[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotyk jego ubranego ciała na mojej nagiej skórze, dźwięk jego szorstkiego głosu i uczucie długich palców zagłębiających się we mnie i cofających trzymały mnie na krawędzi.Druga ręka uszczypnęła mój sutek przez przezroczystą tkaninę stanika.Jęknęłam głośno.Byłam już blisko.— Powiedz to — wymruczał w moje ucho, zataczając kółka w mojej łechtaczce.— Nie chcę, żebyś cały dzień się na mnie złościła.Poddałam się wreszcie i wyszeptałam:— Chcę cię poczuć we mnie.Wydobył z siebie niski, zduszony jęk, oparł czoło o moje ramię i przyspieszyłrytm wbijania i zataczania kółek.Jego biodra ocierały się o moje pośladki, a naprężony członek wwiercał się we mnie.— Boże — jęknęłam, czując, jak w głębi zaciska się pętla, a każda myśl biegnie do przyjemności, która błagała, by mnie całą zalać.W tej chwili rytmiczny dźwięk naszych zdyszanych oddechów i jęków przerwałnagle przenikliwy dźwięk telefonu.Zamarliśmy, nagle z całą siłą wróciła do nas świadomość miejsca, w którym się znajdowaliśmy.Pan Ryan zaklął, odsunął się ode mnie i podniósł słuchawkę telefonu alarmowego.Odwróciłam się, złapałam sukienkę, nasunęłam na ramiona i drżącymi palcami zaczęłam ją zapinać.— Tak — mówił spokojnie, jakby nic nie zaszło.Nasze oczy się spotkały.—Rozumiem… nie, nic nam się nie stało… — Powoli się schylił i podniósł z podłogi moje podarte i rzucone figi.— Nie, właśnie się zatrzymała — słuchał osoby po drugiej stronie, przesuwając w palcach jedwabisty materiał.— W porządku —zakończył i odwiesił słuchawkę.Winda drgnęła i znów ruszyła w górę.Pan Ryan spojrzał na koronki w dłoni i znów na mnie.Uśmiechnął się lekko, odsunął od ściany i podszedł do mnie, położyłjedną dłoń na ścianie obok mojej głowy, pochylił się, przesunął nosem po mojej szyi i szepnął:— Dobrze pachniesz i dobrze się ciebie dotyka.Zatchnęłam się lekko.— A to — powiedział, wskazując na trzymaną w ręce bieliznę — jest moje.Winda zadźwięczała, kiedy zatrzymaliśmy się na naszym piętrze.Drzwiotworzyły się; nie oglądając się już na mnie, wsunął delikatny materiał do kieszeni marynarki i wyszedł.===aF86WTgMPQ1vCjkNOA9rU2JTYFg8XWtbOQprWGFQaVw=ROZDZIAŁCZWARTYPanika.To było jedyne uczucie, jakie mnie opanowało, kiedy niemal biegiem ruszyłem do gabinetu.Ślepa panika.Nie wierzyłem w to, co się dzieje.Sam na sam z nią w tej małej, stalowej celi — jej zapach, głos, skóra — całkowicie pozbawiło mnie samokontroli.Rozpadałem się.Ta kobieta miała nade mną władzę jak nikt dotąd.W zaciszu bezpiecznego gabinetu padłem na skórzaną kanapę.Oparłem głowę narękach i wsunąłem palce we włosy, starając się uspokoić emocje i moją erekcję.Robi się coraz gorzej.Odkąd przypomniała mi o porannym spotkaniu, nie było mowy, żebym zdobył sięna jedną logiczną myśl, nie mówiąc już o całej prezentacji w tej cholernej sali konferencyjnej.Ani o siedzeniu przy stole.Samo wejście do pokoju i widok jej opartej o szybę, pogrążonej w zamyśleniu, wystarczyły, żeby mnie rozpalić.Wymyśliłem bzdurną historyjkę o przeniesieniu spotkania na inne piętro, oczywiście jej się to nie spodobało.Dlaczego zawsze mi się sprzeciwia? Musiałem jej przypomnieć, kto tu rządzi.Ale jak przy każdej innej kłótni chwilę później rzuciła mi w twarz moje własne słowa.Na głuchy dźwięk z zewnątrz podskoczyłem na fotelu.Kolejny łomot.I kolejny.Co się tam, do licha, dzieje? Wstałem i skierowałem się do drzwi.Otworzyłem je —panna Mills zrzucała z półek segregatory.Kilka stosów już leżało na podłodze.Założyłem ramiona i oparłem się o ścianę, przyglądając się jej przez chwilę.Widok jej rozzłoszczonej twarzy w żaden sposób nie zmniejszał problemu w moich spodniach.— Czy raczy mi pani powiedzieć, co się tu dzieje?Spojrzała na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.— Czy postradał pan rozum?— Ani trochę.— Przepraszam, jeśli jestem nieco poirytowana — syknęła, zbierając kilkasegregatorów i wrzucając je do szuflady.— Nie uszczęśliwia mnie myśl o…— Bennett [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Dotyk jego ubranego ciała na mojej nagiej skórze, dźwięk jego szorstkiego głosu i uczucie długich palców zagłębiających się we mnie i cofających trzymały mnie na krawędzi.Druga ręka uszczypnęła mój sutek przez przezroczystą tkaninę stanika.Jęknęłam głośno.Byłam już blisko.— Powiedz to — wymruczał w moje ucho, zataczając kółka w mojej łechtaczce.— Nie chcę, żebyś cały dzień się na mnie złościła.Poddałam się wreszcie i wyszeptałam:— Chcę cię poczuć we mnie.Wydobył z siebie niski, zduszony jęk, oparł czoło o moje ramię i przyspieszyłrytm wbijania i zataczania kółek.Jego biodra ocierały się o moje pośladki, a naprężony członek wwiercał się we mnie.— Boże — jęknęłam, czując, jak w głębi zaciska się pętla, a każda myśl biegnie do przyjemności, która błagała, by mnie całą zalać.W tej chwili rytmiczny dźwięk naszych zdyszanych oddechów i jęków przerwałnagle przenikliwy dźwięk telefonu.Zamarliśmy, nagle z całą siłą wróciła do nas świadomość miejsca, w którym się znajdowaliśmy.Pan Ryan zaklął, odsunął się ode mnie i podniósł słuchawkę telefonu alarmowego.Odwróciłam się, złapałam sukienkę, nasunęłam na ramiona i drżącymi palcami zaczęłam ją zapinać.— Tak — mówił spokojnie, jakby nic nie zaszło.Nasze oczy się spotkały.—Rozumiem… nie, nic nam się nie stało… — Powoli się schylił i podniósł z podłogi moje podarte i rzucone figi.— Nie, właśnie się zatrzymała — słuchał osoby po drugiej stronie, przesuwając w palcach jedwabisty materiał.— W porządku —zakończył i odwiesił słuchawkę.Winda drgnęła i znów ruszyła w górę.Pan Ryan spojrzał na koronki w dłoni i znów na mnie.Uśmiechnął się lekko, odsunął od ściany i podszedł do mnie, położyłjedną dłoń na ścianie obok mojej głowy, pochylił się, przesunął nosem po mojej szyi i szepnął:— Dobrze pachniesz i dobrze się ciebie dotyka.Zatchnęłam się lekko.— A to — powiedział, wskazując na trzymaną w ręce bieliznę — jest moje.Winda zadźwięczała, kiedy zatrzymaliśmy się na naszym piętrze.Drzwiotworzyły się; nie oglądając się już na mnie, wsunął delikatny materiał do kieszeni marynarki i wyszedł.===aF86WTgMPQ1vCjkNOA9rU2JTYFg8XWtbOQprWGFQaVw=ROZDZIAŁCZWARTYPanika.To było jedyne uczucie, jakie mnie opanowało, kiedy niemal biegiem ruszyłem do gabinetu.Ślepa panika.Nie wierzyłem w to, co się dzieje.Sam na sam z nią w tej małej, stalowej celi — jej zapach, głos, skóra — całkowicie pozbawiło mnie samokontroli.Rozpadałem się.Ta kobieta miała nade mną władzę jak nikt dotąd.W zaciszu bezpiecznego gabinetu padłem na skórzaną kanapę.Oparłem głowę narękach i wsunąłem palce we włosy, starając się uspokoić emocje i moją erekcję.Robi się coraz gorzej.Odkąd przypomniała mi o porannym spotkaniu, nie było mowy, żebym zdobył sięna jedną logiczną myśl, nie mówiąc już o całej prezentacji w tej cholernej sali konferencyjnej.Ani o siedzeniu przy stole.Samo wejście do pokoju i widok jej opartej o szybę, pogrążonej w zamyśleniu, wystarczyły, żeby mnie rozpalić.Wymyśliłem bzdurną historyjkę o przeniesieniu spotkania na inne piętro, oczywiście jej się to nie spodobało.Dlaczego zawsze mi się sprzeciwia? Musiałem jej przypomnieć, kto tu rządzi.Ale jak przy każdej innej kłótni chwilę później rzuciła mi w twarz moje własne słowa.Na głuchy dźwięk z zewnątrz podskoczyłem na fotelu.Kolejny łomot.I kolejny.Co się tam, do licha, dzieje? Wstałem i skierowałem się do drzwi.Otworzyłem je —panna Mills zrzucała z półek segregatory.Kilka stosów już leżało na podłodze.Założyłem ramiona i oparłem się o ścianę, przyglądając się jej przez chwilę.Widok jej rozzłoszczonej twarzy w żaden sposób nie zmniejszał problemu w moich spodniach.— Czy raczy mi pani powiedzieć, co się tu dzieje?Spojrzała na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.— Czy postradał pan rozum?— Ani trochę.— Przepraszam, jeśli jestem nieco poirytowana — syknęła, zbierając kilkasegregatorów i wrzucając je do szuflady.— Nie uszczęśliwia mnie myśl o…— Bennett [ Pobierz całość w formacie PDF ]