[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pięciu dniach szkolenia Tomasz Roguski byłwyczerpany.W alkoholowym transie co wieczór, coraz tobardziej gorąco dziękował Bogu, że ma brata blizniaka,podobnego jak dwie krople wody, który to na dodatek lubiłimprezować.Zamierzał to wykorzystać.I dlatego, gdypewnego dnia zobaczył mejla informującego go o kolejnymszkoleniu pod tytułem Własna firma transportowa", sięgnąłpo telefon, zadzwonił do Janka i zapytał:- Nie chcesz się napić?Bo wiedział, że to było tak, bociana dziobał szpak, apotem była zmiana i szpak dziobał bociana, a potem były dwiezmiany i który z nich był dziobany? ".Zdecydowanie chciał,by tym razem dziobano szpaka.A bocian będzie se" leżałprzed telewizorem i sączył leniwie herbatkę.Nigdy więcejalkoholu.Nigdy.BIERZMY ZA GRABKI I W TE RABATKI Bierzmy za grabki i w te rabatki ruszmy Wspólnotoposadzić kwiatki" - te słowa na tablicy ogłoszeń w bloku podlasem zobaczyła Aleksandra Pieczka, która po dniu latania posklepach w celu poprawienia sobie humoru chciała wyciągnąćsię wreszcie na kanapie i przez chwilę tylko leżeć i pachnieć.Na widok specyficznego ogłoszenia prychnęła śmiechem.Zmrużyła oczy i zaczęła dokładnie studiować tablicę.Oprócz poezji rabatowej było kilka innych wierszyków,zwykle rymowanych, a każdy z nich podpisany byłzamaszystym zawijasem. Leon Niski". L" zasłaniało półtekstu i było olbrzymie, jakby zdecydowanie na przekórnazwisku.Uśmiechnęła się, przerzuciła torbę z zakupami przez ramięi wbiegła na górę.W żadnym wypadku nie miała zamiarudygać z grabkami przed blokiem, w którym od niedawnamieszkała.*- Zosieńko, czy mogłabyś załatwić, by ten Niski niedzwonił do mnie więcej? - Staszek minę miał taką, jakby goprowadzili na ścięcie.- Co się stało? - Zofia Kruk układała właśnie pasjansa nakomputerze i doprawdy, gdyby nie był to komputer,założyłaby się, że kilka kart spadło pod stół.Nie chciał jejwyjść za nic w świecie.- Dzwonił i narzekał na Pieczkę, że nie przyszła kwiatkówsadzić - wzruszył bezradnie ramionami.- No co ja mogę, żenie poszła? Może nie lubi kwiatków? - Zmartwiony Staszekspojrzał na Zosię.- Wiesz, co mu powiedz, Stasiulku? - Zofia spojrzała namęża.- %7łeby się odpimpał. - Zosieńko, a może ja powinienem te kwiatki sadzić? Takmi Niski powiedział.- westchnął jej ślubny.- Powiedział, żeto mój obowiązek jako właściciela, by tam kwiatki rosły.- Stasiulku?! Z jakiej racji ty masz tam kwiatki sadzić? -Zofia nie kryła oburzenia.Stasiulek był bliski łez.Zmarszczył czoło, wyrazniezmartwiony, że znowu będzie musiał grzebać w ziemi, czegoszczerze nie znosił.Nienawiść do pielenia pogłębiła sięjeszcze bardziej, gdy pewnego pięknego dnia, rok temu,uczestniczył w akcji pod wołającym rozpaczliwie o pomoctytułem Stokrotkom pozwól żyć".Wyrywając chwasty,maciupeńkie roślinki, które według niego niczego złego niezrobiły i mogły sobie jeszcze długo pożyć w towarzystwiestokrotek, usłyszał rozmowę córki prezesa wspólnoty,niejakiej Klaudii Niskiej z pryszczatym młodzieńcem,palącym strasznie śmierdzącego papierosa.Otóż Klaudia, wydymając wargi i ruszając pomalowanymna czerwono paznokciem w złotym sandałku, próbowałatłumaczyć swojemu absztyfikantowi, że jej stary, grzebiąc wziemi, do tej ziemi się przyzwyczaja.Staszek tylko westchnął.Na przyzwyczajanie do ziemijeszcze przyjdzie czas, na razie był szczęśliwie zakochany wswojej wybrance, obecnej żonie - pod każdym względemidealnej - pani Zofii Kruk.Wybranka, podobnie jak Staszek,chciała jeszcze długo cieszyć się urokami życia doczesnego.O przyzwyczajaniu do ziemi nie myślała również wżadnym wypadku.- Wiesz co, Staszku, powiedz temu kurduplowi, żeMilenka się wszystkim zajmuje.Nagle Zofia wpadła na pomysł.- Wiesz, niech on do niej dzwoni ze wszystkim.Po co manas denerwować, kochanie, a dzieciak sobie dorobi.- Mówiącte słowa, złożyła ostatnie karty na wirtualną kupkę namonitorze i poszła robić masaż Staszkowi.Mając taką żonę, Stanisław godził się na wszystko. Olaćkurdupla" - pomyślał.Na głos zdołał jedynie powiedzieć: -Zosieńko, trochę bardziej w lewo - i zaczął mruczeć. NA JEDNEGO, KOCHANIECKI" PRZYCZYN ZAEGOPARKOWANIA- Jestem chuda, proszę pana, ale bez przesady! -Aleksandra Pieczka próbowała wejść do samochodu, obokktórego zaparkował właśnie mężczyzna z bardzopodkrążonymi oczami.- A mówią, że to kobiety nie potrafiąparkować - mruknęła.- Oblałby pan, naprawdę.Oblał.O oblewaniu egzaminu na prawo jazdy AleksandraPieczka co nieco wiedziała, bo zdarzyło się jej to siedem razy.No, może osiem, ale tamten jeden raz to zupełnie niesłusznie.Zupełnie.Jej ówczesny Don Juan, ten sam, którego niedawnopogoniła, już za czwartym razem próbował zasugerowaćAleksandrze, że we współczesnym świecie prawo jazdy siękupuje, a nie zdaje się egzamin, Aleksandra jednak byłanieugięta.Trenowała, obijając samochód instruktora raz to zlewej, a raz z prawej strony.Gdy w końcu za magicznymsiódmym razem (a może ósmym - zależy, jak na to patrzeć)ten egzamin zdała, kazała się szczypać egzaminatorowi izapewniać, że wszystko jest w najlepszym porządku.Gdy wkońcu uwierzyła, że sukces nie jest snem, wycałowałaegzaminatora sążniście i głośno ze trzy razy.Nie byłoby wtym nic dziwnego, gdyby egzaminator nie był kobietą, którapo nagłym wybuchu euforii pani Pieczki zaczęła sięzastanawiać nad jej orientacją seksualną i na wszelki wypadekszybko uciekła.Niemniej jednak liczne próby u boku instruktorówspowodowały, że Aleksandra Pieczka parkowała co docentymetra zgodnie z wytycznymi, zawartymi w kodeksiedrogowym i w widzimisię ośrodka egzaminowania kierowców- Proszę spojrzeć, równiutko - wskazała na swójsamochód.- Równiutko pomiędzy liniami.- Wciągnęłabrzuch, by ponowić próbę wejścia do samochodu.- Poobiedzie bym się nie zmieściła! - dodała złośliwie.Jan Roguski faktycznie zaparkował jak ostatnia łajza, alewłaśnie wracał ze szkolenia w Jastarni, na które zabrał go brat.Obawiał się, że gdyby kazano mu dmuchać w alkomat, wyniknie byłby zadowalający.Ba, byłby wielce niepoprawny. Królestwo za wodę" - pomyślał, głośno jednakpowiedział: - Bardzo panią przepraszam, zwykle mi się to niezdarza.Mam wycofać? - Zrobił tak zbolałą minę, żeAleksandra machnęła ręką i odjechała z piskiem opon.Janek spojrzał na oddalający się samochód z wyraznąaprobatą, po czym zaraz o nim zapomniał.Aleksandra starałasię zapomnieć również o Janku, ale cały dzień męczyło ją to,że tego faceta skądś zna.Nie mogła się oprzeć myślom, żewidziała go już kiedyś i że wie o tym, że ma on owłosionąklatkę piersiową.Tym bardziej była zaskoczona, bo należałaraczej do dobrze prowadzących się panien i jak już oglądałamężczyznę prawie nagiego, to zwykle pamiętała okolicznościtowarzyszące temu widokowi.Tym razem było inaczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Po pięciu dniach szkolenia Tomasz Roguski byłwyczerpany.W alkoholowym transie co wieczór, coraz tobardziej gorąco dziękował Bogu, że ma brata blizniaka,podobnego jak dwie krople wody, który to na dodatek lubiłimprezować.Zamierzał to wykorzystać.I dlatego, gdypewnego dnia zobaczył mejla informującego go o kolejnymszkoleniu pod tytułem Własna firma transportowa", sięgnąłpo telefon, zadzwonił do Janka i zapytał:- Nie chcesz się napić?Bo wiedział, że to było tak, bociana dziobał szpak, apotem była zmiana i szpak dziobał bociana, a potem były dwiezmiany i który z nich był dziobany? ".Zdecydowanie chciał,by tym razem dziobano szpaka.A bocian będzie se" leżałprzed telewizorem i sączył leniwie herbatkę.Nigdy więcejalkoholu.Nigdy.BIERZMY ZA GRABKI I W TE RABATKI Bierzmy za grabki i w te rabatki ruszmy Wspólnotoposadzić kwiatki" - te słowa na tablicy ogłoszeń w bloku podlasem zobaczyła Aleksandra Pieczka, która po dniu latania posklepach w celu poprawienia sobie humoru chciała wyciągnąćsię wreszcie na kanapie i przez chwilę tylko leżeć i pachnieć.Na widok specyficznego ogłoszenia prychnęła śmiechem.Zmrużyła oczy i zaczęła dokładnie studiować tablicę.Oprócz poezji rabatowej było kilka innych wierszyków,zwykle rymowanych, a każdy z nich podpisany byłzamaszystym zawijasem. Leon Niski". L" zasłaniało półtekstu i było olbrzymie, jakby zdecydowanie na przekórnazwisku.Uśmiechnęła się, przerzuciła torbę z zakupami przez ramięi wbiegła na górę.W żadnym wypadku nie miała zamiarudygać z grabkami przed blokiem, w którym od niedawnamieszkała.*- Zosieńko, czy mogłabyś załatwić, by ten Niski niedzwonił do mnie więcej? - Staszek minę miał taką, jakby goprowadzili na ścięcie.- Co się stało? - Zofia Kruk układała właśnie pasjansa nakomputerze i doprawdy, gdyby nie był to komputer,założyłaby się, że kilka kart spadło pod stół.Nie chciał jejwyjść za nic w świecie.- Dzwonił i narzekał na Pieczkę, że nie przyszła kwiatkówsadzić - wzruszył bezradnie ramionami.- No co ja mogę, żenie poszła? Może nie lubi kwiatków? - Zmartwiony Staszekspojrzał na Zosię.- Wiesz, co mu powiedz, Stasiulku? - Zofia spojrzała namęża.- %7łeby się odpimpał. - Zosieńko, a może ja powinienem te kwiatki sadzić? Takmi Niski powiedział.- westchnął jej ślubny.- Powiedział, żeto mój obowiązek jako właściciela, by tam kwiatki rosły.- Stasiulku?! Z jakiej racji ty masz tam kwiatki sadzić? -Zofia nie kryła oburzenia.Stasiulek był bliski łez.Zmarszczył czoło, wyrazniezmartwiony, że znowu będzie musiał grzebać w ziemi, czegoszczerze nie znosił.Nienawiść do pielenia pogłębiła sięjeszcze bardziej, gdy pewnego pięknego dnia, rok temu,uczestniczył w akcji pod wołającym rozpaczliwie o pomoctytułem Stokrotkom pozwól żyć".Wyrywając chwasty,maciupeńkie roślinki, które według niego niczego złego niezrobiły i mogły sobie jeszcze długo pożyć w towarzystwiestokrotek, usłyszał rozmowę córki prezesa wspólnoty,niejakiej Klaudii Niskiej z pryszczatym młodzieńcem,palącym strasznie śmierdzącego papierosa.Otóż Klaudia, wydymając wargi i ruszając pomalowanymna czerwono paznokciem w złotym sandałku, próbowałatłumaczyć swojemu absztyfikantowi, że jej stary, grzebiąc wziemi, do tej ziemi się przyzwyczaja.Staszek tylko westchnął.Na przyzwyczajanie do ziemijeszcze przyjdzie czas, na razie był szczęśliwie zakochany wswojej wybrance, obecnej żonie - pod każdym względemidealnej - pani Zofii Kruk.Wybranka, podobnie jak Staszek,chciała jeszcze długo cieszyć się urokami życia doczesnego.O przyzwyczajaniu do ziemi nie myślała również wżadnym wypadku.- Wiesz co, Staszku, powiedz temu kurduplowi, żeMilenka się wszystkim zajmuje.Nagle Zofia wpadła na pomysł.- Wiesz, niech on do niej dzwoni ze wszystkim.Po co manas denerwować, kochanie, a dzieciak sobie dorobi.- Mówiącte słowa, złożyła ostatnie karty na wirtualną kupkę namonitorze i poszła robić masaż Staszkowi.Mając taką żonę, Stanisław godził się na wszystko. Olaćkurdupla" - pomyślał.Na głos zdołał jedynie powiedzieć: -Zosieńko, trochę bardziej w lewo - i zaczął mruczeć. NA JEDNEGO, KOCHANIECKI" PRZYCZYN ZAEGOPARKOWANIA- Jestem chuda, proszę pana, ale bez przesady! -Aleksandra Pieczka próbowała wejść do samochodu, obokktórego zaparkował właśnie mężczyzna z bardzopodkrążonymi oczami.- A mówią, że to kobiety nie potrafiąparkować - mruknęła.- Oblałby pan, naprawdę.Oblał.O oblewaniu egzaminu na prawo jazdy AleksandraPieczka co nieco wiedziała, bo zdarzyło się jej to siedem razy.No, może osiem, ale tamten jeden raz to zupełnie niesłusznie.Zupełnie.Jej ówczesny Don Juan, ten sam, którego niedawnopogoniła, już za czwartym razem próbował zasugerowaćAleksandrze, że we współczesnym świecie prawo jazdy siękupuje, a nie zdaje się egzamin, Aleksandra jednak byłanieugięta.Trenowała, obijając samochód instruktora raz to zlewej, a raz z prawej strony.Gdy w końcu za magicznymsiódmym razem (a może ósmym - zależy, jak na to patrzeć)ten egzamin zdała, kazała się szczypać egzaminatorowi izapewniać, że wszystko jest w najlepszym porządku.Gdy wkońcu uwierzyła, że sukces nie jest snem, wycałowałaegzaminatora sążniście i głośno ze trzy razy.Nie byłoby wtym nic dziwnego, gdyby egzaminator nie był kobietą, którapo nagłym wybuchu euforii pani Pieczki zaczęła sięzastanawiać nad jej orientacją seksualną i na wszelki wypadekszybko uciekła.Niemniej jednak liczne próby u boku instruktorówspowodowały, że Aleksandra Pieczka parkowała co docentymetra zgodnie z wytycznymi, zawartymi w kodeksiedrogowym i w widzimisię ośrodka egzaminowania kierowców- Proszę spojrzeć, równiutko - wskazała na swójsamochód.- Równiutko pomiędzy liniami.- Wciągnęłabrzuch, by ponowić próbę wejścia do samochodu.- Poobiedzie bym się nie zmieściła! - dodała złośliwie.Jan Roguski faktycznie zaparkował jak ostatnia łajza, alewłaśnie wracał ze szkolenia w Jastarni, na które zabrał go brat.Obawiał się, że gdyby kazano mu dmuchać w alkomat, wyniknie byłby zadowalający.Ba, byłby wielce niepoprawny. Królestwo za wodę" - pomyślał, głośno jednakpowiedział: - Bardzo panią przepraszam, zwykle mi się to niezdarza.Mam wycofać? - Zrobił tak zbolałą minę, żeAleksandra machnęła ręką i odjechała z piskiem opon.Janek spojrzał na oddalający się samochód z wyraznąaprobatą, po czym zaraz o nim zapomniał.Aleksandra starałasię zapomnieć również o Janku, ale cały dzień męczyło ją to,że tego faceta skądś zna.Nie mogła się oprzeć myślom, żewidziała go już kiedyś i że wie o tym, że ma on owłosionąklatkę piersiową.Tym bardziej była zaskoczona, bo należałaraczej do dobrze prowadzących się panien i jak już oglądałamężczyznę prawie nagiego, to zwykle pamiętała okolicznościtowarzyszące temu widokowi.Tym razem było inaczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]