[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ach, gdyby miał tutaj Carew! Nie wątpił, że jego służący poradziłby sobie z Jonesem goły-mi rękami.Pomijając ten prosty fakt, że nigdy nie rozstawał się ze swoimi kuchennymi nożami.Jednak Carew był teraz gdzieś daleko i trudno się było spodziewać, że wróci.Co ja narobiłem! -pomyślał Paul.Został zupełnie sam i nie miał pojęcia, co z nim dalej będzie.Zaczął drżeć, nie wiedział, czy z zimna, czy przerażenia.Dopiero teraz uświadomił sobie, żejest w samej koszuli.Wszystko, łącznie z kubrakiem i kapeluszem, zostało u Memma.Deszcz, chociaż nikły, był jednak bardzo uporczywy.Paul czuł, że robi się coraz bardziejmokry, ale nie dbał o to.Poza tym nie sądził, by w tym stanie udało mu się odnalezć tajemniczypałacyk Memma.Ridotto wydawało mu się w tej chwili czymś fantasmagorycznym, o czym cza-sami opowiadają żeglarze.Wciąż szedł za Jonesem, potykając się czasami, i w którymś momencie stwierdził ze zdzi-wieniem, że znajduje się na otwartej przestrzeni.Mgła była tak gęsta, że dopiero po chwili rozpo-znał to miejsce.Potem jednak zobaczył złocone kopuły, kolejne kościoły, biało-różowe budynki ipojął, że to plac Zwiętego Marka.RLTGdzieś obok odezwały się dzwięki cymbałów, fujarki i bębna.Smętne nuty zagłuszała oble-piająca wszystko mgła.Koło kanału zebrała się niewielka grupa widzów ubranych w długie, czarnepłaszcze.Ambrose podszedł do nich, a Paul ruszył za nim, pilnując, żeby tamten go nie zauważył.Wędrowna trupa zaczynała spektakl przed pałacem doży.Paul widział wiele podobnych wy-stępów, głównie akrobatów, ale zdarzali się też linoskoczkowie, siłacze i magicy.Wszystkie te ze-społy ściągały do Serenissimy w to samo miejsce.Okazało się jednak, że Ambrose nie miał ochotyna występy.Szedł do zacumowanej tuż obok gondoli.Paul, który trzymał się za nim jak cień, po-dążał za dzwiękami muzyki aż do nabrzeża.Raptem coś innego przykuło jego wzrok.Otóż cała trupa składała się z kobiet, a jedna z nichmiała pociągłą, pobieloną czymś smutną twarz.Ubrana w kolorową szatę ze srebrnymi cekinamiporuszała się szybko wśród tłumu.Paul początkowo myślał, że tańczy, ale potem zrozumiał, żekrąży wśród widzów, jakby poruszała się na dobrze naoliwionych kołach.Mgła zaczęła się rozwiewać.Na placu pojawiły się pierwsze wodniste promienie słońca,które zaczęły się odbijać w cekinach jej sukni, aż w końcu kobieta lśniła niczym anioł.Było to tak dziwne zjawisko, że nawet Ambrose zatrzymał się na chwilę.Paul, który rów-nież przybliżył się do artystek, zauważył, że tajemnicza kobieta nie tylko chodzi wśród tłumu, aleteż sprawia, że znikają, a potem pojawiają się w zupełnie innym miejscu kolejne przedmioty.Widział, jak wyjmuje z rękawów i kapturów pióra, kwiaty i owoce.Rozwinęła chustkę jed-nej z mieszczek i okazało się, że w środku znajdowała się róża.Wzięła też fulary od dwóch stoją-cych obok arystokratów, związała je, a następnie zaczęła wyciągać z zaciśniętej pięści sznur kolo-rowych chusteczek.Wystarczył jednak tylko ruch jej rąk, ażeby wszystkie zniknęły.Z uszu stoją-cych obok dzieci wyjęła dwa jajka, a kiedy rzuciła je do góry, te w ogóle nie spadły.Znalazły sięjednak po chwili w kieszeniach kolejnych gapiów.Muzyka nabrała tempa.Odezwał się werbel.Kobieta stała teraz przed Ambrose'em.Wycią-gnęła dłoń w