[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwen prawdopodobnie zasnęła słodko ze swoim synkiem.A on stał za drzwiami, jak przystało na prawdziwego strażnika, a jedyne o czym mógłmyśleć, to jak bardzo pragnął ją wykraść.Potrząsnął gwałtownie głową.Nie wolno mu o tym myśleć.Alain nigdy nie odda swojegodziedzica, a Gwen nie opuści swojego dziecka.Nie mógłby jej o to prosić.Czy tego chce, czynie, będzie musiał odważnie stawić czoło nowej sytuacji.Nie wiedział tylko jak.Ale będzie musiał.Będzie się uśmiechał, wyglądał na zadowolonego, przywdzieje maskędla dobra Gwen.Będzie miała dość kłopotów z wychowaniem syna.Może miała rację irzeczywiście będą dla siebie tylko kompanami.Rhys nie był pewien, czy temu podoła, alewiedział, że nie ma wyboru.Będzie udawał.Przez następne kilka miesięcy.  Na Boga!  mruknął. Szkoda, że mój ojciec był rycerzem, a nie aktorem! JesieńRoku Pańskiego 1202 21Dwa lata stracone.Dwa lata zmarnowane na intrygi.Rollan z Ayre krążył korytarzamipiwnicy, szukając czegoś, co ukoi jego podły humor.Próbował już dobrać się do jednej zbeczek z piwem.Było kwaśne, niemal tak kwaśne jak jego nastrój.Na wszystkich świętych, cały jego plan poszedł nie tak.Obawiał się tego oczywiście jużprzed narodzinami syna Gwen.Dobrze pamiętał tamtą wiosnę.Wiosna była tak fantastycznąporą roku, kiedy wszystko budziło się do życia.Uwielbiał wiosną knuć spiski.Spędził kilkamiesięcy na hańbieniu córek różnych szlachciców, potem radośnie i z rozmysłem zasiał zamętna dworze.Wyczekiwał z niecierpliwością i rozradowaniem powrotu do domu, do Gwen i jejkapitana pogrążonych w żalu.Tymczasem, ku swojej konsternacji, co zastał?Gwen w zaawansowanej ciąży, wciąż pogodną.Rhysa, co oczywiste, zaniepokojonego,ale nie rozgorączkowanego.Nie wróżyło to dobrze.Rollan był pewien, że narodziny dziecka Gwen uświadomią tym dwojgu, czego pragną,ale nie mogą mieć.Cieszył się na rozrywkę w postaci ich cierpienia.A co się stało?Gwen nie przestała się uśmiechać.Rhys wciąż wyglądał, jeśli nawet nie na szczęśliwego, to na zrezygnowanego.I do diabła z dzieciakiem, który wyrósł na silnego chłopaczka i chodził już po Ayre, jakbycałe należało do niego.Do cholery, Rollan musiał się napić.Od tego czasu obserwował Gwen z Rhysem tak często, jak tylko mógł, ale nie zauważyłniczego, co by mogło wskazywać na to, że byli dla siebie czymś więcej niż panią i lojalnymrycerzem.%7ładnego dotykania.%7ładnych spojrzeń pełnych miłości.Na Boga, żadnegoskradzionego całusa, o którym mógłby donieść Alainowi.Rollana kusiło, by spreparowaćjakieś dowody na miarę jego irytacji, którymi mógłby rzucić Alainowi w twarz, kiedy ten jużskończy się prowadzać z dziwkami, ale to kłóciło się z jego wrażliwością, więc siępowstrzymał.A teraz jeszcze syn, kolejna istota stanowiąca przeszkodę dla spełnienia marzeń Rollana.Syn, kochająca matka i opiekun obojga w postaci Rhysa de Piageta.Od dnia ślubu Gwen i Alaina sprawy przybrały zdecydowanie zły obrót.Dwa minione lata nic w tej materii nie poprawiły.Gwen nie ucieknie teraz z zamku, bo ma syna, o którego musi dbać.Rhys nie opuścizamku, bo chce dostać Wyckham oraz prawdopodobnie Gwen.Dowódca straży i jego panizawsze byli razem i wydawali się zadowoleni z życia.Sytuacja, którą Rollan zaplanował, bydoprowadzić ich na skraj rozpaczy, najwyrazniej tak bardzo im się spodobała, że sami niemogliby wymarzyć sobie lepszej.A Rollanowi, ku jego własnej irytacji, zaczynało brakować pomysłów na sianie zamętu.Zawędrował do kuchni, złapał jedną z dziewek kuchennych i zaciągnął ją do swojej sypialni.Może dwa tygodnie zabawiania się w łóżku i picia przywrócą mu dobry humor inatchną do tego, jak uprzykrzyć życie Gwen i Rhysa.Będzie jednak do tego potrzeba sprytu,którym tylko on dysponował.Był pewny, że trzeba będzie wymyślić coś, co nawet jegowybujałą wyobraznię naciągnie do granic możliwości.Po drodze zgarnął drugą dziewkę.To będzie jeden z tych tygodni, czuł to.***Dziewczynka stała u boku dziadka, przyglądając się, jak staruszek skrobie na kawałkupergaminu piórem zanurzonym w atramencie.Aatwiej jej było dostrzec dziwne znaczki teraz,kiedy spędziła kolejne kilka lat na ziemi i odrobinę urosła, ale łatwiej dostrzec nie znaczyłatwiej przeczytać.Dziadek nauczył ją kilku liter, ale te, które potrafiła rozpoznać, mieszałysię bezlitośnie z innymi, których nie potrafiła odczytać ani trochę.Znała się za to na dzbanach i woreczkach rozrzuconych na stole dziadka.To prawda,staruszek zawsze powtarzał, że jej talent polega na przyrządzaniu eliksirów, a nie nazapisywaniu ich receptur.wiczyła więc nos, oczy i dłonie, aby umieć łączyć składnikilecznicze, i miała nadzieję, że jej talent wystarczy, aby sprostać zadaniom, które szykuje dlaniej życie.Wciąż jednak jakąś częścią duszy pragnęła umieć kreślić te pełne wdzięku smugi napapierze.Dziadek wyprostował się na stołku i uśmiechnął z satysfakcją.Dziewczynka spojrzała nazapisaną stronę. Jakie to piękne  powiedziała z podziwem. Tak  zgodził się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl