[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nocami, kiedy nie mógł spać, dotrzymywałam mu towa-rzystwa, a on opowiadał mi o sekretach świata.Myślę, żeczęsto mówił o młodych bogach.- Przypominasz sobie coś? Coś, co by nam pomogło?- Tylko jedno.Nie zostaliśmy stworzeni do oglądaniamłodych bogów.- Wiem.Myślę, że dlatego widziałem go tylko raz, wprzedśmiertnej malignie.Przybrał postać zrozumiałą dlamnie.Ale czemu tak jest?Delphine wzruszyła ramionami.- Może nie są tak idealni, jak wszyscy wierzą?Gdyby byli, czemu jeden z nich musiałby mieszkać wtobie, żeby przetrwać?Reiner uśmiechnął się gorzko.Przetrwać.Młody bógumierał, a on razem z nim.- Jest jeszcze coś - dodała.- Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.Delphine spuściła wzrok.Po chwili milczenia podjęła:- To była pierwsza rzecz, którą sobie przypomniałam,ale bałem ci się powiedzieć, bo.Pamiętam, kiedy poja-wił się Biesiadnik.Pamiętam, że coś poszło nie tak.Mójmąż krzyczał.Prosił mnie, żebym mu podała gladiusa.Ale ja stałam jak sparaliżowana.Nie mogłam się ruszyć.Wreszcie uciekłam.Gdybym, gdybym potrafiła.gdybymmu pomogła.- Delphine.- Delikatnie uniósł jej brodę, ich spojrze-nia się spotkały.- Posłuchaj mnie.Mój ojciec nie mógł gopokonać, a walczył z takimi istotami całe życie.Nie zrobi-łaś nic złego.To nie jest twoja wina.- Ale.- Nic nie mogłaś na to poradzić, Delphine.Nie powin-naś się tym zadręczać.- Mówiąc to, Reiner poczuł, że zjego własnej piersi osuwa się niewidzialny ciężar.Delphine nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się wniego.- Nie myśl o tym.- Mhm.Opowiedz, co się tobie śniło.Reiner wbił wzrok w sufit kabiny.- Ojciec - powiedział wreszcie.- Ale tym razem byłoinaczej.To było wspomnienie, ale do dziś nie zdawałemsobie sprawy z jego istnienia.Do dziś go nie miałem.Pamiętam, że go nie miałem.- Teraz wiesz, jak ja się czuję przez cały czas.- Pewnie masz rację.To było takie dziwne wrażenie.Był tam Aziz i.Przerwało mu pukanie do drzwi.- Erhard, musimy porozmawiać.- Głos należał do Vel-lera.- Chwilę,- Chwilę - rzucił z powątpiewaniem tamten.- W takimrazie będę w gondoli obserwacyjnej.Nigdy nie ma czasu, pomyślał Reiner.Westchnął i za-czął się ubierać."Każdy viman, nawet najmniejszy model myśliwski,posiadał specjalny pokład lub gondolę, służącą do pro-wadzenia bezpośredniej obserwacji otoczenia z pominię-ciem aparatury pomiarowej.Na Vi1 również znajdowałosię takie miejsce.Metalowy kosz, wyglądem przypomina-jący obudowaną altankę, był zamontowany na spodzieaerolotu, mniej więcej w połowie długości.Przerwy po-między prętami stabilizującymi nie były oszklone, możnabyło je natomiast ręcznie zasłonić wysuwanymi z sufitustalowymi, segmentowanymi płytami.Do gondoli pro-wadził właz, z którego spuszczało się rozkładaną, meta-lową drabinkę.Reiner zeskoczył z kilku ostatnich stopni.Na niewiel-kim pokładzie przebywał już Veller i jeden z jego ludzi.Kultysta stał z lornetką przy barierce i obserwował niebo.- Jesteś - zagadnął Veller.- Delphine ci nie towarzy-szy?- Zaraz zejdzie.Nie jest przyzwyczajona do poruszaniasię po konstrukcji w ruchu.Reiner ponownie pożałował, że ich viman nie posiadastabilizatorów ciążenia.Bez nich lot często przypominałjazdę na kolejce górskiej.- O czym chciałeś porozmawiać?- Spójrz na południowy wschód.Erhard posłusznie przeniósł wzrok na horyzont.Przezkurtynę ciężkich, czarnozielonych chmur i zielonkawychoparów, które unosiły się z ziemi, przebijał zimny, czer-wony blask.- Tam leży serce Eskalacji.Tutejszy odpowiednik Mia-sta Słupów.Jeśli utrzymamy obecną prędkość i kurs,osiągniemy cel za niecałe sześć godzin.Delphine, cieszęsię, że do nas dołączyłaś.- Veller zwrócił się do kobiety,która pokonywała ostatnie stopnie drabinki.- Spójrz nasiedlisko degeneracji i moralnego upadku: salgothańskiemiasto, tutejsza Gomora.Salgothy.Ich czas już przemi-nął - kontynuował.- I zważywszy na ich występki, minione i obecne, do-brze się stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nocami, kiedy nie mógł spać, dotrzymywałam mu towa-rzystwa, a on opowiadał mi o sekretach świata.Myślę, żeczęsto mówił o młodych bogach.- Przypominasz sobie coś? Coś, co by nam pomogło?- Tylko jedno.Nie zostaliśmy stworzeni do oglądaniamłodych bogów.- Wiem.Myślę, że dlatego widziałem go tylko raz, wprzedśmiertnej malignie.Przybrał postać zrozumiałą dlamnie.Ale czemu tak jest?Delphine wzruszyła ramionami.- Może nie są tak idealni, jak wszyscy wierzą?Gdyby byli, czemu jeden z nich musiałby mieszkać wtobie, żeby przetrwać?Reiner uśmiechnął się gorzko.Przetrwać.Młody bógumierał, a on razem z nim.- Jest jeszcze coś - dodała.- Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.Delphine spuściła wzrok.Po chwili milczenia podjęła:- To była pierwsza rzecz, którą sobie przypomniałam,ale bałem ci się powiedzieć, bo.Pamiętam, kiedy poja-wił się Biesiadnik.Pamiętam, że coś poszło nie tak.Mójmąż krzyczał.Prosił mnie, żebym mu podała gladiusa.Ale ja stałam jak sparaliżowana.Nie mogłam się ruszyć.Wreszcie uciekłam.Gdybym, gdybym potrafiła.gdybymmu pomogła.- Delphine.- Delikatnie uniósł jej brodę, ich spojrze-nia się spotkały.- Posłuchaj mnie.Mój ojciec nie mógł gopokonać, a walczył z takimi istotami całe życie.Nie zrobi-łaś nic złego.To nie jest twoja wina.- Ale.- Nic nie mogłaś na to poradzić, Delphine.Nie powin-naś się tym zadręczać.- Mówiąc to, Reiner poczuł, że zjego własnej piersi osuwa się niewidzialny ciężar.Delphine nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się wniego.- Nie myśl o tym.- Mhm.Opowiedz, co się tobie śniło.Reiner wbił wzrok w sufit kabiny.- Ojciec - powiedział wreszcie.- Ale tym razem byłoinaczej.To było wspomnienie, ale do dziś nie zdawałemsobie sprawy z jego istnienia.Do dziś go nie miałem.Pamiętam, że go nie miałem.- Teraz wiesz, jak ja się czuję przez cały czas.- Pewnie masz rację.To było takie dziwne wrażenie.Był tam Aziz i.Przerwało mu pukanie do drzwi.- Erhard, musimy porozmawiać.- Głos należał do Vel-lera.- Chwilę,- Chwilę - rzucił z powątpiewaniem tamten.- W takimrazie będę w gondoli obserwacyjnej.Nigdy nie ma czasu, pomyślał Reiner.Westchnął i za-czął się ubierać."Każdy viman, nawet najmniejszy model myśliwski,posiadał specjalny pokład lub gondolę, służącą do pro-wadzenia bezpośredniej obserwacji otoczenia z pominię-ciem aparatury pomiarowej.Na Vi1 również znajdowałosię takie miejsce.Metalowy kosz, wyglądem przypomina-jący obudowaną altankę, był zamontowany na spodzieaerolotu, mniej więcej w połowie długości.Przerwy po-między prętami stabilizującymi nie były oszklone, możnabyło je natomiast ręcznie zasłonić wysuwanymi z sufitustalowymi, segmentowanymi płytami.Do gondoli pro-wadził właz, z którego spuszczało się rozkładaną, meta-lową drabinkę.Reiner zeskoczył z kilku ostatnich stopni.Na niewiel-kim pokładzie przebywał już Veller i jeden z jego ludzi.Kultysta stał z lornetką przy barierce i obserwował niebo.- Jesteś - zagadnął Veller.- Delphine ci nie towarzy-szy?- Zaraz zejdzie.Nie jest przyzwyczajona do poruszaniasię po konstrukcji w ruchu.Reiner ponownie pożałował, że ich viman nie posiadastabilizatorów ciążenia.Bez nich lot często przypominałjazdę na kolejce górskiej.- O czym chciałeś porozmawiać?- Spójrz na południowy wschód.Erhard posłusznie przeniósł wzrok na horyzont.Przezkurtynę ciężkich, czarnozielonych chmur i zielonkawychoparów, które unosiły się z ziemi, przebijał zimny, czer-wony blask.- Tam leży serce Eskalacji.Tutejszy odpowiednik Mia-sta Słupów.Jeśli utrzymamy obecną prędkość i kurs,osiągniemy cel za niecałe sześć godzin.Delphine, cieszęsię, że do nas dołączyłaś.- Veller zwrócił się do kobiety,która pokonywała ostatnie stopnie drabinki.- Spójrz nasiedlisko degeneracji i moralnego upadku: salgothańskiemiasto, tutejsza Gomora.Salgothy.Ich czas już przemi-nął - kontynuował.- I zważywszy na ich występki, minione i obecne, do-brze się stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]