[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szkoda tylko, że potrzeba było złamanego serca, aby mogła to sobie uświadomić.Theo zszedł na śniadanie w kremowych bryczesach, skórzanych butach do ko-lan, nowiutkiej koszuli i ciemnobłękitnym surducie.- Chyba nie zamierzasz powozić w tym stroju? - zapytała Elinor, odstawiającdzbanek z kawą.Miała na sobie nową suknię podróżną z mięsistego jedwabiu i starannie ułożonewłosy, a z okazji pierwszej wizyty na dworze w Maubourgu założyła eleganckie rę-kawiczki.Słowa te wyrwały jej się, zanim uprzytomniła sobie, że może nie ma jużprawa czynić takich uwag.- Wynająłem stangreta.Lepiej, żebym nie przypominał woznicy dyliżansu Lon-dyn - Brighton.Jesteśmy wprawdzie spokrewnieni, ale wejdziemy paradnym wej-ściem.- Wziął podaną mu filiżankę kawy - mocnej, czarnej i z jedną kostką cukru, jaklubił, i dodał: - Wyglądasz wspaniale.- Dziękuję.- Elinor dokonała w myślach błyskawicznego przeglądu tematów dokonwersacji, i nagle uświadomiła sobie, że przez cały dzień będą zamknięci w powo-zie i oficjalna rozmowa nie wystarczy.- Nie przypuszczam, abyś miał podróżne sza-chy?- Rzeczywiście nie, ale mogę kupić karty tu, w zajezdzie.Grasz w wista? Nie?To cię nauczę, a po przyjezdzie do Maubourga Sebastian może cię wprowadzić w ar-kana szulerki.- Sebastian? To prawda, że grał w karty? Chciałabym, aby nam opowiedział oswoich przygodach z czasów, gdy był królewskim kurierem, ale on jest niewyobrażal-nie dyskretny.- Był kimś więcej niż tylko królewskim kurierem - zauważył Theo, krojąc szyn-kę na grube plastry.- Bywa nim nadal, ilekroć rząd go potrzebuje.Tylko nikomu anisłowa!- Czy Eva o tym wie?- Podobno mówi, że dopóki w grę nie wchodzą piękne młode kobiety, dopótySRSebastian może robić, co uzna za stosowne.- A co powiedziałaby o markizie?Elinor podkradła Theowi plaster szynki i poczuła, że humor jej się poprawia.- O Anie? Eva jest zbyt mądra, aby mieć pretensje do męża o jego przeszłość.Jejpierwszy mąż był notorycznym hulaką.Podejrzewam jednak, że gdyby teraz któraś zkobiet zagięła parol na Sebastiana, nie uszłoby to jej na sucho.Elinor pozazdrościła księżnej siły oraz pewności siebie.Gdyby sama mogła byćtaka, miałaby niezależność w zasięgu ręki.A potem przypomniała sobie wzrok, jakimEva patrzyła na Sebastiana, kiedy jej się wydawało, że nikt tego nie widzi, i przyszłojej na myśl, że Eva wcale nie jest tak niezależna.Może to sprawa hartu ducha?Tego wieczoru dotrą do Maubourga, będzie więc mogła porozmawiać z żonąkuzyna i poprosić ją o radę.Oczywiście nie w kwestii Thea, bo o tym, co między nimizaszło, nie będzie w stanie z nikim rozprawiać, ale o zerwaniu z przeszłością i potrze-bie niezależności.Kto jak kto, ale Eva na pewno ją zrozumie.SRRozdział dwudziestyMinęła siódma, kiedy turkot kół na bruku obudził Elinor.Od godziny drzemaławciśnięta w róg powozu, znużona całodzienną walką z regułami wista, a także z The-em, który żądał od niej wyimaginowanej fortuny.Jej przegrany majątek reprezento-wały podarte karteczki, zaśmiecające podłogę.- Obudz się! - Theo potrząsnął delikatnie Elinor.- Włóż kapelusz, jesteśmy pra-wie na miejscu.Proszę.- Pomógł jej włożyć pelisę.Palcami przelotnie musnął jejkark, po czym wycofał się do kąta i zapatrzył w okno, nieświadomy wrażenia, jakiewywołał swoim dotknięciem.Wysiedli z powozu na dziedzińcu i ruszyli w stronę szerokich schodów.Przed-stawiająca smoczą głowę kołatka znajdująca się pośrodku masywnych wrót szczerzyłado nich zęby.Elinor zadrżała, nagle pełna obaw.- Czy wypada zjawiać się w ten sposób? - zwróciła się szeptem do Thea, któryujął ją pod rękę.- Ależ oczywiście.Nie zapominaj, że jesteśmy u Evy i Sebastiana.- Nie znam zbyt dobrze Evy.U stóp schodów wartę pełniło dwóch rosłych strażników.Głowy zdobiły hełmyz pióropuszami, w rękach trzymali piki.Taka sama para stała na górze, przed głów-nym wejściem.Gdy Elinor i Theo podeszli bliżej, wartownicy skrzyżowali piki, cooznaczało, że mają się zatrzymać.- Pan i panna Ravenhurst do wielkiej księżnej i lorda Sebastiana Ravenhursta.-Theo zwrócił się po francusku do strażnika stojącego po prawej stronie.Jeden z pełniących wartę na szczycie schodów wyjął wielką metalową klamkę izałomotał do drzwi.Elinor przypomniała sobie sceny z powieści i stłumiła nerwowychichot.Jedno skrzydło wrót uchyliło się, strażnik zamienił kilka słów z kimś ze środ-ka, a potem oba skrzydła rozwarły się na oścież, strażnicy zasalutowali.Theo i Elinorzaczęli wchodzić po schodach, witani przez majordomusa oraz dwóch lokajów.- Co za uroczyste powitanie - szepnęła Elinor do Thea.SR- Witamy w Maubourgu, panie Ravenhurst.Jej Wysokość będzie zachwyconaniespodzianką.- Panie Heribaut, miło mi znów pana widzieć.To panna Ravenhurst, kuzynkalorda Sebastiana.Niestety, pewna niemiła przygoda po drodze zmusiła nas do sko-rzystania z gościnności księżnej bez uprzedzenia.Elinor, to pan Heribaut, szambelan.- Zechce pani wejść.Szambelan odwrócił się raptownie.Z głębi holu rozległ się dziecięcy głos:- Papo, pozwól mi go potrzymać! - Mały chłopiec szedł przez sień, mówiąc doidącego za nim mężczyzny.- Nie upuszczę go, daję słowo.Mama powiedziała.Elinor ze zdumieniem stwierdziła, że ten wysoki i postawny mężczyzna to jejkuzyn Sebastian.Zbliżał się, trzymając na rękach niemowlę, które poklepywał po ple-cach.Nigdy by się po nim czegoś takiego nie spodziewała.Chłopiec zatrzymał się izaczął podskakiwać.- Papo.- Jego lordowska mość! - Głos szambelana wzniósł się ponad szczebiot pokojó-wek, które zdążyły nadbiec.- Pan Ravenhurst i panna Ravenhurst.- Theo! Mój drogi kuzyn! I.Elinor?- Tak, to Elinor - potwierdził Theo, po czym wyciągnął ręce, aby wziąć maleń-stwo.- Uciekliśmy i potrzebujemy porządnego sejfu.To jest najmłodszy Ravenhurst?- Tak, to Charles James Oliver Ryder Ravenhurst - obwieścił chłopiec, wyłania-jąc się zza ojczyma.- Ma dwa tygodnie.Witamy w Maubourgu, panno Ravenhurst,panie Ravenhurst.- Wyciągnął rękę.- Witam.- Elinor ujęła jego rękę i dygnęła.- Freddie - powiedział z uśmiechem chłopiec.- Jesteśmy kuzynami, skoro nazy-wacie się Ravenhurst.- Theo i Elinor! - rozległ się melodyjny kobiecy głos.Na jego dzwięk Theo przestał przemawiać do niemowlęcia, a Sebastian i Elinortłumaczyć Freddiemu, w jaki sposób są spokrewnieni z jego ojczymem.Księżna szław ich stronę z otwartymi ramionami.SR- Moi kochani, co za cudowna niespodzianka! Czy uciekliście, aby się pobrać?- Absolutnie nie - zaprzeczyła stanowczo Elinor.- Dla bezpieczeństwa stwarzamy takie pozory - odezwał się Theo.- Evo, za każ-dym razem, kiedy cię widzę, jesteś jeszcze piękniejsza.A twój maleńki synek jest roz-koszny.- Rzeczywiście, jest uroczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Szkoda tylko, że potrzeba było złamanego serca, aby mogła to sobie uświadomić.Theo zszedł na śniadanie w kremowych bryczesach, skórzanych butach do ko-lan, nowiutkiej koszuli i ciemnobłękitnym surducie.- Chyba nie zamierzasz powozić w tym stroju? - zapytała Elinor, odstawiającdzbanek z kawą.Miała na sobie nową suknię podróżną z mięsistego jedwabiu i starannie ułożonewłosy, a z okazji pierwszej wizyty na dworze w Maubourgu założyła eleganckie rę-kawiczki.Słowa te wyrwały jej się, zanim uprzytomniła sobie, że może nie ma jużprawa czynić takich uwag.- Wynająłem stangreta.Lepiej, żebym nie przypominał woznicy dyliżansu Lon-dyn - Brighton.Jesteśmy wprawdzie spokrewnieni, ale wejdziemy paradnym wej-ściem.- Wziął podaną mu filiżankę kawy - mocnej, czarnej i z jedną kostką cukru, jaklubił, i dodał: - Wyglądasz wspaniale.- Dziękuję.- Elinor dokonała w myślach błyskawicznego przeglądu tematów dokonwersacji, i nagle uświadomiła sobie, że przez cały dzień będą zamknięci w powo-zie i oficjalna rozmowa nie wystarczy.- Nie przypuszczam, abyś miał podróżne sza-chy?- Rzeczywiście nie, ale mogę kupić karty tu, w zajezdzie.Grasz w wista? Nie?To cię nauczę, a po przyjezdzie do Maubourga Sebastian może cię wprowadzić w ar-kana szulerki.- Sebastian? To prawda, że grał w karty? Chciałabym, aby nam opowiedział oswoich przygodach z czasów, gdy był królewskim kurierem, ale on jest niewyobrażal-nie dyskretny.- Był kimś więcej niż tylko królewskim kurierem - zauważył Theo, krojąc szyn-kę na grube plastry.- Bywa nim nadal, ilekroć rząd go potrzebuje.Tylko nikomu anisłowa!- Czy Eva o tym wie?- Podobno mówi, że dopóki w grę nie wchodzą piękne młode kobiety, dopótySRSebastian może robić, co uzna za stosowne.- A co powiedziałaby o markizie?Elinor podkradła Theowi plaster szynki i poczuła, że humor jej się poprawia.- O Anie? Eva jest zbyt mądra, aby mieć pretensje do męża o jego przeszłość.Jejpierwszy mąż był notorycznym hulaką.Podejrzewam jednak, że gdyby teraz któraś zkobiet zagięła parol na Sebastiana, nie uszłoby to jej na sucho.Elinor pozazdrościła księżnej siły oraz pewności siebie.Gdyby sama mogła byćtaka, miałaby niezależność w zasięgu ręki.A potem przypomniała sobie wzrok, jakimEva patrzyła na Sebastiana, kiedy jej się wydawało, że nikt tego nie widzi, i przyszłojej na myśl, że Eva wcale nie jest tak niezależna.Może to sprawa hartu ducha?Tego wieczoru dotrą do Maubourga, będzie więc mogła porozmawiać z żonąkuzyna i poprosić ją o radę.Oczywiście nie w kwestii Thea, bo o tym, co między nimizaszło, nie będzie w stanie z nikim rozprawiać, ale o zerwaniu z przeszłością i potrze-bie niezależności.Kto jak kto, ale Eva na pewno ją zrozumie.SRRozdział dwudziestyMinęła siódma, kiedy turkot kół na bruku obudził Elinor.Od godziny drzemaławciśnięta w róg powozu, znużona całodzienną walką z regułami wista, a także z The-em, który żądał od niej wyimaginowanej fortuny.Jej przegrany majątek reprezento-wały podarte karteczki, zaśmiecające podłogę.- Obudz się! - Theo potrząsnął delikatnie Elinor.- Włóż kapelusz, jesteśmy pra-wie na miejscu.Proszę.- Pomógł jej włożyć pelisę.Palcami przelotnie musnął jejkark, po czym wycofał się do kąta i zapatrzył w okno, nieświadomy wrażenia, jakiewywołał swoim dotknięciem.Wysiedli z powozu na dziedzińcu i ruszyli w stronę szerokich schodów.Przed-stawiająca smoczą głowę kołatka znajdująca się pośrodku masywnych wrót szczerzyłado nich zęby.Elinor zadrżała, nagle pełna obaw.