[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Boże, tak strasznie za tobą tęskniłam - wydyszała mu prosto w usta.-Nawet nie wiesz jak.- Wiem.- Przesunął wolną ręką po jej boku.Jęknęła i spróbowaławsunąć w nią pierś, ale umknął jej i położył dłoń płasko na środku jejklatki piersiowej.- Raina?- Tak, kotku?- Wy-pier-da-laj.- Po czym pchnął, odrywając od siebie jej usta, alepilnując, żeby nie wypuścić jej rąk.Miotała się i przeklinała, wydawało mu się nawet, że raz próbowałauderzyć go głową.Mocowali się tak, aż w końcu zdołał zaprzeć się okanapę i zrzucić ją na podłogę.Miało to tę wadę, że wypuścił ją z uściskui przestał widzieć.Nie zdziwiłby się, gdyby zaraz dostał lampą w czaszkę.- Ty draniu! - wrzasnęła.- Masz rację, jestem draniem.Ale jestem draniem, który mógł cięwłaśnie zerżnąć, a jutro udawać, że cię nie zna.Poczułabyś się lepiej? Bona nic więcej między nami nie masz co liczyć.- Ona nie kocha cię tak jak ja.I nie pokocha.Nikt cię tak nie pokocha.Wyrucha cię i odejdzie tak jak tamta cipa.Dlaczego tego nie widzisz?- Widzę.To niczego nie zmienia.- Nieprawda.Kochasz mnie.Musisz.- Teraz w jej głosie słychać byłołzy.Cholera.- Musisz.To, co było między nami.- Nie było między nami nic, czego nie mogłabyś mieć z każdymsukinsynem w tym budynku.Kłótnie, seks i znów kłótnie.Możepotrzebujesz takiej dozy toksyczności, żeby czuć się spełniona, ale ja nie.To nie była miłość, Raina, to nigdy nie była miłość.To było coś innego.Coś paskudnego.- Tego ci właśnie trzeba - wysyczała w ciemności.Jej dłonie odnalazłyjego uda - musiała klęczeć - a on zachwiał się i prawie padł z powrotem nakanapę.Cholera, musi stąd wyjść.-Nie tych wypindrzonych,uśmiechniętych dziwek, jakie przy-gruchaliście sobie z Brianem.Potrzebujesz czegoś paskudnego.Nikt inny nie zrozumie cię tak jak ja.- W takim razie zostanę sam.- Zrzucił z kolan jej ręce i wymknął się zjej zasięgu, po czym uświadomił sobie, że musi szybko schować fiuta wspodnie, zanim znów zacznie się do niego dobierać, a on zrobi cośgłupiego.- Seth?- Co?- Nie potrafię bez ciebie żyć.Zdumiewające, że ta wściekła diablica, wyzwolona banshee, dla którejkażdy facet w tłumie gotów był zabić, byle tylkozabrać ją do domu, żeby zgwałciła go na dwadzieścia różnychsposobów, zamieniła się w tę słabą, łkającą kupkę nieszczęścia.Z jegopowodu.Chciał być na nią zły, ale w tej chwili mógł się zdobyćwyłącznie na litość.I smutek, bo ją rozumiał.Przeżywał to samo.Właśnie teraz.- Mam dla ciebie propozycję, Raina.Spróbuj.Zapinał rozporek, gdydrzwi otworzyły się szeroko.Rozdział 22To było niesamowite.Brian znał tu chyba każdego.Przynajmniej zdziesięć osób zatrzymało go, żeby zapytać o tatuaże.Rozmawiał z każdąminutę, dwie, cały czas kierując się na tyły budynku.Za każdym razempadało pytanie: Stary, kiedy wyjedziesz z tej pieprzonej dziury izałożysz studio tutaj?" Macy nawet nie chciała myśleć o tym, że moglibywyjechać z Candace.Na szczęście zawsze odpowiadał coś w stylu: Tampotrzebują mnie bardziej".Oczywiście zatrzymało go też kilka dziewczyn.Macy trzymała sięblisko niego, czym naraziła się na kilka zdziwionych, a nawet jawniewrogich spojrzeń.Brian rzucił do niej, że ciekaw jest, ile Candacedostanie esemesów z ostrzeżeniem, że widziano go z jakąś laską.Kiedydotarli do drzwi z boku sceny, wielki, ubrany na czarno ochroniarz, którywyglądał jak zawodowy zapaśnik, otaksował ich wzrokiem.Chybaszykowały się kłopoty.Myliła się.Brianowi nie można było odmówić popularności.Ochroniarz uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń, którą Brian uścisnął,po czym zaczęli się poklepywać po plecach, jak to faceci.Przez minutęrozmawiali o pierdołach, nie szczędząc wulgaryzmów, podczas gdyMacy kiwała się w tył i w przód, coraz bardziej się niecierpliwiąc.Wkońcu Brian zapytał:- Duch tam jest?- Nie zauważyłem, żeby wychodził.Z nim wszystko w porządku?- Chyba mu trochę odbija.- To mało powiedziane.- Dlaczego tak mówisz?- Byłeś na pieprzonym koncercie?- Nie, spózniliśmy się.- Rozwalił swoją cholerną gitarę, brachu.Nie żebym widział tu cośtakiego pierwszy raz, ale to do niego niepodobne.Ale koncert byłzajebisty.Szkoda, że nie zdążyliście.- Ochroniarz zmierzył ją wzrokiem,po czym spojrzał pytająco na Briana spod przekłutej brwi.- A gdzie Candy?- Została w domu.To jej przyjaciółka.To ona chce pogadać zDuchem.Olbrzym prychnął i pokręcił głową.- Ktoś powinien coś z nim zrobić.- Możemy wejść? Zajmiemy się nim.- Jasne.- Mrugnął do Macy i wskazał drzwi ruchem głowy.- Wchodz,kotku.- Dzięki - odparła, wiedząc doskonale, że zagłuszył ją roz-entuzjazmowany tłum.Brian wszedł pierwszy, a ona za nim, krzyżującręce na piersi i marszcząc nos.Cuchnęło alkoholem i gandzią tak, że jutropewnie oblałaby test na obecność narkotyków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Boże, tak strasznie za tobą tęskniłam - wydyszała mu prosto w usta.-Nawet nie wiesz jak.- Wiem.- Przesunął wolną ręką po jej boku.Jęknęła i spróbowaławsunąć w nią pierś, ale umknął jej i położył dłoń płasko na środku jejklatki piersiowej.- Raina?- Tak, kotku?- Wy-pier-da-laj.- Po czym pchnął, odrywając od siebie jej usta, alepilnując, żeby nie wypuścić jej rąk.Miotała się i przeklinała, wydawało mu się nawet, że raz próbowałauderzyć go głową.Mocowali się tak, aż w końcu zdołał zaprzeć się okanapę i zrzucić ją na podłogę.Miało to tę wadę, że wypuścił ją z uściskui przestał widzieć.Nie zdziwiłby się, gdyby zaraz dostał lampą w czaszkę.- Ty draniu! - wrzasnęła.- Masz rację, jestem draniem.Ale jestem draniem, który mógł cięwłaśnie zerżnąć, a jutro udawać, że cię nie zna.Poczułabyś się lepiej? Bona nic więcej między nami nie masz co liczyć.- Ona nie kocha cię tak jak ja.I nie pokocha.Nikt cię tak nie pokocha.Wyrucha cię i odejdzie tak jak tamta cipa.Dlaczego tego nie widzisz?- Widzę.To niczego nie zmienia.- Nieprawda.Kochasz mnie.Musisz.- Teraz w jej głosie słychać byłołzy.Cholera.- Musisz.To, co było między nami.- Nie było między nami nic, czego nie mogłabyś mieć z każdymsukinsynem w tym budynku.Kłótnie, seks i znów kłótnie.Możepotrzebujesz takiej dozy toksyczności, żeby czuć się spełniona, ale ja nie.To nie była miłość, Raina, to nigdy nie była miłość.To było coś innego.Coś paskudnego.- Tego ci właśnie trzeba - wysyczała w ciemności.Jej dłonie odnalazłyjego uda - musiała klęczeć - a on zachwiał się i prawie padł z powrotem nakanapę.Cholera, musi stąd wyjść.-Nie tych wypindrzonych,uśmiechniętych dziwek, jakie przy-gruchaliście sobie z Brianem.Potrzebujesz czegoś paskudnego.Nikt inny nie zrozumie cię tak jak ja.- W takim razie zostanę sam.- Zrzucił z kolan jej ręce i wymknął się zjej zasięgu, po czym uświadomił sobie, że musi szybko schować fiuta wspodnie, zanim znów zacznie się do niego dobierać, a on zrobi cośgłupiego.- Seth?- Co?- Nie potrafię bez ciebie żyć.Zdumiewające, że ta wściekła diablica, wyzwolona banshee, dla którejkażdy facet w tłumie gotów był zabić, byle tylkozabrać ją do domu, żeby zgwałciła go na dwadzieścia różnychsposobów, zamieniła się w tę słabą, łkającą kupkę nieszczęścia.Z jegopowodu.Chciał być na nią zły, ale w tej chwili mógł się zdobyćwyłącznie na litość.I smutek, bo ją rozumiał.Przeżywał to samo.Właśnie teraz.- Mam dla ciebie propozycję, Raina.Spróbuj.Zapinał rozporek, gdydrzwi otworzyły się szeroko.Rozdział 22To było niesamowite.Brian znał tu chyba każdego.Przynajmniej zdziesięć osób zatrzymało go, żeby zapytać o tatuaże.Rozmawiał z każdąminutę, dwie, cały czas kierując się na tyły budynku.Za każdym razempadało pytanie: Stary, kiedy wyjedziesz z tej pieprzonej dziury izałożysz studio tutaj?" Macy nawet nie chciała myśleć o tym, że moglibywyjechać z Candace.Na szczęście zawsze odpowiadał coś w stylu: Tampotrzebują mnie bardziej".Oczywiście zatrzymało go też kilka dziewczyn.Macy trzymała sięblisko niego, czym naraziła się na kilka zdziwionych, a nawet jawniewrogich spojrzeń.Brian rzucił do niej, że ciekaw jest, ile Candacedostanie esemesów z ostrzeżeniem, że widziano go z jakąś laską.Kiedydotarli do drzwi z boku sceny, wielki, ubrany na czarno ochroniarz, którywyglądał jak zawodowy zapaśnik, otaksował ich wzrokiem.Chybaszykowały się kłopoty.Myliła się.Brianowi nie można było odmówić popularności.Ochroniarz uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń, którą Brian uścisnął,po czym zaczęli się poklepywać po plecach, jak to faceci.Przez minutęrozmawiali o pierdołach, nie szczędząc wulgaryzmów, podczas gdyMacy kiwała się w tył i w przód, coraz bardziej się niecierpliwiąc.Wkońcu Brian zapytał:- Duch tam jest?- Nie zauważyłem, żeby wychodził.Z nim wszystko w porządku?- Chyba mu trochę odbija.- To mało powiedziane.- Dlaczego tak mówisz?- Byłeś na pieprzonym koncercie?- Nie, spózniliśmy się.- Rozwalił swoją cholerną gitarę, brachu.Nie żebym widział tu cośtakiego pierwszy raz, ale to do niego niepodobne.Ale koncert byłzajebisty.Szkoda, że nie zdążyliście.- Ochroniarz zmierzył ją wzrokiem,po czym spojrzał pytająco na Briana spod przekłutej brwi.- A gdzie Candy?- Została w domu.To jej przyjaciółka.To ona chce pogadać zDuchem.Olbrzym prychnął i pokręcił głową.- Ktoś powinien coś z nim zrobić.- Możemy wejść? Zajmiemy się nim.- Jasne.- Mrugnął do Macy i wskazał drzwi ruchem głowy.- Wchodz,kotku.- Dzięki - odparła, wiedząc doskonale, że zagłuszył ją roz-entuzjazmowany tłum.Brian wszedł pierwszy, a ona za nim, krzyżującręce na piersi i marszcząc nos.Cuchnęło alkoholem i gandzią tak, że jutropewnie oblałaby test na obecność narkotyków [ Pobierz całość w formacie PDF ]