[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie.Rurik wierzył, że ona jest nieodłącznym elementem planu, inie zostawił jej.To nie zmieniało faktu, że go kochała.Po raz pierwszy odkąd byłaczteroletnią dziewczynką, śmiała kogoś pokochać.Jednak była idiotką.Co dobrego przyniosło ukrywanie uczuć? Ruriknie żył, i nigdy nie dowiedział się, że byłaby w stanie zrobić dla niegowszystko: zawiozłaby ikonę jego rodzicom, poświęciłaby swoją szansę naRSzemstę, bo go kochała.Podnosząc głowę ku niebu, którego nie widziała, powiedziała:- Boże, nie modliłam się do ciebie od lat.Nie wierzyłam w ciebie.Jak mogłam? Nie widziałam dowodów twojego istnienia.Ale terazzobaczyłam dowód na to, że istnieje diabeł.Więc ty też musisz istnieć, ateraz błagam cię.Rurik Wilder nie żyje.Był częścią paktu z diabłem, alenie zawarł tego paktu, i jest.był dobrym człowiekiem.Jeżeli jesteśnajwiększym dobrem, proszę, błagam cię, zabierz go do siebie.Pozwól muwejść.do twojego domu.Więcej nie mogła mówić.Żal i cierpienie rozdzierały jej serce.Zwinęła się w kłębek.Szloch dręczył ją, szarpał jej płuca, bolała ją od273niego głowa.Odbijał się echem po jaskini i przez szczeliny w skałach unosił do nieba.Nie wiedziała, jak długo płakała - godzinę, a może dłużej.Jednak,kiedy w końcu podniosła głowę, czuła się lepiej, lżej i pewniej.Całe jej dotychczasowe życie dogorywało, a ona zmierzała do krainyumarłych i wiedziała, że spotka tam Rurika.W tej ciemnej i wilgotnejjaskini przysięgła sobie, że pierwsze słowa, jakie od niej usłyszy, to„kocham cię".A teraz - nieważne jak beznadziejna wydawała się jej sytuacja -spróbuje znaleźć wyjście z tego labiryntu jaskiń.Musiała oddać ikonęrodzinie Rurika albo przynajmniej spróbować.Nagle w oddali pojawiło się jakby światło.No może niezupełnieświatło, ale blask.Przetarła oczy, myślała, że jej się przywidziało, ale ten blask nadaltam był.Właściwie, dwa blaski.RSRozejrzała się wokół, zastanawiając się, czy jakimś cudem dostałosię tutaj słońce.Ale nie, musiała być noc.Więc może księżyc? Albofosforyzująca ryba w jeziorze, albo świecący w ciemności stalaktyt?Zaśmiała się cicho.Może po prostu zwariowała, bo to wyglądało jak dwoje ludzistojących po drugiej stronie jeziora, które wypełniało jaskinię, a wokół nie było przejścia.Ale ci ludzie - to była kobieta i mężczyzna - gestem pokazali jej, żema wspinać się z powrotem tą samą drogą, którą przyszła.Tasya oniemiała.Wstała, wlepiając w nich wzrok.Kim byli?Byli ludźmi? Czy może wytworem jej wyobraźni?274Czy Tasya śniła? Była nieprzytomna?Dlaczego ta kobieta i ten mężczyzna byli z nią tutaj, pod ziemią?Chwyciła plecak i ruszyła przez stertę kamieni z powrotem w stronęściany, spod której wyruszyła.Widziała całą ścieżkę, wszystko wokółskąpane było w tym słabym, bladym świetle.To było dziwne uczuciezobaczyć coś, co wcześniej było ukryte.Sterta kamieni była ogromna;znaczna część ściany i sufitu zawaliła się, zasypując gładką ścieżkę pośródskał i strumień, tworząc jezioro.Kiedy dotarła na szczyt, zobaczyła drogę, którą przyszła, i kamiennądróżkę biegnącą wzdłuż ściany.Bardzo wąską kamienną dróżkę.Tak wąską, że gdyby powoliprzeszła dookoła, podążając za nawołującymi ją głosami tychrozsiewających blask nieznajomych, było całkiem prawdopodobne, żepoślizgnęłaby się i spadła, i tym razem nie przeżyła.Ale ci ludzie na nią czekali i wiedziała, że musi do nich iść.MiałaRSnieodparte wrażenie, że jeżeli tego nie zrobi, będzie zgubiona na wieki.Ale kim oni byli? Dokąd by ją zaprowadzili?Wyglądali znajomo.Z utkwionym w nich wzrokiem, oparła się plecami o ścianę i bokiemruszyła wzdłuż skalnej półki.Ciągle patrzyła na nieznajomych, i naglespuściła wzrok.Zamarła.Palce jej stóp zwisały z krawędzi półki, a pod nimi klif opadałpionowo w dół jeziora.Kilometry w dół, a głazy wystawały z jeziora jakzęby.Gdyby spadła.Odwróciła głowę, kiedy usłyszała cichy szept:- Chodź, kochanie, chodź - to był głos jej matki.Matki!275Z oczami szeroko otwartymi i wpatrzonymi w świetliste postaci, Tasya dalej szła po wąskiej, solidnej skalnej półce wokół brzegu jeziora.Jej matka.Rodzice.Modliła się, a jej rodzice przyszli zabrać ją zesobą.Albo pomóc jej wyjść z jaskini.Nie wiedziała.W tej chwili było jejto obojętne.Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat mogła zobaczyćtwarz matki, jej jasnoniebieskie oczy, tak podobne do jej własnych.Widziała twarz ojca, jego mocno zarysowaną szczękę.Taką samą szczękęco rano oglądała, patrząc w lustro.To była najpiękniejsza chwila w jej życiu.W tym momencie zrozumiała, jak wiele straciła.I jak wiele miała.- Mamo - szepnęła, powoli posuwając się do przodu.- Tęsknię zatobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ale nie.Rurik wierzył, że ona jest nieodłącznym elementem planu, inie zostawił jej.To nie zmieniało faktu, że go kochała.Po raz pierwszy odkąd byłaczteroletnią dziewczynką, śmiała kogoś pokochać.Jednak była idiotką.Co dobrego przyniosło ukrywanie uczuć? Ruriknie żył, i nigdy nie dowiedział się, że byłaby w stanie zrobić dla niegowszystko: zawiozłaby ikonę jego rodzicom, poświęciłaby swoją szansę naRSzemstę, bo go kochała.Podnosząc głowę ku niebu, którego nie widziała, powiedziała:- Boże, nie modliłam się do ciebie od lat.Nie wierzyłam w ciebie.Jak mogłam? Nie widziałam dowodów twojego istnienia.Ale terazzobaczyłam dowód na to, że istnieje diabeł.Więc ty też musisz istnieć, ateraz błagam cię.Rurik Wilder nie żyje.Był częścią paktu z diabłem, alenie zawarł tego paktu, i jest.był dobrym człowiekiem.Jeżeli jesteśnajwiększym dobrem, proszę, błagam cię, zabierz go do siebie.Pozwól muwejść.do twojego domu.Więcej nie mogła mówić.Żal i cierpienie rozdzierały jej serce.Zwinęła się w kłębek.Szloch dręczył ją, szarpał jej płuca, bolała ją od273niego głowa.Odbijał się echem po jaskini i przez szczeliny w skałach unosił do nieba.Nie wiedziała, jak długo płakała - godzinę, a może dłużej.Jednak,kiedy w końcu podniosła głowę, czuła się lepiej, lżej i pewniej.Całe jej dotychczasowe życie dogorywało, a ona zmierzała do krainyumarłych i wiedziała, że spotka tam Rurika.W tej ciemnej i wilgotnejjaskini przysięgła sobie, że pierwsze słowa, jakie od niej usłyszy, to„kocham cię".A teraz - nieważne jak beznadziejna wydawała się jej sytuacja -spróbuje znaleźć wyjście z tego labiryntu jaskiń.Musiała oddać ikonęrodzinie Rurika albo przynajmniej spróbować.Nagle w oddali pojawiło się jakby światło.No może niezupełnieświatło, ale blask.Przetarła oczy, myślała, że jej się przywidziało, ale ten blask nadaltam był.Właściwie, dwa blaski.RSRozejrzała się wokół, zastanawiając się, czy jakimś cudem dostałosię tutaj słońce.Ale nie, musiała być noc.Więc może księżyc? Albofosforyzująca ryba w jeziorze, albo świecący w ciemności stalaktyt?Zaśmiała się cicho.Może po prostu zwariowała, bo to wyglądało jak dwoje ludzistojących po drugiej stronie jeziora, które wypełniało jaskinię, a wokół nie było przejścia.Ale ci ludzie - to była kobieta i mężczyzna - gestem pokazali jej, żema wspinać się z powrotem tą samą drogą, którą przyszła.Tasya oniemiała.Wstała, wlepiając w nich wzrok.Kim byli?Byli ludźmi? Czy może wytworem jej wyobraźni?274Czy Tasya śniła? Była nieprzytomna?Dlaczego ta kobieta i ten mężczyzna byli z nią tutaj, pod ziemią?Chwyciła plecak i ruszyła przez stertę kamieni z powrotem w stronęściany, spod której wyruszyła.Widziała całą ścieżkę, wszystko wokółskąpane było w tym słabym, bladym świetle.To było dziwne uczuciezobaczyć coś, co wcześniej było ukryte.Sterta kamieni była ogromna;znaczna część ściany i sufitu zawaliła się, zasypując gładką ścieżkę pośródskał i strumień, tworząc jezioro.Kiedy dotarła na szczyt, zobaczyła drogę, którą przyszła, i kamiennądróżkę biegnącą wzdłuż ściany.Bardzo wąską kamienną dróżkę.Tak wąską, że gdyby powoliprzeszła dookoła, podążając za nawołującymi ją głosami tychrozsiewających blask nieznajomych, było całkiem prawdopodobne, żepoślizgnęłaby się i spadła, i tym razem nie przeżyła.Ale ci ludzie na nią czekali i wiedziała, że musi do nich iść.MiałaRSnieodparte wrażenie, że jeżeli tego nie zrobi, będzie zgubiona na wieki.Ale kim oni byli? Dokąd by ją zaprowadzili?Wyglądali znajomo.Z utkwionym w nich wzrokiem, oparła się plecami o ścianę i bokiemruszyła wzdłuż skalnej półki.Ciągle patrzyła na nieznajomych, i naglespuściła wzrok.Zamarła.Palce jej stóp zwisały z krawędzi półki, a pod nimi klif opadałpionowo w dół jeziora.Kilometry w dół, a głazy wystawały z jeziora jakzęby.Gdyby spadła.Odwróciła głowę, kiedy usłyszała cichy szept:- Chodź, kochanie, chodź - to był głos jej matki.Matki!275Z oczami szeroko otwartymi i wpatrzonymi w świetliste postaci, Tasya dalej szła po wąskiej, solidnej skalnej półce wokół brzegu jeziora.Jej matka.Rodzice.Modliła się, a jej rodzice przyszli zabrać ją zesobą.Albo pomóc jej wyjść z jaskini.Nie wiedziała.W tej chwili było jejto obojętne.Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat mogła zobaczyćtwarz matki, jej jasnoniebieskie oczy, tak podobne do jej własnych.Widziała twarz ojca, jego mocno zarysowaną szczękę.Taką samą szczękęco rano oglądała, patrząc w lustro.To była najpiękniejsza chwila w jej życiu.W tym momencie zrozumiała, jak wiele straciła.I jak wiele miała.- Mamo - szepnęła, powoli posuwając się do przodu.- Tęsknię zatobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]