[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospodarz domu - zaczerwieniony od nadużywania alkoholu grubas i je-go szczerbata małżonka - byli mocno zaskoczeni wizytą eleganckiego Ame-rykanina w drogim garniturze.- Panie - mówił Irlandczyk - w tej okolicy jedyną większą firmą jestzakład pogrzebowy, i tak teraz nieczynny, bo jego właściciel po pijanemurozwalił karawan.Ale browar? - pokręcił głową.- Odkąd tu mieszkamy, nieprzypominam sobie, by był tu jakiś znany browar.233 - A od kiedy państwo tu mieszkacie? - zapytał Nick.- Będzie już z pół roku - odparł gospodarz.- Kupiliśmy tę ruderę, bobyło tanio.- Zaraz! - wtrąciła się do rozmowy żona Irlandczyka.- Sąsiadka mimówiła, że kiedyś w naszym domu była wytwórnia piwa.Ci, co tu mieszkaliprzed nami, robili piwo w piwnicy.Piwo i bimber.Cała okolica się u nichzaopatrywała.Ale żeby zaraz wielka firma? - kobieta odsłoniła w uśmiechuswe bezzębne dziąsła.- Ktoś panu bzdur naopowiadał.- Gdzie są teraz poprzedni właściciele domu?- Cholera wie - powiedział Irlandczyk.- Gdzieś się przeprowadzili.Kto by tam się nimi przejmował.Rewelacje, jakie Nick przywiózł z Europy, przeraziły Lovestone'a.- To Jackie Sand! - wrzeszczał.- To ta suka wpieprzyła nas w tenkontrakt! Pięćdziesiąt milionów dolarów, Coleman, tyle wywaliłem na re-klamę piwa! - Lovestone miotał się po swym gabinecie.- To Jackie wynala-zła tę firmę! O, nie - dodał z przekonaniem - teraz zapłaci mi za to.Nadszedłczas, byśmy sobie porozmawiali.A jednak Jackie Sand odmówiła przyjścia do biura Lovestone Mining, cojeszcze bardziej rozwścieczyło Lovestone'a.- Widzisz, Nick - mówił - miałem rację.To jej sprawka.Ale jutroudasz się do niej i.- Nie, Jerry - stanowczo sprzeciwił się Nick.- To wasze gierki i ja niechcę brać w nich udziału.Rób co chcesz.Nigdzie nie pójdę.Jerry Lovestone musiał schować dumę do kieszeni i nazajutrz osobiścieudał się do biura Sand Corporation przy smej Alei.Mimo iż była to wizytaumówiona, kazano mu czekać aż dwie godziny.- Mniemam, że to jakieś naprawdę ważne sprawy kazały ci tak mar-nować mój czas - rzekł do Jackie, gdy go wreszcie do niej poproszono, poczym bez zaproszenia rozsiadł się wygodnie na kanapie.- O, tak - odparła z uprzejmym uśmiechem dziewczyna.- Miałamwłaśnie spotkanie z manikiurzystką.Moje paznokcie były w opłakanymstanie - dodała jakby na usprawiedliwienie.- Jak śmiesz! Lovestone poczerwieniał z powodu tej jawnej ignoran-cji.- Czekałem dwie godziny!- Uwielbiam marnować wszystko, co twoje, Jerry, czas również.-Jackie uśmiechnęła się jeszcze milej, po czym spoważniała zupełnie.- Dorzeczy, Lovestone.Mów, czego chcesz i wynoś się!234 - Nie tak prędko, skarbie - rzucił jej na biurko plik dokumentów.-Najpierw sobie porozmawiamy.- Nie sądzę, byśmy znalezli wspólny temat.- Jackie wpatrywała się wowe dokumenty.Czyżby nareszcie zaczęło się coś dziać? A już zaczynała wsiebie wątpić.- Co to jest?- Dwa kontrakty z firmą, która nie istnieje - poinformował ją wzbu-rzonym głosem.- To tobie zawdzięczam tę szopkę! Albo zwrócisz mi koszty,jakie wyłożyłem na reklamę nieistniejących firm, albo tym razem to ja pójdędo sądu!Jackie, bynajmniej nieporuszona jego grozbą, sięgnęła po dokumenty.- Coś sobie przypominam - zmarszczyła czoło.- Więc.straciłeś trzy-dzieści milionów?- Pięćdziesiąt milionów! Produkcja reklamy wyniosła pięćdziesiąt mi-lionów! I ty mi teraz to zwrócisz.Jackie westchnęła i odłożyła dokumenty na blat biurka.- A co ja w ogóle mam z tym wspólnego? - zrobiła niewinną minę.- Ty zawierałaś te kontrakty - powiedział z wyrzutem.- Ale to ty je podpisałeś, Jerry - zauważyła chłodno.- Zawsze sampodpisujesz duże umowy.Moje nazwisko nie figuruje w tych papierach.Twój jedyny błąd polegał na tym, że ślepo mi ufałeś.- Gdybym mógł przypuszczać, do czego jesteś zdolna.- Lovestonezdał sobie sprawę, że Jackie ma rację.Nie mógł jej nic udowodnić.- Gdyby - odparła lodowatym tonem - Helen O'Donnell wiedziała, doczego ty jesteś zdolny, moi rodzice żyliby do dziś.Lovestone nie chciał tego słuchać.W pośpiechu zabrał dokumenty i ru-szył do drzwi.Czuł się przybity i upokorzony.- Już uciekasz? - zawołała za nim Jackie.- Skoro tu jesteś, dlaczegonie pochwalisz się osiągnięciami Lovestone Mining? Moja, jak widzisz, pro-speruje bez zarzutu.Zatrzymał się u drzwi i spojrzał na nią zaskoczony.- A co u ciebie? - ciągnęła.- Nadal kupujesz nic niewarte firmy zeswego spisu w komputerze? - Bernice Wood dowiedziała się od przyjaciółki,pracownicy biura Lovestone'a, że plik został trwale usunięty.- To ty.- wytrzeszczył na nią oczy.- Jak udało ci się złamać hasło?- Nietrudno cię rozgryzć, Jerry - uśmiechnęła się.- Wiem, że kochaszNancy Coleman, a także to, ile nieszczęść zawdzięcza ci ta biedna kobieta.Wiem to od niej!235 Tego już było Lovestone'owi za wiele.Odwrócił się i potknąwszy się wy-biegł z gabinetu.Jackie pozostała sama, z uśmiechem przyklejonym do warg i z oczamiwyrażającymi ogromny ból.Od podziału firmy New York Oil minęły trzy miesiące.Przez ten czasJackie Sand dokonała cudów ze swą spuścizną.Mimo swego młodego wiekuoraz braku doświadczenia, tak umiejętnie pokierowała swoją firmą, że SandCorporation w tym jakże krótkim okresie podwoiła swe zasoby, a zyskiwciąż rosły z dnia na dzień.Każdy dzień był dla Jackie wyzwaniem, każdegodnia dziewczyna odnosiła kolejne sukcesy, zaś każdy sukces przybliżał ją dozwycięstwa nad Lovestonem.Zupełnie odwrotnie rzecz miała się w firmie Lovestone Mining, któraprzez owe trzy miesiące straciła dosłownie połowę swego majątku, a to naskutek złych inwestycji, a to z powodów zrywanych kontraktów, co gorsza,nie zanosiło się na szybkie odwrócenie złej passy.Dla tej części New YorkOil każdy dzień przynosił kolejne niepowodzenie.Straty liczono w miliar-dach dolarów.Na trzy dni przed końcem roku do dyrekcji Lovestone Mining wpłynęłozaproszenie na bal noworoczny.Przyjęcie miało odbyć się w nowojorskimhotelu Wiedermann.Organizatorką była Jackie Sand.- Mam zamiar pójść na ten bal.- Tym stwierdzeniem Lovestonewprawił Nicka w kompletne osłupienie.- Coś podobnego! - wykrzyknął Coleman.- Nie dalej jak przed tygo-dniem wróciłeś z Sand Corporation z podkulonym ogonem, a teraz chcesztam wracać?- Jestem gotów uczynić wszystko, by ratować moją firmę - odparłJerry Lovestone.- Poza tym to hotel Barbary, a więc pole neutralne.Jackienie ośmieli się obrażać mnie na nie swoim terenie.- Głupiec z ciebie, jeśli nie czujesz w tym jakiegoś podstępu.- I tak mnie nie odwiedziesz od mego postanowienia.- Bądz zatem tak dobry - westchnął Nick - i wytłumacz mi, co wspól-nego ma bal noworoczny z ratowaniem Lovestone Mining.- Bardzo wiele, mój drogi.- Wielki Prezes uśmiechnął się tajemniczo.- Wiesz przecież, że po tej hecy ze spadkiem odwróciło się od nas wiele firm.Wielu ich szefów będzie na tym balu.236 Nick nie wyglądał na przekonanego, więc Lovestone ciągnął dalej:- Będę miał okazję porozmawiać z nimi o przyszłej współpracy.Tomoże być niezwykle owocne przyjęcie - rozmarzył się.- Pomyśl tylko, wy-starczy odpowiednie podejście, jakaś przelotna rozmowa, by pozyskać inwe-storów.A im więcej kontraktów będziemy mieli my, tym mniej zyska JackieSand.- Roześmiał się do swoich myśli.- Na jej własnym balu sprzątnę jejsprzed nosa najlepsze transakcje.Nick nie dostrzegał w tym, co mówił Lovestone, żadnych powodów dośmiechu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl