[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dajmy sięponieść.Zobaczymy, dokąd zaprowadzi nas droga.Witamy w Kitchener, niegdysiejszym Berlinie.Wszystkie miejscowości noszą nazwyprawdziwych miast istniejących gdzie indziej - dać im trochę czasu, a same staną sięrzeczywiste na swój sposób.Do Londynu lewym pasem.Stratford następny zjazd.Madeleinezjeżdża z autostrady.Witamy w Nowym Hamburgu, Dublinie, Paryżu.Za oknamisamochodu kukurydza pławi się w słońcu, lśnią ulistnione łodygi w niekończących sięzielonych rzędach.Wzdłuż krętej szosy ciągną się szpalerem dęby i wiązy.%7łyzne polawybrzuszają się, każą wierzyć w to, że ziemia naprawdę jest rodzaju żeńskiego, a jejulubionym pożywieniem jest kukurydza.Z czterech stron świata przez pola i obszary leśne przedzierają się stalowe szkielety,niczym żołnierze maszerujący w kolumnach, ciaśniejszych, im bliżej bazy, która mieści sięniedaleko stąd na południu.Napięte przewody rozwieszone między ich rozpostartymiramionami brzęczą w rytmie, który dyktuje im tempo marszu.Zmierzają do swej podziemnejtwierdzy przy wodospadzie Niagara, gdzie turbiny wielkości domu zasilają serce gospodarkidwóch najpotężniejszych demokracji świata, najbliższych krewnych, rozsyłając prąd napołudnie i na północ od najdłuższej niestrzeżonej granicy świata. Tych, których natura tak zesobą złączyła, niech nikt nie waży się rozdzielać".Witamy w Lucan.Próżno by szukać tam teraz słynnego grobowca - zniknął, niemaldoszczętnie ogołocony, kamień po kamieniu, przez turystów.Usiądzcie wygodnie ipodziwiajcie piękne widoki.Myślcie o przyjemnych rzeczach.Uwierz w Pana JezusaChrystusa, a będziesz zbawiony.Kodak.Ceną grzechu jest śmierć.Liściaste drzewa, rozłożyste, niczym okazałe rezydencje, malowane klony naznaczonez boku zieloną smugą mchu, długie, ponadkilometrowe podjazdy do farm, fantazyjnieobramowane okna w domach mieszkalnych.Swojski zapach krowich placków, drażniącyodór świń, ostra woń kur.Wyczuwa się zwierzęta, ale obecnie rzadko się je widzi lub słyszy.Czerwone obory, schludne, wyszorowane, okrążone przez tajemnicze podłużne niskie baraki.Tam zostały przeniesione zwierzęta, jedzą i wydalają w ciemnych, pozbawionych okienpomieszczeniach.Ale nie wszystkie.Gdzieniegdzie można dojrzeć blade świnie przykorytach, krowy na pastwiskach, które mrugają, bezskutecznie opędzają się od much i wiodąswój powolny żywot.McDonald s następne skrzyżowanie.Wyblakły różowy lodowy rożek pochyla się ku poboczu, łuszczy się farba nanieczynnej od dawna białej budce z ladą.Rożek wciąż przystrojony jest w spiczastączapeczkę, Zabawa już się skończyła?Dookoła popołudnie sięga zenitu.Sierpień to pora, w której objawia się prawdziwaświatłość lata.Texaco to pewność i zaufanie.Za oknem migają zakurzone dystrybutorypaliwa, na drzwiach błyska jaskrawy plakat z butelką 7UP, butelka zawisła w powietrzukusząco przechylona, perlą się na niej kropelki wilgoci.Madeleine jedzie dalej.Słońceustatkowało się po drugiej, popołudniowej stronie widnokręgu, łagodne i wielkoduszne, alejeszcze daleko do schyłku dnia.Zalety obu światów.Napawaj się słodkim zapachem trawy.Popatrz, jak siano na polach mieni się niemalpurpurowo; poczuj, jak ziemia w tych stronach faluje pod kołami samochodu, łagodnierozkołysana niczym morze w słoneczny dzień.Chmury wdzięcznie się przesuwają, piętrzą siędrzewa, od dawna wrosłe w tę ziemię; lasy wabią opowieścią; szemrzą niezliczone istnienia,które wiodły tu życie; ścieżki snują się niczym wątki, i sama droga, nieustannie ginąca z oczuza zakrętem, nęci niczym bajarz i zapewnia: Podążaj za mną, a ja zawiodę cię w głąbopowieści, wszystko jest tak, jak trzeba.Gdyby było inaczej, czyż byłabym tu, żebyopowiedzieć tę historię?".Jesteśmy niemal u kresu.Madeleine stoi w prażącym słońcu i rozgląda się.Betonowa nawierzchnia jest spękana.W szarej płaszczyznie, odkształconej od tak wielu zim, wyryte są krzywe linie niechlujnegozielonego porostu.Dokonuje się stopniowe zawłaszczanie płyty lotniska przezszachownicowy krajobraz, który zapewniał tyle miejsca do bezpiecznego lądowania w razieawarii.Przed Madeleine rozpościerają się trójkątne ramiona pasów startowych, rozedrgane odgorąca.Z tyłu majaczą ciche potężne hangary, nadal białe, ale zaniedbane, wznoszące sięwśród brudu i chwastów, które zadusiły żywopłoty.Ludzie nie mają pojęcia, co tutaj kiedyśsię mieściło, chyba że zadadzą sobie trud i sprawdzą.Duch z czasów drugiej wojnyświatowej.Przeżytek z okresu zimnej wojny.Nawet zdjęcia na filmie Kodaka w końcu blaknąi właśnie ten proces dotknął to miejsce.Madeleine przejechała powoli przez osiedle mieszkalne i bazę, zatrzymując się dopierona lądowisku.Basen, pusty.Kryte lodowisko, kino, baraki, biurowce - betonowe schodywypuszczają zielone pędy trawy, czarne metalowe barierki przechylają się, przeżarte rdzą,obluzowane niczym chwiejące się zęby.Obok zakurzonych zielonych drzwi wciąż wisi szyldmesy dla podoficerów, emblemat lotnictwa niemal zupełnie wypłowiał w słońcu - dlaczegonikt tego nie zdjął? Przecież nie ma już Królewskich Kanadyjskich Sił Powietrznych.I tak,jak połączono w jedno różne siły zbrojne, tak dwie republiki niemieckie staną się jednymiNiemcami, ten dzień jest już bliski.Przestanie istnieć państwo, w którym Madeleine przyszłana świat.Placówka RCAF Centralia to obecnie Park Przemysłowy Huron.Stanowi własnośćrządu, który gotów jest oddać go tanio w dzierżawę przedsiębiorstwom skłonnym przenieśćsię i stworzyć tutaj miejsca pracy.Podobno produkuje się tu okna, ale Madeleine nie widziałatu żywego ducha, nie słyszała żadnych odgłosów.Zniknęły kościoły.Rozjechane przez buldożery.Podobny los spotkał mesę oficerską.Na jej miejscu stoi rażąco nowy budynek z brązowej cegły, ze spadzistym dachem iprzydymionymi oknami, � la Darth Vader. Szkoła Międzynarodowa", głosi rządowatabliczka na jedynym zadbanym trawniku.Nie ma to nic wspólnego z wyrobem okien.Odpowiednio mgliście określone, odpowiednio oddalone od tych, którzy mogliby dociekać,co kryje się za przyciemnianymi szybami czy drętwą oficjalną etykietką.Ani śladu zaparkowanych samochodów.Kort tenisowy dzieli los płyty lotniska, jegometalowe ogrodzenie straszy poszarpane i pogięte.Nazwy ulic wciąż są te same: dziesięćprowincji Kanady, dwie kultury założycielskie i słynni ludzie, którzy bezgranicznie siępoświęcali w obronie naszej wolności.Zachowały się jeszcze znaki, pordzewiałe,wykrzywione, wymierzone w niebo, w ziemię.Canada Avenue.Alberta Street.Ontario,Saskatchewan, Qu�bec.Ale spitfire'a już nie ma.W byłych SKR-ach można spotkać, jak kiedyś, domy we wszystkich kolorach tęczy,ale widać, że od dawna nie były malowane.Ich mieszkańcy powyjeżdżali na urlopy, aniektóre może w ogóle nie są zasiedlone.Kilka osób przyglądało się Madeleine, kiedy wolnoprzejeżdżała, ale nikt jej nie pomachał.W parku nie ma już huśtawek ani bujawek, leczmiędzy domami nadal wiją się wąskie asfaltowe ścieżki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Dajmy sięponieść.Zobaczymy, dokąd zaprowadzi nas droga.Witamy w Kitchener, niegdysiejszym Berlinie.Wszystkie miejscowości noszą nazwyprawdziwych miast istniejących gdzie indziej - dać im trochę czasu, a same staną sięrzeczywiste na swój sposób.Do Londynu lewym pasem.Stratford następny zjazd.Madeleinezjeżdża z autostrady.Witamy w Nowym Hamburgu, Dublinie, Paryżu.Za oknamisamochodu kukurydza pławi się w słońcu, lśnią ulistnione łodygi w niekończących sięzielonych rzędach.Wzdłuż krętej szosy ciągną się szpalerem dęby i wiązy.%7łyzne polawybrzuszają się, każą wierzyć w to, że ziemia naprawdę jest rodzaju żeńskiego, a jejulubionym pożywieniem jest kukurydza.Z czterech stron świata przez pola i obszary leśne przedzierają się stalowe szkielety,niczym żołnierze maszerujący w kolumnach, ciaśniejszych, im bliżej bazy, która mieści sięniedaleko stąd na południu.Napięte przewody rozwieszone między ich rozpostartymiramionami brzęczą w rytmie, który dyktuje im tempo marszu.Zmierzają do swej podziemnejtwierdzy przy wodospadzie Niagara, gdzie turbiny wielkości domu zasilają serce gospodarkidwóch najpotężniejszych demokracji świata, najbliższych krewnych, rozsyłając prąd napołudnie i na północ od najdłuższej niestrzeżonej granicy świata. Tych, których natura tak zesobą złączyła, niech nikt nie waży się rozdzielać".Witamy w Lucan.Próżno by szukać tam teraz słynnego grobowca - zniknął, niemaldoszczętnie ogołocony, kamień po kamieniu, przez turystów.Usiądzcie wygodnie ipodziwiajcie piękne widoki.Myślcie o przyjemnych rzeczach.Uwierz w Pana JezusaChrystusa, a będziesz zbawiony.Kodak.Ceną grzechu jest śmierć.Liściaste drzewa, rozłożyste, niczym okazałe rezydencje, malowane klony naznaczonez boku zieloną smugą mchu, długie, ponadkilometrowe podjazdy do farm, fantazyjnieobramowane okna w domach mieszkalnych.Swojski zapach krowich placków, drażniącyodór świń, ostra woń kur.Wyczuwa się zwierzęta, ale obecnie rzadko się je widzi lub słyszy.Czerwone obory, schludne, wyszorowane, okrążone przez tajemnicze podłużne niskie baraki.Tam zostały przeniesione zwierzęta, jedzą i wydalają w ciemnych, pozbawionych okienpomieszczeniach.Ale nie wszystkie.Gdzieniegdzie można dojrzeć blade świnie przykorytach, krowy na pastwiskach, które mrugają, bezskutecznie opędzają się od much i wiodąswój powolny żywot.McDonald s następne skrzyżowanie.Wyblakły różowy lodowy rożek pochyla się ku poboczu, łuszczy się farba nanieczynnej od dawna białej budce z ladą.Rożek wciąż przystrojony jest w spiczastączapeczkę, Zabawa już się skończyła?Dookoła popołudnie sięga zenitu.Sierpień to pora, w której objawia się prawdziwaświatłość lata.Texaco to pewność i zaufanie.Za oknem migają zakurzone dystrybutorypaliwa, na drzwiach błyska jaskrawy plakat z butelką 7UP, butelka zawisła w powietrzukusząco przechylona, perlą się na niej kropelki wilgoci.Madeleine jedzie dalej.Słońceustatkowało się po drugiej, popołudniowej stronie widnokręgu, łagodne i wielkoduszne, alejeszcze daleko do schyłku dnia.Zalety obu światów.Napawaj się słodkim zapachem trawy.Popatrz, jak siano na polach mieni się niemalpurpurowo; poczuj, jak ziemia w tych stronach faluje pod kołami samochodu, łagodnierozkołysana niczym morze w słoneczny dzień.Chmury wdzięcznie się przesuwają, piętrzą siędrzewa, od dawna wrosłe w tę ziemię; lasy wabią opowieścią; szemrzą niezliczone istnienia,które wiodły tu życie; ścieżki snują się niczym wątki, i sama droga, nieustannie ginąca z oczuza zakrętem, nęci niczym bajarz i zapewnia: Podążaj za mną, a ja zawiodę cię w głąbopowieści, wszystko jest tak, jak trzeba.Gdyby było inaczej, czyż byłabym tu, żebyopowiedzieć tę historię?".Jesteśmy niemal u kresu.Madeleine stoi w prażącym słońcu i rozgląda się.Betonowa nawierzchnia jest spękana.W szarej płaszczyznie, odkształconej od tak wielu zim, wyryte są krzywe linie niechlujnegozielonego porostu.Dokonuje się stopniowe zawłaszczanie płyty lotniska przezszachownicowy krajobraz, który zapewniał tyle miejsca do bezpiecznego lądowania w razieawarii.Przed Madeleine rozpościerają się trójkątne ramiona pasów startowych, rozedrgane odgorąca.Z tyłu majaczą ciche potężne hangary, nadal białe, ale zaniedbane, wznoszące sięwśród brudu i chwastów, które zadusiły żywopłoty.Ludzie nie mają pojęcia, co tutaj kiedyśsię mieściło, chyba że zadadzą sobie trud i sprawdzą.Duch z czasów drugiej wojnyświatowej.Przeżytek z okresu zimnej wojny.Nawet zdjęcia na filmie Kodaka w końcu blaknąi właśnie ten proces dotknął to miejsce.Madeleine przejechała powoli przez osiedle mieszkalne i bazę, zatrzymując się dopierona lądowisku.Basen, pusty.Kryte lodowisko, kino, baraki, biurowce - betonowe schodywypuszczają zielone pędy trawy, czarne metalowe barierki przechylają się, przeżarte rdzą,obluzowane niczym chwiejące się zęby.Obok zakurzonych zielonych drzwi wciąż wisi szyldmesy dla podoficerów, emblemat lotnictwa niemal zupełnie wypłowiał w słońcu - dlaczegonikt tego nie zdjął? Przecież nie ma już Królewskich Kanadyjskich Sił Powietrznych.I tak,jak połączono w jedno różne siły zbrojne, tak dwie republiki niemieckie staną się jednymiNiemcami, ten dzień jest już bliski.Przestanie istnieć państwo, w którym Madeleine przyszłana świat.Placówka RCAF Centralia to obecnie Park Przemysłowy Huron.Stanowi własnośćrządu, który gotów jest oddać go tanio w dzierżawę przedsiębiorstwom skłonnym przenieśćsię i stworzyć tutaj miejsca pracy.Podobno produkuje się tu okna, ale Madeleine nie widziałatu żywego ducha, nie słyszała żadnych odgłosów.Zniknęły kościoły.Rozjechane przez buldożery.Podobny los spotkał mesę oficerską.Na jej miejscu stoi rażąco nowy budynek z brązowej cegły, ze spadzistym dachem iprzydymionymi oknami, � la Darth Vader. Szkoła Międzynarodowa", głosi rządowatabliczka na jedynym zadbanym trawniku.Nie ma to nic wspólnego z wyrobem okien.Odpowiednio mgliście określone, odpowiednio oddalone od tych, którzy mogliby dociekać,co kryje się za przyciemnianymi szybami czy drętwą oficjalną etykietką.Ani śladu zaparkowanych samochodów.Kort tenisowy dzieli los płyty lotniska, jegometalowe ogrodzenie straszy poszarpane i pogięte.Nazwy ulic wciąż są te same: dziesięćprowincji Kanady, dwie kultury założycielskie i słynni ludzie, którzy bezgranicznie siępoświęcali w obronie naszej wolności.Zachowały się jeszcze znaki, pordzewiałe,wykrzywione, wymierzone w niebo, w ziemię.Canada Avenue.Alberta Street.Ontario,Saskatchewan, Qu�bec.Ale spitfire'a już nie ma.W byłych SKR-ach można spotkać, jak kiedyś, domy we wszystkich kolorach tęczy,ale widać, że od dawna nie były malowane.Ich mieszkańcy powyjeżdżali na urlopy, aniektóre może w ogóle nie są zasiedlone.Kilka osób przyglądało się Madeleine, kiedy wolnoprzejeżdżała, ale nikt jej nie pomachał.W parku nie ma już huśtawek ani bujawek, leczmiędzy domami nadal wiją się wąskie asfaltowe ścieżki [ Pobierz całość w formacie PDF ]