[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta podaje nam urządzenie do pobierania tkanek.W geście dobrej woli wobecstarszych obywateli Społeczeństwo pozwala, by zabieg ten odbywał się w kameralnymrodzinnym gronie.- Mam też przyjemność poinformować pana, że zakwalifikował się pan dokonserwacji.Jak pan wie, nie każdy może skorzystać z tego przywileju.To kolejny zaszczyt,który może pan dodać do długiej listy swoich osiągnięć.Dziadek odbiera urządzenie i dziękuje jej ponownie.Kobieta chce zapytać, ktodostarczy jego próbkę, ale dziadek ją uprzedza.- Tym również zajmie się mój syn, Abran - mówi.Kobieta kiwa głową.- Wystarczy potrzeć tym policzek i włożyć próbkę tutaj - demonstruje.- A potemszczelnie zamknąć.Próbkę należy dostarczyć do Departamentu Konserwacji Biologicznej wciągu dwudziestu czterech godzin od pobrania.Inaczej nie możemy zagwarantować, żekonserwacja będzie skuteczna.Cieszę się, że dziadek został zakwalifikowany do procesu zamrożenia tkanki.Dziękitemu śmierć nie musi oznaczać dla niego końca.Być może kiedyś Społeczeństwo wymyślijakiś sposób, by przywrócić nas do życia.Nie obiecuje tego, ale chyba wszyscy wierzymy, żew końcu do tego dojdzie.Czy kiedykolwiek zdarzyło się, by Społeczeństwo nie osiągnęłozamierzonego celu?- Jedzenie dla pana gości i pański ostatni posiłek powinny zostać podane w ciągugodziny - informuje mężczyzna stojący obok drobnej kobiety.Pochyla się i wręcza dziadkowi menu.- Czy chciałby pan dokonać jeszcze jakichś zmian?Dziadek przegląda kartę i kręci głową.- Nie.Wszystko jest w porządku.- W takim razie życzę udanego Bankietu - mówi mężczyzna, chowając kartę.- Dziękuję.- Wypowiadając to słowo, dziadek wykrzywia lekko usta w cierpkimgrymasie, jakby wiedział coś, czego nie wiedzą Funkcjonariusze.Przed wyjściem każdy z członków Komisji ściska dłoń dziadka i mówi  Gratuluję.Wydaje mi się, że doskonale wiem, co myśli dziadek, kiedy spogląda im prosto w oczy: Gratulujecie mi życia czy śmierci?.- Miejmy to za sobą - mówi dziadek z błyskiem w oku, spoglądając na urządzenie dopobierania próbek.Wszyscy uśmiechamy się mimowolnie.Dziadek pociera policzek, wkładapróbkę do szklanego pojemnika i szczelnie go zamyka.Po wyjściu Komisji atmosfera wpokoju nieco się rozluznia.- Wszystko idzie zgodnie z planem - mówi dziadek, podając pojemnik tacie.- Jak narazie dzień mojej śmierci układa się idealnie.Tata wykrzywia twarz w grymasie bólu.Wiem, że podobnie jak ja woli, by dziadeknie używał tego słowa, ale żadne z nas nie śmiałoby go dzisiaj upominać.Ten bolesny grymassprawia, że tata wygląda młodziej niż zwykle, niemal jak dziecko.Być może przypominasobie śmierć swojej matki - tak niezwykłą, tak trudną w porównaniu z tym OstatnimBankietem.Jutro nie będzie już niczym dzieckiem.Choć tego nie chcę, myślę o zamordowanym synu Markhamów.%7ładnej uroczystości.%7ładnego pobierania tkanki, żadnych pożegnań. To się zdarza bardzo rzadko - przypominamsobie w myślach. Prawdopodobieństwo takiego wypadku wynosi milion do jednego.- Mamy dla ciebie prezenty - mówi Bram do dziadka.- Możemy dać ci je teraz?- Bram - upomina go tata.- Może dziadek chce przejrzeć swoją mikrokartę.Wkrótcebędzie miał Kolejnych gości.- Rzeczywiście, chcę to zrobić - przyznaje dziadek.- Chętnie jeszcze raz obejrzę swoje życie.I nie mogę się już doczekać jedzenia.- Co wybrałeś? - pyta zaciekawiony Bram.Zarówno dziadek, jak i jego goście jedzą tosamo, ale zgodnie z prawem każdy może jeść tylko i wyłącznie ze swojego talerza.Nie wolnonam się dzielić z innymi.- Same desery - odpowiada dziadek, uśmiechając się szeroko.- Placek.Budyń. Ciasteczka.I coś jeszcze.Ale nim się tym zajmiemy, pokaż mi swój prezent, Bram.Bram natychmiast się rozpromienia.- Zamknij oczy.Dziadek posłusznie opuszcza powieki i wyciąga rękę.Bram kładzie kamień na jegodłoni.Kilka grudek ziemi opada na kołdrę okrywającą dziadka.Mama wyciąga rękę, by jestrzepać.Cofa ją jednak w ostatniej chwili i się uśmiecha.Dziadek nie miałby nic przeciwkotym drobinom.- Kamień - mówi dziadek, otwierając oczy i spoglądając w dół.Uśmiecha się doBrama.- Chyba wiem, gdzie to znalazłeś.Bram również się uśmiecha i pochyla głowę.Dziadek zaciska mocno dłoń nakamieniu.- Kto następny? - pyta niemal radośnie.- Ja chciałbym ci dać swój prezent pózniej, podczas pożegnania - mówi cicho tata.- Wtedy będę miał mało czasu, żeby się nim nacieszyć droczy się z nim dziadek.Nagle przypominam sobie o moim liście - nie chcę, by czytał go przy wszystkich - iwtrącam:- Ja też.Ktoś puka do drzwi - przyszli przyjaciele dziadka.Wpuszczamy ich do środka, chwilępózniej przychodzą następni.I kolejni.Potem zjawia się obsługa żywieniowa, która przynosiwszystkie desery dziadka - jego ostatni posiłek - i oddzielne tace dla gości.Dziadek odkrywa swoją tacę, a pokój wypełnia się aromatycznym owocowymzapachem.- Pomyślałem, że chętnie zjesz kruche ciasto z owocami - mówi dziadek, spoglądającna mnie.Zatem widział wczoraj, jak patrzyłam na jego talerz.Uśmiecham się do niego, apotem odkrywam tace pozostałych gości.Wszyscy zbieramy się wokół nich.Najpierw podajęjedzenie wszystkim pozostałym, a potem nakładam swój kawałek ciasta, powleczony cukrem,ciepły i owocowy.Podnoszę do ust widelec z pierwszą porcją.Zastanawiam się, czy śmierć zawsze tak dobrze smakuje.W końcu wszyscy goście odkładają widelce i wzdychają z ukontentowaniem, po czymrozmawiają z dziadkiem, który opiera się o stertę białych poduszek.Bram je dalej, opycha siękawałkami wszystkich deserów.Dziadek uśmiecha się do niego rozbawiony.- To jest takie dobre - bełkoce Bram z pełnymi ustami, a dziadek parska głośnymśmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl