[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SierŜant z końską szczęką, którego Bewicke wyznaczył do pomocy wprzesłuchaniu, wykonywał obowiąz¬ki z wyraźną przyjemnością.- Twoja Ŝona jest patriotką i bardzo odwaŜną kobietą• Popełniła jeden błąd, starającsię pomóc ci uciec.Jeśli twoi towarzysze broni nie zrobią jej krzywdy, znajdziemysposób, Ŝeby ją sprowadzić do Anglii.Damien wiedział, Ŝe jego Ŝona nie jest w niebez¬pieczeństwie.Kiedy ją widział ostatniraz, siedziała w łodzi razem z Lafonem.Być moŜe z politycznego punktu widzenia byłon zwykłą kanalią, jednakŜe był takŜe pułkownikiem Wielkiej Armii Napoleona idŜentelmenem.Nigdy nie skrzywdziłby kobiety, zwłaszcza Ŝony człowieka, któregonadal potrzebo¬wali.Pewność, Ŝe Aleksa przynajmniej na razie jest bezpieczna, tojedyna rzecz, jaka pomagała mu znosić cierpienia.- Posłuchaj mnie, Douglas.- Smiesz odzywać się do mnie po imieniu, tak jak byśmy byli kolegami? Od lat nimi niejeste¬śmy.o ile w ogóle kiedykolwiek łączyło nas kole¬Ŝeństwo.- Skinął głowąsierŜantowi, a ten wymie¬rzył Damienowi cios, po którym jego głowa odsko¬czyłado tyłu, odzywając się okropnym bólem w skroniach.- Przepraszam.pułkowniku Bewicke.- Da¬mi en wypluł z ust ślinę pomieszaną zkrwią.- Ale nic nie powiem, dopóki nie zobaczę się z Fieldhur¬stem.- Dlaczego? Co jest tak waŜne, Ŝe nie moŜesz mnie tego powiedzieć?- Fieldhursi.to człowiek honoru.Muszę mieć pewność, Ŝe bez względu na to, co sięstanie, moja Ŝona bezpiecznie wróci do domu.- Generał ma teraz waŜniejsze sprawy na gło¬wie.Twoja jedyna szansa toopowiedzieć tu i teraz, co zrobiłeś.Podaj nazwisko informatora i po¬wiedz, co było wtych dokumentach, a ja juŜ dopil¬nuję, aby twoja Ŝona wróciła do domu.Damien pokręcił głową, a wtedy sierŜant wymie¬rzył kolejny cios.Kiedy znowuzaczął oddychać, uśmiechnął się krzywo.Miał pękniętą i nabrzmiałą górną wargę.Spojrzał drwiąco na pułkownika, podczas gdy powinien robić wszystko, aby gozado¬wolić.- Nie będę mówił.A tymczasem radzę, Ŝebyś sprowadził do Anglii moją Ŝonę.Kiedyjej brat do¬wie się, co się stało, to moŜesz być pewien, Ŝe dro¬go za to zapłacisz.Bewicke aŜ pobladł z wściekłości.Dał znak po¬tęŜnie zbudowanemu sierŜantowi, apo chwili gło¬wa Damiena znowu eksplodowała bólem.Myślał o Aleksie,przywoływał w pamięci jej śliczną buzię, modlił się o jej bezpieczeństwo.Ostatniąrzeczą, jaką ujrzał, były jej pęłne łez oczy, gdy wielkie pi꬜ci sierŜanta maltretowałyjego wymęczone ciało.* * *- Wie pan, ten łajdak ma rację - stwierdził cha¬rakteryzujący się ciętym językiemporucznik Ri¬chard Osbourne, szczupły adiutant pułkownika i jego najzagorzalszystronnik.Stali przed komin¬kiem w kwaterze adiutanta w Folkstone, bardzo skromnieurządzonym, lecz schludnym, niewiel¬kim pokoju o białych ścianach.Bewickechodził tam i z powrotem, nie mogąc podjąć decyzji.- Jak tylko wieść o uprowadzeniudziewczyny dotrze do Londynu, oni w okamgnieniu wskoczą nam na plecy.Kot o dziewięciu ogonach.Wielorzemienny bat wbijał się w ciało i mięśnie, łamiącnawet naj sil¬niej szych męŜczyzn.Były pułkownik Garrick miał wybuchowycharakter, więc Osbourne wcale tak bardzo się nie mylił.- Niech to diabli, nie mam najmniejszej ochoty wypuścić z rąk tego sukinsyna.-Bewicke stanął przy bocznym stoliku i nalał po kieliszku brandy.Jeden wręczyłOsbourne'owi, sam łyknął trunku, zauwaŜając jakiś paproch na swoim czerwonympłaszczu.Zdjął go i pstryknął w powietrze.Porucznik napił się brandy.- Chyba nie ma pan wyboru.Bewicke wiedział, Ŝe adiutant ma rację, lecz jeszcze nie chciał się poddać.- Czy nasz kurier juŜ wrócił?- Wyjechał dość dawno, więc lada chwila powinien być z powrotem.- Jeśli dopisze nam szczęście, prryjmą nasze wa¬runki, a takŜe czas i miejsceproponowanego spo¬tkania.- A dlaczego mieliby nie przyjąć? To bardzo bli¬sko Falon.Dobrze znają ten fragmentwybrzeŜa.- Słusznie - zgodził się Bewicke.Zamieszał bursztynowy alkohol w kieliszku i wychyliłgo jed¬nym haustem.Nagle uśmiechnął się, czując, jak miejsce irytacji zajmujenarastające podniecenie.- Chyba Ŝe nie odkryli jeszcze jaskiń pod klifami, któreznajdują się za skalnym załomem.- Jaskiń?- Właśnie.Co ty na to, Richardzie? MoŜe uda się przejąć i dziewczynę, i tego zdrajcę.Na twarzy Osbourne'a malowała się niepew¬ność, lecz Bewicke wciąŜ miałrozpromienioną minę.Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i nie¬malŜe zobaczyłpołyskujące złotem generalskie szlify, które mogłyby zdobić jego mundur.Poczuł siętak, jakby właśnie wręczono mu nominację ge¬neralską•* * *Aleksa dotarła na szczyt schodów i odetchnęła uspokojona, szykując się na dzieńpełen niewiado¬mych.Z kuchni na dole dochodził aromat świeŜe¬go chleba i głoskucharki karcącej syna kwiecistą francuszczyzną•Zacisnęła dłoń na poręczy, powoli schodząc na parter wiejskiego domu.Byłzbudowany z bia¬łego kamienia, miał grube ściany, dach kryty czer¬woną dachówką,nie był moŜe duŜy, ale wygodny, dobrze wyposaŜony i nieskazitelnie czysty.- Widzę, Ŝe jesteś gotowa.To dobrze.Mam na¬dzieję, Ŝe pobyt tutaj nie był dla ciebiejednym nie¬przerwanym pasmem udręki.Zatrzymała wzrok na męŜczyźnie stojącym u podnóŜa schodów, po czym zdobyła sięna wy¬muszony uśmiech.- ZwaŜywszy na okoliczności, był pan nadspo¬dziewanie miłym gospodarzem,monsieur Gaudin.Chyba powinnam podziękować.i panu, i puł¬kownikowiLafonowi.- Od przybycia do Boulogne w ubiegłym tygodniu po tym, jak łodziewylądowa¬ły na plaŜy na południe od małej wioski rybackiej, mieszkała w domuczłowieka o nazwisku Andre Gaudin.Oczywiście "mieszkała" nie było tunaj¬właściwszym słowem.Była tam uwięziona.- Piękna kobieta zawsze je'st mile widzianym gościem, miette, bez względu napolityczne poglą¬dy.- Andre Gaudin był starszym juŜ męŜczyzną, miał wydatny tors iczuprynę gęstych, siwych wło¬sów.Był opiekuńczy, troskliwy i cierpliwie ignoro¬wałjej wybuchy, Ŝądania uwolnienia oraz napady smutku.- Mile czy niemile widziana - powiedziała - je¬stem jednakŜe wdzięczna za niemalkomfortowe warunki, w jakich przebywałam.- A towarzystwo? MoŜe teŜ nie było tak do koń¬ca niemiłe.Tym razem uśmiechnęła się naprawdę szczerze.Trudno się było gniewać na takiego człowieka jak Gaudin, ze współczuciemodnoszącego się do jej sytuacji, chociaŜ jego sympatie niewątpliwie leŜały po stronieFrancji.Jego spokój działał na nią koją¬co, delikatność przynosiła ogromną ulgę, gdyŜbar¬dziej spodziewała się brutalności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.SierŜant z końską szczęką, którego Bewicke wyznaczył do pomocy wprzesłuchaniu, wykonywał obowiąz¬ki z wyraźną przyjemnością.- Twoja Ŝona jest patriotką i bardzo odwaŜną kobietą• Popełniła jeden błąd, starającsię pomóc ci uciec.Jeśli twoi towarzysze broni nie zrobią jej krzywdy, znajdziemysposób, Ŝeby ją sprowadzić do Anglii.Damien wiedział, Ŝe jego Ŝona nie jest w niebez¬pieczeństwie.Kiedy ją widział ostatniraz, siedziała w łodzi razem z Lafonem.Być moŜe z politycznego punktu widzenia byłon zwykłą kanalią, jednakŜe był takŜe pułkownikiem Wielkiej Armii Napoleona idŜentelmenem.Nigdy nie skrzywdziłby kobiety, zwłaszcza Ŝony człowieka, któregonadal potrzebo¬wali.Pewność, Ŝe Aleksa przynajmniej na razie jest bezpieczna, tojedyna rzecz, jaka pomagała mu znosić cierpienia.- Posłuchaj mnie, Douglas.- Smiesz odzywać się do mnie po imieniu, tak jak byśmy byli kolegami? Od lat nimi niejeste¬śmy.o ile w ogóle kiedykolwiek łączyło nas kole¬Ŝeństwo.- Skinął głowąsierŜantowi, a ten wymie¬rzył Damienowi cios, po którym jego głowa odsko¬czyłado tyłu, odzywając się okropnym bólem w skroniach.- Przepraszam.pułkowniku Bewicke.- Da¬mi en wypluł z ust ślinę pomieszaną zkrwią.- Ale nic nie powiem, dopóki nie zobaczę się z Fieldhur¬stem.- Dlaczego? Co jest tak waŜne, Ŝe nie moŜesz mnie tego powiedzieć?- Fieldhursi.to człowiek honoru.Muszę mieć pewność, Ŝe bez względu na to, co sięstanie, moja Ŝona bezpiecznie wróci do domu.- Generał ma teraz waŜniejsze sprawy na gło¬wie.Twoja jedyna szansa toopowiedzieć tu i teraz, co zrobiłeś.Podaj nazwisko informatora i po¬wiedz, co było wtych dokumentach, a ja juŜ dopil¬nuję, aby twoja Ŝona wróciła do domu.Damien pokręcił głową, a wtedy sierŜant wymie¬rzył kolejny cios.Kiedy znowuzaczął oddychać, uśmiechnął się krzywo.Miał pękniętą i nabrzmiałą górną wargę.Spojrzał drwiąco na pułkownika, podczas gdy powinien robić wszystko, aby gozado¬wolić.- Nie będę mówił.A tymczasem radzę, Ŝebyś sprowadził do Anglii moją Ŝonę.Kiedyjej brat do¬wie się, co się stało, to moŜesz być pewien, Ŝe dro¬go za to zapłacisz.Bewicke aŜ pobladł z wściekłości.Dał znak po¬tęŜnie zbudowanemu sierŜantowi, apo chwili gło¬wa Damiena znowu eksplodowała bólem.Myślał o Aleksie,przywoływał w pamięci jej śliczną buzię, modlił się o jej bezpieczeństwo.Ostatniąrzeczą, jaką ujrzał, były jej pęłne łez oczy, gdy wielkie pi꬜ci sierŜanta maltretowałyjego wymęczone ciało.* * *- Wie pan, ten łajdak ma rację - stwierdził cha¬rakteryzujący się ciętym językiemporucznik Ri¬chard Osbourne, szczupły adiutant pułkownika i jego najzagorzalszystronnik.Stali przed komin¬kiem w kwaterze adiutanta w Folkstone, bardzo skromnieurządzonym, lecz schludnym, niewiel¬kim pokoju o białych ścianach.Bewickechodził tam i z powrotem, nie mogąc podjąć decyzji.- Jak tylko wieść o uprowadzeniudziewczyny dotrze do Londynu, oni w okamgnieniu wskoczą nam na plecy.Kot o dziewięciu ogonach.Wielorzemienny bat wbijał się w ciało i mięśnie, łamiącnawet naj sil¬niej szych męŜczyzn.Były pułkownik Garrick miał wybuchowycharakter, więc Osbourne wcale tak bardzo się nie mylił.- Niech to diabli, nie mam najmniejszej ochoty wypuścić z rąk tego sukinsyna.-Bewicke stanął przy bocznym stoliku i nalał po kieliszku brandy.Jeden wręczyłOsbourne'owi, sam łyknął trunku, zauwaŜając jakiś paproch na swoim czerwonympłaszczu.Zdjął go i pstryknął w powietrze.Porucznik napił się brandy.- Chyba nie ma pan wyboru.Bewicke wiedział, Ŝe adiutant ma rację, lecz jeszcze nie chciał się poddać.- Czy nasz kurier juŜ wrócił?- Wyjechał dość dawno, więc lada chwila powinien być z powrotem.- Jeśli dopisze nam szczęście, prryjmą nasze wa¬runki, a takŜe czas i miejsceproponowanego spo¬tkania.- A dlaczego mieliby nie przyjąć? To bardzo bli¬sko Falon.Dobrze znają ten fragmentwybrzeŜa.- Słusznie - zgodził się Bewicke.Zamieszał bursztynowy alkohol w kieliszku i wychyliłgo jed¬nym haustem.Nagle uśmiechnął się, czując, jak miejsce irytacji zajmujenarastające podniecenie.- Chyba Ŝe nie odkryli jeszcze jaskiń pod klifami, któreznajdują się za skalnym załomem.- Jaskiń?- Właśnie.Co ty na to, Richardzie? MoŜe uda się przejąć i dziewczynę, i tego zdrajcę.Na twarzy Osbourne'a malowała się niepew¬ność, lecz Bewicke wciąŜ miałrozpromienioną minę.Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i nie¬malŜe zobaczyłpołyskujące złotem generalskie szlify, które mogłyby zdobić jego mundur.Poczuł siętak, jakby właśnie wręczono mu nominację ge¬neralską•* * *Aleksa dotarła na szczyt schodów i odetchnęła uspokojona, szykując się na dzieńpełen niewiado¬mych.Z kuchni na dole dochodził aromat świeŜe¬go chleba i głoskucharki karcącej syna kwiecistą francuszczyzną•Zacisnęła dłoń na poręczy, powoli schodząc na parter wiejskiego domu.Byłzbudowany z bia¬łego kamienia, miał grube ściany, dach kryty czer¬woną dachówką,nie był moŜe duŜy, ale wygodny, dobrze wyposaŜony i nieskazitelnie czysty.- Widzę, Ŝe jesteś gotowa.To dobrze.Mam na¬dzieję, Ŝe pobyt tutaj nie był dla ciebiejednym nie¬przerwanym pasmem udręki.Zatrzymała wzrok na męŜczyźnie stojącym u podnóŜa schodów, po czym zdobyła sięna wy¬muszony uśmiech.- ZwaŜywszy na okoliczności, był pan nadspo¬dziewanie miłym gospodarzem,monsieur Gaudin.Chyba powinnam podziękować.i panu, i puł¬kownikowiLafonowi.- Od przybycia do Boulogne w ubiegłym tygodniu po tym, jak łodziewylądowa¬ły na plaŜy na południe od małej wioski rybackiej, mieszkała w domuczłowieka o nazwisku Andre Gaudin.Oczywiście "mieszkała" nie było tunaj¬właściwszym słowem.Była tam uwięziona.- Piękna kobieta zawsze je'st mile widzianym gościem, miette, bez względu napolityczne poglą¬dy.- Andre Gaudin był starszym juŜ męŜczyzną, miał wydatny tors iczuprynę gęstych, siwych wło¬sów.Był opiekuńczy, troskliwy i cierpliwie ignoro¬wałjej wybuchy, Ŝądania uwolnienia oraz napady smutku.- Mile czy niemile widziana - powiedziała - je¬stem jednakŜe wdzięczna za niemalkomfortowe warunki, w jakich przebywałam.- A towarzystwo? MoŜe teŜ nie było tak do koń¬ca niemiłe.Tym razem uśmiechnęła się naprawdę szczerze.Trudno się było gniewać na takiego człowieka jak Gaudin, ze współczuciemodnoszącego się do jej sytuacji, chociaŜ jego sympatie niewątpliwie leŜały po stronieFrancji.Jego spokój działał na nią koją¬co, delikatność przynosiła ogromną ulgę, gdyŜbar¬dziej spodziewała się brutalności [ Pobierz całość w formacie PDF ]