[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Aatwiej byłoby dziś dotrzeć do Ameryki.Albo do North Kensington.Matka zawahała się.Odchyliła głowę do tyłu i zacisnęła powieki, a ja zrozumiałem, że jestrównie zmęczona jak ja.Potem powiedziała do woznicy:- W takim razie proszę mnie zawiezć do Notting Hill Gate.- To fraszka, pani.Czy masz na uwadze jakiś konkretny adres?- Nie.Nie pamiętam dokładnie adresu - odparła moja mama.- Ale chodzi o pewien domw Chepstow Villas.- Już się robi, pani.Dziecko nie pyta o bardzo wiele rzeczy, nawet jeśli jest wyjątkowo przywiązane do matki.W latach, kiedy mieszkałem z nią pod jednym dachem, zadałem jej pewnieze sto tysięcy pytań.Gdzie podziewa się księżyc, kiedy świeci słońce? Czy pająkom coś sięśni, gdy śpią? Co dzieje się z muzyką, kiedy wpada człowiekowi do ucha? Z czego zrobionajest woda? Czy aparaty fotograficzne pamiętają to, co raz widziały? Skąd przypływ wie, żepora zalać plażę? Dlaczego pieniądze mają wartość? Albo po co człowiekowi dusza, jeżeli niema Boga? Nigdy nie zapytałem jednak, dlaczego tamtego niedzielnego popołudnia matkapostanowiła pojechać do Chepstow Villas i zabrała mnie z sobą, skoro mogła wybrać się tamsama, bez świadków, i to w dodatku w dniu, kiedy nie miała poobcieranych nóg i nie byłataka wykończona.Wtedy sądziłem, że chce odwiedzić jakąś przyjaciółkę.Kiedy przejechaliśmy Kensington i znalezliśmy się w Notting Hill, mamę zaczął ogarniaćstopniowo coraz większy niepokój.Wyglądała przez okno, kręcąc gwałtownie głową to wlewo, to w prawo, jak gdyby świat wokół nas pędził z wielką prędkością, chociaż pojazdy iprzechodnie poruszali się raczej dość leniwie.- Gdzie jesteśmy? - zawołała do woznicy.- Na Pembridge Road, pani.- Chyba w Pembridge Villas?- Teraz ta ulica nazywa się Pembridge Road.Nie wiem dlaczego, ale ta wiadomość najwyrazniej poprawiła humor mojej mamie.- W ciągu ostatnich trzydziestu lat tutejsza okolica zmieniła się zapewne nie do poznania!- zauważyła matka.- Och, nie, proszę pani - odparł woznica.- Mnie się widzi, że właściwie wszystko zostałopo staremu.Wokół garncarni stoi dzisiaj więcej domów mieszkalnych, ale na tych ulicach nicsię nie zmieniło.Na te słowa mama znowu zmarszczyła czoło i wychyliła się przez okno, rozglądając się naboki.Widziałem, jak mocno zaciska dłonie na swoich okrytych suknią kolanach.Na moje okodomy, które mijaliśmy, były solidnymi, porządnymi konstrukcjami, większymi i jaśniejszyminiż w Bloomsbury, charakteryzowały się jednak surową masywnością budowli Starego Kraju,ale matce miejscowe domy przypominały jakby rozbawione duchy, kryjące się jeden zadrugim i krążące wokół naszej dorożki.- Chepstow Villas, proszę pani - oznajmił woznica.- Tak szybko? - zapytała mama, po czym z głupią miną zaczęła mrugać powiekaminiczym Freddy Harris, kiedy nauczyciel kazał mu wykonać jakieś proste zadaniearytmetyczne.Matka zaczynała mnie trochę denerwować.Z mojego punktu widzenia podróż trwała już zbyt długo.Chciałem wyciągnąć się na miękkiej kanapie i dostać ciepłe kakao zherbatnikami.Wysiedliśmy, po czym mama odprawiła woznicę pełnym godności skinieniem głowy, alekiedy tylko się odwróciła, na jej twarzy zagościł znów niepokój.Najwyrazniej nie wiedziała,gdzie się znajduje.- Jestem zmęczony, mamo - powiedziałem.Nie zareagowała, chociaż wiedziałem, że mnie słyszy.Ruszyliśmy przed siebie trotuarem.Ulica okazała się niemal całkiem pusta, ale była przecież niedziela po południu, więcnajprzyzwoitsi z przyzwoitych mieszkańcy siedzieli w swoich domach i czytali Biblię, poszlido kościoła na popołudniowe nabożeństwo albo zajmowali się ogródkami w tajemnicy przedcałym światem.Inni wybrali się pewnie do centrum miasta i wyciągali teraz szyje w tłumie,by przyjrzeć się sufrażystkom jadącym na swoich karnawałowych wozach.Tymczasem mama przyglądała się żelaznym bramom kolejnych posiadłości wokółChepstow Villas.Doszła do końca ulicy, nie znalazłszy tego, czego szukała, a potemzawróciła i jeszcze wolniejszym krokiem ruszyła w przeciwną stronę, tym razem jednakmuskając niektóre bramy czubkami palców.- Tak, tak - mruknęła pod nosem, idąc dalej przed siebie.- Teraz już wiem.Zatrzymała się, odwróciła na pięcie i lekko pochyliła głowę jak tancerka składającauroczysty ukłon na sali balowej.- To tutaj - powiedziała.- Chodz ze mną.Zbliżyliśmy się do domu, którego fasada nie różniła się od sąsiednich frontonów.Zamaszyście otworzyliśmy małą, chyba nową furtkę, zwieńczoną u góry kolcami, po czympodeszliśmy do drzwi wejściowych i mama zadzwoniła.Minęła dłuższa chwila, nim otworzyłanam jakaś dobrze ubrana kobieta (z całą pewnością nie służąca),która zmierzyła matkę spojrzeniem od stóp do głów.- Nie będę rozmawiać z osobami pani pokroju - powiedziała.- Jest pani nienaturalna.Z tymi słowy zatrzasnęła nam drzwi przed nosem, a mama odwróciła głowę, chybazaskoczona.- Nic się nie stało - wymamrotała cicho, właściwie wyłącznie do siebie.- To i tak nie tendom.Zobaczyłam kształt klatki schodowej za jej plecami.Tamta wyglądała zupełnieinaczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl