[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcale nie wyglądał jak lokaj - prędzejjak bramkarz w nocnym klubie.- Czy mogę pomóc, panowie? - odezwał się z najczystszym proletariackimakcentem z East Endu, chociaż  h" i  t" wymawiał jak należy.Bardzo dziwne.Finspodziewał się kogoś z co najmniej taką klasą jak Jarvis, może nawet kogoś w rodzajuChristophera.- Owszem - przytaknął Ted.Jego głos znów brzmiał zupełnie inaczej niż zwykle.-Chcielibyśmy rozmawiać z panem Arnoldem-Matherem.Mamy dość ważną sprawę.- Jestem jego synem - wtrącił Christopher władczym, wyniosłym tonem, któryzawsze robił na Finie wrażenie.Tak właśnie powinien rozmawiać z recepcjonistkami wRookeries.chociaż, prawdę mówiąc, odrobina pewności siebie nie zaszkodziłaby mu teżna co dzień.Obserwując chłopców z St Martin's i dzieciaki z Eastfields, zrozumiał, żetakiego poczucia wyższości nie da się udawać czy nauczyć: było wrodzone.Posiadali jetylko ci, którym od kołyski wbijano w głowę, że są uprzywilejowani i wyjątkowi, chociaż.niektórzy wcale tacy nie byli; Fin osobiście poznał w St Martin's kilkunaprawdę wredftych gości.- Muszę pilnie porozmawiać z ojcem - kontynuowałChristopher.Wiem, że jeśli jest w mieście, nie wychodzi z Greya przed pierwszą.-Podniósł głowę i wyprostował plecy.Bramkarz-lokaj zmierzył go spojrzeniem, po czym przyjrzał się uważnie wszystkimpo kolei.- No? - rzucił Christopher niecierpliwie; zabrzmiało to niemal jak rozkaz.Fin zauważył w oczach mężczyzny krótki błysk: zdaje się, że w tej chwili z rozkosząrozgniótłby Christophera jak muchę.Sekundę pózniej cofnął się do holu, wpuszczając ichdo środka, i cicho zamknął drzwi.- Proszę zaczekać tutaj.Sprawdzę, czy członek jest w tej chwili osiągalny.- Kiwnąłkrótko głową i zniknął w jednych z trojga wysokich drzwi.Fin rozejrzał się dyskretnie.Narożny stoliczek rozdzielał dwie duże, pokryte skórąsofy Chesterfield, czerwoną i zieloną.Ich kolor przypomniał Finowi o szkolnych kufrach.Ciekawe, gdzie jest teraz czerwony kufer.Może kiedy ta zwariowana przygoda sięskończy, oddadzą mu go wcześniej.Wszyscy czterej stali.Sofy nie zachęcały do siadania - podobnie jak pedantyczniezłożona gazeta na stoliku nie wydawała się czekać na czytelnika.Ciszę zakłócało jedyniegłośne tykanie dużego stojącego zegara z brązowymi wskazówkami.Za dwadzieściaminut wybije północ.Fin pomyślał, że powinien być wykończony i że pewnie niedługodopadnie go zmęczenie po całym dniu, ale w tej chwili czuł się tak, jakby zbliżało siępołudnie, a nie środek nocy.Otworzyły się inne drzwi i do holu wszedł bramkarz-lo-kaj, a za nim wysokimężczyzna o gęstych siwych włosach.- Christopherze - jego twardy głos ciął jak bicz.- Co robisz o tej porze poza szkołą,na litość boską?Był ubrany z nienaganną elegancją.Ciemny garnitur wydawał się świeżowyprasowany, a oksfordzki węzeł krawata mógłby służyć za wzór w Sevres.Finmere byłpod wrażeniem.Dotąd jeszcze ani razu nie udało mu się porządnie zawiązać krawata, akiedy już zrobił węzeł, nigdy nie przetrwał on dłużej niż kilka pierwszych lekcji.Pozatym.ten strój musiał być niewygodny.Jaki sens ubierać się tak do klubu, dokąd przychodzi się podobno dla relaksu? I po co - żeby wyglądać w odpowiedni sposób?- Ojcze.- Christopher zbliżył się i podał mu rękę, którą pan Arnold-Mather uścisnąłmocno, choć raczej niecierpliwie.- A więc?- Chodzi o szkolny konkurs.Musimy w ciągu czterdziestu ośmiu godzinprzygotować projekt na temat wybranego londyńskiego zabytku.Bardzo chcielibyśmyopisać Stary Areszt w Clerkenwell.Ma wspaniałą historię, a poza tym są tam podobnoduchy i w ogóle.- Christopher nie pozwolił ojcu przerwać.- Zwycięzcy dostaną nagrodę,a szkoła będzie przyznawać nowe Wyróżnienie dla Wybitnego Ucznia.Pan Arnold-Mather skinął głową w kierunku bramkarza-lokaja.Fin przysiągłby, żezanim mężczyzna zniknął w jednych z drzwi, w jego oczach błysnął żal.Pewnie miałnadzieję, że wywali ich stąd na zbity pysk.- Ale co ty robisz w centrum po nocy? - Pan Arnold-Mather zmarszczył krzaczastebrwi, aż zbiegły się na środku czoła.- Próbowaliśmy coś wymyślić i nic innego nie przyszło nam do głowy.A jedendzień już minął, więc zaraz skończy się czas i będziemy musieli wracać do szkoły.-Christopher wskazał na Teda.- To pan Mason, nauczyciel.Pomaga nam przy projekcie.Ted podszedł bliżej i uścisnął rękę pana Arnolda-Mathera.- Miło mi pana poznać.Bardzo przepraszam za tak pózne najście.- Jego swojskiakcent nadal był nieobecny.Fin poczuł się dziwnie, jakby zamiast Teda pojawił się ktośobcy.- Gdybyśmy czekali do jutra, byłbyś w Westminster i nie udałoby nam się z tobąspotkać.- Christopher melodramatycznym gestem wsparł dłonie na biodrach.Finmerezaniepokoił się, czy przyjaciel nieco nie przesadza.- Tak, rozumiem.Ale to naprawdę nie jest przyjęte, Christopherze.Nie nachodzisię ludzi w ich klubie.- Przepraszam, sir - mruknął Christopher pod nosem, wbijając wzrok w czubkiadidasówPan Arnold-Mather zignorował to i spojrzał na Fina i Joego.- A wy.?Fin wyciągnął rękę. - Finmere Tingewick Smith.Oczy mężczyzny zwęziły się lekko, kiedy ściskał podaną dłoń.Skórę miał szorstką wdotyku, o wiele bardziej niż Fin spodziewałby się u polityka.- A więc jesteś najlepszym przyjacielem Christophera -odezwał się po chwili.-Dużo o tobie słyszeliśmy.Zdaje się, że prowadzisz bardzo interesujące życie.Finmere zarumienił się ze wstydu.Christopher pewnie powiedział rodzicom, że jegoojciec jest szpiegiem.Ale teraz znał imię mężczyzny, który być może był jegoprawdziwym ojcem - Baxter - i nawet krępujące wspomnienie kłamstw nie mogło zgasićtej radości.Pan Arnold-Mather puścił wreszcie jego dłoń i zwrócił się ku Joemu, który sztywnowysunął przed siebie rękę.- Joe Manning.Miło mi poznać.- Zabrzmiało to jak  my-łomiepoznaś" i panArnold-Mather znów zmrużył oczy.- Joe dostał stypendium w St Martin's - wyrwał się Christopher, za plecami ojcagwałtownie mrugając do Finmere'a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl