyło.Wszystkiego pod dostatkiem.— U nas, w Hiszpanii, twierdzą, że Bóg mówi: „bierz, co chcesz, ale płać”.Simeon ponownie z aprobatą uderzył dłonią w fotel.— To dobre.W tym rzecz.Bierz, co chcesz… Tak właśnie robiłem, przez całe życie brałem, co chciałem…— A zapłaciłeś za to? — spytała Pilar dźwięcznym, wysokim głosem.Słaby, dychawiczny śmiech zamarł Simeonowi na ustach.— Co powiedziałaś?— Pytałam, czy zapłaciłeś za to, dziadku.— Ja… nie wiem — odrzekł najpierw powoli, a potem, bijąc pięścią o fotel, wykrzyknął gniewnie:— Co za pytanie! Skąd ci przyszło do głowy pytać mnie oto?— Byłam… ciekawa.Ręka dziewczyny trzymająca wachlarz znieruchomiała.Pilar siedziała z głową odchyloną do tyłu, z oczami ciemnymi, tajemniczymi, świadoma swej kobiecości.— Ty mała diablico…— Ale lubisz mnie, dziadku — powiedziała miękko.— Lubisz, kiedy tak siedzę tu przy tobie.— Lubię, tak, lubię to.Dawno już nie widziałem nikogo tak młodego i pięknego… To mi dobrze robi, grzeję przy tobie stare kości… A przy tym miło pomyśleć, że to moja krew… No proszę, Jennifer okazała się najlepsza z nich wszystkich!Pilar uśmiechała się.— Niech ci się nie wydaje, że możesz mnie wywieść w pole — ciągnął Simeon.— Wiem dobrze, czemu siedzisz tu tak cierpliwie i słuchasz mojego gadulstwa.Chodzi o pieniądze, tylko o pieniądze… A może będziesz mi wpierać, że kochasz swojego starego dziadka?— Nie kocham cię, ale lubię, bardzo cię lubię.Musisz mi uwierzyć, bo to prawda.Przypuszczam, że było z ciebie niezłe ziółko, ale za to też cię lubię.Ty w tym domu jesteś człowiekiem z krwi i kości, o wiele bardziej niż reszta.Opowiadasz ciekawe rzeczy, zjeździłeś świat, miałeś życie pełne przygód.Gdybym była mężczyzną, chciałabym być podobna do ciebie.— Tak — kiwnął głową Simeon, — myślę, że byłabyś podobna.Mamy w sobie cygańską krew, tak zawsze mówiliW moich dzieciach, oprócz Harry’ego, nie było jej widać, ale nareszcie odezwała się w tobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl