[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów zaczęły się ich rozmowy, tym razem pod niekrępującym, ale wszechobecnymokiem rodziny Wierzgającego Ptaka.Czarownik zostawił polecenie kontynuowania spotkań, ale bez przewodnictwaWierzgającego Ptaka nie było wyraznego nastawienia na udzielanie lekcji.Kilka pierwszych dni upłynęło przeważnie na mechanicznych, mało ekscytującychpowtórkach.W pewien sposób i to było dobre.Dziewczyna wciąż była zmieszana i zakłopotana.Oschłość ich pierwszych spotkań sam na sam sprzyjała podjęciu watka przeszłości.Dała jejkonieczny dystans, który pomógł jej znów się z nim oswoić.Tańczący Z Wilkami był zadowolony z takiego obrotu sprawy.Nudę ich wzajemnychkontaktów oszacować można było w zestawieniu z jego szczerym pragnieniem załataniawszystkiego, co popękało w ich wzajemnym związku, i przez pierwszych kilka dni cierpliwieczekał w nadziei na odwilż.Nauka języka Komanczów postępowała dobrze, ale wkrótce stało się oczywiste, żesiedzenie w wigwamie przez cały ranek nie sprzyja szybkości, z jaką się uczył.Tak wielerzeczy, o których musiał wiedzieć, znajdowało się na zewnątrz.A poza tym wtrącanie sięrodziny wydawało się nie mieć końca.Lecz czekał bez słowa skargi, pozwalając Tej Która Stoi Z Pięścią omijać słowa,których nie umiała wytłumaczyć.Pewnego popołudnia, tuż po południowym posiłku, nie potrafiąc znalezć słowa natrawę, Ta Która Stoi Z Pięścią wzięła go w końcu na spacer.Jedno słowo prowadziło donastępnego i tego dnia wrócili do wigwamu po przeszło godzinie.W tym czasie przechadzalisię po wiosce tak bardzo zajęci rozmową, że czas minął im niepostrzeżenie.Ten rozkład zajęć powtórzył się, a nawet zagęścił, w dniach następnych.Stali sięzwykłym widokiem - para ludzi pogrążonych w rozmowie, niepomnych na wszystko zwyjątkiem przedmiotów stanowiących treść ich wysiłków: kość, zasłona wejściowa, słońce,kopyto, kociołek, pies, kij, niebo, dziecko, włosy, derka, twarz, daleko, blisko, tu, tam,trzezwy, głupi i tak dalej, i tak dalej.Z każdym dniem język zapuszczał w nim głębiej korzenie i wkrótce Tańczący ZWilkami był już w stanie mówić więcej niż pojedyncze słowa.Układały się one w zdania, aon wiązał je ze sobą z gorliwością, która była przyczyną wielu błędów. Ogień rośnie na prerii. Jedzenie wody mi służy. Czy ten człowiek to kość?Był jak dobry biegacz, który upada co trzy kroki, ale wściekle przedzierał się przezgrzęzawisko nowego języka i samym tylko wysiłkiem woli poczynił znaczne postępy.Nawet największa ilość pomyłek nie była w stanie osłabić go na duchu i przełaziłprzez każdą przeszkodę z tym rodzajem dobrego humoru i zdecydowania, który sprawia, żeczłowiek wydaje się bardzo zabawny.Coraz mniej przebywali w wigwamie.Na zewnątrz była wolna przestrzeń, a w wioscepanował szczególny spokój.Zrobiła się niezwykle wyciszona.Wszyscy myślą byli z ludzmi, którzy wyruszyli na spotkanie niepewnych wydarzeń wkraju Pawnisów.Każdego nieznośnie długiego dnia krewni i przyjaciele mężczyzn nawojennej wyprawie coraz goręcej modlili się o ich bezpieczeństwo.Wydawało się, że z dniana dzień modlitwy stały się jedną jedyną, najbardziej rzucającą się w oczy cechą obozowegożycia, wplatając się w każdy posiłek, spotkanie i najdrobniejszą nawet czy krótkotrwałąpracę.Zwiętość, która okryła całunem obóz, dała doskonałą otoczkę poczynaniomTańczącego Z Wilkami i Tej Która Stoi Z Pięścią.Inni ludzie, tak bardzo zatopieni woczekiwaniu i modlitwie, niewiele uwagi zwracali na białą parę.Poruszali się w pogodnej,dobrze chronionej szklanej bańce, w ich własnym światku.Codziennie spędzali razem trzy lub cztery godziny, nie tykając się i nie rozmawiając osobie.Na zewnątrz ściśle zachowywali pozory.Razem śmiali się z niektórych rzeczy iwymieniali uwagi o zwyczajnych zjawiskach, na przykład o pogodzie.Lecz ich wzajemneuczucia pozostawały przez cały czas w ukryciu.Ta Która Stoi Z Pięścią była ostrożna, jeślichodzi o uczucia, a Tańczący Z Wilkami to szanował.3Głęboka zmiana nastąpiła w dwa tygodnie po wyruszeniu wyprawy.Pewnego póznego popołudnia, po długim zwiadzie w brutalnym słońcu, Tańczący ZWilkami powrócił do wigwamu Wierzgającego Ptaka, nie znalazł w nim nikogo i myśląc, żecała rodzina poszła nad rzekę, skierował się ku wodzie.Były tam żony Wierzgającego Ptaka, które szorowały dzieci.Nigdzie w pobliżu niebyło Tej Która Stoi Z Pięścią.Poszwendał się tam, dopóki dzieciaki nie obryzgały go wodą, apotem wspiął się na ścieżkę prowadzącą do wioski.Słońce prażyło wciąż bezlitośnie i gdy ujrzał altankę, pociągnęła go myśl opanującym w niej cieniu.Wsunął się do połowy ciała, gdy zdał sobie sprawę, że w środku jest ona.Regularneposiedzenie już się odbyło i oboje byli zakłopotani.Tańczący Z Wilkami usiadł w przyzwoitej odległości od niej i rzucił powitanie.- Jest.jest gorąco - odpowiedziała, jakby chciała przeprosić za swoją obecność.- Tak - zgodził się.- Bardzo gorąco.Choć nie musiał, otarł sobie czoło.To był głupi sposób na pokazanie jej, że znalazł siętutaj z tego samego powodu.Lecz robiąc ten sztuczny gest, Tańczący Z Wilkami znieruchomiał.Naszła go nagłachęć, chęć powiedzenia jej, co czuje.Właśnie zaczął mówić.Powiedział jej, że jest zmieszany.Powiedział jej, jak dobrzebyć tutaj.Opowiedział jej o wigwamie i o tym, jak dobrze jest go mieć.Wziął oburącznapierśnik i powiedział jej, co o nim myśli, że dla niego jest to coś wspaniałego.Przyłożył godo policzka i rzekł: kocham go.A potem rzekł:- Ale jestem białym.i jestem żołnierzem.Czy to dobrze dla mnie, że tutaj jestem, amoże to głupota? Czy jestem głupcem?Widział w jej oczach napiętą uwagę.- Jest żadnym.nie wiem - odpowiedziała.Zapadło krótkie milczenie.Widział, że czekała.- Nie wiem, dokąd pójść - rzekł spokojnie.- Nie wiem, gdzie mógłbym być.Powoli odwróciła głowę i wyjrzała na zewnątrz.- Wiem - powiedziała.Była wciąż pogrążona w myślach, patrząc nieruchomo na popołudnie w wiosce, gdypowiedział:- Chcę być tutaj.Znów odwróciła się do niego.Jej twarz wydawała się ogromna.Zachodzące słońcenadało jej miękkiego blasku.Jej oczy, rozszerzone uczuciem, miały ten sam poblask.- Tak -powiedziała, doskonale rozumiejąc, co czuje.Spuściła głowę.Gdy znów podniosła wzrok, Tańczący Z Wilkami czuł się połknięty,dokładnie tak samo, jak wtedy z Timmonsem, gdy był po raz pierwszy na prerii.Jej oczybyły oczami osoby przepojonej uczuciem, pełnej piękności, które niewielu mężczyznomdane było zaznać.Były wieczne.Tańczący Z Wilkami zakochał się, gdy to zobaczył.Ta Która Stoi Z Pięścią już wcześniej się zakochała.To zdarzyło się wtedy, gdy zacząłmówić.Nie od razu, ale krok po kroku, aż końcu nie mogła się tego wyprzeć.Ujrzała w nimsiebie samą.Zobaczyła, że mogą być jednym.Jeszcze chwilę porozmawiali i zapadli w milczenie.Przez kilka minut wpatrywali sięw popołudnie w wiosce, każde z nich wiedząc, co czuje drugie, lecz nie odważając sięmówić.Czar prysnął, gdy napatoczył się jeden z małych synków Wierzgającego Ptaka, zajrzałdo środka i spytał, co tu robią.Ta Która Stoi Z Pięścią uśmiechnęła się na to wtargnięcie i powiedziała mu w językuKomanczów:- Jest gorąco.Siedzimy w cieniu.To było dla małego chłopca tak przekonywające, że wszedł do środka i opadł napodołek Tej Która Stoi Z Pięścią.Przez chwilę szamotali się na żarty, ale harmider nie trwałdługo.Chłopczyk nagle usiadł i powiedział Tej Która Stoi Z Pięścią, że jest głodny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Znów zaczęły się ich rozmowy, tym razem pod niekrępującym, ale wszechobecnymokiem rodziny Wierzgającego Ptaka.Czarownik zostawił polecenie kontynuowania spotkań, ale bez przewodnictwaWierzgającego Ptaka nie było wyraznego nastawienia na udzielanie lekcji.Kilka pierwszych dni upłynęło przeważnie na mechanicznych, mało ekscytującychpowtórkach.W pewien sposób i to było dobre.Dziewczyna wciąż była zmieszana i zakłopotana.Oschłość ich pierwszych spotkań sam na sam sprzyjała podjęciu watka przeszłości.Dała jejkonieczny dystans, który pomógł jej znów się z nim oswoić.Tańczący Z Wilkami był zadowolony z takiego obrotu sprawy.Nudę ich wzajemnychkontaktów oszacować można było w zestawieniu z jego szczerym pragnieniem załataniawszystkiego, co popękało w ich wzajemnym związku, i przez pierwszych kilka dni cierpliwieczekał w nadziei na odwilż.Nauka języka Komanczów postępowała dobrze, ale wkrótce stało się oczywiste, żesiedzenie w wigwamie przez cały ranek nie sprzyja szybkości, z jaką się uczył.Tak wielerzeczy, o których musiał wiedzieć, znajdowało się na zewnątrz.A poza tym wtrącanie sięrodziny wydawało się nie mieć końca.Lecz czekał bez słowa skargi, pozwalając Tej Która Stoi Z Pięścią omijać słowa,których nie umiała wytłumaczyć.Pewnego popołudnia, tuż po południowym posiłku, nie potrafiąc znalezć słowa natrawę, Ta Która Stoi Z Pięścią wzięła go w końcu na spacer.Jedno słowo prowadziło donastępnego i tego dnia wrócili do wigwamu po przeszło godzinie.W tym czasie przechadzalisię po wiosce tak bardzo zajęci rozmową, że czas minął im niepostrzeżenie.Ten rozkład zajęć powtórzył się, a nawet zagęścił, w dniach następnych.Stali sięzwykłym widokiem - para ludzi pogrążonych w rozmowie, niepomnych na wszystko zwyjątkiem przedmiotów stanowiących treść ich wysiłków: kość, zasłona wejściowa, słońce,kopyto, kociołek, pies, kij, niebo, dziecko, włosy, derka, twarz, daleko, blisko, tu, tam,trzezwy, głupi i tak dalej, i tak dalej.Z każdym dniem język zapuszczał w nim głębiej korzenie i wkrótce Tańczący ZWilkami był już w stanie mówić więcej niż pojedyncze słowa.Układały się one w zdania, aon wiązał je ze sobą z gorliwością, która była przyczyną wielu błędów. Ogień rośnie na prerii. Jedzenie wody mi służy. Czy ten człowiek to kość?Był jak dobry biegacz, który upada co trzy kroki, ale wściekle przedzierał się przezgrzęzawisko nowego języka i samym tylko wysiłkiem woli poczynił znaczne postępy.Nawet największa ilość pomyłek nie była w stanie osłabić go na duchu i przełaziłprzez każdą przeszkodę z tym rodzajem dobrego humoru i zdecydowania, który sprawia, żeczłowiek wydaje się bardzo zabawny.Coraz mniej przebywali w wigwamie.Na zewnątrz była wolna przestrzeń, a w wioscepanował szczególny spokój.Zrobiła się niezwykle wyciszona.Wszyscy myślą byli z ludzmi, którzy wyruszyli na spotkanie niepewnych wydarzeń wkraju Pawnisów.Każdego nieznośnie długiego dnia krewni i przyjaciele mężczyzn nawojennej wyprawie coraz goręcej modlili się o ich bezpieczeństwo.Wydawało się, że z dniana dzień modlitwy stały się jedną jedyną, najbardziej rzucającą się w oczy cechą obozowegożycia, wplatając się w każdy posiłek, spotkanie i najdrobniejszą nawet czy krótkotrwałąpracę.Zwiętość, która okryła całunem obóz, dała doskonałą otoczkę poczynaniomTańczącego Z Wilkami i Tej Która Stoi Z Pięścią.Inni ludzie, tak bardzo zatopieni woczekiwaniu i modlitwie, niewiele uwagi zwracali na białą parę.Poruszali się w pogodnej,dobrze chronionej szklanej bańce, w ich własnym światku.Codziennie spędzali razem trzy lub cztery godziny, nie tykając się i nie rozmawiając osobie.Na zewnątrz ściśle zachowywali pozory.Razem śmiali się z niektórych rzeczy iwymieniali uwagi o zwyczajnych zjawiskach, na przykład o pogodzie.Lecz ich wzajemneuczucia pozostawały przez cały czas w ukryciu.Ta Która Stoi Z Pięścią była ostrożna, jeślichodzi o uczucia, a Tańczący Z Wilkami to szanował.3Głęboka zmiana nastąpiła w dwa tygodnie po wyruszeniu wyprawy.Pewnego póznego popołudnia, po długim zwiadzie w brutalnym słońcu, Tańczący ZWilkami powrócił do wigwamu Wierzgającego Ptaka, nie znalazł w nim nikogo i myśląc, żecała rodzina poszła nad rzekę, skierował się ku wodzie.Były tam żony Wierzgającego Ptaka, które szorowały dzieci.Nigdzie w pobliżu niebyło Tej Która Stoi Z Pięścią.Poszwendał się tam, dopóki dzieciaki nie obryzgały go wodą, apotem wspiął się na ścieżkę prowadzącą do wioski.Słońce prażyło wciąż bezlitośnie i gdy ujrzał altankę, pociągnęła go myśl opanującym w niej cieniu.Wsunął się do połowy ciała, gdy zdał sobie sprawę, że w środku jest ona.Regularneposiedzenie już się odbyło i oboje byli zakłopotani.Tańczący Z Wilkami usiadł w przyzwoitej odległości od niej i rzucił powitanie.- Jest.jest gorąco - odpowiedziała, jakby chciała przeprosić za swoją obecność.- Tak - zgodził się.- Bardzo gorąco.Choć nie musiał, otarł sobie czoło.To był głupi sposób na pokazanie jej, że znalazł siętutaj z tego samego powodu.Lecz robiąc ten sztuczny gest, Tańczący Z Wilkami znieruchomiał.Naszła go nagłachęć, chęć powiedzenia jej, co czuje.Właśnie zaczął mówić.Powiedział jej, że jest zmieszany.Powiedział jej, jak dobrzebyć tutaj.Opowiedział jej o wigwamie i o tym, jak dobrze jest go mieć.Wziął oburącznapierśnik i powiedział jej, co o nim myśli, że dla niego jest to coś wspaniałego.Przyłożył godo policzka i rzekł: kocham go.A potem rzekł:- Ale jestem białym.i jestem żołnierzem.Czy to dobrze dla mnie, że tutaj jestem, amoże to głupota? Czy jestem głupcem?Widział w jej oczach napiętą uwagę.- Jest żadnym.nie wiem - odpowiedziała.Zapadło krótkie milczenie.Widział, że czekała.- Nie wiem, dokąd pójść - rzekł spokojnie.- Nie wiem, gdzie mógłbym być.Powoli odwróciła głowę i wyjrzała na zewnątrz.- Wiem - powiedziała.Była wciąż pogrążona w myślach, patrząc nieruchomo na popołudnie w wiosce, gdypowiedział:- Chcę być tutaj.Znów odwróciła się do niego.Jej twarz wydawała się ogromna.Zachodzące słońcenadało jej miękkiego blasku.Jej oczy, rozszerzone uczuciem, miały ten sam poblask.- Tak -powiedziała, doskonale rozumiejąc, co czuje.Spuściła głowę.Gdy znów podniosła wzrok, Tańczący Z Wilkami czuł się połknięty,dokładnie tak samo, jak wtedy z Timmonsem, gdy był po raz pierwszy na prerii.Jej oczybyły oczami osoby przepojonej uczuciem, pełnej piękności, które niewielu mężczyznomdane było zaznać.Były wieczne.Tańczący Z Wilkami zakochał się, gdy to zobaczył.Ta Która Stoi Z Pięścią już wcześniej się zakochała.To zdarzyło się wtedy, gdy zacząłmówić.Nie od razu, ale krok po kroku, aż końcu nie mogła się tego wyprzeć.Ujrzała w nimsiebie samą.Zobaczyła, że mogą być jednym.Jeszcze chwilę porozmawiali i zapadli w milczenie.Przez kilka minut wpatrywali sięw popołudnie w wiosce, każde z nich wiedząc, co czuje drugie, lecz nie odważając sięmówić.Czar prysnął, gdy napatoczył się jeden z małych synków Wierzgającego Ptaka, zajrzałdo środka i spytał, co tu robią.Ta Która Stoi Z Pięścią uśmiechnęła się na to wtargnięcie i powiedziała mu w językuKomanczów:- Jest gorąco.Siedzimy w cieniu.To było dla małego chłopca tak przekonywające, że wszedł do środka i opadł napodołek Tej Która Stoi Z Pięścią.Przez chwilę szamotali się na żarty, ale harmider nie trwałdługo.Chłopczyk nagle usiadł i powiedział Tej Która Stoi Z Pięścią, że jest głodny [ Pobierz całość w formacie PDF ]