[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Po­wi­nien to po­skła­dać.– Po­trze­bo­wa­łam czystej pary spodni, a nie chcia­łam wlec się na górę, żeby zro­bić z tym po­rzą­dek.– Od jak daw­na tak się czujesz?– Tyl­ko od ty­god­nia.Na­praw­dę, wszyst­ko w po­rząd­ku.– Mimo tego za­pew­nie­nia wes­tchnę­ła, a w jej spoj­rze­niu nie było wi­dać uśmie­chu.Emma chwyci­ła po­grze­bacz, od­sło­ni­ła ko­mi­nek, roz­pa­li­ła ogień i do­rzuci­ła drew­na, po czym za­bez­pie­czyła pło­mień.– Dla­cze­go nic mi nie mó­wisz, mamo?Mat­ka po­krę­ci­ła gło­wą.– Nic się nie sta­ło.Tak się cie­szę, że re­ali­zujesz się w życiu, Emmo.Mam wiel­ką na­dzie­ję, że po­ja­dę do Ci­ties, żeby cię po­słuchać.I nie mogę się do­cze­kać, aż De­rek do­sta­nie stypen­dium i też się tam prze­pro­wa­dzi.– A co z tobą?I znów ten pusty uśmiech.– Ja też się prze­pro­wa­dzę.Je­stem zmę­czo­na życiem w Deep Ha­ven.Te sło­wa zmro­zi­ły Emmę, prze­szyły ją.– Nie ro­zu­miem.Ko­chasz to miej­sce.To twój dom.Nasz dom.Tata wy­bu­do­wał go dla cie­bie.Tu są twoi przy­ja­cie­le, two­je życie.Nie mo­żesz wy­je­chać.Mat­ka unio­sła brew, za­chi­cho­ta­ła.– Przy­szła pora, że­bym prze­sta­ła żyć życiem, któ­re się skoń­czyło.Mu­szę za­cząć od nowa.Z dala od Deep Ha­ven.Tak jak ty.Emma pa­trzyła na mat­kę skulo­ną w fo­te­lu.Tak.Jak ona.– Wró­cę za­raz po prze­słucha­niu, mamo.Mogę być póź­no.– Nie przej­muj się mną, ko­cha­nie.Baw się do­brze i uwa­żaj na sie­bie.– Mrugnę­ła do cór­ki, ale przy­po­mi­na­ło to bar­dziej grymas niż jej zwykłe po­god­ne „do wi­dze­nia”.***Gdyby mógł, Kyle cof­nął­by czas o ty­dzień, do mo­men­tu, kie­dy zo­ba­czył mat­kę w łóż­ku Kel­sey, i wskrze­sił­by tę chwi­lę bez upior­ne­go po­czucia, któ­re prze­śla­do­wa­ło go aż do dziś.Wresz­cie za­stał ko­goś na wy­służo­nym zło­mo­wi­sku, ja­kim oka­za­ło się miesz­ka­nie Nic­ke­la.Samo prze­bywa­nie w chat­ce spra­wia­ło, że od do­bywa­ją­ce­go się skądś ohyd­ne­go odo­ru zgni­li­zny skrę­ca­ło go w żo­łąd­ku.Wy­li­nia­ły pies łypał na nie­go z brud­ne­go li­no­leum w kuch­ni, gdzie żuł je­le­nią nogę.Kyle miał wra­że­nie, że w zde­ze­lo­wa­nej ka­na­pie, pod któ­rą le­żał dy­wan o dłu­gim wło­siu, mo­gły za­lę­gnąć się myszy.Wstą­pił do domu i umył się, za­nim za­ło­żył ciu­chy na po­po­łu­dnio­we prze­słucha­nie.Kie­dy je­chał do Ca­ri­bou Ri­vers, roz­mo­wa z Bil­lym Nic­ke­lem wciąż za­przą­ta­ła jego myśli.Rya­na nie było w domu, ale na ka­na­pie sie­dział wy­so­ki chu­der­lak