[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakuty w bryczesy, najlepszą białąkoszulę z żabotem, kamizelę i ciężką kurtkę mundurową już po paru krokach zalałemsię potem.Buty grzęzły w sypkim piasku, zwisająca u boku szpada plątała mi sięmiędzy nogami, a trzymany pod pachą trójgraniasty kapelusz przeszkadzał jak nigdy.Zasapany i przeklinający w duchu, wlokłem się za bosonogą Manuelą, która zdawałasię płynąć wśród piasków.Nie tak sobie wyobrażałem romantyczny spacer poplaży Isla de la Exilio.Idąca parę kroków przede mną Hiszpanka nagle zatrzymała się i zapatrzyła kumorzu.Bryza bawiła się jej długimi, czarnymi włosami, a ciemne oczy naglezaszkliły się łzami.Przyszło mi do głowy, iż być może nadszedł właściwy moment,by zagaić rozmowę.By spytać, czy czuje się szczęśliwa po odnalezieniu brata, iskromnie napomknąć, że służenie jej było radosnym przywilejem.By rzucić odniechcenia, że zawsze wierzyłem w prawdziwość opowieści o Armando, nawetpomimo zmowy mych niecnych oficerów.By zapewnić ją, że zdobyłem Cassandręz jej imieniem na ustach.By powiedzieć cokolwiek. Tu się kończy nasza przygoda, kapitanie Manuela odezwała się twardymtonem, podobnym temu, jaki słyszałem u niej w pałacu gubernatorskim w St.John's. Zostaje pani tutaj? sapnąłem ze zdumieniem. Nie sądzi pan chyba, że po tylu latach poszukiwania Armanda zadowolę sięjedynie chwilą w jego towarzystwie? Na Magdalenie jest wiele miejsca dla was obojga! Mógłbym. Wiem, że mógłby pan.Wierzę też, że chciałby pan, i to bardzo.Ale.Uśmiechnęła się smutno. Nie, Armando nie opuści tych ludzi.Nie ma człowiekabardziej upartego od Kastylijczyka, który ma dług do spłacenia.Będzie ich bronił takdługo, póki ostatni nie zejdzie z tego padołu. Rozumiem.Bo rzeczywiście rozumiałem.Wiedziałem, co oznacza odpowiedzialność zagrupę ludzi, być może silnych i dzikich, ale jakże bezradnych w tym brutalnymświecie.Pod tym względem plemię wyrzutków niczym się nie różniło od mojejzałogi.Westchnąłem ciężko i odwróciłem się ku morzu, dyskretnie ocierając twarzchusteczką.Morze oszałamiało ilością barw.Wody laguny wciąż zachowałyniewinny błękit, lecz dalej, za rafami skąpanymi w bieli piany, fale chwytały jużrdzawy poblask zachodzącego słońca.Rufa Cassandry , wciąż zakleszczona międzyskałami i targana przybojem, dumnie lśniła złotem, a wulkaniczne skały ziałyczernią.Nigdy jeszcze morze nie wydawało mi się tak piękne i tak smutne zarazem. Jedno tylko mnie nurtuje odezwałem się po dłuższej chwili. Dlaczego deLanvierre wysłał na wyspę Rodriguesa, a nie przybył tu samodzielnie? Dlaczegopozwolił, by Portugalczycy zajęli się wydobyciem brylantów, które prawem znalazcynależały do niego? Nie mam pojęcia - odparła zamyślona Manuela. Być może dlatego, że jakiśzuchwały angielski dżentelmen dwukrotnie pokrzyżował mu plany?Nic nie odpowiedziałem.Jak do tej pory krzyżowanie planów de Lanvierre'abyło dziełem przypadku i determinacji.Jakimś cudem uratowaliśmy Magdalenęprzed zakusami de Gilliery i przepędziliśmy napastników z Port Royal, udało mi siętakże wywinąć z sideł hrabiego w St.John's, ale raczej wątpiłem, czy mojerozpaczliwe manewry w istocie zakłóciły jego potężną intrygę.Ponadto na pewnoprzyczyniłem się do zaostrzenia stosunków angielsko-francuskich, co z pewnościąpomogło piratowi w realizacji straszliwych zamiarów.Jedyną rzeczą, której naprawdę zdołałem dokonać, było przejęcie i zatopienie Cassandry , co w najlepszym razie było tylko krótkotrwałym sukcesem.Wiedziałem, że prędzej czy pózniej de Lanvierre przyśle kolejnych uzbrojonych pozęby sługusów, którzy tym razem nie będą wchodzili z Indianami w żadne układy.Spalą ich wraz z dżunglą, a diamenty popłyną do pirackiego skarbca. Zginiecie tu wszyscy powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Jeśli taka będzie wola Boga. Manuela wzruszyła ramionami. DrogiWilliamie, oboje z Armandem zdecydowaliśmy się pożegnać z cywilizowanymświatem.Nikt nie będzie po nas płakał. Ja będę wyszeptałem i nieoczekiwanie ująłem jej rękę.Drugą objąłem ją w talii i zdecydowanie przyciągnąłem dziewczynę. Ja będę. powtórzyłem.Zdumienie w wielkich, czarnych oczach Manueli natychmiast przeszło w coś,czego nazwać nie umiałem, w coś gorącego i rozbrajającego.Jej sylwetka zmiękła wmoich ramionach, a lewa dłoń dotknęła naprawionego epoletu, a potem policzka. Billy. powiedziała cicho, miękko.I wtedy rozległ się wystrzał z pistoletu. Kapitanie! Plażą biegł Smitty i wymachiwał bronią. Kapitanie! Wróciłpan Sullivan.Wrócił i mówi, że.O, kurka wodna.Przepraszam. Pani wybaczy, Manuelo. Ucałowałem obie jej dłonie i ruszyłem biegiem zaSmittym.Kwadrans pózniej zlany potem wpadłem przez bramę do fortu i ujrzałemdrugiego oficera, otoczonego kręgiem spragnionych wieści marynarzy.Zbiegowiskubrakowało jednak radosnej, pełnej żartów wrzawy, a ludzie wpatrywali się wSullivana z napięciem i niedowierzaniem.Tknięty złym przeczuciem, roztrąciłem tłum. Witam, panie Sullivan! huknąłem, starając się brzmieć radośnie. Zdajesię, że pobił pan nowy rekord trasy.Biorąc pod uwagę odległość stąd do Port Royal,zapewne większość drogi lecieliście w przestworzach.Nikt się jednak nie roześmiał. Port Royal zostało spalone martwo oznajmił Sullivan. 6 Oblężone miastoW tak zatłoczonym małym światku, jakim jest pokład okrętu wojennego,największym przywilejem jest samotność.Po trzech dniach od wyruszenia z Isla de laExilio nauczyłem się ów przywilej cenić ponad wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zakuty w bryczesy, najlepszą białąkoszulę z żabotem, kamizelę i ciężką kurtkę mundurową już po paru krokach zalałemsię potem.Buty grzęzły w sypkim piasku, zwisająca u boku szpada plątała mi sięmiędzy nogami, a trzymany pod pachą trójgraniasty kapelusz przeszkadzał jak nigdy.Zasapany i przeklinający w duchu, wlokłem się za bosonogą Manuelą, która zdawałasię płynąć wśród piasków.Nie tak sobie wyobrażałem romantyczny spacer poplaży Isla de la Exilio.Idąca parę kroków przede mną Hiszpanka nagle zatrzymała się i zapatrzyła kumorzu.Bryza bawiła się jej długimi, czarnymi włosami, a ciemne oczy naglezaszkliły się łzami.Przyszło mi do głowy, iż być może nadszedł właściwy moment,by zagaić rozmowę.By spytać, czy czuje się szczęśliwa po odnalezieniu brata, iskromnie napomknąć, że służenie jej było radosnym przywilejem.By rzucić odniechcenia, że zawsze wierzyłem w prawdziwość opowieści o Armando, nawetpomimo zmowy mych niecnych oficerów.By zapewnić ją, że zdobyłem Cassandręz jej imieniem na ustach.By powiedzieć cokolwiek. Tu się kończy nasza przygoda, kapitanie Manuela odezwała się twardymtonem, podobnym temu, jaki słyszałem u niej w pałacu gubernatorskim w St.John's. Zostaje pani tutaj? sapnąłem ze zdumieniem. Nie sądzi pan chyba, że po tylu latach poszukiwania Armanda zadowolę sięjedynie chwilą w jego towarzystwie? Na Magdalenie jest wiele miejsca dla was obojga! Mógłbym. Wiem, że mógłby pan.Wierzę też, że chciałby pan, i to bardzo.Ale.Uśmiechnęła się smutno. Nie, Armando nie opuści tych ludzi.Nie ma człowiekabardziej upartego od Kastylijczyka, który ma dług do spłacenia.Będzie ich bronił takdługo, póki ostatni nie zejdzie z tego padołu. Rozumiem.Bo rzeczywiście rozumiałem.Wiedziałem, co oznacza odpowiedzialność zagrupę ludzi, być może silnych i