[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo niewątpliwej siły przekonywania, pan Bo Syn Wun do trzydziestegotrzeciego roku \ycia zyskał ledwie trzech wyznawców emerytowanego policjanta,który wpadał ze względu na darmowe kolacje, pewną \ółtą dziwkę, świadczącąprorokowi usługi gratis, oraz Boba, pomocnika sklepowego, niestety imbecyla zzaawansowanym zespołem Downa.Harding miał szansę zostać czwartym, ale nie tobyło jego celem.Zresztą misjonarskie zapędy Koreańczyka akurat nieco ochłodły.Zakochał się bowiem i o\enił.Jego wybranką była osiemnastoletnia Meksykanka,nielegalna emigrantka tyle\ piękna, co rozpaczliwie biedna, gotowa zatem uczynićbardzo wiele w zamian za kartę stałego pobytu w USA, a tym bardziej za pełneobywatelstwo.Bo Syn Wun wpadł na nią, w dosłownym sensie tego słowa, namiędzynarodowej autostradzie nr 5, opodal znaku przestrzegającego przed ludzmiprzebiegającymi szosę (w Europie takie znaki przestrzegają najwy\ej przed sarnamilub krowami).Pan Bo prowadził samochód dość rozwa\nie i dlatego kiedy wjechał wsam środek grupy nielegalnych imigrantów, obeszło się bez ofiar.WszyscyMeksykanie uciekli, a kierowca został sam na sam z nieprzytomną dziewczyną, któramiała złamaną nogę.Mimo brudu natychmiast docenił jej walory i jak ka\dy myśliwyzabrał zdobycz do baga\nika.W domu przy pomocy Stanleya (wspomnianegoemerytowanego gliny) zło\ył nogę Marii Candelarii.Pózniej, ju\ osobiście, umył ją iwówczas popadł w jeszcze większy zachwyt.Gorzej poszło mu ze skonsumowaniemswego trofeum.Candelaria, \arliwa katoliczka i (wedle własnych zapewnień)dziewica, za\ądała najpierw ślubu.Napalony Koreańczyk nie przywiązywałwiększego znaczenia do tego rodzaju ceremonii, załatwił więc formalności i wkościele, i w Immigration Office.Dziewczyna wróciła na krótko do Meksyku, by powzięciu ślubu w Tijuanie zostać oficjalnie pobłogosławioną mał\onką sklepikarza ilegalną mieszkanką stanu Kalifornia.Podró\y poślubnej nie planowali, tote\ oboje zezdziwieniem przyjęli wiadomość o wygraniu w jakimś konkursie handlowymmiesięcznego darmowego pobytu na Jamajce.Któ\ by nie skorzystał?Jamajka, kraina czarów i guseł, nie sprawiła im zawodu, zwłaszcza Syn Wunowi.Udało mu się nie tylko dostać na słynne walki kogutów, ale i wziąć udział w podobnozakazanych (a tak naprawdę organizowanych specjalnie dla turystów) ceremoniachvoodoo.To była niezapomniana noc.Kiedy ogłuszony wra\eniami i przepełnionykukurydzianą wódką, kiwając się na jakimś pieńku w środku polany skąpanej wświetle księ\yca, półśnił na jawie, dosiadł się do niego człowiek w rytualnej masce. Igraszki, igraszki dla dzieci powiedział płynną angielszczyzną. Taniecognia w wykonaniu studentów z Miami, obrzędy celebrowane przez zawodowychetnografów.Có\ to ma wspólnego z prawdziwą tajemnicą& A gdzie\ ona dzisiaj jest? westchnął sennie Koreańczyk. Dookoła! padła błyskawiczna odpowiedz. Tylko trzeba umieć jądostrzegać.Moc jest wszędzie, w drzewach i w pełni księ\yca, we wzburzonymmorzu i w zamglonych górach.Kto ją pozna, kogo ona przeniknie, stanie się panemsiebie i ziemi. Poezja.Chciałbym to zobaczyć. To patrz!Syn Wun spojrzał uwa\nie na przybysza.Jego twarz skrywała się za przera\ającąmaską Demona Krwi.Nie wiedzieć skąd wyciągnął worek, z którego dobył czarnegokoguta i srebrny toporek. Utnij mu głowę rozkazał zaskoczonemu amatorowi wra\eń. Ccco? Natychmiast utnij mu głowę albo ja ją utnę tobie!Resztki senności pierzchły z umysłu sklepikarza.Chciałem czarnej magii, będę miał kurobójstwo pomyślał cierpko.Ale wypełniłpolecenie.Ciął mocno.Krew zachlapała mu twarz, a bezgłowy ptak wykonał krótkitaniec wokół pieńka. Ete henga tade zamruczał czarownik, a potem podniósł koguci łeb i oblizałgo długim językiem, który wyłonił się ze szpary w masce. Ete henga tade! powtórzył i podrzucił łeb dziobem w górę.Martwy ptak, le\ący nieruchomo w cieniu, poderwał się, zderzył z powracającągłową i mając ją ju\ z powrotem na karku, z cichym gdakaniem wrócił do worka. Proste, prawda? spytał zamaskowany. A przecie\ ta drobna demonstracjadowodzi, \e tak osławione pojęcie, jak śmierć, okazuje się relatywne. I mo\na posiąść taką moc? Ale jak? Medytacjami, studiami? Determinacją, trzeba po prostu chcieć.A ty chcesz, Bo? Pan zna moje imię?! Jeśli zna się imiona zmarłych, jaką\ trudność mogłoby sprawić poznawanieimion ludzi \ywych.Mo\esz mieć Moc, Bo, lecz musisz być gotowy. Jestem gotowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Mimo niewątpliwej siły przekonywania, pan Bo Syn Wun do trzydziestegotrzeciego roku \ycia zyskał ledwie trzech wyznawców emerytowanego policjanta,który wpadał ze względu na darmowe kolacje, pewną \ółtą dziwkę, świadczącąprorokowi usługi gratis, oraz Boba, pomocnika sklepowego, niestety imbecyla zzaawansowanym zespołem Downa.Harding miał szansę zostać czwartym, ale nie tobyło jego celem.Zresztą misjonarskie zapędy Koreańczyka akurat nieco ochłodły.Zakochał się bowiem i o\enił.Jego wybranką była osiemnastoletnia Meksykanka,nielegalna emigrantka tyle\ piękna, co rozpaczliwie biedna, gotowa zatem uczynićbardzo wiele w zamian za kartę stałego pobytu w USA, a tym bardziej za pełneobywatelstwo.Bo Syn Wun wpadł na nią, w dosłownym sensie tego słowa, namiędzynarodowej autostradzie nr 5, opodal znaku przestrzegającego przed ludzmiprzebiegającymi szosę (w Europie takie znaki przestrzegają najwy\ej przed sarnamilub krowami).Pan Bo prowadził samochód dość rozwa\nie i dlatego kiedy wjechał wsam środek grupy nielegalnych imigrantów, obeszło się bez ofiar.WszyscyMeksykanie uciekli, a kierowca został sam na sam z nieprzytomną dziewczyną, któramiała złamaną nogę.Mimo brudu natychmiast docenił jej walory i jak ka\dy myśliwyzabrał zdobycz do baga\nika.W domu przy pomocy Stanleya (wspomnianegoemerytowanego gliny) zło\ył nogę Marii Candelarii.Pózniej, ju\ osobiście, umył ją iwówczas popadł w jeszcze większy zachwyt.Gorzej poszło mu ze skonsumowaniemswego trofeum.Candelaria, \arliwa katoliczka i (wedle własnych zapewnień)dziewica, za\ądała najpierw ślubu.Napalony Koreańczyk nie przywiązywałwiększego znaczenia do tego rodzaju ceremonii, załatwił więc formalności i wkościele, i w Immigration Office.Dziewczyna wróciła na krótko do Meksyku, by powzięciu ślubu w Tijuanie zostać oficjalnie pobłogosławioną mał\onką sklepikarza ilegalną mieszkanką stanu Kalifornia.Podró\y poślubnej nie planowali, tote\ oboje zezdziwieniem przyjęli wiadomość o wygraniu w jakimś konkursie handlowymmiesięcznego darmowego pobytu na Jamajce.Któ\ by nie skorzystał?Jamajka, kraina czarów i guseł, nie sprawiła im zawodu, zwłaszcza Syn Wunowi.Udało mu się nie tylko dostać na słynne walki kogutów, ale i wziąć udział w podobnozakazanych (a tak naprawdę organizowanych specjalnie dla turystów) ceremoniachvoodoo.To była niezapomniana noc.Kiedy ogłuszony wra\eniami i przepełnionykukurydzianą wódką, kiwając się na jakimś pieńku w środku polany skąpanej wświetle księ\yca, półśnił na jawie, dosiadł się do niego człowiek w rytualnej masce. Igraszki, igraszki dla dzieci powiedział płynną angielszczyzną. Taniecognia w wykonaniu studentów z Miami, obrzędy celebrowane przez zawodowychetnografów.Có\ to ma wspólnego z prawdziwą tajemnicą& A gdzie\ ona dzisiaj jest? westchnął sennie Koreańczyk. Dookoła! padła błyskawiczna odpowiedz. Tylko trzeba umieć jądostrzegać.Moc jest wszędzie, w drzewach i w pełni księ\yca, we wzburzonymmorzu i w zamglonych górach.Kto ją pozna, kogo ona przeniknie, stanie się panemsiebie i ziemi. Poezja.Chciałbym to zobaczyć. To patrz!Syn Wun spojrzał uwa\nie na przybysza.Jego twarz skrywała się za przera\ającąmaską Demona Krwi.Nie wiedzieć skąd wyciągnął worek, z którego dobył czarnegokoguta i srebrny toporek. Utnij mu głowę rozkazał zaskoczonemu amatorowi wra\eń. Ccco? Natychmiast utnij mu głowę albo ja ją utnę tobie!Resztki senności pierzchły z umysłu sklepikarza.Chciałem czarnej magii, będę miał kurobójstwo pomyślał cierpko.Ale wypełniłpolecenie.Ciął mocno.Krew zachlapała mu twarz, a bezgłowy ptak wykonał krótkitaniec wokół pieńka. Ete henga tade zamruczał czarownik, a potem podniósł koguci łeb i oblizałgo długim językiem, który wyłonił się ze szpary w masce. Ete henga tade! powtórzył i podrzucił łeb dziobem w górę.Martwy ptak, le\ący nieruchomo w cieniu, poderwał się, zderzył z powracającągłową i mając ją ju\ z powrotem na karku, z cichym gdakaniem wrócił do worka. Proste, prawda? spytał zamaskowany. A przecie\ ta drobna demonstracjadowodzi, \e tak osławione pojęcie, jak śmierć, okazuje się relatywne. I mo\na posiąść taką moc? Ale jak? Medytacjami, studiami? Determinacją, trzeba po prostu chcieć.A ty chcesz, Bo? Pan zna moje imię?! Jeśli zna się imiona zmarłych, jaką\ trudność mogłoby sprawić poznawanieimion ludzi \ywych.Mo\esz mieć Moc, Bo, lecz musisz być gotowy. Jestem gotowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]