o tłustych blond wło­sach, zwi­sa­ją­cych w koł­tunach spod po­ma­rań­czo­we­go ka­pe­lu­sza myśliw­skie­go.Miał na so­bie dżin­sy usma­ro­wa­ne tłusz­czem i fla­ne­lo­wą ko­szulę.Gła­dził po ko­la­nie dziew­czynę, któ­ra pra­wie wark­nę­ła na Kyle’a, kie­dy ten za­pukał do drzwi.A może tyl­ko wy­glą­da­ła na sko­rą do agre­sji.Z dol­nej war­gi wy­sta­wa­ły jej dwa ma­leń­kie szpi­kul­ce, a ja­skra­wo­czer­wo­ne wło­sy zwią­za­ła ni­sko w dwa kucyki, co nada­wa­ło jej twa­rzy wra­że­nie opryskli­wo­ści.Wsta­ła, pchnę­ła drzwi nogą i za­ło­żyła ręce na pier­si.Kyle po­ka­zał jej od­zna­kę.– Chcę po­roz­ma­wiać z Rya­nem.– On tu nie miesz­ka.To jego brat, Bil­ly.– Ski­nę­ła w stro­nę ka­na­py.Bil­ly spra­wiał wra­że­nie na­ćpa­ne­go, na­wet kie­dy wy­chylił się w stro­nę Kyle’a.– Hej.Kyle rzucił spoj­rze­nie na Do­dge’a Dar­ta za­par­ko­wa­ne­go w śnie­gu i za­uwa­żył, że tyl­ne świa­tło jest zbi­te.Może po upad­ku do rowu.Nie­bie­ski na­pis Mi­strzo­stwo Sta­nu, któ­ry te­raz się osy­pywał, oraz ogrom­ny kask wy­ma­lo­wa­ny na szybie świad­czyły o tym, że Kyle na­mie­rzył wła­ści­wy po­jazd.– Twój sa­mo­chód?– Mo­je­go bra­ta.– Jeź­dzisz nim?Bil­ly wzruszył ra­mio­na­mi.– Jak dzia­ła.– Je­cha­łeś nim wte­dy, wie­czo­rem, kie­dy była bu­rza? – Sta­rał się za­cho­wać przy­ja­zny ton gło­su, brzmieć swo­bod­nie.Kie­dy dziew­czyna za­ci­snę­ła usta i usunę­ła się na bok, spoj­rzał na nią, pro­sząc wzro­kiem o po­zwo­le­nie.Sta­nę­li w ma­leń­kiej kuch­ni, gdzie na krze­śle przy okrą­głym sto­li­ku wi­siał brud­ny zie­lo­ny swe­ter.Śmier­dział rybą i pa­lo­nym drew­nem.Bil­ly usiadł.Się­gnął po pa­pie­ro­sa.Kyle dał­by mu naj­wyżej dzie­więt­na­ście lat.– Dla­cze­go?– Ty­dzień temu w Mo­cha Mo­ose w Har­bor City była strze­la­ni­na.Ktoś zgi­nął.Cze­kał na re­ak­cję dzie­cia­ka i do­cze­kał się: zwę­żo­ne oczy, od­wró­co­ny wzrok.– Tam­te­go wie­czo­ru na au­to­stra­dzie nie było zbyt wie­lu sa­mo­cho­dów, a Ja­son Bac­klund mó­wił, że ty wy­cią­ga­łeś swój z rowu.Bil­ly wy­pu­ścił smu­gę dymu.– Yhy.Nie­zła śli­zga­wi­ca.– Kto był z tobą?Skie­ro­wał wzrok na dziew­czynę i z po­wro­tem na Bil­ly’ego.– Nikt.– Se­rio? Bo Ja­son mó­wił, że było was dwóch: je­den z kół­kiem, a drugi pchał.– Kyle po­pa­trzył na dziew­czynę.– To byłaś ty?Na chwi­lę na jej twa­rzy po­ja­wił się chyba strach.Po­krę­ci­ła gło­wą.– Spo­koj­nie, Yvon­ne.– Bil­ly zgniótł pa­pie­ro­sa.Wstał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • hp") ?>