[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli wierzyćpamięci mieszkańców Oślej Uliczki, ten niezwykle sympatyczny karzełek przezostatnie kilkadziesiąt lat ani trochę się nie zmienił, wciąż tak samo wygląda iidentycznie się zachowuje.Na zdumione spojrzenia zawsze odpowiada przemiłymuśmiechem.Uśmiecha się tak uroczo, tak czarująco, że wzbudza w sercachwszystkich dziwną melancholię, która rodzi fale troskliwości i opiekuńczości.Mocyswego uśmiechu Yu Yichi zawdzięcza całkiem dostatnie życie, a dzięki starannemuwykształceniu pełen jest różnorakiej wiedzy, z której czerpie obficie, sypiąc cochwila perłami błyskotliwych uwag, czym sprawia mnóstwo radości wszystkim naOślej Uliczce.Aż strach pomyśleć, jak smutna i samotna byłaby uliczka bez YuYichiego.Sam talent mógłby mu zapewnić wygodny, beztroski żywot, lecz on miał wsercu żądzę czynu, nie chciał żyć z cudzych datków złapał w żagle wiatr reform iotwarcia i postarał się o licencję na prowadzenie interesów.Następnie wyłożyłgruby plik pieniędzy oszczędzanych od nie wiedzieć jak dawna i kazał przebudowaćswój stary dom na restaurację, która stała się słynną na całą Alkoholandię restauracją Yichi.Wszystkie te ekscentryczne pomysły być może zrodziły się pod wpływemklasycznej powieści Kwiaty w lustrze, a może zainspirowały je Zamorskie dziwy któż to wie.Po otwarciu restauracji Yu Yichi zaanonsował w DziennikuAlkoholandzkim , że poszukuje ludzi o wzroście nieprzekraczającym trzech stóp doobsługi.Sprawa ta stała się sensacją na całą Alkoholandię i była przedmiotemzażartych dyskusji.Jedni uważali, że karzeł prowadzący restaurację to obrazasocjalizmu i brudna plama na szkarłatnej fladze z pięcioma gwiazdami w związku zcoraz większym napływem naszych zagranicznych przyjaciół turystów doAlkoholandii taka restauracja może skompromitować miasto, przez co nie tylkoAlkoholandia, ale i cały chiński naród straci twarz.Inni twierdzili, że istnienie karłówto przecież obiektywne i uniwersalne zjawisko.W innych krajach karły utrzymują sięz żebractwa, u nas zaś karzeł żyje z własnej pracy.To nie tylko żaden wstyd, alewręcz powód do chwały.Takie zjawisko, jak restauracja Yichi , może tylko pomóczagranicznym przyjaciołom w zrozumieniu wyższości naszego socjalistycznegosystemu.Sporom nie było końca.Tymczasem Yu Yichi przez kanały ściekoweprzekradł się na teren ratusza (główną bramą wejść nie mógł, obawiając sięstrażników groznych niczym wilki i tygrysy), wśliznął się do budynku i przedostał dobiura burmistrza, z którym przeprowadził długą rozmowę o nieznanej treści.Burmistrz odesłał go z powrotem na Oślą Uliczkę własną luksusową cesarskąkoroną.W tym momencie wszelkie dyskusje w prasie zamilkły.Przyjaciele, panie ipanowie, oto restauracja Yichi , cel naszej wędrówki.Dziś ja was zapraszam staryYu jest moim przyjacielem, często razem delektujemy się dobrym winem irecytujemy poezję, napawając się widokami tego świata, oszołamiającego nasróżnorodnością barw, i komponujemy przedziwną, cudowną muzykę.Pan Yu, mójszczery druh, który ceni sobie uczucia międzyludzkie, a pieniędzmi gardzi, potraktujenas dziś wyjątkowo i udzieli nam dwudziestoprocentowego rabatu.Drodzy przyjaciele, stoimy u wrót restauracji Yichi.Unieście, proszę, głowy ispójrzcie na ten złocony napis na czarnej tablicy.Cztery ideogramy, pełne rozmachu iwdzięku każdy z nich emanuje skoncentrowaną energią niczym smok albo tygrys.Napis ten jest dziełem słynnego w naszym mieście artysty kaligrafa Liu Banpinga,który zgodnie ze znaczeniem swego imienia Liu Pół Butelki nie zabiera się dopisania, nim nie wypije co najmniej pół flaszki dobrego wina.Po obu stronachwejścia stoją kieszonkowych rozmiarów kelnerki nie mierzą więcej niż po dwiestopy wzrostu haftowane szarfy spływają wzdłuż ich wdzięcznych postaci, na ichtwarzach widnieją uprzejme uśmiechy.To blizniaczki, które przeczytały anons w Dzienniku Alkoholandzkim i przyleciały tu aż z Szanghaju, odrzutowcem Trident.Pochodzą one z rodziny wielkich dostojników.Ich ojciec jest tak sławny,że na dzwięk jego nazwiska podskoczylibyście z wrażenia, więc lepiej będzie, jeśli jeprzemilczę.Dzięki władzy i wpływom ojca mogłyby wieść beztroskie życie, opływaćw bogactwa i piękne stroje, jadać wykwintne potrawy, lecz zdecydowały sięzrezygnować z tych wszystkich dóbr dla radosnego gwaru Alkoholandii.Perspektywazstąpienia dwóch niebianek na ziemię tak poruszyła alkoholandzkich przywódcówpartyjnych, że aby je powitać, wyruszyli w strugach deszczu na odległe osiedemdziesiąt kilometrów od miasta Lotnisko Brzoskwiniowego yródła.Niebiankom towarzyszyła matka żona dostojnego przywódcy, oraz różnej maścisekretarze i sekretarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jeśli wierzyćpamięci mieszkańców Oślej Uliczki, ten niezwykle sympatyczny karzełek przezostatnie kilkadziesiąt lat ani trochę się nie zmienił, wciąż tak samo wygląda iidentycznie się zachowuje.Na zdumione spojrzenia zawsze odpowiada przemiłymuśmiechem.Uśmiecha się tak uroczo, tak czarująco, że wzbudza w sercachwszystkich dziwną melancholię, która rodzi fale troskliwości i opiekuńczości.Mocyswego uśmiechu Yu Yichi zawdzięcza całkiem dostatnie życie, a dzięki starannemuwykształceniu pełen jest różnorakiej wiedzy, z której czerpie obficie, sypiąc cochwila perłami błyskotliwych uwag, czym sprawia mnóstwo radości wszystkim naOślej Uliczce.Aż strach pomyśleć, jak smutna i samotna byłaby uliczka bez YuYichiego.Sam talent mógłby mu zapewnić wygodny, beztroski żywot, lecz on miał wsercu żądzę czynu, nie chciał żyć z cudzych datków złapał w żagle wiatr reform iotwarcia i postarał się o licencję na prowadzenie interesów.Następnie wyłożyłgruby plik pieniędzy oszczędzanych od nie wiedzieć jak dawna i kazał przebudowaćswój stary dom na restaurację, która stała się słynną na całą Alkoholandię restauracją Yichi.Wszystkie te ekscentryczne pomysły być może zrodziły się pod wpływemklasycznej powieści Kwiaty w lustrze, a może zainspirowały je Zamorskie dziwy któż to wie.Po otwarciu restauracji Yu Yichi zaanonsował w DziennikuAlkoholandzkim , że poszukuje ludzi o wzroście nieprzekraczającym trzech stóp doobsługi.Sprawa ta stała się sensacją na całą Alkoholandię i była przedmiotemzażartych dyskusji.Jedni uważali, że karzeł prowadzący restaurację to obrazasocjalizmu i brudna plama na szkarłatnej fladze z pięcioma gwiazdami w związku zcoraz większym napływem naszych zagranicznych przyjaciół turystów doAlkoholandii taka restauracja może skompromitować miasto, przez co nie tylkoAlkoholandia, ale i cały chiński naród straci twarz.Inni twierdzili, że istnienie karłówto przecież obiektywne i uniwersalne zjawisko.W innych krajach karły utrzymują sięz żebractwa, u nas zaś karzeł żyje z własnej pracy.To nie tylko żaden wstyd, alewręcz powód do chwały.Takie zjawisko, jak restauracja Yichi , może tylko pomóczagranicznym przyjaciołom w zrozumieniu wyższości naszego socjalistycznegosystemu.Sporom nie było końca.Tymczasem Yu Yichi przez kanały ściekoweprzekradł się na teren ratusza (główną bramą wejść nie mógł, obawiając sięstrażników groznych niczym wilki i tygrysy), wśliznął się do budynku i przedostał dobiura burmistrza, z którym przeprowadził długą rozmowę o nieznanej treści.Burmistrz odesłał go z powrotem na Oślą Uliczkę własną luksusową cesarskąkoroną.W tym momencie wszelkie dyskusje w prasie zamilkły.Przyjaciele, panie ipanowie, oto restauracja Yichi , cel naszej wędrówki.Dziś ja was zapraszam staryYu jest moim przyjacielem, często razem delektujemy się dobrym winem irecytujemy poezję, napawając się widokami tego świata, oszołamiającego nasróżnorodnością barw, i komponujemy przedziwną, cudowną muzykę.Pan Yu, mójszczery druh, który ceni sobie uczucia międzyludzkie, a pieniędzmi gardzi, potraktujenas dziś wyjątkowo i udzieli nam dwudziestoprocentowego rabatu.Drodzy przyjaciele, stoimy u wrót restauracji Yichi.Unieście, proszę, głowy ispójrzcie na ten złocony napis na czarnej tablicy.Cztery ideogramy, pełne rozmachu iwdzięku każdy z nich emanuje skoncentrowaną energią niczym smok albo tygrys.Napis ten jest dziełem słynnego w naszym mieście artysty kaligrafa Liu Banpinga,który zgodnie ze znaczeniem swego imienia Liu Pół Butelki nie zabiera się dopisania, nim nie wypije co najmniej pół flaszki dobrego wina.Po obu stronachwejścia stoją kieszonkowych rozmiarów kelnerki nie mierzą więcej niż po dwiestopy wzrostu haftowane szarfy spływają wzdłuż ich wdzięcznych postaci, na ichtwarzach widnieją uprzejme uśmiechy.To blizniaczki, które przeczytały anons w Dzienniku Alkoholandzkim i przyleciały tu aż z Szanghaju, odrzutowcem Trident.Pochodzą one z rodziny wielkich dostojników.Ich ojciec jest tak sławny,że na dzwięk jego nazwiska podskoczylibyście z wrażenia, więc lepiej będzie, jeśli jeprzemilczę.Dzięki władzy i wpływom ojca mogłyby wieść beztroskie życie, opływaćw bogactwa i piękne stroje, jadać wykwintne potrawy, lecz zdecydowały sięzrezygnować z tych wszystkich dóbr dla radosnego gwaru Alkoholandii.Perspektywazstąpienia dwóch niebianek na ziemię tak poruszyła alkoholandzkich przywódcówpartyjnych, że aby je powitać, wyruszyli w strugach deszczu na odległe osiedemdziesiąt kilometrów od miasta Lotnisko Brzoskwiniowego yródła.Niebiankom towarzyszyła matka żona dostojnego przywódcy, oraz różnej maścisekretarze i sekretarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]