[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po jednej stronie, za szeregiem obrotowych barierek,widać było specjalne drewniane platformy, gdzie zatrzymywały się wagoniki kolejki linowej.Przez kilka minut siedziałyśmy jak zahipnotyzowane, patrząc na wznoszące się i opadającewagoniki.Jeden wznosił się ponad linię drzew, stopniowo zmieniając się w maleńki punkcikna niebie, podczas gdy jego towarzysz zniżał się i rósł, aż wylądował na platformie.Wewnątrz małej budki obok barierek jakiś człowiek przesuwał dzwignie; na głowie miałczapkę i kiedy kolejny pojazd zatrzymywał się bezpiecznie na platformie, wychylał się przezokienko, by porozmawiać z grupką zebranych wokół dzieci.Do pierwszego w tym dniu spotkania z ową Amerykanką doszło w rezultacie naszejdecyzji o wyprawie kolejką linową na szczyt wzgórza.Sachiko udała się wraz z córką pobilety, a ja przez chwilę zostałam sama na ławce.Po chwili na drugim końcu dziedzińca do-strzegłam małe stoisko ze słodyczami i zabawkami, przyszło mi na myśl, że mogłabym kupićjakieś cukierki dla Mariko, więc wstałam z ławki i podeszłam w tamtą stronę.Przede mnąstała dwójka dzieci, kłócąc się, co mają kupić.Czekając na swoją kolej, zauważyłam wśródzabawek małą, plastykową lornetkę.Dzieci nie przestawały się spierać, a ja rzuciłam okiemza siebie.Sachiko i Mariko wciąż stały przy barierkach; zdawało mi się, że Sachiko rozmawiaz jakimiś dwoma kobietami.- Czy mogę czymś pani służyć?Dzieci już nie było.Przede mną stał jakiś młody mężczyzna w schludnym letnimmundurze. - Czy mogę ją zobaczyć? - spytałam, wskazując lornetkę.- Oczywiście, proszę pani.To tylko zabawka, lecz działa zupełnie dobrze.Przyłożyłam lornetkę do oczu i spojrzałam w kierunku zbocza - widok był zaskakującowyrazny.Skierowawszy lornetkę na dziedziniec, zobaczyłam Sachiko i jej córkę.Tego dniaSachiko była ubrana w lekkie, barwne kimono związane elegancką szarfą - strój, jak przypu-szczam, zarezerwowany tylko na specjalne okazje - i prezentowała się wdzięcznie na tletłumu.Wciąż rozmawiała z tymi dwoma kobietami, z których jedna wyglądała nacudzoziemkę.- Kolejny upalny dzień, proszę pani - odezwał się młody człowiek.- Czy wybiera siępani kolejką linową?- Tak, za chwilę jedziemy.- Widok jest wspaniały.Na szczycie budujemy teraz wieżę telewizyjną.Przed końcem tegoroku kolejka będzie dochodziła aż do samego szczytu.- To wspaniale.%7łyczę miłego dnia.- Dziękuję pani bardzo.Z lornetką w ręku ruszyłam przez dziedziniec.Choć w owym czasienie rozumiałam angielskiego, domyśliłam się od razu, że młoda kobieta jest Amerykanką.Byławysoka, miała rude, kręcone włosy i okulary o zakończonych szpiczaście bokach.Mówiła do Sachikodonośnym głosem i ze zdumieniem skonstatowałam, że Sachiko odpowiada jej zupełnie płynnie.Druga kobieta, Japonka, była wyraznie pulchna i zdawała się mieć około czterdziestu lat.Obok niejstał równie pulchny chłopczyk w wieku ośmiu lub dziewięciu lat.Gdy podeszłam bliżej, skłoniłam się,życzyłam im wszystkim miłego dnia, po czym wręczyłam Mariko lornetkę.- To tylko zabawka - powiedziałam - lecz może uda ci się zobaczyć to i owo.Mariko rozerwała opakowanie i przyjrzała się lornetce z poważną miną.Spojrzała przez nią,najpierw na dziedziniec, a potem na stok wzgórza.- Powiedz  dziękuję , Mariko - odezwała się Sachiko.Mariko nadal spoglądała przez lornetkę.Potem odsunęła ją od twarzy i przełożyła plastykowypasek przez głowę.- Dziękuję, Etsuko-san - powiedziała z lekką niechęcią.Amerykanka wskazała lornetkę, powiedziała coś po angielsku i zaśmiała się.Lornetkazainteresowała również pulchnego chłopca, który do tej pory obserwował stok wzgórza i zjeżdżającąw dół kolejkę linową.Zbliżył się nieco do Mariko ze wzrokiem wbitym w lornetkę.- Bardzo to miłe z twojej strony, Etsuko - powiedziała Sachiko.- Nie ma o czym mówić.To tylko zabawka.Kolejka przyjechała i przeszłyśmy przezobrotowe barierki na puste drewniane deski.Te dwie kobiety chłopiec byli oprócz nasjedynymi pasażerami.Mężczyzna w czapce wyszedł ze swojej budki i wprowadził nas pojedynczo do wagonika.Z jego wnętrza ziało pustką i metalicznym chłodem.Z wszystkichstron były duże okna, a wzdłuż dwóch dłuższych ścian ustawiono ławki.Ponieważ wagonik stał jeszcze kilka minut na platformie, pulchny chłopczyk zacząłniecierpliwie krążyć od ściany do ściany.Mariko wyglądała przez okno, klęcząc na ławeczce.Z naszej strony widać było dziedziniec i grupkę stojących przy barierkach widzów.Marikozdawała się sprawdzać skuteczność swojej lornetki, to przybliżając ją do oczu, to znówoddalając ją od nich.Potem ów pulchny chłopczyk podszedł bliżej i klęknął na ławeczce obokniej.Przez pewien czas dzieci nie zwracały na siebie uwagi.Wreszcie chłopiec powiedział:- Chcę teraz popatrzeć - i wyciągnął rękę po lornetkę.Mariko spojrzała na niego zimno.- Akira, nie wolno tak mówić - upomniała go mat-ka.- Poproś ładnie tę młodą damę.Chłopczyk cofnął rękę i popatrzył na Mariko, która odpowiedziała mu śmiałymspojrzeniem.Wtedy odszedł i stanął przy innym oknie.Gdy wagonik ruszył, dzieci przy obrotowych barierkach poczęły machać rękami.Instynktownie złapałam za metalową poręcz biegnącą wzdłuż okna, a owa Amerykankawydała z siebie nerwowy okrzyk i wybuchnęła śmiechem.Dziedziniec malał w oczach, apotem stok wzgórza zaczął się poruszać; wagonik, pnąc się coraz wyżej i wyżej, chwiał sięnieznacznie.Przez chwilę zdawało się, że czubki drzew ocierają się o okna, po czym naglewszystko ustąpiło i zawisnęliśmy w przestworzach.Sachiko zaśmiała się cicho i wskazała cośza oknem.Mariko wciąż patrzyła przez lornetkę.Wagonik wdrapał się na szczyt, a my wyszliśmy zeń ostrożnie, jakby nie dowierzając,że znalezliśmy się na pewnym gruncie.Tutaj nie było już betonowego dziedzińca i zdrewnianej podłogi wyszliśmy prosto na niewielką, porośniętą trawą polankę.Pozamężczyzną w mundurze, który wyprowadził nas na zewnątrz, w pobliżu nie było nikogo.Wtyle polanki, prawie ukryte wśród sosen, stały drewniane stoliki piknikowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl