[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lepsze rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy.-Podniósł wzrok znad talerza i z nagłą powagą popatrzył na niąz ukosa.- Gdybyś potrzebowała pomocy, dasz znać? Nie tylkoprzy noszeniu kartonów. - Tak.- Bardzo ją to ujęło.- A propos, jak u ciebie w tym temacie? - spytał jakgdyby nigdy nic.- Dzieci? Chłopak? Partner.czy jak to terazzwał w Londynie.- Nie - odpowiedziała.- %7ładnych dzieci.Oliver postawił sprawę jasno: w czasie jego kadencji"dzieci nie wchodziły w grę.Oświadczył, że wyszedł z pieluch,chociaż jego trzeci potomek - Jansen, co za głupie imię -pojawił się rok po tym, jak rzekomo przestał sypiać z Kath wjednym pokoju.Oczywiście awantura była nieziemska.Powinna wtedy odejść: miała trzydzieści cztery lata i mnóstwoczasu przed sobą.Na samo wspomnienie zastygła z kieliszkiem w dłoni, coodczytał jako zachętę i dolał jej wina.- Ani dzieci, ani psy, co?- O.Dziękuję.Nie, lubię dzieci, które można oddaćprawowitemu właścicielowi.- Sprawnie nawinęła spaghetti nawidelec.- Zawsze powtarzam, że mój zegar biologiczny musibyć cyfrowy, bo nigdy nie słyszałam tykania.Była to niezła odpowiedz; wymyśliła ją na użytek matki.Izgodna z prawdą, na tyle, na ile miała ochotę to analizować.Ośmielona tak osobistym pytaniem nie pozostała mu dłużna.- A ty?George potrząsnął głową.- Ponoć do tego człowiek najpierw musi mieć żonę?Pracuję osiemdziesiąt godzin tygodniowo; nie wypada miećpsa, a co dopiero rodzinę.Ale wiedziałem, w co się pakuję,idąc na studia weterynaryjne, więc jeśli nie poznam kogoś zbranży.- Wzruszył ramionami.- Chyba dlatego weterynarzemają gosposie.Odniosła wrażenie, że jego odpowiedz jest równiewyćwiczona jak jej własna, ale chyba mówił szczerze. - Prowadzę aspołeczny tryb życia - podjął.- To pewnietrochę samolubne, ale.- Tobie odpowiada.Wiem.- Doskonale wiedziała, o czymmowa.- Ludzie dają ci do zrozumienia, że powinieneś sięwstydzić swojej bezdzietnej, pracowitej egzystencji.Mam takcały czas.A gdy próbujesz wyjaśnić, że to bardzo miłeuczucie pozyskać ważnego klienta, jechać do Wenecji naspontaniczny weekend albo.- Szukała w myślachweterynaryjnego odpowiednika -.albo uratować choregozrebaka, słyszysz współczujące: No tak, to dlatego że niemasz dzieci, szukasz sobie jakiegoś zamiennika".- Wypiładuży łyk wina.- Chwila, wolnego.Przepraszam, ale to żadenzamiennik.%7łyję tak, bo tego chcę.- Uhm.- Twarz George'a zdradzała rozbawienie.- TęWenecję mogłaś sobie darować.Widziałaś kanał wLonghampton? Bardzo malowniczy.- Musisz mi pokazać.- Z przyjemnością.- Wzniósł kieliszek.- Gondolierów nieobiecuję, ale mogę ci kupić rożek.- Jesteśmy umówieni.- Uśmiechnęła się i musiałaodwrócić wzrok, gdy odpowiedział jej tym samym.Ten błyskw oku był nie do zniesienia.Zerknęła na niego, ogarniając spojrzeniem kpiącypółuśmieszek i ostentacyjnie niemodną koszulę w kratę.Zasprawą wina i swobodnej rozmowy czuła się rozluzniona, azarazem dziwnie skrępowana.George wskazał widelcem na talerz.- Smakuje ci? Minęło trochę czasu, odkąd ostatniogotowałem dla dwojga.Usta zapiekły ją pod jego spojrzeniem i nagle sięzawstydziła - swojej miny, ubrania, wyglądu.Dawno nie czułanic podobnego.George nie był przystojny, nie tak jak Oliver,ale miała przy nim poczucie, jakby znali się od lat. - Od kiedy gotujesz tylko dla siebie? - spytała odniechcenia.- Hm.- George udał, że się namyśla.- Od lat.- W życiu bym nie powiedziała.Palce lizać.- Bardzo mi miło.Rozumiem, że jesteś raczej z tych,które zabiera się do restauracji, niż dla których się gotuje, tak?- Mój były nie gotował - odpowiedziała.- I owszem, wolęjeść na mieście, co zapewne widać po moim talenciekucharskim.- Ten były to coś poważnego? - George mówił lekkimtonem, ale Rachel wiedziała, że oboje krążą wokół tematówbardzo dla obojga interesujących, chociaż żadne z nich się dotego nie przyzna.- Dosyć - odpowiedziała.- Kolega z pracy.Rozstaliśmysię parę tygodni temu.- Uhm.- Usiłował zrobić współczującą minę, ale jegotwarz wyrażała coś jeszcze.- Bardzo mi przykro.- Niepotrzebnie - ucięła.- To do niczego nie prowadziło.Powinnam była to zrobić dawno temu, ale.- Mężczyzni potrafią być do bani - skwitował George ipociągnął z kieliszka, zanim rozszyfrowała jego minę.Szukała w myślach jakiejś dowcipnej, a zarazemsugerującej flirt odpowiedzi, gdy naraz zadzwonił telefon.- Wybacz - powiedziała, odsuwając krzesło.- Muszęodebrać.Głos w słuchawce ginął na tle barowej wrzawy.- Cześć, Rachel, tu Megan.Co słychać?- Cześć, Megan.Wszystko w porządku.To znaczy,prawie.Chester miał niestrawność i napędził mi stracha, alechyba już po krzyku.George jest tutaj.- Serio? - Zdaniem Rachel Megan sprawiała wrażenienieco zbyt zaskoczonej.- To super! Słuchaj, nie dam radydzisiaj wrócić: Jules trochę przeholowała i obiecałam, że z niązostanę.Poradzisz sobie? Spróbuję wrócić z samego rana,więc nie musisz martwić się o.- Sugerujesz, że nie dam rady? - spytała Rachel.Georgewstał od stołu i pokazał na słuchawkę.- Mogę? Cześć, Megan.Słuchaj, ucieszysz się na wieść, że Rachel odpicowała psiarnięnie gorzej od ciebie.Tak, wszędzie.Na wysoki połysk.-Spojrzał na Rachel; kabel był krótki, toteż stali blisko siebie ipoczuła bijące od niego ciepło.Jak by to było podejść jeszcze bliżej, pomyślała zdreszczem.Ciekawe, jak jego ciało wygląda pod ubraniem.Napewno jest umięśnione, jest taki silny, ale czy owłosione?Gładkie? Złociste?Otrząsnęła się, a George rzucił jej zagadkowe spojrzenie.- Poradzi sobie.Jeszcze coś? Nie? Super.Dobranoc,Megan.- Odłożył słuchawkę, ale przez chwilę nie ruszał się zmiejsca.Rachel też stała jak wrośnięta w podłogę.- No i? - powiedział cicho i Rachel zamarła woczekiwaniu, co dalej.Oliver zasunąłby teraz jakimśuwodzicielskim tekstem.Albo bez pardonu rzucił się docałowania.Ale George powiedział tylko:- Rozumiem, że nici z deseru?Wymienili spojrzenia i wyraz jego oczu sprawił, że Rachelmimowolnie cofnęła się o krok, czując się jak spłoszonaosiemnastolatka.- Nici - odpowiedziała nieswoim głosem.- Aleznajdziemy pewnie jakąś whisky.George przechylił głowę na bok, jakby głęboko się nadczymś zastanawiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Lepsze rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy.-Podniósł wzrok znad talerza i z nagłą powagą popatrzył na niąz ukosa.- Gdybyś potrzebowała pomocy, dasz znać? Nie tylkoprzy noszeniu kartonów. - Tak.- Bardzo ją to ujęło.- A propos, jak u ciebie w tym temacie? - spytał jakgdyby nigdy nic.- Dzieci? Chłopak? Partner.czy jak to terazzwał w Londynie.- Nie - odpowiedziała.- %7ładnych dzieci.Oliver postawił sprawę jasno: w czasie jego kadencji"dzieci nie wchodziły w grę.Oświadczył, że wyszedł z pieluch,chociaż jego trzeci potomek - Jansen, co za głupie imię -pojawił się rok po tym, jak rzekomo przestał sypiać z Kath wjednym pokoju.Oczywiście awantura była nieziemska.Powinna wtedy odejść: miała trzydzieści cztery lata i mnóstwoczasu przed sobą.Na samo wspomnienie zastygła z kieliszkiem w dłoni, coodczytał jako zachętę i dolał jej wina.- Ani dzieci, ani psy, co?- O.Dziękuję.Nie, lubię dzieci, które można oddaćprawowitemu właścicielowi.- Sprawnie nawinęła spaghetti nawidelec.- Zawsze powtarzam, że mój zegar biologiczny musibyć cyfrowy, bo nigdy nie słyszałam tykania.Była to niezła odpowiedz; wymyśliła ją na użytek matki.Izgodna z prawdą, na tyle, na ile miała ochotę to analizować.Ośmielona tak osobistym pytaniem nie pozostała mu dłużna.- A ty?George potrząsnął głową.- Ponoć do tego człowiek najpierw musi mieć żonę?Pracuję osiemdziesiąt godzin tygodniowo; nie wypada miećpsa, a co dopiero rodzinę.Ale wiedziałem, w co się pakuję,idąc na studia weterynaryjne, więc jeśli nie poznam kogoś zbranży.- Wzruszył ramionami.- Chyba dlatego weterynarzemają gosposie.Odniosła wrażenie, że jego odpowiedz jest równiewyćwiczona jak jej własna, ale chyba mówił szczerze. - Prowadzę aspołeczny tryb życia - podjął.- To pewnietrochę samolubne, ale.- Tobie odpowiada.Wiem.- Doskonale wiedziała, o czymmowa.- Ludzie dają ci do zrozumienia, że powinieneś sięwstydzić swojej bezdzietnej, pracowitej egzystencji.Mam takcały czas.A gdy próbujesz wyjaśnić, że to bardzo miłeuczucie pozyskać ważnego klienta, jechać do Wenecji naspontaniczny weekend albo.- Szukała w myślachweterynaryjnego odpowiednika -.albo uratować choregozrebaka, słyszysz współczujące: No tak, to dlatego że niemasz dzieci, szukasz sobie jakiegoś zamiennika".- Wypiładuży łyk wina.- Chwila, wolnego.Przepraszam, ale to żadenzamiennik.%7łyję tak, bo tego chcę.- Uhm.- Twarz George'a zdradzała rozbawienie.- TęWenecję mogłaś sobie darować.Widziałaś kanał wLonghampton? Bardzo malowniczy.- Musisz mi pokazać.- Z przyjemnością.- Wzniósł kieliszek.- Gondolierów nieobiecuję, ale mogę ci kupić rożek.- Jesteśmy umówieni.- Uśmiechnęła się i musiałaodwrócić wzrok, gdy odpowiedział jej tym samym.Ten błyskw oku był nie do zniesienia.Zerknęła na niego, ogarniając spojrzeniem kpiącypółuśmieszek i ostentacyjnie niemodną koszulę w kratę.Zasprawą wina i swobodnej rozmowy czuła się rozluzniona, azarazem dziwnie skrępowana.George wskazał widelcem na talerz.- Smakuje ci? Minęło trochę czasu, odkąd ostatniogotowałem dla dwojga.Usta zapiekły ją pod jego spojrzeniem i nagle sięzawstydziła - swojej miny, ubrania, wyglądu.Dawno nie czułanic podobnego.George nie był przystojny, nie tak jak Oliver,ale miała przy nim poczucie, jakby znali się od lat. - Od kiedy gotujesz tylko dla siebie? - spytała odniechcenia.- Hm.- George udał, że się namyśla.- Od lat.- W życiu bym nie powiedziała.Palce lizać.- Bardzo mi miło.Rozumiem, że jesteś raczej z tych,które zabiera się do restauracji, niż dla których się gotuje, tak?- Mój były nie gotował - odpowiedziała.- I owszem, wolęjeść na mieście, co zapewne widać po moim talenciekucharskim.- Ten były to coś poważnego? - George mówił lekkimtonem, ale Rachel wiedziała, że oboje krążą wokół tematówbardzo dla obojga interesujących, chociaż żadne z nich się dotego nie przyzna.- Dosyć - odpowiedziała.- Kolega z pracy.Rozstaliśmysię parę tygodni temu.- Uhm.- Usiłował zrobić współczującą minę, ale jegotwarz wyrażała coś jeszcze.- Bardzo mi przykro.- Niepotrzebnie - ucięła.- To do niczego nie prowadziło.Powinnam była to zrobić dawno temu, ale.- Mężczyzni potrafią być do bani - skwitował George ipociągnął z kieliszka, zanim rozszyfrowała jego minę.Szukała w myślach jakiejś dowcipnej, a zarazemsugerującej flirt odpowiedzi, gdy naraz zadzwonił telefon.- Wybacz - powiedziała, odsuwając krzesło.- Muszęodebrać.Głos w słuchawce ginął na tle barowej wrzawy.- Cześć, Rachel, tu Megan.Co słychać?- Cześć, Megan.Wszystko w porządku.To znaczy,prawie.Chester miał niestrawność i napędził mi stracha, alechyba już po krzyku.George jest tutaj.- Serio? - Zdaniem Rachel Megan sprawiała wrażenienieco zbyt zaskoczonej.- To super! Słuchaj, nie dam radydzisiaj wrócić: Jules trochę przeholowała i obiecałam, że z niązostanę.Poradzisz sobie? Spróbuję wrócić z samego rana,więc nie musisz martwić się o.- Sugerujesz, że nie dam rady? - spytała Rachel.Georgewstał od stołu i pokazał na słuchawkę.- Mogę? Cześć, Megan.Słuchaj, ucieszysz się na wieść, że Rachel odpicowała psiarnięnie gorzej od ciebie.Tak, wszędzie.Na wysoki połysk.-Spojrzał na Rachel; kabel był krótki, toteż stali blisko siebie ipoczuła bijące od niego ciepło.Jak by to było podejść jeszcze bliżej, pomyślała zdreszczem.Ciekawe, jak jego ciało wygląda pod ubraniem.Napewno jest umięśnione, jest taki silny, ale czy owłosione?Gładkie? Złociste?Otrząsnęła się, a George rzucił jej zagadkowe spojrzenie.- Poradzi sobie.Jeszcze coś? Nie? Super.Dobranoc,Megan.- Odłożył słuchawkę, ale przez chwilę nie ruszał się zmiejsca.Rachel też stała jak wrośnięta w podłogę.- No i? - powiedział cicho i Rachel zamarła woczekiwaniu, co dalej.Oliver zasunąłby teraz jakimśuwodzicielskim tekstem.Albo bez pardonu rzucił się docałowania.Ale George powiedział tylko:- Rozumiem, że nici z deseru?Wymienili spojrzenia i wyraz jego oczu sprawił, że Rachelmimowolnie cofnęła się o krok, czując się jak spłoszonaosiemnastolatka.- Nici - odpowiedziała nieswoim głosem.- Aleznajdziemy pewnie jakąś whisky.George przechylił głowę na bok, jakby głęboko się nadczymś zastanawiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]