[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chciałbym go poznać.Sir Bernard powiedziałby teraz: ,,A idzże do diabła!" Desmond też chciałby móc tak powiedzieć.Widać to było po jego oczach.Ale jakoś nie potrafił zmusić się do wyduszenia z siebie tych słów.Toma wspierał autorytet Stantona, a to wystarczyło, by Desmond się zawahał.Kiedy szukałwłaściwych słów, drzwi się otworzyły i sekretarka spoglądając wrogo na Toma, rzekła:  Przyszlizwiązkowcy, panie dyrektorze.Reszta poranka upłynęła na rozmowach ze związkowcami, w opinii Toma prowadzonyminiewłaściwie, ale zgodnie z przyrzeczeniem nie odzywał się.O jedenastej czterdzieści wyruszylijaguarem Desmonda do Birmingham. Niezbyt jestem zachwycony tą wyprawą  narzekał naburmuszony Desmond. Jak jawyjaśnię Kenowi twoją obecność? Pomyśli, że to dość dziwne. Powiesz mu, że jestem twoim kolegą z Londynu.Nie musisz wchodzić w szczegóły.Lunch był objawieniem.Patrząc na Desmonda, Tomowi przyszedł na myśl doktor Jekyll i misterHyde.W drodze do Birmingham Desmond zachowywał się wojowniczo, nieustępliwie,opryskliwie, ale gdy tylko zaparkował samochód, jakby go odmieniło. Tylko się nie wtrącaj ostrzegł Toma. Pozwól, że sam będę załatwiał te sPrawy. I robił to z klasą.Potrafił oczarowaćKena Staceya, używał Przekonujących argumentów, sprawiał wrażenie, że zna się na rzeczy.127Po raz pierwszy Tom uświadomił sobie, jak bardzo Desmond żyje w cieniu sir Bernarda.W fabryceDesmond czuł się zobowiązany naśladować ojca, utrzymywać jego staroświeckie metody.Pozafabryką czuł się wyzwolony od tego przymusu.Nie padał już na niego cień ojca, zamieniał się winnego człowieka.W drodze powrotnej do Coventry atmosfera zrobiła się całkowicie inna.Mając za sobą udanespotkanie i dobry obiad, Desmond stał się0 wiele przystępniejszy.Poczuł się na luzie.Niekiedy nawet się uśmiechał, a Tom, dobierającstarannie słowa, zaczął go ciągnąć za język.Jak się okazało, droga życiowa Desmonda ułożyła siędość prozaicznie.Bezpośrednio po studiach zaczął pracować u Excela. Ojciec wychodzi zzałożenia, że studia to strata czasu  mruknął z ponurym uśmiechem.Ale praca w fabryce okazałasię dla niego zmorą nie do zniesienia.Sir Bernard rządził niepodzielnie i był niechętny wszelkimzmianom.Desmond skierował zatem całą swą energię w inną dziedzinę. Kierownikiem działusprzedaży był wtedy Harry Chambers  opowiadał. Wziął mnie pod swoje skrzydła.Niewielew tamtych czasach eksportowaliśmy, więc namówiłem Harry'ego i ojca, by pozwolili mi spróbowaćszczęścia w Stanach.Tam się poszczęściło1 tyle.To nie miało nic wspólnego ze szczęściem.Desmond był urodzonym sprzedawcą.Tom jużwcześnie to zauważył, a wielkość eksportu najlepiej o tym świadczyła. Opowiedz mi coś o Stanach  zachęcił Tom. Dlaczego tak dobrze tam ci idzie? To największy rynek świata.Uwielbiam tam jezdzić.Gdy tylko samolot wyląduje na lotniskuKennedy'ego, zaraz przenika mnie dreszcz emocji.Za kilka tygodni znów tam lecę. Tom wyczułw jego słowach nie tajony entuzjazm. Sprzedawanie nie jest trudne  stwierdził wesoło. Tastrona biznesu mi się podoba.Ale gdy tylko przekroczyli progi fabryki, Desmond znów stał się sztywną, naburmuszoną figurką,żywą imitacją ojca.Kiedy się pózniej spotkali w hotelu, nadal miał ten sam wyraz twarzy.Wyglądało na to, że w Coventry nosi jedną maskę, a wszędzie indziej przywdziewa drugą.Podczascałej kolacji uskarżał się na związki zawodowe i na trudności w kierowaniu fabryką. Ale niestety, to jeszcze nie wszystko  dodał. Na domiar złego mam jeszcze ciebie na karku i tenidiotyczny pomysł z fuzją przedsiębiorstw. Twarz mu się zaróżowiła, a szerokie usta przybraływyraz zaciętości.Zacisnął pięści.Tom zastanowił się nad odpowiedzią. Scalenie uzgodniliśmy na Kariakos.128 O, nie!  przerwał mu Desmond. Nic nie uzgodniliśmy na tej wyspie.To był tylko chwilowytriumf pomysłu Hallera.On dąży do tej fuzji od lat.Nie chcieliśmy psuć Maurice'owi dobregosamopoczucia.Kariakos to nie miejsce na sprzeczki, ale prędzej czy pózniej będziesz musiałzwołać to cholerne posiedzenie zarządu i cała ta gierka się skończy.Więc nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego. Ale przecież to scalenie ma sens. Dla ciebie!  warknął Desmond, pochylając się nad stołem. Bo ty bez tej całej fuzji nieznalazłbyś zajęcia.Mnie to nie grozi.Ja, a wcześniej mój ojciec, pracowaliśmy ciężko.Niewyobrażaj sobie, że u ojca było mi lekko, wręcz przeciwnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl