[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mama zbladła, przyglądając mi się i mocno zaciskając wargi.- Co on ci zrobił.? - spytała.- Co ci zrobił, żebyś tak myślała?Następnego dnia przyszła dwójka policjantów: szczupły mężczyzna i dość młodakobieta.Mieli czapki w rękach.Były to baseballowe czapeczki, dużo bardziej nieformalne niżpolicyjne czapki w Wielkiej Brytanii.Nosili koszule z krótkimi rękawami.Rodzice stali wgłębi pokoju.Lekarz też tam był.Wszyscy na mnie patrzyli, oceniali mnie.Czułam się,jakbym grała w sztuce i jakby każdy czekał, aż wypowiem wreszcie swoją kwestię.Policjantwyjął notes i pochylił się nade mną na tyle blisko, że mogłam dojrzeć pryszcz na jegobrodzie.- Rozumiemy, że to dla pani trudne, panno Toombs - zaczął.Jego głos był nosowy iwysoki, natychmiast przestałam go lubić.- Ofiary porwania często przechodzą przez fazęmilczenia i zaprzeczania.Od pani rodziców słyszałem, że nie mówi pani dużo, nie rozmawiaz nikim o tym, co pani przeszła.Nie chciałbym naciskać, ale.Milczałam.Urwał i spojrzał na mamę.Skinęła głową, zachęcając go.- Chodzi tylko o to, panno Toombs, Gemmo.- ciągnął.- Trzymamy w areszcieczłowieka.Mamy powody wierzyć, że to on jest pani porywaczem.Potrzebujemy, żeby namto pani potwierdziła.- Kto to jest? - spytałam.Zaczęłam kręcić się niespokojnie.Szczupły mężczyzna sprawdził w notatkach.- Oskarżonym jest niejaki Tyler MacFarlane, sto osiemdziesiąt pięć centymetrówwzrostu, włosy blond, oczy niebieskie, niewielka blizna z boku.Żołądek mi się skręcił.Dosłownie.Musiałam sięgnąć po basen i zwymiotować.Policja naciskała.Codziennie wracali ze swoimi pytaniami, codzienniesformułowanymi troszeczkę inaczej.- Opowiedz nam o człowieku, którego spotkałaś na lotnisku.- Czy zabrał cię wbrew twojej woli?- Czy użył siły?- Narkotyków?Mogłam to wytrzymać tylko przez chwilę.W końcu musiałam coś powiedzieć.Mamazawsze była obok, zachęcała mnie.Po jakimś czasie pokazali mi zdjęcia.Na niektórych byłeśty.Na niektórych inni ludzie.- Czy to on? - pytali raz za razem, przekładając zdjęcia.Nie ustępowali.Łatwo było cię rozpoznać, tylko ty miałeś jakikolwiek ogień w oczach.Tylko naciebie w ogóle mogłam patrzeć.Było tak, jakbyś spoglądał w obiektyw aparatu tylko dlamnie, jakbyś wiedział, że potem będę oglądać te zdjęcia, szukać ciebie.Na jednym zdjęciubyłeś dumny.Tak dumny, jak tylko mogłeś, stojąc na tle policyjnej ściany.Pod okiem miałeśrankę, której przedtem tam nie było.Chciałam zatrzymać to zdjęcie.Ale oczywiście detektywschował je do brązowej koperty razem z innymi.I tak to się ciągnęło.Co najmniej parę dni.Ale w końcu złożyłam zeznania.Musiałam.Ten czas był jednym pasmem zastrzyków i przesłuchań.Stałam się własnościąpubliczną.Wydawało się, że każdy może mnie zapytać o wszystko.Nie mieli dość.Tapolicjantka pytała mnie nawet, czy uprawialiśmy seks.- Kazał ci się dotykać?Pokręciłam głową.- Nigdy.- Jesteś pewna?Rozmawiałam z psychologami, terapeutami, doradcami, lekarzami od tego i lekarzamiod tamtego.Pielęgniarka codziennie pobierała mi krew.Lekarz sprawdzał pracę serca wposzukiwaniu nieprawidłowości.Stosowali terapię dla osób w ciężkim szoku.Nigdy niezostawiali mnie samej.A już zwłaszcza psychologowie.Pewnego popołudnia przyszła pani z fryzurą na pazia i w ciemnoniebieskimkostiumie.Usiadła przy moim łóżku.To było tak pod koniec dnia, czekałam na szczęk wózkaz kolacją.- Jestem doktor Donovan - oznajmiła.- Psychiatra kliniczny.- Nie chcę kolejnego psychiatry.- W porządku.- Ale nie wyszła.Pochyliła się tylko po tabliczkę z kartą wiszącą wnogach łóżka i zaczęła ją przeglądać.- Wiesz, co to jest syndrom sztokholmski? - spytałamiękko.Nie odpowiedziałam.Spojrzała na mnie, zanim dopisała do karty własne notatki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Mama zbladła, przyglądając mi się i mocno zaciskając wargi.- Co on ci zrobił.? - spytała.- Co ci zrobił, żebyś tak myślała?Następnego dnia przyszła dwójka policjantów: szczupły mężczyzna i dość młodakobieta.Mieli czapki w rękach.Były to baseballowe czapeczki, dużo bardziej nieformalne niżpolicyjne czapki w Wielkiej Brytanii.Nosili koszule z krótkimi rękawami.Rodzice stali wgłębi pokoju.Lekarz też tam był.Wszyscy na mnie patrzyli, oceniali mnie.Czułam się,jakbym grała w sztuce i jakby każdy czekał, aż wypowiem wreszcie swoją kwestię.Policjantwyjął notes i pochylił się nade mną na tyle blisko, że mogłam dojrzeć pryszcz na jegobrodzie.- Rozumiemy, że to dla pani trudne, panno Toombs - zaczął.Jego głos był nosowy iwysoki, natychmiast przestałam go lubić.- Ofiary porwania często przechodzą przez fazęmilczenia i zaprzeczania.Od pani rodziców słyszałem, że nie mówi pani dużo, nie rozmawiaz nikim o tym, co pani przeszła.Nie chciałbym naciskać, ale.Milczałam.Urwał i spojrzał na mamę.Skinęła głową, zachęcając go.- Chodzi tylko o to, panno Toombs, Gemmo.- ciągnął.- Trzymamy w areszcieczłowieka.Mamy powody wierzyć, że to on jest pani porywaczem.Potrzebujemy, żeby namto pani potwierdziła.- Kto to jest? - spytałam.Zaczęłam kręcić się niespokojnie.Szczupły mężczyzna sprawdził w notatkach.- Oskarżonym jest niejaki Tyler MacFarlane, sto osiemdziesiąt pięć centymetrówwzrostu, włosy blond, oczy niebieskie, niewielka blizna z boku.Żołądek mi się skręcił.Dosłownie.Musiałam sięgnąć po basen i zwymiotować.Policja naciskała.Codziennie wracali ze swoimi pytaniami, codzienniesformułowanymi troszeczkę inaczej.- Opowiedz nam o człowieku, którego spotkałaś na lotnisku.- Czy zabrał cię wbrew twojej woli?- Czy użył siły?- Narkotyków?Mogłam to wytrzymać tylko przez chwilę.W końcu musiałam coś powiedzieć.Mamazawsze była obok, zachęcała mnie.Po jakimś czasie pokazali mi zdjęcia.Na niektórych byłeśty.Na niektórych inni ludzie.- Czy to on? - pytali raz za razem, przekładając zdjęcia.Nie ustępowali.Łatwo było cię rozpoznać, tylko ty miałeś jakikolwiek ogień w oczach.Tylko naciebie w ogóle mogłam patrzeć.Było tak, jakbyś spoglądał w obiektyw aparatu tylko dlamnie, jakbyś wiedział, że potem będę oglądać te zdjęcia, szukać ciebie.Na jednym zdjęciubyłeś dumny.Tak dumny, jak tylko mogłeś, stojąc na tle policyjnej ściany.Pod okiem miałeśrankę, której przedtem tam nie było.Chciałam zatrzymać to zdjęcie.Ale oczywiście detektywschował je do brązowej koperty razem z innymi.I tak to się ciągnęło.Co najmniej parę dni.Ale w końcu złożyłam zeznania.Musiałam.Ten czas był jednym pasmem zastrzyków i przesłuchań.Stałam się własnościąpubliczną.Wydawało się, że każdy może mnie zapytać o wszystko.Nie mieli dość.Tapolicjantka pytała mnie nawet, czy uprawialiśmy seks.- Kazał ci się dotykać?Pokręciłam głową.- Nigdy.- Jesteś pewna?Rozmawiałam z psychologami, terapeutami, doradcami, lekarzami od tego i lekarzamiod tamtego.Pielęgniarka codziennie pobierała mi krew.Lekarz sprawdzał pracę serca wposzukiwaniu nieprawidłowości.Stosowali terapię dla osób w ciężkim szoku.Nigdy niezostawiali mnie samej.A już zwłaszcza psychologowie.Pewnego popołudnia przyszła pani z fryzurą na pazia i w ciemnoniebieskimkostiumie.Usiadła przy moim łóżku.To było tak pod koniec dnia, czekałam na szczęk wózkaz kolacją.- Jestem doktor Donovan - oznajmiła.- Psychiatra kliniczny.- Nie chcę kolejnego psychiatry.- W porządku.- Ale nie wyszła.Pochyliła się tylko po tabliczkę z kartą wiszącą wnogach łóżka i zaczęła ją przeglądać.- Wiesz, co to jest syndrom sztokholmski? - spytałamiękko.Nie odpowiedziałam.Spojrzała na mnie, zanim dopisała do karty własne notatki [ Pobierz całość w formacie PDF ]