[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płakała nadtym, co się stało, i nad tym, co mogło się stać.Płakała nad Alanem, nad matką isiostrą.Ray chwilę siedział bez ruchu, a potem delikatnie wziął ją w ramiona.Przytuliła się do niego i pozwoliła łzom płynąć.- Lepiej? - zapytał w końcu.240- Tak - pociągnęła nosem.- Jesteś pewny, że z Kirstin wszystko w porządku?- Cóż, wreszcie jest bezpieczna.Zobaczyliśmy ją, kiedy wybiegała z domu.Powiedziała nam, co zrobiłaś.- Powiedziała ci, jak mi pomogła?- Tak.To był dobry pomysł.- A Smith?- Zostanie oskarżony o cztery.nie, pięć porwań, cztery gwałty i jednomorderstwo.Jeszcze dziś zabiorą go do Denver i oficjalnie postawią w stanoskarżenia, jeśli znajdą jakiegoś sędziego.W końcu jest Wigilia.- No tak.Zapomniałam.- Nic dziwnego.- Ale on się nie wywinie? Wiesz, na podstawie choroby psychicznej czy czegoś wtym rodzaju?- Mowy nie ma.Nie wyjdzie z więzienia do końca życia.Zadzwoniła komórka Raya.Wyjął ją z kieszeni, odebrał i przez kilka minutsłuchał.Wreszcie przerwał połączenie i spojrzał na Jane.- To Bruce.Powiedział, żebyśmy obejrzeli wiadomości.Wstał i włączył telewizor.- Co się stało? - spytała.- Gerald Lapinski właśnie zastrzelił się w swoim domu.- Och, dobry Boże.Naprawdę?Ray słuchał sprawozdania z helikoptera krążącego nad farmą Lapinskiego.Janebardziej niż raport interesowała reakcja Raya.Człowiek, który wydał wyrokśmierci na Kathleen i który przysporzył mu tyle cierpień, nie żyje.Dotknęła jego ramienia, ale on nawet tego nie zauważył.- Ray?- Tak? - odparł, nie odrywając oczu od telewizora.- Co teraz czujesz?241- Co czuję? - Zaśmiał się chrapliwie.- Czuję się oszukany.Lapinski zachował sięjak tchórz.Mogłem się tego spodziewać.- Chciałeś, żeby został aresztowany, osądzony i skazany.- Tak.Ale cóż, to koniec.Było, minęło.- Przynajmniej nikogo już nie skrzywdzi.A bracia Perry ciągle czekają na proces.W końcu to oni podłożyli bombę.- To prawda.- Ray.czy teraz opowiesz mi o Kathleen?Spojrzał na nią.- O Kathleen?- Tylko jeśli tego chcesz.- Tak.chyba już czas, żebyśmy porozmawiali o Kathleen.Zdrzemnęła się pózniej w sypialni, podczas gdy Ray odbierał telefony odpowiadałna pytania, rozmawiał ze Stanem Schoemakerem.Czuła się dobrze, była niemalszczęśliwa mimo koszmaru, przez który przeszła Kathleen przestała jąprześladować.Ray w końcu zostawił przeszłość za sobą.Obudziła się i leżała przez chwilę, słuchając dobiegającego zza ściany głosu Raya.Wtedy przypomniała sobie o Kirstin, przypomniała sobie co jej powiedziała.Wszystko będzie dobrze.Rodzina ci pomoże.Popatrz na mnie.Mnie się udało.Kłamstwa.Bezczelne kłamstwa, które miały pomóc dziecku przetrwać najgorszechwile.A jak będzie wyglądała przyszłość tej dziewczyny? Może Kirstin będzie cierpiałajeszcze przez całe lata.Może stanie się emocjonalną kaleką.I pewnego dniaprzypomni sobie kłamstwa, jakimi nakarmiła ją Jane, i znienawidzi ją za to, żewlała w nią fałszywą nadzieję.Kiedy Ray zajrzał do sypialni, zastał Jane we łzach.Objął ją bez słowa i zaczekał,242aż płacz ucichł.- Przepraszam - powiedziała, ocierając oczy.- Nie przepraszaj.- Pewnie wyglądam okropnie.- Wyglądasz bardzo dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności.Uśmiechnęła się przez łzy.- Dzwoniła twoja matka - powiedział.- Co najmniej pięć razy.- O Boże.- Chyba nikt nie wie, co robić.Mieli spotkać się dzisiaj na Wigilii, ale przez całąnoc nie zmrużyli oka.Martwili się o ciebie, Jane.- Więc czego mama się spodziewa? %7łe ugotuję coś, przyjdę na tę kolację i będęudawać, że wszystko jest w porządku? - Przyłożyła dłoń do czoła, które bolało jąteraz tak samo jak policzek.- To było wredne z mojej strony - powiedziała cicho.-Wiem, że się o mnie martwili.Powinnam przynajmniej do nich zadzwonić.A możepowinnam tam pojechać?Ray powoli skinął głową.- Cholera.To będzie okropne.Wszyscy będą koło mnie skakać i tak dalej.- Chcą cię zobaczyć, upewnić się, że jesteś cała i zdrowa.- Cholera - powtórzyła, ale wiedziała, że Ray ma rację.- Chyba mogę do nichwstąpić.Ale tylko na chwilę.Zawieziesz mnie? Nie chcę tam iść sama.- Zawiozę.- Nie zostanę długo.- Możesz zostać tak długo, jak zechcesz.Czekał cierpliwie, podczas gdy Jane brała prysznic, a potem ubierała się.- Możemy najpierw wstąpić do twojej siostry - zaproponował.- Nie, nie mam na to siły.- Na pewno nie chcesz, żeby obejrzał cię lekarz? - spytał, przyglądając się jej ztroską.Wielki siniak na jej policzku bardzo go niepokoił.243- Nie - odparła stanowczo.- Kolacja u mojej matki wystarczy, żeby przywrócić dożycia umarłego.Raya zachwycało jej poczucie humoru, jej odwaga i dystans do siebie samej.Kiedy się w niej zakochał? Czy już pierwszego wieczoru, kiedy przyszedł do niej zCaroline? Czy pózniej, kiedy patrzył, jak rozmawia z tymi dziewczętami? Możenigdy nie uświadomi sobie, kiedy to się stało, bo pojął głębię swoich uczuć dopieroubiegłej nocy, gdy omal jej nie stracił.Kiedy jechali do domu Zuckerów, Jane wierciła się niespokojnie i raz po razwycierała szybę rękawiczką.Wiedział, co to oznacza; tak dobrze ją znał.- O co chodzi?- Wolałabym tego nie robić.- Nie zostaniemy tam długo.- Obiecujesz?- Obiecuję.- Tak powiedziałam Kirstin - odezwała się po chwili.- Obiecałam jej, że wszystkobędzie dobrze, że wyjdzie z tego.Ale czy jej się to uda?- Uratowałaś jej życie.- Ale czy upora się z tym, co jej się przytrafiło? - Jane spuściła wzrok i zagryzławargę.- Mnie się nie udało.Nie wiedział, co powiedzieć.Może Jane miała rację i na psychice Kirstin jużzawsze zostanie blizna.Ale sam właśnie się przekonał, że z bliznami można żyć.Rodzina chciała usłyszeć o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami.Hannah cochwilę przerywała Jane, zadając kolejne pytania.Gwen ciągle przepraszała siostrę.Roland odciągnął Raya na bok, żeby wypytać go o akcję.Ray cały czas patrzył naJane, szukał w jej twarzy oznak wyczerpania i stresu.Chociaż wszyscy nie spali całą noc, Hannah wrzuciła najwyższy bieg, kiedy tylkodowiedziała się, że Jane jest już bezpieczna.Była naprawdę zdumiewającą kobietą.Energiczna, zorganizowana, twarda jak stal.W domu unosił się zapach244aromatycznych świec.Na kominku buzował ogień pod choinką leżały prezenty.Stół był zastawiony naprędce przygotowanymi potrawami.Wigilia.Przyszła Lottie Schilling.Sama.Kent pojechał ze Smithem do DenverDziewczynki Schillingów i chłopcy Grinellów oglądali na górze filmy na DVD.Przyszedł też Scott, tym razem bez dziewczyny.Był dziwnie wytrącony zrównowagi, niespokojny, milczący.Ray przyglądał się mężczyznom.Roland Zucker, George Grinell, Scott Zucker.Powyeliminowaniu Kenta Schillinga jeden z nich musiał być gwałcicielem.Jeden znich skrzywdził Jane.Co za ironia, pomogła wsadzić za kratki tylu przestępców, anie potrafiła pomóc sobie samej.Tak bardzo chciał ją chronić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Płakała nadtym, co się stało, i nad tym, co mogło się stać.Płakała nad Alanem, nad matką isiostrą.Ray chwilę siedział bez ruchu, a potem delikatnie wziął ją w ramiona.Przytuliła się do niego i pozwoliła łzom płynąć.- Lepiej? - zapytał w końcu.240- Tak - pociągnęła nosem.- Jesteś pewny, że z Kirstin wszystko w porządku?- Cóż, wreszcie jest bezpieczna.Zobaczyliśmy ją, kiedy wybiegała z domu.Powiedziała nam, co zrobiłaś.- Powiedziała ci, jak mi pomogła?- Tak.To był dobry pomysł.- A Smith?- Zostanie oskarżony o cztery.nie, pięć porwań, cztery gwałty i jednomorderstwo.Jeszcze dziś zabiorą go do Denver i oficjalnie postawią w stanoskarżenia, jeśli znajdą jakiegoś sędziego.W końcu jest Wigilia.- No tak.Zapomniałam.- Nic dziwnego.- Ale on się nie wywinie? Wiesz, na podstawie choroby psychicznej czy czegoś wtym rodzaju?- Mowy nie ma.Nie wyjdzie z więzienia do końca życia.Zadzwoniła komórka Raya.Wyjął ją z kieszeni, odebrał i przez kilka minutsłuchał.Wreszcie przerwał połączenie i spojrzał na Jane.- To Bruce.Powiedział, żebyśmy obejrzeli wiadomości.Wstał i włączył telewizor.- Co się stało? - spytała.- Gerald Lapinski właśnie zastrzelił się w swoim domu.- Och, dobry Boże.Naprawdę?Ray słuchał sprawozdania z helikoptera krążącego nad farmą Lapinskiego.Janebardziej niż raport interesowała reakcja Raya.Człowiek, który wydał wyrokśmierci na Kathleen i który przysporzył mu tyle cierpień, nie żyje.Dotknęła jego ramienia, ale on nawet tego nie zauważył.- Ray?- Tak? - odparł, nie odrywając oczu od telewizora.- Co teraz czujesz?241- Co czuję? - Zaśmiał się chrapliwie.- Czuję się oszukany.Lapinski zachował sięjak tchórz.Mogłem się tego spodziewać.- Chciałeś, żeby został aresztowany, osądzony i skazany.- Tak.Ale cóż, to koniec.Było, minęło.- Przynajmniej nikogo już nie skrzywdzi.A bracia Perry ciągle czekają na proces.W końcu to oni podłożyli bombę.- To prawda.- Ray.czy teraz opowiesz mi o Kathleen?Spojrzał na nią.- O Kathleen?- Tylko jeśli tego chcesz.- Tak.chyba już czas, żebyśmy porozmawiali o Kathleen.Zdrzemnęła się pózniej w sypialni, podczas gdy Ray odbierał telefony odpowiadałna pytania, rozmawiał ze Stanem Schoemakerem.Czuła się dobrze, była niemalszczęśliwa mimo koszmaru, przez który przeszła Kathleen przestała jąprześladować.Ray w końcu zostawił przeszłość za sobą.Obudziła się i leżała przez chwilę, słuchając dobiegającego zza ściany głosu Raya.Wtedy przypomniała sobie o Kirstin, przypomniała sobie co jej powiedziała.Wszystko będzie dobrze.Rodzina ci pomoże.Popatrz na mnie.Mnie się udało.Kłamstwa.Bezczelne kłamstwa, które miały pomóc dziecku przetrwać najgorszechwile.A jak będzie wyglądała przyszłość tej dziewczyny? Może Kirstin będzie cierpiałajeszcze przez całe lata.Może stanie się emocjonalną kaleką.I pewnego dniaprzypomni sobie kłamstwa, jakimi nakarmiła ją Jane, i znienawidzi ją za to, żewlała w nią fałszywą nadzieję.Kiedy Ray zajrzał do sypialni, zastał Jane we łzach.Objął ją bez słowa i zaczekał,242aż płacz ucichł.- Przepraszam - powiedziała, ocierając oczy.- Nie przepraszaj.- Pewnie wyglądam okropnie.- Wyglądasz bardzo dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności.Uśmiechnęła się przez łzy.- Dzwoniła twoja matka - powiedział.- Co najmniej pięć razy.- O Boże.- Chyba nikt nie wie, co robić.Mieli spotkać się dzisiaj na Wigilii, ale przez całąnoc nie zmrużyli oka.Martwili się o ciebie, Jane.- Więc czego mama się spodziewa? %7łe ugotuję coś, przyjdę na tę kolację i będęudawać, że wszystko jest w porządku? - Przyłożyła dłoń do czoła, które bolało jąteraz tak samo jak policzek.- To było wredne z mojej strony - powiedziała cicho.-Wiem, że się o mnie martwili.Powinnam przynajmniej do nich zadzwonić.A możepowinnam tam pojechać?Ray powoli skinął głową.- Cholera.To będzie okropne.Wszyscy będą koło mnie skakać i tak dalej.- Chcą cię zobaczyć, upewnić się, że jesteś cała i zdrowa.- Cholera - powtórzyła, ale wiedziała, że Ray ma rację.- Chyba mogę do nichwstąpić.Ale tylko na chwilę.Zawieziesz mnie? Nie chcę tam iść sama.- Zawiozę.- Nie zostanę długo.- Możesz zostać tak długo, jak zechcesz.Czekał cierpliwie, podczas gdy Jane brała prysznic, a potem ubierała się.- Możemy najpierw wstąpić do twojej siostry - zaproponował.- Nie, nie mam na to siły.- Na pewno nie chcesz, żeby obejrzał cię lekarz? - spytał, przyglądając się jej ztroską.Wielki siniak na jej policzku bardzo go niepokoił.243- Nie - odparła stanowczo.- Kolacja u mojej matki wystarczy, żeby przywrócić dożycia umarłego.Raya zachwycało jej poczucie humoru, jej odwaga i dystans do siebie samej.Kiedy się w niej zakochał? Czy już pierwszego wieczoru, kiedy przyszedł do niej zCaroline? Czy pózniej, kiedy patrzył, jak rozmawia z tymi dziewczętami? Możenigdy nie uświadomi sobie, kiedy to się stało, bo pojął głębię swoich uczuć dopieroubiegłej nocy, gdy omal jej nie stracił.Kiedy jechali do domu Zuckerów, Jane wierciła się niespokojnie i raz po razwycierała szybę rękawiczką.Wiedział, co to oznacza; tak dobrze ją znał.- O co chodzi?- Wolałabym tego nie robić.- Nie zostaniemy tam długo.- Obiecujesz?- Obiecuję.- Tak powiedziałam Kirstin - odezwała się po chwili.- Obiecałam jej, że wszystkobędzie dobrze, że wyjdzie z tego.Ale czy jej się to uda?- Uratowałaś jej życie.- Ale czy upora się z tym, co jej się przytrafiło? - Jane spuściła wzrok i zagryzławargę.- Mnie się nie udało.Nie wiedział, co powiedzieć.Może Jane miała rację i na psychice Kirstin jużzawsze zostanie blizna.Ale sam właśnie się przekonał, że z bliznami można żyć.Rodzina chciała usłyszeć o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami.Hannah cochwilę przerywała Jane, zadając kolejne pytania.Gwen ciągle przepraszała siostrę.Roland odciągnął Raya na bok, żeby wypytać go o akcję.Ray cały czas patrzył naJane, szukał w jej twarzy oznak wyczerpania i stresu.Chociaż wszyscy nie spali całą noc, Hannah wrzuciła najwyższy bieg, kiedy tylkodowiedziała się, że Jane jest już bezpieczna.Była naprawdę zdumiewającą kobietą.Energiczna, zorganizowana, twarda jak stal.W domu unosił się zapach244aromatycznych świec.Na kominku buzował ogień pod choinką leżały prezenty.Stół był zastawiony naprędce przygotowanymi potrawami.Wigilia.Przyszła Lottie Schilling.Sama.Kent pojechał ze Smithem do DenverDziewczynki Schillingów i chłopcy Grinellów oglądali na górze filmy na DVD.Przyszedł też Scott, tym razem bez dziewczyny.Był dziwnie wytrącony zrównowagi, niespokojny, milczący.Ray przyglądał się mężczyznom.Roland Zucker, George Grinell, Scott Zucker.Powyeliminowaniu Kenta Schillinga jeden z nich musiał być gwałcicielem.Jeden znich skrzywdził Jane.Co za ironia, pomogła wsadzić za kratki tylu przestępców, anie potrafiła pomóc sobie samej.Tak bardzo chciał ją chronić [ Pobierz całość w formacie PDF ]