jego stronę i wyjęła coś z jego turbanu.Jones machnął ręką, jakby chciał ją ode-pchnąć, ale ona uchyliła się szybko.W dłoni miała coś, co pokazała gęstniejącemu tłumowi.Paulwyciągał szyję, by to dojrzeć, ale był za daleko.Wystarczył mu jednak widok przerażonej minyJonesa, by zrozumieć, co zabrała.Zresztą po chwili zdołał dostrzec różową sakiewkę w ręce ko-biety.Błękitny brylant sułtana!Ambrose najpierw pobladł, a potem poczerwieniał.Oczy wyszły mu z orbit i wyglądał tak,jakby miał za chwilę wybuchnąć.Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale tylko poruszył nimi paręrazy, nie mógł jednak wydobyć z siebie głosu.Kobieta zrobiła taki ruch, jak gdyby chciała rzucićsakiewkę w górę.- Przestań, złodziejko! - wrzasnął w końcu Jones.Było jednak za pózno.RLTSakiewka po prostu nagle zniknęła z ich oczu.Jednak kobieta coś złapała i podała to Jonesowi.Była to srebrna moneta.Mężczyzna rzuciłna nią okiem, a potem wypuścił z rąk.- Ladra! Złodziejka! Gdzie moja sakiewka?! - wrzeszczał.- Co z.tym.tym zrobiłaś?! -Chwycił ją za gardło i zaczął nią potrząsać.- Ty wstrętna złodziejko, ty zakało, oddaj mi ją na-tychmiast! - wrzeszczał.- Przepraszam, kyrios.Nie chciałam zrobić nic złego.- zaczęła.Jednak Jones zaczął ją już dusić.Trzy kobiety, które przygrywały podczas występu, rzuciłyswoje instrumenty i ruszyły jej z pomocą.- Zostaw ją! Puszczaj - krzyczały.Pomógł im jakiś mężczyzna z tłumu i w końcu udało im się odciągnąć oszalałego z gniewuAmbrose'a.Kobieta leżała, ciężko dysząc, na bruku.Na policzku miała ślady zadrapania.Wyjęła różowąsakiewkę - Paul nie miał pojęcia skąd - i rzuciła Jonesowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ach, gdyby miał tutaj Carew! Nie wątpił, że jego służący poradziłby sobie z Jonesem goły-mi rękami.Pomijając ten prosty fakt, że nigdy nie rozstawał się ze swoimi kuchennymi nożami.Jednak Carew był teraz gdzieś daleko i trudno się było spodziewać, że wróci.Co ja narobiłem! -pomyślał Paul.Został zupełnie sam i nie miał pojęcia, co z nim dalej będzie.Zaczął drżeć, nie wiedział, czy z zimna, czy przerażenia.Dopiero teraz uświadomił sobie, żejest w samej koszuli.Wszystko, łącznie z kubrakiem i kapeluszem, zostało u Memma.Deszcz, chociaż nikły, był jednak bardzo uporczywy.Paul czuł, że robi się coraz bardziejmokry, ale nie dbał o to.Poza tym nie sądził, by w tym stanie udało mu się odnalezć tajemniczypałacyk Memma.Ridotto wydawało mu się w tej chwili czymś fantasmagorycznym, o czym cza-sami opowiadają żeglarze.Wciąż szedł za Jonesem, potykając się czasami, i w którymś momencie stwierdził ze zdzi-wieniem, że znajduje się na otwartej przestrzeni.Mgła była tak gęsta, że dopiero po chwili rozpo-znał to miejsce.Potem jednak zobaczył złocone kopuły, kolejne kościoły, biało-różowe budynki ipojął, że to plac Zwiętego Marka.RLTGdzieś obok odezwały się dzwięki cymbałów, fujarki i bębna.Smętne nuty zagłuszała oble-piająca wszystko mgła.Koło kanału zebrała się niewielka grupa widzów ubranych w długie, czarnepłaszcze.Ambrose podszedł do nich, a Paul ruszył za nim, pilnując, żeby tamten go nie zauważył.Wędrowna trupa zaczynała spektakl przed pałacem doży.Paul widział wiele podobnych wy-stępów, głównie akrobatów, ale zdarzali się też linoskoczkowie, siłacze i magicy.Wszystkie te ze-społy ściągały do Serenissimy w to samo miejsce.Okazało się jednak, że Ambrose nie miał ochotyna występy.Szedł do zacumowanej tuż obok gondoli.Paul, który trzymał się za nim jak cień, po-dążał za dzwiękami muzyki aż do nabrzeża.Raptem coś innego przykuło jego wzrok.Otóż cała trupa składała się z kobiet, a jedna z nichmiała pociągłą, pobieloną czymś smutną twarz.Ubrana w kolorową szatę ze srebrnymi cekinamiporuszała się szybko wśród tłumu.Paul początkowo myślał, że tańczy, ale potem zrozumiał, żekrąży wśród widzów, jakby poruszała się na dobrze naoliwionych kołach.Mgła zaczęła się rozwiewać.Na placu pojawiły się pierwsze wodniste promienie słońca,które zaczęły się odbijać w cekinach jej sukni, aż w końcu kobieta lśniła niczym anioł.Było to tak dziwne zjawisko, że nawet Ambrose zatrzymał się na chwilę.Paul, który rów-nież przybliżył się do artystek, zauważył, że tajemnicza kobieta nie tylko chodzi wśród tłumu, aleteż sprawia, że znikają, a potem pojawiają się w zupełnie innym miejscu kolejne przedmioty.Widział, jak wyjmuje z rękawów i kapturów pióra, kwiaty i owoce.Rozwinęła chustkę jed-nej z mieszczek i okazało się, że w środku znajdowała się róża.Wzięła też fulary od dwóch stoją-cych obok arystokratów, związała je, a następnie zaczęła wyciągać z zaciśniętej pięści sznur kolo-rowych chusteczek.Wystarczył jednak tylko ruch jej rąk, ażeby wszystkie zniknęły.Z uszu stoją-cych obok dzieci wyjęła dwa jajka, a kiedy rzuciła je do góry, te w ogóle nie spadły.Znalazły sięjednak po chwili w kieszeniach kolejnych gapiów.Muzyka nabrała tempa.Odezwał się werbel.Kobieta stała teraz przed Ambrose'em.Wycią-gnęła dłoń w jego stronę i wyjęła coś z jego turbanu.Jones machnął ręką, jakby chciał ją ode-pchnąć, ale ona uchyliła się szybko.W dłoni miała coś, co pokazała gęstniejącemu tłumowi.Paulwyciągał szyję, by to dojrzeć, ale był za daleko.Wystarczył mu jednak widok przerażonej minyJonesa, by zrozumieć, co zabrała.Zresztą po chwili zdołał dostrzec różową sakiewkę w ręce ko-biety.Błękitny brylant sułtana!Ambrose najpierw pobladł, a potem poczerwieniał.Oczy wyszły mu z orbit i wyglądał tak,jakby miał za chwilę wybuchnąć.Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale tylko poruszył nimi paręrazy, nie mógł jednak wydobyć z siebie głosu.Kobieta zrobiła taki ruch, jak gdyby chciała rzucićsakiewkę w górę.- Przestań, złodziejko! - wrzasnął w końcu Jones.Było jednak za pózno.RLTSakiewka po prostu nagle zniknęła z ich oczu.Jednak kobieta coś złapała i podała to Jonesowi.Była to srebrna moneta.Mężczyzna rzuciłna nią okiem, a potem wypuścił z rąk.- Ladra! Złodziejka! Gdzie moja sakiewka?! - wrzeszczał.- Co z.tym.tym zrobiłaś?! -Chwycił ją za gardło i zaczął nią potrząsać.- Ty wstrętna złodziejko, ty zakało, oddaj mi ją na-tychmiast! - wrzeszczał.- Przepraszam, kyrios.Nie chciałam zrobić nic złego.- zaczęła.Jednak Jones zaczął ją już dusić.Trzy kobiety, które przygrywały podczas występu, rzuciłyswoje instrumenty i ruszyły jej z pomocą.- Zostaw ją! Puszczaj - krzyczały.Pomógł im jakiś mężczyzna z tłumu i w końcu udało im się odciągnąć oszalałego z gniewuAmbrose'a.Kobieta leżała, ciężko dysząc, na bruku.Na policzku miała ślady zadrapania.Wyjęła różowąsakiewkę - Paul nie miał pojęcia skąd - i rzuciła Jonesowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]