[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przestań się obawiać, że coś mi zrobisz.Nie jestem zeszkła.Nic mi nie jest. Całuję go czule, gryzę lekko w dolnąwargę i zaraz muskam ją językiem. Chyba mi się spodobało towiązanie wyznaję nieśmiało.Zmieje się. Mnie też odpowiada. Co robimy w weekend? pytam, ziewając. To niespodzianka. Jakaś wskazówka? Jezu, ale mnie wykończył.Oczy samemi się zamykają. Nie zostaniemy w mieście odpowiada i przyciąga mniedo siebie. A dokąd jedziemy? Jutro się dowiesz.Zpij już, skarbie. Całuje mnie w czoło izapadam w głęboki sen. Nie musisz zabierać aż tylu rzeczy. Stoimy w jegosypialni.Na łóżku leży moja walizka. Powiesz mi w końcu, dokąd jedziemy? Biorę się podboki. Nie. W takim razie owszem, muszę zabrać tyle rzeczy. Aypięna niego groznie, w duszy rozbawiona, rozkoszuję się widokiem.Zebrał włosy w kucyk, ma na sobie białą koszulkę, czarny sweter igranatowe dżinsy.Skrzyżował ręce na piersi.Wpatruję się w gręmuskułów w jego ramionach. Julianne, chciałem pojechać motorem. Dobra, powiedz, dokąd jedziemy, to się przepakuję. Nie powiem. W takim razie, skąd mam wiedzieć, co mi będziepotrzebne? Pojedzmy samochodem.To się nazywa kompromis,przyjacielu.Wzdycha, zdenerwowany ociera twarz dłonią, łypie na mnie iwidzi mój uśmiech. Co cię tak bawi? To, że nawet wkurzony jesteś tak cholernie seksowny.Uśmiecha się i kręci głową. Poddaję się, bierz cały ten kram.Pojedziemy mercedesem. Widzisz? To wcale nie takie trudne. %7łartobliwie klepię gopo policzku i idę do łazienki po kosmetyki. Zaraz, zaraz, to jeszcze nie wszystko? Nie rzucam przez ramię. Jezu mruczy pod nosem, a ja się śmieję. Dobra. Wrzucam przybory toaletowe do walizki,zamykam ją. Jestem gotowa.Nate bierze swoją torbę podróżną, o wiele mniejszą od mojej,chwyta rączkę mojej walizki i przepuszcza mnie przodem. Chodzmy. Rozdział 21Nate parkuje czarnego terenowego mercedesa przed siłowniąojca. Co tu robimy? dziwię się. Muszę zamienić z nim parę słow.Poczekasz? Jasne.Pochyla się, całuje mnie szybko, wysiada, nie gasząc silnika.Obserwuję go, gdy energicznym krokiem idzie w stronę tylnegowejścia.Dokąd mnie zabiera?Zapewne niezbyt daleko, bo jedziemy samochodem, a wponiedziałek oboje musimy być w pracy.Może do Portland naweekend? To tylko trzy godziny samochodem.Albo doletniskowego miasteczka Leavenworth? Na wyspy San Juan?W tej okolicy jest tyle ciekawych miejsc, że mogłabym takjeszcze długo wyliczać.Sięgam po telefon i wysyłam SMS-a do Natalie, informuję,że wyjeżdżamy, na wypadek gdyby chciała się ze mnąskontaktować, a nie miałabym zasięgu.Ledwie skończyłam, a Nate ponownie siada za kierownicą. Gotowa? pyta. Jasne.Wszystko w porządku? Tak, musiałem go tylko o coś zapytać. Zerka na mnie zuśmiechem i wyjeżdżamy z parkingu. No dobra, to teraz powiedz wreszcie, dokąd jedziemy.Biorę go za rękę.Nasze palce się splatają. Na plażę. Naprawdę? Czuję, że uśmiecham się od ucha do ucha.Uwielbiam morze! To dobrze. Całuje moją dłoń i kładzie mi na kolanie.Mam domek na plaży, w małym miasteczku, Seabrook.Mniejwięcej pół godziny od Ocean Shores. Masz domek? upewniam się. Tak.Do spółki z ojcem.On też z niego korzysta. Lubię twojego ojca. Mówię prawdę.Od naszegopierwszego spotkania na siłowni Rich był dla mnie bardzo miły. On ciebie też. Mogę o coś zapytać? Zagryzam dolną wargę, niepewna,czy powinnam.Nate zerka na mnie i zwraca oczy na drogę.Tegoranka ruch na autostradzie międzystanowej nie jest zbyt duży. Oczywiście.O co tylko chcesz. Co się stało z twoją mamą?Nate włącza kierunkowskaz i zmienia pas. Zmarła, gdy miałem siedem lat. Przykro mi szepczę. Niepotrzebnie. Z otuchą ściska moją dłoń i uśmiecha sięciepło. To było dawno temu.Miała raka piersi.Od tego czasubyliśmy z ojcem tylko we dwóch. Nigdy się nie ożenił ponownie? Nie. Nate przecząco kręci głową i ściąga brwi. Wiem,że miewał inne kobiety, ale nigdy nie przyprowadzał ich do domu.Myślałem, że może zwiąże się z którąś na dłużej, gdy dorosnę iwyprowadzę się z domu, ale najwyrazniej wystarczą mu siłownia iprzelotne romanse. Jak miała na imię? pytam cicho. Julianne odpowiada.Wstrzymuję oddech. Ojciec mówiłdo niej: Julie. Patrzy mi prosto w oczy. I dlatego nie chcesz tak do mnie mówić? Częściowo. Wzrusza ramionami i kolejny raz zmieniapas. Nie obawiaj się, nie mam obsesji na punkcie twojegoimienia ani nic takiego.Zresztą kilka razy zdarzyło się, żenazwałem cię Julie. Wiem i bawi mnie to, ale lubię, kiedy zwracasz się domnie: Julianne. Naprawdę? Wydawało mi się, że tego nie znosisz. Nie znoszę, gdy mówią tak do mnie inni ludzie, ale z tobąjest inaczej. Skarbie, masz piękne imię i bardzo do ciebie pasuje.Znowu całuje moją doń, a ja się rozpływam.Czasami mówi takie słodkie rzeczy. Ejże, kolego, czy ty mi się czasem nie roztkliwiasz? Rzucam, żeby rozluznić atmosferę. Nigdy w życiu.Jestem facetem.Zmieję się głośno i ściskam jego dłoń. Moim facetem. I tylko twoim, skarbie. O rany! Wysiadam z samochodu i staję naprzeciwkopięknego pastelowoniebieskiego piętrowego domu z mnóstwemokien i wielką werandą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Przestań się obawiać, że coś mi zrobisz.Nie jestem zeszkła.Nic mi nie jest. Całuję go czule, gryzę lekko w dolnąwargę i zaraz muskam ją językiem. Chyba mi się spodobało towiązanie wyznaję nieśmiało.Zmieje się. Mnie też odpowiada. Co robimy w weekend? pytam, ziewając. To niespodzianka. Jakaś wskazówka? Jezu, ale mnie wykończył.Oczy samemi się zamykają. Nie zostaniemy w mieście odpowiada i przyciąga mniedo siebie. A dokąd jedziemy? Jutro się dowiesz.Zpij już, skarbie. Całuje mnie w czoło izapadam w głęboki sen. Nie musisz zabierać aż tylu rzeczy. Stoimy w jegosypialni.Na łóżku leży moja walizka. Powiesz mi w końcu, dokąd jedziemy? Biorę się podboki. Nie. W takim razie owszem, muszę zabrać tyle rzeczy. Aypięna niego groznie, w duszy rozbawiona, rozkoszuję się widokiem.Zebrał włosy w kucyk, ma na sobie białą koszulkę, czarny sweter igranatowe dżinsy.Skrzyżował ręce na piersi.Wpatruję się w gręmuskułów w jego ramionach. Julianne, chciałem pojechać motorem. Dobra, powiedz, dokąd jedziemy, to się przepakuję. Nie powiem. W takim razie, skąd mam wiedzieć, co mi będziepotrzebne? Pojedzmy samochodem.To się nazywa kompromis,przyjacielu.Wzdycha, zdenerwowany ociera twarz dłonią, łypie na mnie iwidzi mój uśmiech. Co cię tak bawi? To, że nawet wkurzony jesteś tak cholernie seksowny.Uśmiecha się i kręci głową. Poddaję się, bierz cały ten kram.Pojedziemy mercedesem. Widzisz? To wcale nie takie trudne. %7łartobliwie klepię gopo policzku i idę do łazienki po kosmetyki. Zaraz, zaraz, to jeszcze nie wszystko? Nie rzucam przez ramię. Jezu mruczy pod nosem, a ja się śmieję. Dobra. Wrzucam przybory toaletowe do walizki,zamykam ją. Jestem gotowa.Nate bierze swoją torbę podróżną, o wiele mniejszą od mojej,chwyta rączkę mojej walizki i przepuszcza mnie przodem. Chodzmy. Rozdział 21Nate parkuje czarnego terenowego mercedesa przed siłowniąojca. Co tu robimy? dziwię się. Muszę zamienić z nim parę słow.Poczekasz? Jasne.Pochyla się, całuje mnie szybko, wysiada, nie gasząc silnika.Obserwuję go, gdy energicznym krokiem idzie w stronę tylnegowejścia.Dokąd mnie zabiera?Zapewne niezbyt daleko, bo jedziemy samochodem, a wponiedziałek oboje musimy być w pracy.Może do Portland naweekend? To tylko trzy godziny samochodem.Albo doletniskowego miasteczka Leavenworth? Na wyspy San Juan?W tej okolicy jest tyle ciekawych miejsc, że mogłabym takjeszcze długo wyliczać.Sięgam po telefon i wysyłam SMS-a do Natalie, informuję,że wyjeżdżamy, na wypadek gdyby chciała się ze mnąskontaktować, a nie miałabym zasięgu.Ledwie skończyłam, a Nate ponownie siada za kierownicą. Gotowa? pyta. Jasne.Wszystko w porządku? Tak, musiałem go tylko o coś zapytać. Zerka na mnie zuśmiechem i wyjeżdżamy z parkingu. No dobra, to teraz powiedz wreszcie, dokąd jedziemy.Biorę go za rękę.Nasze palce się splatają. Na plażę. Naprawdę? Czuję, że uśmiecham się od ucha do ucha.Uwielbiam morze! To dobrze. Całuje moją dłoń i kładzie mi na kolanie.Mam domek na plaży, w małym miasteczku, Seabrook.Mniejwięcej pół godziny od Ocean Shores. Masz domek? upewniam się. Tak.Do spółki z ojcem.On też z niego korzysta. Lubię twojego ojca. Mówię prawdę.Od naszegopierwszego spotkania na siłowni Rich był dla mnie bardzo miły. On ciebie też. Mogę o coś zapytać? Zagryzam dolną wargę, niepewna,czy powinnam.Nate zerka na mnie i zwraca oczy na drogę.Tegoranka ruch na autostradzie międzystanowej nie jest zbyt duży. Oczywiście.O co tylko chcesz. Co się stało z twoją mamą?Nate włącza kierunkowskaz i zmienia pas. Zmarła, gdy miałem siedem lat. Przykro mi szepczę. Niepotrzebnie. Z otuchą ściska moją dłoń i uśmiecha sięciepło. To było dawno temu.Miała raka piersi.Od tego czasubyliśmy z ojcem tylko we dwóch. Nigdy się nie ożenił ponownie? Nie. Nate przecząco kręci głową i ściąga brwi. Wiem,że miewał inne kobiety, ale nigdy nie przyprowadzał ich do domu.Myślałem, że może zwiąże się z którąś na dłużej, gdy dorosnę iwyprowadzę się z domu, ale najwyrazniej wystarczą mu siłownia iprzelotne romanse. Jak miała na imię? pytam cicho. Julianne odpowiada.Wstrzymuję oddech. Ojciec mówiłdo niej: Julie. Patrzy mi prosto w oczy. I dlatego nie chcesz tak do mnie mówić? Częściowo. Wzrusza ramionami i kolejny raz zmieniapas. Nie obawiaj się, nie mam obsesji na punkcie twojegoimienia ani nic takiego.Zresztą kilka razy zdarzyło się, żenazwałem cię Julie. Wiem i bawi mnie to, ale lubię, kiedy zwracasz się domnie: Julianne. Naprawdę? Wydawało mi się, że tego nie znosisz. Nie znoszę, gdy mówią tak do mnie inni ludzie, ale z tobąjest inaczej. Skarbie, masz piękne imię i bardzo do ciebie pasuje.Znowu całuje moją doń, a ja się rozpływam.Czasami mówi takie słodkie rzeczy. Ejże, kolego, czy ty mi się czasem nie roztkliwiasz? Rzucam, żeby rozluznić atmosferę. Nigdy w życiu.Jestem facetem.Zmieję się głośno i ściskam jego dłoń. Moim facetem. I tylko twoim, skarbie. O rany! Wysiadam z samochodu i staję naprzeciwkopięknego pastelowoniebieskiego piętrowego domu z mnóstwemokien i wielką werandą [ Pobierz całość w formacie PDF ]