[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Peter nie wiedział, o której przyjadą.Oboje byli dziś jeszcze w pracy.Lepiej nie czekaj-my na nich.Ale żadne nie kwapiło się, żeby wysiadać.Liam popatrzył na nią.Na jego twarzy byłowypisane, ile chciałby jej powiedzieć, ale ugryzł się w język, skierował wzrok na dom, westchnąłi znowu spojrzał na nią.A potem powiedział prędko, jakby te słowa mogły mu umknąć, jeśli niewypowie ich natychmiast: Właściwie wcale nie chcę tam iść, Lily. Ja też nie  przyznała, przywierając wzrokiem do imponującej fasady. Może ulotnijmysię.Spojrzał na nią zaskoczony. Nie możemy tego zrobić& prawda? Zadzwonię i powiem, że gorzej się poczułeś. Chyba nie mówisz poważnie, co? Ależ tak& Jak najbardziej poważnie  potwierdziła. Nie możemy przecież& Nie wolno nam tak po prostu&  On również popatrzyłw stronę domu.W niemal każdym oknie paliło się światło, widać było sylwetki gości, a nawetsłychać muzykę. To wszystko zorganizowali dla mnie.Nie możemy po prostu nie przyjść. Oczywiście, że nie&Patrzyli na siebie w milczeniu.Bez ruchu. Jedz, zanim nas ktoś zobaczy  wyszeptał w końcu chrapliwie.Nie musiał mówić jej tego dwa razy.Ręce jej drżały, kiedy przekręcała kluczyk w stacyj-ce.Zawróciła i ruszyła tak sportowo, że zabuksowały koła, tak bardzo śpieszno jej było, żeby od-jechać z tego miejsca. Dokąd?  zapytała, kiedy dotarli do bramy wjazdowej.Obawiała się, że zmieni zdanie i poprosi, żeby jednak wróciła na przyjęcie. Do domu  padła odpowiedz. Na pewno?  zmusiła się, żeby zapytać. Jeśli jednak chcesz pójść na to przyjęcie, tomogę jeszcze zawrócić&  Na pewno.Znikajmy stąd.***Po powrocie do Domu Róż to Lily przypadło w obowiązku zadzwonić do Duncana Cor-daya.Jeszcze z drogi Liam poinformował o wszystkim Petera, a ten się ucieszył, że będzie mógłzrezygnować z imprezy.Liam zaszył się w swojej pracowni, podczas gdy ona telefonowała.Takczęsto w ostatnich miesiącach wyglądał przez okno i napawał się wieczornym widokiem.Niemógł się nim nasycić.Słyszał głos Lily.Słyszał, jak przeprasza i przez telefon łagodzi sytuację.Dziwił się, żepotrafi kłamać tak przekonująco.Ona dziwiła się nie mniej.Zwłaszcza, gdy Duncan Corday zaoferował, że przyjedzie na-tychmiast, jeśli potrzebna im pomoc.Lily zapewniła go wiarygodnie, że Liam poszedł już dołóżka i teraz potrzebuje tylko spokoju.Kiedy odłożyła słuchawkę, dygotała na całym ciele.Skierowała się prosto do kuchni,wyjęła z szafki otwartą butelkę wina i nalała sobie do kieliszka.Usłyszała stukot kul Liama i odwróciła się. Wszystko w porządku? W najlepszym. Rozkoszowała się bukietem. Jak zareagował? Był zatroskany.Mam teraz wyrzuty sumienia. Chcesz jednak pojechać?Uśmiechnęła się krzywo, upiła łyk i pokręciła głową. Nie aż tak wielkie& Dostanę trochę?Wskazał ruchem głowy wino.Popatrzyła zdziwiona. Nie brałem dziś leków  odpowiedział na jej nieme pytanie. Pomyślałem, że będę po-trzebował czegoś więcej niż dopaminy, żeby przeżyć ten wieczór. Ach, Liam&  Chciała go skarcić, ale ugryzła się w język. Przynieść ci tabletki?  za-pytała zamiast tego. Właściwie to wolałbym kieliszek tego. Skinął w kierunku butelki. A w ogóle to po-winienem powoli odstawiać leki. A zamiast tego otumaniać się alkoholem?  odparła przekornie, ale nie spoglądała przytym karcąco, tylko uśmiechała się lekko.Bez słów przyniosła drugi kieliszek, napełniła go do połowy i podała mu. Na zdrowie. Na zdrowie  zawtórował. Wypijmy za to, że dostaliśmy się w szpony Cordaya.Kieliszki brzęknęły i zawibrowały melodyjnie.A potem oboje się roześmiali. Kurde, nie do wiary.Jestem tam gościem honorowym, Lily.Cała ta impreza odbywa sięz mojego powodu!  Kręcąc głową, upił łyk wina.Poczuł błogość, gdy ciemnoczerwony płynrozlał się jak jedwab na języku i spłynął ciepłą strużką do żołądka. Nie mogę uwierzyć, że na-prawdę zwialiśmy! Ja też nie& Ale się cieszę&  Popatrzyła na niego ostrożnie. A ty? Może jednakwolałbyś zostać? O Boże, nie. Pokręcił głową. Ale już wkrótce znowu dostaniesz się w jego szpony&Zwiadomie dobierała słowa, żeby nie mógł ich obrócić przeciwko niej.  Ach tak? Przecież już uzgodniliście z Peterem, że wracasz do pracy, prawda? Tak, oczywiście.Na początku na pół etatu czy coś takiego.On mnie potrzebuje.A jachciałbym znowu robić coś sensownego i nie działać ci na nerwy przez cały boży dzień. Może wcale mnie tu nie będzie&  powiedziała znacząco. Ach? Więc jednak chcesz mnie opuścić? Teraz, kiedy już nikt nie zarzuci ci, że porzu-casz na pastwę losu kalekę?Starał się przybrać żartobliwy ton, ale jego mina przeczyła brzmieniu. Właściwie myślałam tylko, że może w końcu poszukam pracy  odparła cichoi ostrożnie. Poważnie? Dlaczego cię to dziwi?Wzruszył ramionami. Bo nie musisz pracować.Ale skoro chcesz, to co innego.Odniosłem wrażenie, że wo-lisz zajmować się innymi rzeczami. Czym na przykład? Na przykład porządkowaniem ogrodu.Skinął w stronę ogrodu różanego w nadziei, że swoim żartobliwym uśmieszkiem złagodzinapięcie, jakie powstało między nimi. Róże odbiją&  zbagatelizowała.Była zażenowana tym, co zrobiła z ogrodem. Lily, nie ma nic ważniejszego od& Nie ma nic ważniejszego?  ucięła natychmiast. A co z twoją pracą, Liam? Co z cen-trum sztuki i Cordayem? Jeszcze nie tak dawno temu te dwa punkty stały na samej górze twojejlisty ważnych rzeczy, a po nich długo nic!Tym razem to on za wszelką cenę nie chciał dopuścić do kłótni. Lily.Proszę, przestań.Corday jest ważnym klientem.Ale nie pracuję dla niego, tylkodla siebie.Dla siebie i Petera.I dla nas. Dla nas. Tak, dla nas.Spuściła wzrok, łyknęła trochę wina i popatrzyła na niego wyzywająco. Ja już nie wiem, co znaczy  nas i  ,my [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl