[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopaków odrzuciłodo środka i zaczęli gwałtownie machać rękami, łapiąc się za poparzone miejsca.Cośpotężnie walnęło w drzwi od drugiej strony, a potem jeszcze raz.Niemal wyrwanez zawiasów, odskoczyły i do pomieszczenia wpadła chmura gryzącego dymu.Farba nadrzwiach paliła się i kapała, opryskując podłogę kuleczkami ognia.W drzwiach stałRobert H.Vane czarny materiał już nie osłaniał jego kwadratowej, białej jak kośćgłowy.Teraz dopiero widać było, że tylko jego prawe oko zmutowało, stając się wielkączarną soczewką.Lewe było szare i niepokojąco normalne, choć patrzyło na Jima tak,jakby Vane był krótkowidzem albo znajdował się pod wpływem narkotyków.Jeden kącikjego ust opadał jak po udarze, a zęby były krzywe i poznaczone czarnymi kropkamipróchnicy.Jim stanął przed swoimi uczniami i rozłożył ramiona, jakby chciał ich zasłonić.Niktsię nie odzywał.Robert H.Vane wlazł do środka i stanął przed grupą swoichprzeciwników, a sześć lub siedem srebrnoczarnych ludzi cieni próbowało przecisnąć sięprzed niego. Hm.zaczynamy przedstawienie? zaczął Jim.Próbował nadać swojemu głosowiagresywne brzmienie, ale nie wypadło to zbyt przekonująco, bo zaschło mu w gardlei musiał odchrząkiwać. W taki właśnie sposób zło absolutne zaczyna przejmowaćwładzę nad światem, tak? Brada.hm.każdemu, kto stanie mu na drodze!Miechowata klatka piersiowa Roberta H.Vane a unosiła się i opadała. Niczego złego nie robię. szepnął.Jego głos przypominał szuranie workaz martwym psem w środku, ciągniętego po chropawym podłożu. Pokazuję jedynieludzkiej rasie, jaka jest naprawdę. Jezu.Boże.Jezu.spali nas żywcem. jęczał Vinnie. Rasa ludzka nie składa się z samego zła oświadczył Jim. W każdym z nas jestzarówno zło, jak i dobro.Ale ciebie to nie dotyczy. Jestem czystością szepnął Robert H.Vane. Ty? Jesteś czystym złem.Ty i wszyscy ci ludzie cienie, których więzisz w swoichdagerotypach.Dobry Robert H.Vane leży w grobie, a tu pozostała jedynie jego paskudnaczęść, czyli ty. Jestem oczyszczeniem! Nie rozśmieszaj mnie.Jesteś chodzącą zarazą. Na Boga, Jim, nie prowokuj go, bo spali nas żywcem! krzyknął Vinnie. Jestem pięknem prostoty i obiektywizmu nieskażonej dobroci oraz nieskażonegozła oświadczył Robert H.Vane.Jim wpatrywał się w jego soczewkowate prawe oko i nagle uświadomił sobie, z jakogromnym złem ma do czynienia.Czuł się jak człowiek, który obudził się w nocyi stwierdził, że w jego sypialni panuje absolutna ciemność. Patrzę i osądzam, biorę to, cochcę mieć, i niszczą wszystko, czego nie chcę mieć, ponieważ mam do tego prawo.Robert H.Vane uniósł prawą rękę, która nie była ręką, ale staromodnym fleszemfotograficznym, wypełnionym zamiast magnezji jaskrawą energią zła.Vinnie miał rację Vane zamierzał ich skremować, zredukować do popiołu i spalonych kości.Co mówiła babcia Ruby?ZAO NIE LUBI NA SIEBIE PATRZE.Robert H.Vane zrobił jeszcze jeden chybotliwy krok do przodu.Sue-Marie z całychsil zaciskała oczy i pojękiwała cicho, a Cień modlił się.Nawet Edward powtarzał słowaPsalmu 23: Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.Twój kij i Twoja laska..Vinnie pochlipywał i pociągał nosem.W tym momencie jedna z okutych mosiądzem nóg Roberta H.Vane a stanęła nakrawędzi leżącego na podłodze dagerotypu i Jim kątem oka dostrzegł krótki błysk.ZAO NIE LUBI NA SIEBIE PATRZE. Oddział A! powiedział głośno. Simon mówi* [*Popularna amerykańska gra,w której grupa robi dokładnie to, co każe wybrany uprzednio Simon.]: Wezcie podagerotypie.Natychmiast!. Co. wymamrotała Sue-Marie, otwierając oczy. Róbcie to, co ja! Ale już! rozkazał Jim.Pochylił się, podniósł dwa dagerotypy i uniósł je na wysokość soczewkowatego okaRoberta H.Vane a.Edward zrobił to samo, a zaraz po nim Cień, Philip i Randy.TylkoVinnie wyglądał na zdezorientowanego. Vinnie! Podnieś dwie płyty i trzymaj je jak my!Ale Vinnie w dalszym ciągu nie rozumiał, czego się od niego chce.Jim właśniezamierzał podać mu jedną z płyt, kiedy Robert H.Vane wydał z siebie straszliwy wrzask,zatoczył się do tyłu i zaczął obracać soczewką, próbując uniknąć widoku własnej twarzy.Ale w każdym z czternastu dagerotypów, które trzymali jego przeciwnicy, widział swojeniewyobrażalnie obrzydliwe odbicie.Pokręcił głową i próbował się odwrócić, jego nogi utknęły jednak w szparze międzydeskami podłogi i potknął się o rozrzucone dagerotypy.Srebrnoczarni ludzie cienie zajego plecami powpadali na siebie i między nimi zaczęły przeskakiwać poskręcane nitkielektryczności statycznej. To nie ja! zaskrzeczał Robert H.Vane. To nie ja! Nie ja! Ja jestem pięknem!Jestem pięknem!!!Jim przysuwał srebrne płyty coraz bliżej soczewkowatego oka.Jego uczniowie robilito samo, podchodząc coraz bliżej.Wtedy Vane błysnął.Zwiatło było tak jaskrawe, że przez chwilę Janowi zdawało się,iż z całego świata a także wnętrza jego własnej głowy już na zawsze zniknie nawetnajmniejsza drobina ciemności.Otoczyła go fala straszliwego gorąca, jakby wylano muna głowę wiadro płonącej benzyny.Jego paznokcie, nieosłonięte posrebrzonymi płytami,były rozpalone niemal do czerwoności.Stojący obok Jima Vinnie nawet nie miał czasukrzyknąć.Jego włosy zapaliły się, a ciało gwałtownie skurczyło, gdy wyparował zawartyw nim płyn.Po chwili Vinnie zwalił się na podłogę z klekotem suchych kości.Ale toRobert H.Vane otrzymał główne uderzenie.Odbity od czternastu dagerotypów błyskzniszczył jego soczewkowate oko, usmażył twarz i zapalił zakrywający mu plecy czarnymateriał.Vane rzucił się do tyłu, wściekle machając rękami, jego trzy nogi płonęłyjasnym ogniem.Cieniste ja kłębiące się za jego plecami odskoczyły na podest schodów. Jestem.jestem.pięknem! ryczał.Uniósł ponownie rękę flesz i przytrzymał jądrugą, aby nie dygotała. Uwaga! wrzasnął Jim i w tym momencie Vane znów błysnął, jeszcze bardziejoślepiająco niż za pierwszym razem.Sue-Marie krzyknęła, kiedy gorąco oparzyło jejpalce, a Freddy zaklął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Chłopaków odrzuciłodo środka i zaczęli gwałtownie machać rękami, łapiąc się za poparzone miejsca.Cośpotężnie walnęło w drzwi od drugiej strony, a potem jeszcze raz.Niemal wyrwanez zawiasów, odskoczyły i do pomieszczenia wpadła chmura gryzącego dymu.Farba nadrzwiach paliła się i kapała, opryskując podłogę kuleczkami ognia.W drzwiach stałRobert H.Vane czarny materiał już nie osłaniał jego kwadratowej, białej jak kośćgłowy.Teraz dopiero widać było, że tylko jego prawe oko zmutowało, stając się wielkączarną soczewką.Lewe było szare i niepokojąco normalne, choć patrzyło na Jima tak,jakby Vane był krótkowidzem albo znajdował się pod wpływem narkotyków.Jeden kącikjego ust opadał jak po udarze, a zęby były krzywe i poznaczone czarnymi kropkamipróchnicy.Jim stanął przed swoimi uczniami i rozłożył ramiona, jakby chciał ich zasłonić.Niktsię nie odzywał.Robert H.Vane wlazł do środka i stanął przed grupą swoichprzeciwników, a sześć lub siedem srebrnoczarnych ludzi cieni próbowało przecisnąć sięprzed niego. Hm.zaczynamy przedstawienie? zaczął Jim.Próbował nadać swojemu głosowiagresywne brzmienie, ale nie wypadło to zbyt przekonująco, bo zaschło mu w gardlei musiał odchrząkiwać. W taki właśnie sposób zło absolutne zaczyna przejmowaćwładzę nad światem, tak? Brada.hm.każdemu, kto stanie mu na drodze!Miechowata klatka piersiowa Roberta H.Vane a unosiła się i opadała. Niczego złego nie robię. szepnął.Jego głos przypominał szuranie workaz martwym psem w środku, ciągniętego po chropawym podłożu. Pokazuję jedynieludzkiej rasie, jaka jest naprawdę. Jezu.Boże.Jezu.spali nas żywcem. jęczał Vinnie. Rasa ludzka nie składa się z samego zła oświadczył Jim. W każdym z nas jestzarówno zło, jak i dobro.Ale ciebie to nie dotyczy. Jestem czystością szepnął Robert H.Vane. Ty? Jesteś czystym złem.Ty i wszyscy ci ludzie cienie, których więzisz w swoichdagerotypach.Dobry Robert H.Vane leży w grobie, a tu pozostała jedynie jego paskudnaczęść, czyli ty. Jestem oczyszczeniem! Nie rozśmieszaj mnie.Jesteś chodzącą zarazą. Na Boga, Jim, nie prowokuj go, bo spali nas żywcem! krzyknął Vinnie. Jestem pięknem prostoty i obiektywizmu nieskażonej dobroci oraz nieskażonegozła oświadczył Robert H.Vane.Jim wpatrywał się w jego soczewkowate prawe oko i nagle uświadomił sobie, z jakogromnym złem ma do czynienia.Czuł się jak człowiek, który obudził się w nocyi stwierdził, że w jego sypialni panuje absolutna ciemność. Patrzę i osądzam, biorę to, cochcę mieć, i niszczą wszystko, czego nie chcę mieć, ponieważ mam do tego prawo.Robert H.Vane uniósł prawą rękę, która nie była ręką, ale staromodnym fleszemfotograficznym, wypełnionym zamiast magnezji jaskrawą energią zła.Vinnie miał rację Vane zamierzał ich skremować, zredukować do popiołu i spalonych kości.Co mówiła babcia Ruby?ZAO NIE LUBI NA SIEBIE PATRZE.Robert H.Vane zrobił jeszcze jeden chybotliwy krok do przodu.Sue-Marie z całychsil zaciskała oczy i pojękiwała cicho, a Cień modlił się.Nawet Edward powtarzał słowaPsalmu 23: Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.Twój kij i Twoja laska..Vinnie pochlipywał i pociągał nosem.W tym momencie jedna z okutych mosiądzem nóg Roberta H.Vane a stanęła nakrawędzi leżącego na podłodze dagerotypu i Jim kątem oka dostrzegł krótki błysk.ZAO NIE LUBI NA SIEBIE PATRZE. Oddział A! powiedział głośno. Simon mówi* [*Popularna amerykańska gra,w której grupa robi dokładnie to, co każe wybrany uprzednio Simon.]: Wezcie podagerotypie.Natychmiast!. Co. wymamrotała Sue-Marie, otwierając oczy. Róbcie to, co ja! Ale już! rozkazał Jim.Pochylił się, podniósł dwa dagerotypy i uniósł je na wysokość soczewkowatego okaRoberta H.Vane a.Edward zrobił to samo, a zaraz po nim Cień, Philip i Randy.TylkoVinnie wyglądał na zdezorientowanego. Vinnie! Podnieś dwie płyty i trzymaj je jak my!Ale Vinnie w dalszym ciągu nie rozumiał, czego się od niego chce.Jim właśniezamierzał podać mu jedną z płyt, kiedy Robert H.Vane wydał z siebie straszliwy wrzask,zatoczył się do tyłu i zaczął obracać soczewką, próbując uniknąć widoku własnej twarzy.Ale w każdym z czternastu dagerotypów, które trzymali jego przeciwnicy, widział swojeniewyobrażalnie obrzydliwe odbicie.Pokręcił głową i próbował się odwrócić, jego nogi utknęły jednak w szparze międzydeskami podłogi i potknął się o rozrzucone dagerotypy.Srebrnoczarni ludzie cienie zajego plecami powpadali na siebie i między nimi zaczęły przeskakiwać poskręcane nitkielektryczności statycznej. To nie ja! zaskrzeczał Robert H.Vane. To nie ja! Nie ja! Ja jestem pięknem!Jestem pięknem!!!Jim przysuwał srebrne płyty coraz bliżej soczewkowatego oka.Jego uczniowie robilito samo, podchodząc coraz bliżej.Wtedy Vane błysnął.Zwiatło było tak jaskrawe, że przez chwilę Janowi zdawało się,iż z całego świata a także wnętrza jego własnej głowy już na zawsze zniknie nawetnajmniejsza drobina ciemności.Otoczyła go fala straszliwego gorąca, jakby wylano muna głowę wiadro płonącej benzyny.Jego paznokcie, nieosłonięte posrebrzonymi płytami,były rozpalone niemal do czerwoności.Stojący obok Jima Vinnie nawet nie miał czasukrzyknąć.Jego włosy zapaliły się, a ciało gwałtownie skurczyło, gdy wyparował zawartyw nim płyn.Po chwili Vinnie zwalił się na podłogę z klekotem suchych kości.Ale toRobert H.Vane otrzymał główne uderzenie.Odbity od czternastu dagerotypów błyskzniszczył jego soczewkowate oko, usmażył twarz i zapalił zakrywający mu plecy czarnymateriał.Vane rzucił się do tyłu, wściekle machając rękami, jego trzy nogi płonęłyjasnym ogniem.Cieniste ja kłębiące się za jego plecami odskoczyły na podest schodów. Jestem.jestem.pięknem! ryczał.Uniósł ponownie rękę flesz i przytrzymał jądrugą, aby nie dygotała. Uwaga! wrzasnął Jim i w tym momencie Vane znów błysnął, jeszcze bardziejoślepiająco niż za pierwszym razem.Sue-Marie krzyknęła, kiedy gorąco oparzyło jejpalce, a Freddy zaklął [ Pobierz całość w formacie PDF ]