[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biedaczysko.— Kto rozpowszechnia te wszystkie pogłoski? Carslake?Gabriel potrząsnął głową.— Nie, nie Carslake.Jemu brak polotu.Nie mógłbym mu zawierzyć.Musiałem sam zakasać rękawy.Wybuchnąłem śmiechem.— Czyżby to znaczyło, że ma pan dość nerwów, by wmawiać ludziom, iż stać pana na zdobywanie Krzyża Wiktorii trzy razy pod rząd?— No, niezupełnie.Do tych celów używam kobiet, powiedzmy, niezbyt rozgarniętych.To one same wyciągają ze mnie to i owo, a potem, kiedy jestem przeraźliwie zażenowany i błagam, by wszystko zostało między nami, one czym prędzej biegną z językiem do swoich najlepszych przyjaciółek.— Pan rzeczywiście jest bezwstydny, majorze Gabriel.— Walczę o zwycięstwo w wyborach.Muszę myśleć o swojej karierze.Takie metody liczą się o wiele bardziej niż wszystkie dywagacje na temat podatków, odszkodowań wojennych czy właściwej płacy za właściwą pracę.Kobiety zawsze dają się złapać na sprawy osobiste.— Coś mi to przypomina: jaki diabeł podkusił pana do opowiadania pani Burt, że byłem ranny pod El–Alamejn?Gabriel westchnął ciężko.— Przypuszczam, że pozbawił ją pan złudzeń.A szkoda, przyjacielu.Trzeba inkasować czeki, kiedy tylko nadarza się okazja.Bohaterowie są obecnie w cenie.Potem pójdą w odstawkę.Bierz, póki ci dają.— Posługując się fałszem? Pozorami?— Kobietom nie trzeba mówić prawdy.Ja nigdy tego nie robię.One zresztą jej nie oczekują, jeszcze się pan przekona.— To coś innego niż rozmyślne kłamstwa.— Kto tu mówi o kłamstwie.Nie każę panu kłamać.Pan powinien jedynie bąkać pod nosem: „Nonsens… jakaś pomyłka… dlaczego, u diabła, ten Gabriel nie trzyma języka za zębami…”, a potem przejść do rozmowy o pogodzie, o łowieniu sardeli lub o kuchni w średniowiecznej Rosji.Tyle wystarczy, by rozentuzjazmować każdą dziewczynę.Do diabła, dosyć tego.Nie kuszą pana jakieś rozrywki?— W moim położeniu?!— Wiem, wiem.Nie może pan chodzić z nikim do łóżka — Gabriel na ogół nie przebierał w słowach — ale nie zaszkodziłaby odrobina namiastki.Lepsze to niż nic.Nie chciałby pan jakiejś kobietki, która by się panem zajęła?— Nie.— Zabawne.Ja na pana miejscu chciałbym.— To by się dopiero okazało.Gabriel spochmurniał.Powiedział wolno:— Może i ma pan rację… Na każdego przychodzi godzina próby… Nikt nie zna siebie dogłębnie.Zdaje mi się, iż rozgryzłem Johna Gabriela z każdej strony.Pan jednak sugeruje, że jestem w błędzie.Proszę zatem wyjść mu naprzeciw, nie sądzę, żebyście się znali.Przemierzał niecierpliwie pokój tam i z powrotem; czułem, że moje słowa wprawiły go w niepokój.Wyglądał teraz — tak, nagle to sobie uświadomiłem — wyglądał jak mały, przestraszony chłopiec.— Myli się pan — powiedział.— Bardzo się pan myli.Ja siebie znam.Jestem pewien właśnie tego jednego: znam siebie.Choć czasami wolałbym, żeby było inaczej… Dokładnie wiem, kim jestem i na co mnie stać.Dbam o to, proszę zauważyć, by nikt się nie połapał w tym, co robię.Wiem, skąd przychodzę, i wiem, dokąd zmierzam.Wiem, czego chcę, i wiem, jak to zdobyć.Rozpracowałem wszystko bardzo starannie i nie sądzę, bym chybił celu.— Przez chwilę coś rozważał.— Nie, myślę, że siedzę w siodle pewnie.Dojdę tam, gdzie chcę dojść!Ton jego głosu zaciekawił mnie.Na moment uwierzyłem, że jest kimś więcej niż szarlatanem — zobaczyłem w nim uosobienie siły.— Zgoda — powiedziałem.— Załóżmy, że dojdzie pan do celu.— Do jakiego celu?— Do władzy.To o nią panu chodzi, chyba się nie mylę.Przyjrzał mi się dokładnie, po czym wybuchnął śmiechem.— Boże mój, nie.Myśli pan, że kim jestem? Hitlerem? Nie chcę władzy.Nie mam żadnych ambicji, by panować nad stworzeniami takimi jak ja ani w ogóle nad światem.Wielkie nieba, człowieku, myśli pan, że to dla zdobycia władzy wplątałem się w tę awanturę? Władza to androny, to czyste bzdury! Chcę jedynie wygodnej posady.Niczego więcej.Patrzyłem na niego rozczarowany.Na jedną krótką chwilę John Gabriel urósł w moich oczach do wielkości tytana.Teraz kurczył się na powrót do ludzkich rozmiarów.Opadł na krzesło i wyciągnął przed siebie nogi.Zobaczyłem go nagle odartym ze zwykłego czaru; zobaczyłem prostaka — miałkiego, chciwego człowieczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Biedaczysko.— Kto rozpowszechnia te wszystkie pogłoski? Carslake?Gabriel potrząsnął głową.— Nie, nie Carslake.Jemu brak polotu.Nie mógłbym mu zawierzyć.Musiałem sam zakasać rękawy.Wybuchnąłem śmiechem.— Czyżby to znaczyło, że ma pan dość nerwów, by wmawiać ludziom, iż stać pana na zdobywanie Krzyża Wiktorii trzy razy pod rząd?— No, niezupełnie.Do tych celów używam kobiet, powiedzmy, niezbyt rozgarniętych.To one same wyciągają ze mnie to i owo, a potem, kiedy jestem przeraźliwie zażenowany i błagam, by wszystko zostało między nami, one czym prędzej biegną z językiem do swoich najlepszych przyjaciółek.— Pan rzeczywiście jest bezwstydny, majorze Gabriel.— Walczę o zwycięstwo w wyborach.Muszę myśleć o swojej karierze.Takie metody liczą się o wiele bardziej niż wszystkie dywagacje na temat podatków, odszkodowań wojennych czy właściwej płacy za właściwą pracę.Kobiety zawsze dają się złapać na sprawy osobiste.— Coś mi to przypomina: jaki diabeł podkusił pana do opowiadania pani Burt, że byłem ranny pod El–Alamejn?Gabriel westchnął ciężko.— Przypuszczam, że pozbawił ją pan złudzeń.A szkoda, przyjacielu.Trzeba inkasować czeki, kiedy tylko nadarza się okazja.Bohaterowie są obecnie w cenie.Potem pójdą w odstawkę.Bierz, póki ci dają.— Posługując się fałszem? Pozorami?— Kobietom nie trzeba mówić prawdy.Ja nigdy tego nie robię.One zresztą jej nie oczekują, jeszcze się pan przekona.— To coś innego niż rozmyślne kłamstwa.— Kto tu mówi o kłamstwie.Nie każę panu kłamać.Pan powinien jedynie bąkać pod nosem: „Nonsens… jakaś pomyłka… dlaczego, u diabła, ten Gabriel nie trzyma języka za zębami…”, a potem przejść do rozmowy o pogodzie, o łowieniu sardeli lub o kuchni w średniowiecznej Rosji.Tyle wystarczy, by rozentuzjazmować każdą dziewczynę.Do diabła, dosyć tego.Nie kuszą pana jakieś rozrywki?— W moim położeniu?!— Wiem, wiem.Nie może pan chodzić z nikim do łóżka — Gabriel na ogół nie przebierał w słowach — ale nie zaszkodziłaby odrobina namiastki.Lepsze to niż nic.Nie chciałby pan jakiejś kobietki, która by się panem zajęła?— Nie.— Zabawne.Ja na pana miejscu chciałbym.— To by się dopiero okazało.Gabriel spochmurniał.Powiedział wolno:— Może i ma pan rację… Na każdego przychodzi godzina próby… Nikt nie zna siebie dogłębnie.Zdaje mi się, iż rozgryzłem Johna Gabriela z każdej strony.Pan jednak sugeruje, że jestem w błędzie.Proszę zatem wyjść mu naprzeciw, nie sądzę, żebyście się znali.Przemierzał niecierpliwie pokój tam i z powrotem; czułem, że moje słowa wprawiły go w niepokój.Wyglądał teraz — tak, nagle to sobie uświadomiłem — wyglądał jak mały, przestraszony chłopiec.— Myli się pan — powiedział.— Bardzo się pan myli.Ja siebie znam.Jestem pewien właśnie tego jednego: znam siebie.Choć czasami wolałbym, żeby było inaczej… Dokładnie wiem, kim jestem i na co mnie stać.Dbam o to, proszę zauważyć, by nikt się nie połapał w tym, co robię.Wiem, skąd przychodzę, i wiem, dokąd zmierzam.Wiem, czego chcę, i wiem, jak to zdobyć.Rozpracowałem wszystko bardzo starannie i nie sądzę, bym chybił celu.— Przez chwilę coś rozważał.— Nie, myślę, że siedzę w siodle pewnie.Dojdę tam, gdzie chcę dojść!Ton jego głosu zaciekawił mnie.Na moment uwierzyłem, że jest kimś więcej niż szarlatanem — zobaczyłem w nim uosobienie siły.— Zgoda — powiedziałem.— Załóżmy, że dojdzie pan do celu.— Do jakiego celu?— Do władzy.To o nią panu chodzi, chyba się nie mylę.Przyjrzał mi się dokładnie, po czym wybuchnął śmiechem.— Boże mój, nie.Myśli pan, że kim jestem? Hitlerem? Nie chcę władzy.Nie mam żadnych ambicji, by panować nad stworzeniami takimi jak ja ani w ogóle nad światem.Wielkie nieba, człowieku, myśli pan, że to dla zdobycia władzy wplątałem się w tę awanturę? Władza to androny, to czyste bzdury! Chcę jedynie wygodnej posady.Niczego więcej.Patrzyłem na niego rozczarowany.Na jedną krótką chwilę John Gabriel urósł w moich oczach do wielkości tytana.Teraz kurczył się na powrót do ludzkich rozmiarów.Opadł na krzesło i wyciągnął przed siebie nogi.Zobaczyłem go nagle odartym ze zwykłego czaru; zobaczyłem prostaka — miałkiego, chciwego człowieczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]