[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta była dłu\sza i wodró\nieniu od pozostałych, czerwona.Na jej grocie Rytar zobaczył trzy głębokie nacięcia,nie wiadomo czemu słu\ące. Wystarczy wystrzelić raz, a leci wcią\, cały czas, przez lata po swoich drogach, a\ trafina twego wroga i wtedy go zabije, rozedrze pierś albo szyję. powiedział Hanzelmek i dodał: Masz-li jakiego wroga? Jest czyja śmierć ci droga?Przecie\ to przesąd głupi.Nikogo to nie utrupi.Tym bardziej nie nale\y.To tak, jakbymw to wierzył.Lecz mam się do nich zbli\yć.Nie chcę im jakoś ubli\yć. Bierz ją.Naciągaj.Powoli.A\ cię ręka zaboli.I kiedy ręka się zmęczy, niechcięciwa zajęczy.Wystrzel prosto w nieboskłon, tak aby poszła prosto.Lecz najpierw pomyślo kimś, nim poślesz grot gdzie w obłoki.Nie myślę o nim wcale.No, myślę przecie\, ale.Jak mam o nim nie myśleć, nie da się,mówiąc ściśle, nie myśleć o tym, przez kogo błąkam się tu ubogo między głupim narodem, codręczy mnie mową i smrodem.No, ale jeśli myślę o nim, zajmując się tą pseudomagią, to jesttak, niestety, jakbym trafić go pragnął.Powiedzą komisariaty, sądy i posterunki, \e spełniamzbrodni warunki, gusła co czarnowiarskie, by wstrzymać śledztwo cesarskie, zabićpodejrzanego, no bo nie lubię jego i chciałbym wrócić do domu i robię to po kryjomu.Brzękła cięciwa i strzała gdzieś prosto hen poleciała.I stało się tak, oczywiście, \e myślałon o Hengiście. L\ej ci? To skończę ci teraz uśmiechnął się Hanzelmek. Musisz sy przy tymupierać, by dudków wiele uzbierać.Pawę\nicy znów zahuczeli. Musisz wcią\ o tym dumać, by rosła dudków suma.Ta myśl, ja ci powiem, chroniprzed pustką w głowie.A od tej pustki się rodzą złe myśli, co tylko szkodzą, co sprowadzajązłe głosy, co sprowadzają wojaków, co wyrzynają swojaków.Więc dumaj ty o dudkach, twabieda będzie krótka.Ta myśl wypełni mózg w głowie, ale nie tylko, albowiem wypełni citak\e brzucho, nie będzie z brzuchem krucho, wypełni ci tak\e kieszeń, a kieszeń zródłopocieszeń.Wieczór trwał, ognisko rozpalone strzelało co rusz płomieniem do czarnego nieba.śarbył taki, jakby zamierzali coś na nim upiec. Hyj, hyj mruczał cicho jasnowłosy Hanzelmek, pieszczotliwym ruchem ręki gładzącciemnorudawą czuprynę małego Motska. Hyj, hyj mruczał grubawy Szpinard, ledwie muskając swoją mięsistą dłonią obna\oneprzedramię barczystego, muskularnego Fajfiara. Hyj, hyj mruczeli chudzi bracia Swarjakowie, dotykając sobie nawzajem twarzywielkimi, twardymi rękami w kolorze bochna chleba.Było to tak, jakby dwie maczugi, nagleopętane duchem delikatności, wzięły się do wychowywania piskląt. Hyj, hyj mruczał wreszcie niski i łysy Makilainen, przytulając się do kapitanaRitavartina. Ty harny chłopek, gładki jak mazepka, jam się rozsmakował w waszychczarnych łepkach.Bo u południowca jest czupryna czarna, jest te\ czarne oko i twarzyczkaharna.Wielkie macie oczy, czarne jako węgle i bardzo głębokie jako dwa przeręble.Kto w tooko spojrzy, niechybnie utonie, chyba \e ty jemu swoje podasz dłonie.Ratuj nieboraczka, cow twych oczach kona, chyba zaraz umrze lub wezmie. Dość! drgnął nagle Hanzelmek. Bo grzech bydzie!Wieśniacy jak na komendę rzucili się do swych plecaków i tobołków, wydobywując znich włochate, nastroszone i rozespane bumbony.Ju\ po chwili rozległa się cała symfoniaoburzonych lub \ałosnych urmultu huru huru muru tundu! albo uhmutu bubu bumbu burububu!.Ju\ po chwili cała grupa, oprócz Ritavartina, stała wokół ogniska z rozpiętymiguzami rozporka.Ich wielkie, czerwone przyrodzenia powoli zagłębiały się w miękkich,jedwabisto-puchatych pupkach bumbonów, które zawodziły zgodnym chórem: urmultu bubububu bubu bumbu!. Echu, echu, echu, echu. dyszał Hanzelmek. My.robimy.to.bez.grzechu. Nie masz bumbona.Bracie. jęczał Makilainen w stronę Ritavartina. Więcuszczęśli.wię.Ja.Cię.Po\yczę.Ci.Go.Pózniej.Gdy pupkę trochę rozluzni! zrymował nagle tak wściekle, jak gdyby myślał, \e w ten sposób mo\e skutecznie wywrzećpresję na spięte zwierzątko. I nie ma co robić rozprawy, przyszedł czas wielkiej zabawy powiedział znaczącoHanzelmek. Tak, \ar mocno sy pali, zabawy nie bydziem sy bali powiedział rozluzniony ju\Makilainen, jedną ręką przygarniając do serca rozluznionego ju\ bumbona, a drugą kładąc naramieniu wcią\ spiętego Ritavartina. Przyszedł czas, by powiedzieć, kto z nas powinien siedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ta była dłu\sza i wodró\nieniu od pozostałych, czerwona.Na jej grocie Rytar zobaczył trzy głębokie nacięcia,nie wiadomo czemu słu\ące. Wystarczy wystrzelić raz, a leci wcią\, cały czas, przez lata po swoich drogach, a\ trafina twego wroga i wtedy go zabije, rozedrze pierś albo szyję. powiedział Hanzelmek i dodał: Masz-li jakiego wroga? Jest czyja śmierć ci droga?Przecie\ to przesąd głupi.Nikogo to nie utrupi.Tym bardziej nie nale\y.To tak, jakbymw to wierzył.Lecz mam się do nich zbli\yć.Nie chcę im jakoś ubli\yć. Bierz ją.Naciągaj.Powoli.A\ cię ręka zaboli.I kiedy ręka się zmęczy, niechcięciwa zajęczy.Wystrzel prosto w nieboskłon, tak aby poszła prosto.Lecz najpierw pomyślo kimś, nim poślesz grot gdzie w obłoki.Nie myślę o nim wcale.No, myślę przecie\, ale.Jak mam o nim nie myśleć, nie da się,mówiąc ściśle, nie myśleć o tym, przez kogo błąkam się tu ubogo między głupim narodem, codręczy mnie mową i smrodem.No, ale jeśli myślę o nim, zajmując się tą pseudomagią, to jesttak, niestety, jakbym trafić go pragnął.Powiedzą komisariaty, sądy i posterunki, \e spełniamzbrodni warunki, gusła co czarnowiarskie, by wstrzymać śledztwo cesarskie, zabićpodejrzanego, no bo nie lubię jego i chciałbym wrócić do domu i robię to po kryjomu.Brzękła cięciwa i strzała gdzieś prosto hen poleciała.I stało się tak, oczywiście, \e myślałon o Hengiście. L\ej ci? To skończę ci teraz uśmiechnął się Hanzelmek. Musisz sy przy tymupierać, by dudków wiele uzbierać.Pawę\nicy znów zahuczeli. Musisz wcią\ o tym dumać, by rosła dudków suma.Ta myśl, ja ci powiem, chroniprzed pustką w głowie.A od tej pustki się rodzą złe myśli, co tylko szkodzą, co sprowadzajązłe głosy, co sprowadzają wojaków, co wyrzynają swojaków.Więc dumaj ty o dudkach, twabieda będzie krótka.Ta myśl wypełni mózg w głowie, ale nie tylko, albowiem wypełni citak\e brzucho, nie będzie z brzuchem krucho, wypełni ci tak\e kieszeń, a kieszeń zródłopocieszeń.Wieczór trwał, ognisko rozpalone strzelało co rusz płomieniem do czarnego nieba.śarbył taki, jakby zamierzali coś na nim upiec. Hyj, hyj mruczał cicho jasnowłosy Hanzelmek, pieszczotliwym ruchem ręki gładzącciemnorudawą czuprynę małego Motska. Hyj, hyj mruczał grubawy Szpinard, ledwie muskając swoją mięsistą dłonią obna\oneprzedramię barczystego, muskularnego Fajfiara. Hyj, hyj mruczeli chudzi bracia Swarjakowie, dotykając sobie nawzajem twarzywielkimi, twardymi rękami w kolorze bochna chleba.Było to tak, jakby dwie maczugi, nagleopętane duchem delikatności, wzięły się do wychowywania piskląt. Hyj, hyj mruczał wreszcie niski i łysy Makilainen, przytulając się do kapitanaRitavartina. Ty harny chłopek, gładki jak mazepka, jam się rozsmakował w waszychczarnych łepkach.Bo u południowca jest czupryna czarna, jest te\ czarne oko i twarzyczkaharna.Wielkie macie oczy, czarne jako węgle i bardzo głębokie jako dwa przeręble.Kto w tooko spojrzy, niechybnie utonie, chyba \e ty jemu swoje podasz dłonie.Ratuj nieboraczka, cow twych oczach kona, chyba zaraz umrze lub wezmie. Dość! drgnął nagle Hanzelmek. Bo grzech bydzie!Wieśniacy jak na komendę rzucili się do swych plecaków i tobołków, wydobywując znich włochate, nastroszone i rozespane bumbony.Ju\ po chwili rozległa się cała symfoniaoburzonych lub \ałosnych urmultu huru huru muru tundu! albo uhmutu bubu bumbu burububu!.Ju\ po chwili cała grupa, oprócz Ritavartina, stała wokół ogniska z rozpiętymiguzami rozporka.Ich wielkie, czerwone przyrodzenia powoli zagłębiały się w miękkich,jedwabisto-puchatych pupkach bumbonów, które zawodziły zgodnym chórem: urmultu bubububu bubu bumbu!. Echu, echu, echu, echu. dyszał Hanzelmek. My.robimy.to.bez.grzechu. Nie masz bumbona.Bracie. jęczał Makilainen w stronę Ritavartina. Więcuszczęśli.wię.Ja.Cię.Po\yczę.Ci.Go.Pózniej.Gdy pupkę trochę rozluzni! zrymował nagle tak wściekle, jak gdyby myślał, \e w ten sposób mo\e skutecznie wywrzećpresję na spięte zwierzątko. I nie ma co robić rozprawy, przyszedł czas wielkiej zabawy powiedział znaczącoHanzelmek. Tak, \ar mocno sy pali, zabawy nie bydziem sy bali powiedział rozluzniony ju\Makilainen, jedną ręką przygarniając do serca rozluznionego ju\ bumbona, a drugą kładąc naramieniu wcią\ spiętego Ritavartina. Przyszedł czas, by powiedzieć, kto z nas powinien siedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]