[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A czy ten mądry Iwaszkiewicz nie nauczył ciebie, że panienka dobrzewychowana, wprzód nim zostanie dobrą żoną i mat.(nie chcę tego wymówić.), powinna być dobrą córką?Fania spuściła głowę.Teraz pani Bujnicka miała swoją rację.- Przecież tu nie o mnie chodzi - ciągnęła pani Bujnicka.- Ja będę miała jutromigrenę, ale niech się dzieje wola boża! - gotowam cierpieć! Mnie chodzi otwoje szczęście! Ja będę miała migrenę i nie może być inaczej.Po tym, co tusłyszałam, nie pozostaje mi nic, jak tylko.przyłożyć wizykatorię za uszami.AleFaniu! Faniu! zastanów się.Iwaszkiewicz - to burżuazja! Będziesz należała doburżuazji.Nie przeżyłabym, gdyby cię zaliczano do burżuazji.Nie masz nicbardziej mauvais genre jak burżuazja.Och, burżuazja! burżuazja!- Moja matko, jakże ja mogę wiarę łamać?- Nie było zaręczyn; ; deklaracja nie obowiązuje.- Och! obowiązuje deklaracja i.Nie mogę! nie mogę.mateczko! Ja.mamo!.ja nie tylko deklaracją związana jestem z Iwaszkiewiczem.Pani Bujnicka zerwała się gwałtownie.- Co ty mówisz, dziewczyno? - zawołała z przestrachem.Fania podniosła się na łóżku.Oczy jej zaszły łzami, a jednocześniepurpurowy rumieniec malował zwolna jej twarz.Tak zarumieniona, ze złożonymirękami, ze łzami w oczach, okryta potokiem rozplecionych warkoczy sypiącychsię po giezłeczku nocnym, z bijącym jak u przelęknionego ptaka sercem, podobnąbyła do posągu skruchy lub pokory.- Mamo! - ozwała się błagalnie.- Mów, nieszczęśliwa!- Mamo, to było w karecie.- Co było w karecie?- Wracaliśmy od państwa L., z tego wieczoru, na którym hrabia Władysław.na którym suczka.narobiła wrzasku.- Co dalej? co dalej?- Mama z panią Szemiot siedziała w tyle, a ja z nim na przodzie i.wtedy ja.tak! wtedy.ja.sama nie wiem, jak się to stało.- Zabijasz mnie, gnębisz, dręczysz, pastwisz się nade mną.- I ja.oparłam głowę na jego ramieniu - kończyła jednym tchem Fania.- I co więcej? - spytała gorączkowo matka.- I nic więcej.- Nic?- Nic więcej, ale i to, co było, było bardzo niedobrze.Ja sama się oskarżam,ale.- To było do najwyższego stopnia mauvais genre.- Nie uważa na genre, kto kocha.- Przestań! Słyszałaś, żeby panienka dobrze wychowana postępowała w tensposób? - Nie, mamo! nie słyszałam.Sama się obawiam, ale też i tłumaczę sięprzed własnym sumieniem przywiązaniem, jakie czuję dla Iwaszkiewicza.Gdybym po tym, co zaszło, jeszcze złamała słowo - to byłoby szkaradnie!- Przecie tego nikt nie widział?- Bóg widział.Ja za nic w świecie nie złamię danego słowaIwaszkiewiczowi.- Słuchajże uparta dziewczyno: ja nie będę ciebieprzymuszała, byś szła za Złotopolskiego, ale zapowiadam ci, że dopóki on nieustąpi - za nic na świecie nie pozwolę na Iwaszkiewicza.Fania podniosła w górę załzawione oczy.- On, jeśli ma jeszcze choć trochę honoru i uczciwości - to ustąpi.IXU Złotopolskiego gwarno bywało od czasu, jak rozkolonizował Złotopole.Wszyscy znajomi okazywali mu tyle sympatii jak nigdy.Raz wraz zdarzało się, żeprzychodził do niego ktoś ze znajomych i mówił:- Jasiu, pozwolisz, że ci złożę jeden dowód przyjazni i zaufania?- Jaki?- Pożycz mi tyle a tyle?- Tiens! to ma być dowód przyjazni?- Tak jest, bo dlaczegoż nie udaję się z tym do kogo innego? Rozumiesz, żepieniędzy nie pożycza się od ludzi, z którymi nie jest się w bliskich stosunkach.no, chyba na procent, a przecież między nami mowy być o tym nie może.I Złotopolski dawał.Miał on naturę szlachcica polskiego, ową naturę, która to wyrazniewystępowała w księciu "Panie kochanku ", gdy np.chodził między szlachtą idawwał jednemu czapkę: "wez! "- drugiemu pas: "trzymaj! " - trzeciemu szablę:"masz! " i tak aż do szarawarów.Złotopolski nie umiał także odmawiać.Zresztą, jak tu się oprzeć dowodomprzyjazni?Prócz tego wydawał śniadania, na których można się było najeść i napićhoneste - a no, nie brakło mu gości.W parę dni po wieczorze u pani Bujnickiej i po rozmowie jej z córkąZłotopolski siedział u siebie w towarzystwie księcia Antosia i Maszki.Rozmawiali o narzeczonej księcia.- Co ty z nią będziesz robił? Ha! ha! Z Berlińskich księżna M.ska, to dobrzebrzmi! - rzekł Maszko.- Co będę robił? Jeśli się ożenię, ona będzie siedziała na wsi, a ja w Paryżu.- Albo papa, mama i dziadek Berlińscy ci pozwolą?- Ja drwię z papy, mamy i z dziadka - Berlińskich.- Musi być teraz w dobrym humorze twój przyszły teść? - spytał Złotopolski.- O! i w jakim! Robią teraz wyprawę, kupują powozy i malują na nich herby.- Swoje czy twoje?- Jużci moje, a tak wielkie jak talerz, jak ten talerz - rzekł książę Antoś,ukazując na jeden z zastawy do śniadania.- A twoja narzeczona?- Kocha się we mnie.- A ty?- A ja piję za twoje zdrowie, Jasiu! - rzekł książę Antoś nalewając sobieszklankę wina.- Jak mi honor miły, wszystkie kobiety są jednakowe.- Ee!- Jak mi honor miły! Taka dobra Berlińska, jak i twoja Fania, a może nawet ilepsza, bo.Ręka Złotopolskiego spoczęła na ramieniu księcia Antosia.- W twoim własnym interesie nie radzę ci robić takich porównań.Ty sobiemożesz brać %7łydówkę, czy czarta.wszystko mi jedno, ale wara zle mówić oBujnickiej.Książę Antoś spojrzał w oczy Jasia, ale nie znalazł w nich żartu.Złotopolski nie udawał, owszem, usta jego drżały nerwowo, a ręka tak silnieściskała ramię Antosia, że ten ugiął się mimowolnie.- Ależ, co tobie jest? Ależ, bo ty wszystko serio bierzesz.Ja nie miałemzamiaru.W tej chwili dzwonek się odezwał - wszedł Miś Rossowski.Miś Rossowskizimny i sztywny jak zawsze powitał obecnych i nie rzekłszy do nikogo słowarzucił się na fotel, a następnie wyciągnąwszy nogi począł rozczesywać palcamifaworyty i poprawiać na sobie ubranie, które wyglądało jakoś dziwniepogniecione i pomięte.Wkrótce jednak spostrzegł, że stało się coś niezwykłego.Jaś chodził wzburzony po pokoju, książę Antoś i Maszko mieli dość wystraszoneminy, a przy tym milczeli wszyscy.- Co tu u was zaszło? - spytał Miś.Książę Antoś opowiedział, co zaszło.- Niech Antoś poda rękę Złotopolskiemu i przeprosi go.Wybacz, Antosiu,ale co innego jest Fanny, a co innego twoja narzeczona.Antoś i Jaś podali sobie ręce.Tymczasem Miś, nałożywszy szkła na oczy, przypatrywał się uważnieZłotopolskiemu.- A teraz, wiesz Jasiu, co ci powiem? - rzekł.- A słucham.- Ze jeśli nie jesteś jeszcze zakochany w Bujnickiej, to przynajmniej wkrótcebędziesz.Złotopolski milczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- A czy ten mądry Iwaszkiewicz nie nauczył ciebie, że panienka dobrzewychowana, wprzód nim zostanie dobrą żoną i mat.(nie chcę tego wymówić.), powinna być dobrą córką?Fania spuściła głowę.Teraz pani Bujnicka miała swoją rację.- Przecież tu nie o mnie chodzi - ciągnęła pani Bujnicka.- Ja będę miała jutromigrenę, ale niech się dzieje wola boża! - gotowam cierpieć! Mnie chodzi otwoje szczęście! Ja będę miała migrenę i nie może być inaczej.Po tym, co tusłyszałam, nie pozostaje mi nic, jak tylko.przyłożyć wizykatorię za uszami.AleFaniu! Faniu! zastanów się.Iwaszkiewicz - to burżuazja! Będziesz należała doburżuazji.Nie przeżyłabym, gdyby cię zaliczano do burżuazji.Nie masz nicbardziej mauvais genre jak burżuazja.Och, burżuazja! burżuazja!- Moja matko, jakże ja mogę wiarę łamać?- Nie było zaręczyn; ; deklaracja nie obowiązuje.- Och! obowiązuje deklaracja i.Nie mogę! nie mogę.mateczko! Ja.mamo!.ja nie tylko deklaracją związana jestem z Iwaszkiewiczem.Pani Bujnicka zerwała się gwałtownie.- Co ty mówisz, dziewczyno? - zawołała z przestrachem.Fania podniosła się na łóżku.Oczy jej zaszły łzami, a jednocześniepurpurowy rumieniec malował zwolna jej twarz.Tak zarumieniona, ze złożonymirękami, ze łzami w oczach, okryta potokiem rozplecionych warkoczy sypiącychsię po giezłeczku nocnym, z bijącym jak u przelęknionego ptaka sercem, podobnąbyła do posągu skruchy lub pokory.- Mamo! - ozwała się błagalnie.- Mów, nieszczęśliwa!- Mamo, to było w karecie.- Co było w karecie?- Wracaliśmy od państwa L., z tego wieczoru, na którym hrabia Władysław.na którym suczka.narobiła wrzasku.- Co dalej? co dalej?- Mama z panią Szemiot siedziała w tyle, a ja z nim na przodzie i.wtedy ja.tak! wtedy.ja.sama nie wiem, jak się to stało.- Zabijasz mnie, gnębisz, dręczysz, pastwisz się nade mną.- I ja.oparłam głowę na jego ramieniu - kończyła jednym tchem Fania.- I co więcej? - spytała gorączkowo matka.- I nic więcej.- Nic?- Nic więcej, ale i to, co było, było bardzo niedobrze.Ja sama się oskarżam,ale.- To było do najwyższego stopnia mauvais genre.- Nie uważa na genre, kto kocha.- Przestań! Słyszałaś, żeby panienka dobrze wychowana postępowała w tensposób? - Nie, mamo! nie słyszałam.Sama się obawiam, ale też i tłumaczę sięprzed własnym sumieniem przywiązaniem, jakie czuję dla Iwaszkiewicza.Gdybym po tym, co zaszło, jeszcze złamała słowo - to byłoby szkaradnie!- Przecie tego nikt nie widział?- Bóg widział.Ja za nic w świecie nie złamię danego słowaIwaszkiewiczowi.- Słuchajże uparta dziewczyno: ja nie będę ciebieprzymuszała, byś szła za Złotopolskiego, ale zapowiadam ci, że dopóki on nieustąpi - za nic na świecie nie pozwolę na Iwaszkiewicza.Fania podniosła w górę załzawione oczy.- On, jeśli ma jeszcze choć trochę honoru i uczciwości - to ustąpi.IXU Złotopolskiego gwarno bywało od czasu, jak rozkolonizował Złotopole.Wszyscy znajomi okazywali mu tyle sympatii jak nigdy.Raz wraz zdarzało się, żeprzychodził do niego ktoś ze znajomych i mówił:- Jasiu, pozwolisz, że ci złożę jeden dowód przyjazni i zaufania?- Jaki?- Pożycz mi tyle a tyle?- Tiens! to ma być dowód przyjazni?- Tak jest, bo dlaczegoż nie udaję się z tym do kogo innego? Rozumiesz, żepieniędzy nie pożycza się od ludzi, z którymi nie jest się w bliskich stosunkach.no, chyba na procent, a przecież między nami mowy być o tym nie może.I Złotopolski dawał.Miał on naturę szlachcica polskiego, ową naturę, która to wyrazniewystępowała w księciu "Panie kochanku ", gdy np.chodził między szlachtą idawwał jednemu czapkę: "wez! "- drugiemu pas: "trzymaj! " - trzeciemu szablę:"masz! " i tak aż do szarawarów.Złotopolski nie umiał także odmawiać.Zresztą, jak tu się oprzeć dowodomprzyjazni?Prócz tego wydawał śniadania, na których można się było najeść i napićhoneste - a no, nie brakło mu gości.W parę dni po wieczorze u pani Bujnickiej i po rozmowie jej z córkąZłotopolski siedział u siebie w towarzystwie księcia Antosia i Maszki.Rozmawiali o narzeczonej księcia.- Co ty z nią będziesz robił? Ha! ha! Z Berlińskich księżna M.ska, to dobrzebrzmi! - rzekł Maszko.- Co będę robił? Jeśli się ożenię, ona będzie siedziała na wsi, a ja w Paryżu.- Albo papa, mama i dziadek Berlińscy ci pozwolą?- Ja drwię z papy, mamy i z dziadka - Berlińskich.- Musi być teraz w dobrym humorze twój przyszły teść? - spytał Złotopolski.- O! i w jakim! Robią teraz wyprawę, kupują powozy i malują na nich herby.- Swoje czy twoje?- Jużci moje, a tak wielkie jak talerz, jak ten talerz - rzekł książę Antoś,ukazując na jeden z zastawy do śniadania.- A twoja narzeczona?- Kocha się we mnie.- A ty?- A ja piję za twoje zdrowie, Jasiu! - rzekł książę Antoś nalewając sobieszklankę wina.- Jak mi honor miły, wszystkie kobiety są jednakowe.- Ee!- Jak mi honor miły! Taka dobra Berlińska, jak i twoja Fania, a może nawet ilepsza, bo.Ręka Złotopolskiego spoczęła na ramieniu księcia Antosia.- W twoim własnym interesie nie radzę ci robić takich porównań.Ty sobiemożesz brać %7łydówkę, czy czarta.wszystko mi jedno, ale wara zle mówić oBujnickiej.Książę Antoś spojrzał w oczy Jasia, ale nie znalazł w nich żartu.Złotopolski nie udawał, owszem, usta jego drżały nerwowo, a ręka tak silnieściskała ramię Antosia, że ten ugiął się mimowolnie.- Ależ, co tobie jest? Ależ, bo ty wszystko serio bierzesz.Ja nie miałemzamiaru.W tej chwili dzwonek się odezwał - wszedł Miś Rossowski.Miś Rossowskizimny i sztywny jak zawsze powitał obecnych i nie rzekłszy do nikogo słowarzucił się na fotel, a następnie wyciągnąwszy nogi począł rozczesywać palcamifaworyty i poprawiać na sobie ubranie, które wyglądało jakoś dziwniepogniecione i pomięte.Wkrótce jednak spostrzegł, że stało się coś niezwykłego.Jaś chodził wzburzony po pokoju, książę Antoś i Maszko mieli dość wystraszoneminy, a przy tym milczeli wszyscy.- Co tu u was zaszło? - spytał Miś.Książę Antoś opowiedział, co zaszło.- Niech Antoś poda rękę Złotopolskiemu i przeprosi go.Wybacz, Antosiu,ale co innego jest Fanny, a co innego twoja narzeczona.Antoś i Jaś podali sobie ręce.Tymczasem Miś, nałożywszy szkła na oczy, przypatrywał się uważnieZłotopolskiemu.- A teraz, wiesz Jasiu, co ci powiem? - rzekł.- A słucham.- Ze jeśli nie jesteś jeszcze zakochany w Bujnickiej, to przynajmniej wkrótcebędziesz.Złotopolski milczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]