[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Budowla była stara.Keshanie opuścili tę fortecę setki lat temu, z powodów, które przepadły w pomrocedziejów.Być może gdzieś na granicach Imperium wybuchł jakiś bunt albo w stolicy rozgorzała walka o władzę.W nikłym świetle zapalanego od czasu do czasu ogarka James zobaczył dostatecznie wiele, by żałować, że niema czasu na dokładniejsze badania.Znalazł komnatę pełną starych kości, z których wiele trafiło tu całkiemniedawno.Podejrzewał, że wrzucili je do niej aktualni lokatorzy starej fortecy.Znalazł także kamienie z góry, wyblakłe i spękane na słońcu, usypane w stosy w kilku większych komnatach,z których jedna była chyba jadalnią starszyzny, a trzy inne gromadnymi sypialniami, co mocno go zaskoczyło.Doszedł do wniosku, że skrytobójcy robili coś pośród pozostałości starych ruin na górze, a potem usiłowali zatrzećślady swojej działalności.Zobaczywszy przed sobą jakieś światło, podwoił ostrożność.Posuwał się cal po calu, aż znalazł siębezpośrednio pod nim.Górna część rury zapadła się pod dziurą w posadzce jakiegoś pomieszczenia.Jamesodwrócił się na grzbiet i przez chwilę leżał nieruchomo, potem się podniósł i bardzo powoli usiadł.Pomieszczenie było puste.Giermek wstał.Znajdował się w jakiejś wartowni — w trzech ścianach były drzwi do trzech cel.Drzwi zewnętrzne wiodły domrocznego korytarza.James zajrzał do najbliższej celi przez niewielkie, zakratowane okienko w okutych żelazemdrzwiach.Pod przeciwległą ścianą siedział samotny mężczyzna, mający na sobie jedynie lnianą przepaskę nabiodrach.—Hej! — szepnął James.Nieznajomy podniósł głowę i zamrugał, usiłując rozróżnić rysy twarzy człowieka, którego głowa zamykałamałe okienko.—Ktoś ty? — zapytał w języku Królestwa.—James, giermek Krondoru.Więzień wstał i podszedł do drzwi, pokazując Jamesowi twarz.—Jestem Edwin, tropiciel.James kiwnął głową.— Widziałem, jak przed kilkoma godzinami składali w ofie rze twojego towarzysza.— To był Banito.— Kiwnął ponuro głową więzień.—Ara-W8B8 zabili poprzedniej nocy.Ja będę następny, chyba że mniestąd wyciągniecie.— Cierpliwości — odparł James.— Jak wypuszczę cięteraz, a oni tu przyjdą i sprawdzą, to się dowiedzą, że jesteśmyw twierdzy.—Ilu was jest?—Trzech.Ja i dwaj oficerowie.Czekamy na Księcia.— Te dranie też — odpowiedział Edwin.— Nie wiem, coplanują, ale trochę rozumiem ich mowę i podsłuchałem dość, bysię zorientować, że oni wiedzą o zbliżaniu się oddziału Księciai szykują mu gorące powitanie.—Demon — mruknął James.— Demon? — spytał szeptem Edwin.— Wiedziałem, żemacza w tym łapy jakiś mag oddany siłom mroku.— Jeszcze tu wrócę — obiecał James.— Jeżeli oni zamierzają zabić cię dziś wieczorem, to mam jeszcze prawie cały dzieńna znalezienie drogi wyjścia na zewnątrz.—Ja ją znam! Złapali mnie przy wschodniej bramie fortecy.Otworzyli stare wrota, prawdopodobnie mają tamwyjście.Mogą tamtędy przejechać dwaj konni obok siebie.— My znaleźliśmy inne wejście, ścieżkę wyciętą i ukrytąw skałach obok dawnej bramy głównej.Ale nie potrafię otworzyć drzwi od środka.—W tym nie mogę wam pomóc, mości giermku.Co zamierzacie?—Pierwej mi powiedz o wejściu, które odkryliście.—Obok zbrojowni mają.podziemną stajnię, w której trzymajązwierzęta.Stamtąd przez krótki, ale rozległy korytarz można siędostać do zwodzonego mostu i bramy nad wyschniętą fosą.Majątam sprytnie ukryte posterunki obserwacyjne wzdłuż wschodniej skarpy i każdy, kto tamtędy nadciągnie, zostaniezauważony, zanim dotrze do bramy.James przez chwilę rozmyślał o tym, co usłyszał.Powoli zaczął mu się rysować w głowie cały układ podziemistarej fortecy.— Wrócę jeszcze do ciebie.Na jak długo przed tą.piekiel ną ceremonią przyjdą po ciebie?—Godzinę wcześniej.Karmili mnie.raz dziennie.Powinni przyjść za kilka godzin.— Zjedz wszystko.Musisz odzyskać siły.Wymkniemy sięstąd, zanim się zorientują, że cię nie ma.— Zaczekam tu na was.na razie nigdzie się nie wybieram— odparł tropiciel z przebłyskiem wisielczego humoru.James cofnął się do korytarza w głębi.Przemknął szybko wzdłuż ściany do skrzyżowania i przepadł wciemnościach.Usłyszawszy ruch, Treggar i William sięgnęli po sztylety.Po rozmowie zamyślili się obaj i szmer ichzaskoczył.— Spokojnie — rozległ się w mroku głos Jamesa.W chwi lę później zapłonął jego ogarek.— Mamy problem— stwierdził krótko.—Tylko jeden? — spytał Treggar z przekąsem.—Jeden, ale wielki.Ostatni z naszych tropicieli będzie złożony w ofierze o północy, jeżeli go nie uwolnimy.—A możemy go uwolnić? — rzekł Treggar.—Owszem.—To na co czekamy?— Sprawa nie będzie łatwa.Nie mamy wody, żywności, koni,a do przybycia Aruthy zostało przynajmniej dwa dni — o ilew ogóle zdoła nas odnaleźć.Nie jestem pewien, ilu tych drani tusiedzi, ale podejrzewam, że przynajmniej ze trzy setki.— Jamespodał ogarek Williamowi.— Potrzymaj.— Pochyliwszy się nad posadzką, zaczął kreślić szkic palcem w kurzu.— My jesteśmy tutaj — stwierdził.— Prosto na wschód znajduje się główne gniazdo tych Jastrzębi, czykimkolwiek tam są.Na północy jest kilka opuszczonych pomieszczeń, głównie to magazyny i spiżarnie.Trochęczasu pomyszkowałem w kanałach.—Wcale nie śmierdzisz — zauważył Treggar.— Bo tej części kanałów nie używano od kilkuset lat.— Jamesotoczył nakreślony przez siebie szkic niezbyt równym prostokątem.— Jesteśmy w południowa zachodnimkrańcu starego lochu.Widzieliśmy zbrojownię, w której te łajdaki urządziły sobie świątynię.Przebywają głównie w koszarach,prawdopodobnie gdzieś tu,ponieważ były tu podziemne kuchnie.Na północy znów są pustepomieszczenia.A na wschodzie mają stajnie i tam, właśnie znajduje się tajne przejście, którego najczęściej używają.—A co z drogą, którą się tu dostaliśmy? — spytał William.— Sprawdziłem jeszcze raz, gdy tu wracałem.To drzwiuchylne, ale z zapadką, prawdopodobnie umieszczoną tam poto, by zatrzymać w środku tych niedowiarków spośród członkówBractwa Skrytobójców, którzy chcieliby się stąd wynieść chyłkiem.Mechanizm zapadkowy jest ukryty zajakimś fałszywymkamieniem po ostatnim skrzyżowaniu przed drzwiami.I trzebauważać, jeżeli zechcesz go wyłączyć, a nie wiesz jak się do tegozabrać, uruchomisz pułapkę.—Jaką? — zaciekawił się Treggar.— Nie wiem, nie miałem nastroju do badań.Są tam jakieśdruty i kółka zębate osadzone na trzpieniach.Uruchamia sięnawet wtedy, gdy pchniesz drzwi z niewłaściwej strony.Pchnijw dół i po tobie.—Sposób, w jaki je otwierałeś, wydał mi się dość osobliwy— zauważył William.— Tak to zaplanowano.Właściwy sposób to ten, który jestnajbardziej niewygodny.—Skąd wiedziałeś? — dociekał młody oficer.—Wiesz.Są głupi złodzieje i starzy złodzieje, ale nie maszstarych i głupich złodziei.A sprytne młode złodziejaszki słuchająpilnie, kiedy starzy się przechwalają tym, jak to zręcznie unieszkodliwili jakąś szczególnie zmyślną pułapkę.Niebyłem głupim młodym złodziejaszkiem.Słuchałem.— Zachichotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl