[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprzedniej nocy znalezli ustronną polankę i rozbili coś, co raczej niezasługiwało na miano obozu.Virven po prostu rzucił na murawę koc, a królewna poszła spać,wcześniej nakazując demonowi mieć oczy i uszy szeroko otwarte, a ewentualnych morderstwdokonywać w ciszy i oddaleniu żeby nie zakłócać snu, ale i nie pozostawiać jej na pastwę leśnych stworów.Teraz miała wrażenie, że te życzenia nie zostały uwzględnione. Virven?  zapytała sennie i odrobinę podejrzliwie. Tutaj. Demon wspiął się prawie na czubek drzewa i obserwował okolicę. To nie ty?  upewniła się Salianka. To kto tak wrzeszczy? Myślałam, że robisz komuśkrzywdę. Jakiś stwór goni żabę  wyjaśnił Virven, wyciągając szyję, żeby lepiej widzieć.Obserwowanie, jak ktoś kogoś morduje, było prawie tak zabawne jak mordowanie kogośosobiście. Ale kto tak wrzeszczy?  chciała wiedzieć królewna.Ani żaby, ani potwory nie zwykłykrzyczeć.Już prędzej ryczeć albo kumkać. %7łaba  odparł krótko. Nie rób sobie ze mnie głupich żartów o tak upiornie wczesnej porze. Salianka właśniespojrzała przytomniej na świat i stwierdziła, że dopiero zacznie świtać. %7łaby nie wrzeszczą. Ta wrzeszczy  powiedział spokojnie demon. I jeszcze ma koronę. Koronę?  zmarszczyła brwi królewna.Coś jej to przypominało, ale skandaliczniewczesna pora nie sprzyjała myśleniu.Koronę!  skojarzyły sobie Wrota i przepchnęły się na przód umysłu Salianki. To Jontek! Ratuj go, natychmiast!  rozkazały.Virven jednym skokiem znalazł się na ziemi i wbiegł między drzewa. I wracaj prędko  zawołała za nim królewna, kiedy odzyskała kontrolę nad własnymiustami.Wraz z odejściem demona las gwałtownie przestał jej się podobać.Drzewa szumiałybardziej złowrogo, gałęzie przybierały podejrzane kształty, a szary przedświt zamiastobietnicy jasnego dnia niósł ze sobą zamgloną grozbę.Wszystko zdawało się być o wielewiększe, drapieżniejsze i bardziej chętne do spożycia samotnej dziewczyny. Zwietna robota  jęknęła zgryzliwie Salianka, wygrzebując się ze swojego posłania.Wstała i przytuliła się do szyi Wiatrobiegłego, który był dzielnym książęcym rumakiem i niezwracał uwagi na takie drobiazgi jak ponura atmosfera. Virven uratuje Jontka, a kto uratuje nas?E tam, parę kreatur w lesie, nie ma się czego bać, zlekceważyły jej obawy Wrota.Daszsobie z nimi radę sama, a ostatecznie możemy się na chwilę otworzyć. Ale jesteście łaskawe  odburknęła królewna, ale Wrota jej nie słuchały.Ciiiii!!  uciszyły ją gwałtownie.Słyszysz? Co?  Zdezorientowana Salianka rozejrzała się wokoło, na wypadek gdyby z krzakówwybiegł jakiś głodny stwór.Zdążyła się nawet zastanowić, czy w takim wypadku dałaby radęwskoczyć na grzbiet konia i uciec.Trzezwo musiała przyznać, że nie i pewnie skończyłabyjako czyjś posiłek, zakładając oczywiście, że Virven nie wróciłby akurat w porę, żeby temuczemuś rozszarpać gardło. Nic nie zobaczyła, ale posłusznie zaczęła nasłuchiwać.Gdzieś w górze rozlegał się wizg,albo może świst, coraz głośniejszy i przybliżający się gwałtownie.Królewna zadarła głowę. Co. Wrota nie dały jej dokończyć.Wepchnęły się na przód jej umysłu. Demon leci!  krzyknęły, dając nura w najbliższe zarośla.Nad polaną przeleciało coś z dużą prędkością, zmierzając do Twierdzy.Poruszało się takprędko, że nie można było stwierdzić, co to jest.Kiedy świst wreszcie ucichł, Salianka wyrzuciła Wrota na tył umysłu i odzyskała kontrolęnad swoim ciałem.W pierwszej kolejności wypluła mech, w który Wrota wcisnęły jej twarz. Przecież one lecą do Twierdzy jak ćmy do płomienia  powiedziała gniewnie. A nasjuż w Twierdzy nie ma!A jak zboczą z drogi?  podsunęły Wrota.Stała czujność to podstawa! Stała czujność  mruknęła królewna, podnosząc się z mchu.Poślizgnęła się nawilgotnej ściółce i ponownie wylądowała twarzą w ziemi.Za drugim razem też by się jejpewnie nie udało wstać, gdyby nie czyjaś ręka; która chwyciła ją za suknię i skutecznie,chociaż brutalnie wyciągnęła z krzaków.Ręka należała do Virvena.W drugiej ściskałrozpaczliwie wyrywającą się żabę w koronie. Macie swojego Jontka.Salianka zajęła się otrzepywaniem sukni.Wrota radośnie wypchnęły ją na tyły umysłu.Jontek przestał się szarpać, bo dostrzegł znajomą postać. Wielka czarodziejka Wrota!  zakumkał radośnie. Ratuj mnie, błagam, z łap tegopotwora [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • ("menu4/14.php") ?>