[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnym momenciemężczyzna pośliznął się i upadł na twarz.Gdy się podniósł, traktora nie było w zasięguwzroku.192Zadowolony, że Ally jest chwilowo bezpieczna, Wes skupił uwagę na mężczyznie.Gdypodnosił się z błota, Wesleyowi udało się dojrzeć jego twarz.Nie był zaskoczony swoim odkryciem.Tak jak przewidywał, nieznajomym okazał się RolandStorm.Jego twarz wykrzywiał grymas wściekłości, z ust wydobywał się potok siarczystychprzekleństw.Pogroził zaciśniętą pięścią niebu, po czym, ślizgając się i potykając na pełnejwybojów drodze, ruszył w stronę pobliskich drzew.Wesley początkowo postanowił się ukryć,ale po namyśle zmienił zamiar.Przy każdym kroku woda chlupotała mu w butach.Od stóp do głów był pokryty błotem.Znowu nie udało mu się dopaść Ally, ale nie zamierzał rezygnować.Teraz, gdy odkrył jejprawdziwą naturę, nie będzie dłużej udawać miłego i nieśmiałego adoratora.Pora pokazać,kim jest i o co mu chodzi.Ze złością wytarł ręce o przód marynarki i pochyliwszy głowę, żeby choć trochę osłonićtwarz przed zacinającym deszczem, podjął wędrówkę do miejsca, gdzie zostawił ciężarówkę.Nie wiedział, że Wesley idzie za nim, dopóki nagle nie zobaczył go tuż przed sobą.Stłumiłokrzyk zaskoczenia i gorzko pożałował, że nie ma przy sobie broni.- Pan mnie śledził - powiedział oskarżającym tonem.193- A ty śledziłeś Ally.Roland skrzywił się.Nie lubił, gdy go atakowano i musiał się bronić, nie lubił tracićprzewagi, wolał występować w roli napastnika.- Zledziłem? Kogo? - zapytał niewinnym tonem i zdobył się na uśmiech.W ręku Wesleya błysnęło ostrze noża, tego samego, którym niedawno powitał Rolanda naprogu swego domu.W tym momencie Roland Storm podziękował niebiosom za obfitydeszcz, bo dzięki temu nie było widać, że spod nogawki jego spodni wycieka strużka moczu.- Zostaw ją w spokoju - powiedział Wes tak spokojnym tonem, że Storm zaczął się trząść.- Niczego nie zrobiłem - wybełkotał, cofając się powoli.- To jest wolny kraj, i.Wesley przerzucił nóż z lewej ręki do prawej.- Trzymaj się od niej z daleka.Przerażony Roland skupił wzrok na ostrzu noża, na którym rozpryskiwały się krople wody.Wreszcie odważył się spojrzeć Wesleyowi w oczy.- Kim jesteś? - spytał.- Jeśli spadnie jej z głowy choćby jeden włos, możesz pożegnać się z życiem.Słowa Wesa ogłuszyły Rolanda niczym gradciosów.- Ktoś cię tutaj przysłał, żeby mnie szpiegować, prawda? - burknął zgryzliwie, cofając siękilka kroków.- Słyszałeś, co powiedziałem - rzekł Wes194z zabójczą słodyczą w głosie i wskazał na szczyt wzgórza.- A teraz zabieraj się stąd, zanimsię rozmyślę.Roland zaczął biec, nie oglądając się za siebie.Trząsł się jeszcze wtedy, gdy już siedziałbezpiecznie w kabinie swojej ciężarówki.Sięgnął do kieszeni po kluczyki, ale, kunarastającemu przerażeniu, jego palce natrafiły na próżnię. Niech to szlag!Zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie kurtki i spodni, ale kluczyków nigdzie nie było.Dokładnie przeanalizował drogę, którą przebył, pomyślał o szaleńcu z nożem i doszedł downiosku, że na razie zrezygnuje z poszukiwań kluczyków.Wysiadł więc z ciężarówki i puściłsię biegiem w kierunku domu.Kiedy w końcu dotarł na miejsce, zamknął drzwi na klucz izaczął przemierzać pokój wielkimi krokami, próbując ogarnąć myślami wszystko, co sięwydarzyło.Obecność tego obcego mężczyzny była zagrożeniem dla wszystkiego, na czym mu zależało.Im dłużej chodził, tym bardziej się denerwował.Rozmyślał o latach, kiedy wykorzystywanogo w Lackey Laboratories.O latach pełnych frustracji i niepowodzeń.Potem udało mu sięopracować formułę narkotyku i zyskał szansę na odmianę losu.Dooley Brown mógłpokrzyżować jego wspaniałe plany, dlatego należało go unieszkodliwić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.W pewnym momenciemężczyzna pośliznął się i upadł na twarz.Gdy się podniósł, traktora nie było w zasięguwzroku.192Zadowolony, że Ally jest chwilowo bezpieczna, Wes skupił uwagę na mężczyznie.Gdypodnosił się z błota, Wesleyowi udało się dojrzeć jego twarz.Nie był zaskoczony swoim odkryciem.Tak jak przewidywał, nieznajomym okazał się RolandStorm.Jego twarz wykrzywiał grymas wściekłości, z ust wydobywał się potok siarczystychprzekleństw.Pogroził zaciśniętą pięścią niebu, po czym, ślizgając się i potykając na pełnejwybojów drodze, ruszył w stronę pobliskich drzew.Wesley początkowo postanowił się ukryć,ale po namyśle zmienił zamiar.Przy każdym kroku woda chlupotała mu w butach.Od stóp do głów był pokryty błotem.Znowu nie udało mu się dopaść Ally, ale nie zamierzał rezygnować.Teraz, gdy odkrył jejprawdziwą naturę, nie będzie dłużej udawać miłego i nieśmiałego adoratora.Pora pokazać,kim jest i o co mu chodzi.Ze złością wytarł ręce o przód marynarki i pochyliwszy głowę, żeby choć trochę osłonićtwarz przed zacinającym deszczem, podjął wędrówkę do miejsca, gdzie zostawił ciężarówkę.Nie wiedział, że Wesley idzie za nim, dopóki nagle nie zobaczył go tuż przed sobą.Stłumiłokrzyk zaskoczenia i gorzko pożałował, że nie ma przy sobie broni.- Pan mnie śledził - powiedział oskarżającym tonem.193- A ty śledziłeś Ally.Roland skrzywił się.Nie lubił, gdy go atakowano i musiał się bronić, nie lubił tracićprzewagi, wolał występować w roli napastnika.- Zledziłem? Kogo? - zapytał niewinnym tonem i zdobył się na uśmiech.W ręku Wesleya błysnęło ostrze noża, tego samego, którym niedawno powitał Rolanda naprogu swego domu.W tym momencie Roland Storm podziękował niebiosom za obfitydeszcz, bo dzięki temu nie było widać, że spod nogawki jego spodni wycieka strużka moczu.- Zostaw ją w spokoju - powiedział Wes tak spokojnym tonem, że Storm zaczął się trząść.- Niczego nie zrobiłem - wybełkotał, cofając się powoli.- To jest wolny kraj, i.Wesley przerzucił nóż z lewej ręki do prawej.- Trzymaj się od niej z daleka.Przerażony Roland skupił wzrok na ostrzu noża, na którym rozpryskiwały się krople wody.Wreszcie odważył się spojrzeć Wesleyowi w oczy.- Kim jesteś? - spytał.- Jeśli spadnie jej z głowy choćby jeden włos, możesz pożegnać się z życiem.Słowa Wesa ogłuszyły Rolanda niczym gradciosów.- Ktoś cię tutaj przysłał, żeby mnie szpiegować, prawda? - burknął zgryzliwie, cofając siękilka kroków.- Słyszałeś, co powiedziałem - rzekł Wes194z zabójczą słodyczą w głosie i wskazał na szczyt wzgórza.- A teraz zabieraj się stąd, zanimsię rozmyślę.Roland zaczął biec, nie oglądając się za siebie.Trząsł się jeszcze wtedy, gdy już siedziałbezpiecznie w kabinie swojej ciężarówki.Sięgnął do kieszeni po kluczyki, ale, kunarastającemu przerażeniu, jego palce natrafiły na próżnię. Niech to szlag!Zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie kurtki i spodni, ale kluczyków nigdzie nie było.Dokładnie przeanalizował drogę, którą przebył, pomyślał o szaleńcu z nożem i doszedł downiosku, że na razie zrezygnuje z poszukiwań kluczyków.Wysiadł więc z ciężarówki i puściłsię biegiem w kierunku domu.Kiedy w końcu dotarł na miejsce, zamknął drzwi na klucz izaczął przemierzać pokój wielkimi krokami, próbując ogarnąć myślami wszystko, co sięwydarzyło.Obecność tego obcego mężczyzny była zagrożeniem dla wszystkiego, na czym mu zależało.Im dłużej chodził, tym bardziej się denerwował.Rozmyślał o latach, kiedy wykorzystywanogo w Lackey Laboratories.O latach pełnych frustracji i niepowodzeń.Potem udało mu sięopracować formułę narkotyku i zyskał szansę na odmianę losu.Dooley Brown mógłpokrzyżować jego wspaniałe plany, dlatego należało go unieszkodliwić [ Pobierz całość w formacie PDF ]