dzikich, ale jakże bezradnych w tym brutalnymświecie.Pod tym względem plemię wyrzutków niczym się nie różniło od mojejzałogi.Westchnąłem ciężko i odwróciłem się ku morzu, dyskretnie ocierając twarzchusteczką.Morze oszałamiało ilością barw.Wody laguny wciąż zachowałyniewinny błękit, lecz dalej, za rafami skąpanymi w bieli piany, fale chwytały jużrdzawy poblask zachodzącego słońca.Rufa Cassandry , wciąż zakleszczona międzyskałami i targana przybojem, dumnie lśniła złotem, a wulkaniczne skały ziałyczernią.Nigdy jeszcze morze nie wydawało mi się tak piękne i tak smutne zarazem. Jedno tylko mnie nurtuje odezwałem się po dłuższej chwili. Dlaczego deLanvierre wysłał na wyspę Rodriguesa, a nie przybył tu samodzielnie? Dlaczegopozwolił, by Portugalczycy zajęli się wydobyciem brylantów, które prawem znalazcynależały do niego? Nie mam pojęcia - odparła zamyślona Manuela. Być może dlatego, że jakiśzuchwały angielski dżentelmen dwukrotnie pokrzyżował mu plany?Nic nie odpowiedziałem.Jak do tej pory krzyżowanie planów de Lanvierre'abyło dziełem przypadku i determinacji.Jakimś cudem uratowaliśmy Magdalenęprzed zakusami de Gilliery i przepędziliśmy napastników z Port Royal, udało mi siętakże wywinąć z sideł hrabiego w St.John's, ale raczej wątpiłem, czy mojerozpaczliwe manewry w istocie zakłóciły jego potężną intrygę.Ponadto na pewnoprzyczyniłem się do zaostrzenia stosunków angielsko-francuskich, co z pewnościąpomogło piratowi w realizacji straszliwych zamiarów.Jedyną rzeczą, której naprawdę zdołałem dokonać, było przejęcie i zatopienie Cassandry , co w najlepszym razie było tylko krótkotrwałym sukcesem.Wiedziałem, że prędzej czy pózniej de Lanvierre przyśle kolejnych uzbrojonych pozęby sługusów, którzy tym razem nie będą wchodzili z Indianami w żadne układy.Spalą ich wraz z dżunglą, a diamenty popłyną do pirackiego skarbca. Zginiecie tu wszyscy powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Jeśli taka będzie wola Boga. Manuela wzruszyła ramionami. DrogiWilliamie, oboje z Armandem zdecydowaliśmy się pożegnać z cywilizowanymświatem.Nikt nie będzie po nas płakał. Ja będę wyszeptałem i nieoczekiwanie ująłem jej rękę.Drugą objąłem ją w talii i zdecydowanie przyciągnąłem dziewczynę. Ja będę. powtórzyłem.Zdumienie w wielkich, czarnych oczach Manueli natychmiast przeszło w coś,czego nazwać nie umiałem, w coś gorącego i rozbrajającego.Jej sylwetka zmiękła wmoich ramionach, a lewa dłoń dotknęła naprawionego epoletu, a potem policzka. Billy. powiedziała cicho, miękko.I wtedy rozległ się wystrzał z pistoletu. Kapitanie! Plażą biegł Smitty i wymachiwał bronią. Kapitanie! Wróciłpan Sullivan.Wrócił i mówi, że.O, kurka wodna.Przepraszam. Pani wybaczy, Manuelo. Ucałowałem obie jej dłonie i ruszyłem biegiem zaSmittym.Kwadrans pózniej zlany potem wpadłem przez bramę do fortu i ujrzałemdrugiego oficera, otoczonego kręgiem spragnionych wieści marynarzy.Zbiegowiskubrakowało jednak radosnej, pełnej żartów wrzawy, a ludzie wpatrywali się wSullivana z napięciem i niedowierzaniem.Tknięty złym przeczuciem, roztrąciłem tłum. Witam, panie Sullivan! huknąłem, starając się brzmieć radośnie. Zdajesię, że pobił pan nowy rekord trasy.Biorąc pod uwagę odległość stąd do Port Royal,zapewne większość drogi lecieliście w przestworzach.Nikt się jednak nie roześmiał. Port Royal zostało spalone martwo oznajmił Sullivan. 6 Oblężone miastoW tak zatłoczonym małym światku, jakim jest pokład okrętu wojennego,największym przywilejem jest samotność.Po trzech dniach od wyruszenia z Isla de laExilio nauczyłem się ów przywilej cenić ponad wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]