- Czy wypada zjawiać się w ten sposób? - zwróciła się szeptem do Thea, któryujął ją pod rękę.- Ależ oczywiście.Nie zapominaj, że jesteśmy u Evy i Sebastiana.- Nie znam zbyt dobrze Evy.U stóp schodów wartę pełniło dwóch rosłych strażników.Głowy zdobiły hełmyz pióropuszami, w rękach trzymali piki.Taka sama para stała na górze, przed głów-nym wejściem.Gdy Elinor i Theo podeszli bliżej, wartownicy skrzyżowali piki, cooznaczało, że mają się zatrzymać.- Pan i panna Ravenhurst do wielkiej księżnej i lorda Sebastiana Ravenhursta.-Theo zwrócił się po francusku do strażnika stojącego po prawej stronie.Jeden z pełniących wartę na szczycie schodów wyjął wielką metalową klamkę izałomotał do drzwi.Elinor przypomniała sobie sceny z powieści i stłumiła nerwowychichot.Jedno skrzydło wrót uchyliło się, strażnik zamienił kilka słów z kimś ze środ-ka, a potem oba skrzydła rozwarły się na oścież, strażnicy zasalutowali.Theo i Elinorzaczęli wchodzić po schodach, witani przez majordomusa oraz dwóch lokajów.- Co za uroczyste powitanie - szepnęła Elinor do Thea.SR- Witamy w Maubourgu, panie Ravenhurst.Jej Wysokość będzie zachwyconaniespodzianką.- Panie Heribaut, miło mi znów pana widzieć.To panna Ravenhurst, kuzynkalorda Sebastiana.Niestety, pewna niemiła przygoda po drodze zmusiła nas do sko-rzystania z gościnności księżnej bez uprzedzenia.Elinor, to pan Heribaut, szambelan.- Zechce pani wejść.Szambelan odwrócił się raptownie.Z głębi holu rozległ się dziecięcy głos:- Papo, pozwól mi go potrzymać! - Mały chłopiec szedł przez sień, mówiąc doidącego za nim mężczyzny.- Nie upuszczę go, daję słowo.Mama powiedziała.Elinor ze zdumieniem stwierdziła, że ten wysoki i postawny mężczyzna to jejkuzyn Sebastian.Zbliżał się, trzymając na rękach niemowlę, które poklepywał po ple-cach.Nigdy by się po nim czegoś takiego nie spodziewała.Chłopiec zatrzymał się izaczął podskakiwać.- Papo.- Jego lordowska mość! - Głos szambelana wzniósł się ponad szczebiot pokojó-wek, które zdążyły nadbiec.- Pan Ravenhurst i panna Ravenhurst.- Theo! Mój drogi kuzyn! I.Elinor?- Tak, to Elinor - potwierdził Theo, po czym wyciągnął ręce, aby wziąć maleń-stwo.- Uciekliśmy i potrzebujemy porządnego sejfu.To jest najmłodszy Ravenhurst?- Tak, to Charles James Oliver Ryder Ravenhurst - obwieścił chłopiec, wyłania-jąc się zza ojczyma.- Ma dwa tygodnie.Witamy w Maubourgu, panno Ravenhurst,panie Ravenhurst.- Wyciągnął rękę.- Witam.- Elinor ujęła jego rękę i dygnęła.- Freddie - powiedział z uśmiechem chłopiec.- Jesteśmy kuzynami, skoro nazy-wacie się Ravenhurst.- Theo i Elinor! - rozległ się melodyjny kobiecy głos.Na jego dzwięk Theo przestał przemawiać do niemowlęcia, a Sebastian i Elinortłumaczyć Freddiemu, w jaki sposób są spokrewnieni z jego ojczymem.Księżna szław ich stronę z otwartymi ramionami.SR- Moi kochani, co za cudowna niespodzianka! Czy uciekliście, aby się pobrać?- Absolutnie nie - zaprzeczyła stanowczo Elinor.- Dla bezpieczeństwa stwarzamy takie pozory - odezwał się Theo.- Evo, za każ-dym razem, kiedy cię widzę, jesteś jeszcze piękniejsza.A twój maleńki synek jest roz-koszny.- Rzeczywiście, jest uroczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]