[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam jej zupełnym39 przeciwieństwem: młoda, straszliwie chuda i ubrana w staromodny, franciszkański habit - takie noszono w Portugalii,gdzie przed podróżą przyjęłam śluby.Bardziej pasowałam do sióstr, które wyległy na podjazd w czarnych płaszczach ichustach.To była środa popielcowa.Zapamiętałam tę datę, bo po porannej mszy siostry miały wymalowane popiołem naczołach czarne krzyże.Nigdy nie zapomnę, jak mnie powitały.Mijałam tłum mniszek, a one szeptały do mnie łagodnymgłosem, który otaczał mnie jak pieśń.Witaj, szeptały siostry ze Zwiętej Róży.Witaj, witaj, witaj w domu.- Podobnie powitały i mnie - wtrąciła Ewangelina.Tamtego dnia niczego nie pragnęła tak bardzo, jak tego, żeby ojcieczabrał ją z powrotem do domu.- Pamiętam.Byłaś taka młodziutka.- Celestyna zamilkła, jakby porównywała przybycie Ewangełiny do klasztoru zwłasnym.- Matka Innocenta wyszła nam na powitanie - zrozumiałam wtedy, że te dwie kobiety znały się już wcześniej.Pani Rockefeller powiedziała:  Tak się cieszę, że wreszcie mogę Matkę poznać", a ja zaczęłam się zastanawiać, czy topowitanie siostry zgotowały mnie, czy też może pani Rockefeller, którą były wyraznie zainteresowane.Dobrzewiedziałam, jak wyglądam.Miałam straszliwą niedowagę i sińce pod oczami.Sama nie wiem, co bardziej nadwerężyło moje siły - choroby grasujące wEuropie czy przeprawa przez Atlantyk.Ewangelina przedstawiała sobie w myślach przyjazd Celestyny.Nie potrafiła tylko wyobrazić jej sobie jako młodejkobiety.Kiedy dołączyła do wspólnoty, była mniej więcej w tym wieku co teraz Ewangelina.- Abigail Rockefeller z pewnością niepokoiła się o stan zdrowia siostry - próbowała pokrzepić staruszkę.- Nonsens - odparła Celestyna.- Popchnęła mnie w stronę matki Innocenty, jak na oględziny, jak matrona, której córkadebiutuje na balu.Innocenta szeroko otworzyła ciężkie, drewniane wrota i przytrzymała je swoim ciałem, żeby siostrymogły wrócić do pracy.Mijały nas, a ja po ich woni odgadywałam, czym się zajmują: jedne pachniały środkami dopolerowania drewna, inne amoniakiem albo pastą do podłogi.Pani Rockefeller zupełnie na to nie zważała.Z tego, copamiętam, jej uwagę zwrócił marmurowy posąg archanioła Michała depczącego głowę węża.Położyła obleczonąrękawiczką dłoń na jego stopie i delikatnie przesunęła palcem w miejscu, w którym czaszka demona pękłaby podnaciskiem ciała anioła.Zauważyłam wtedy podwójny sznur kremowych pereł na jej szyi - kule mieniące się wprzytłumionym świetle.Naszyjnik był piękny i choć zwykle nie zważałam na dobra materialne, zaprzątnął moją uwagęprzez dłuższą chwilę.Pomyślałam, że pani Rockefeller i posąg, który podziwiała, w jakiś sposób do siebie pasują i jakie toniesprawiedliwe, że w Europie dzieci Boże giną w chorobie i nieszczęściu, a w Ameryce stroją się w futra i perły.Ewangelina wpatrywała się w Celestynę w nadziei, że to nie koniec opowieści.Nie dość, że staruszka wiedziała opowiązaniach Innocenty z Abigail Rockefeller, to jeszcze najprawdopodobniej była w samym ich centrum.Chciałapoprosić Celestynę, żeby mówiła dalej, ale bała się, że może ją spłoszyć.- Z pewnością siostra wie, o czym pani Rockefeller pisała do Innocenty - powiedziała wreszcie.- W Rodopy pojechaliśmy w związku z moją pracą - podjęła wątek Celestyna, przeszywając Ewangelinę wzrokiem,który wywołał w niej niepokój.- To dzięki moim wysiłkom mogliśmy dotrzeć do znaleziska w jaskini.Zaplanowaliśmywyprawę jak najstaranniej.Prowadziła ją doktor Seraphina Valko - najbardziej obawiała się, że dopadną nas, zanimdotrzemy do wąwozu.Ale nie dopadli.- Do wąwozu? - dopytywała coraz bardziej zdezorientowana Ewangelina.- Wszystko było skrupulatnie zaplanowane - ciągnęła Celestyna.-Mieliśmy najnowocześniejszy sprzęt i aparaty, żebyudokumentować znalezisko.Bardzo ich pilnowaliśmy, filmów też.Znalezliśmy to, co mieliśmy znalezć.Owinięte wtkaninę, doskonale zabezpieczone.- Celestyna wypatrywała czegoś przez okno.Mogło się wydawać, że szacuje wzrostwody w rzece.- Nie bardzo rozumiem - wtrąciła Ewangelina, licząc na to, że Celestyna wyrazi się jaśniej.- Jaka jaskinia? Jakieznalezisko?Celestyna znów skarciła ją wzrokiem.- Wjechaliśmy w Rodopy od strony Grecji.Była wojna, nie dało się inaczej.Na zachód od miejsca wyprawy, w Sofii,Amerykanie i Brytyjczycy prowadzili naloty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl