[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziesiątki Strażników zaczęły znikać wbocznym wejściu.Bałam się, że mnie zobaczą, więc zamknęłam przejściei otworzyłam portal na tym dachu.Czekałam, aż zdałam sobie sprawę, żemacie poważne kłopoty.- A jak wpadłaś na to, żeby otworzyć przejście w środku Edenu? - włączyłsię Ethan.- Obserwowałam klub z krawędzi dachu - wyjaśniła.-Strażnicy wciążnadchodzili.- Było ich tylu i tak wiele czasu minęło; miałam pewność, że wpadliście wpułapkę.Postanowiłam zaryzykować.- Dzięki - powiedział Ethan.- Gdybyś nie postawiła wszystkiego na jednąkartę, bylibyśmy już teraz ich kolacją.- Strażnicy nie jedzą ludzi - zaprotestowałam.- Nigdy nie jemy ludzi.- Przecież wiesz, co mam na myśli.- Uśmiechnął się.- Cieszę się, że słuchałam uważnie, gdy twój brat opisywał więzienie -rzekła Adne, uśmiechając się do mnie blado.-Dzięki tym szczegółomwiedziałam, gdzie otworzyć przejście.- Jak to zrobiłaś? - spytała Sabinę, otulając się płaszczem Ethana.-Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam.- Adne potrafi za pomocą magii połączyć ze sobą dwa miejsca -próbowałam wyjaśnić najprościej, jak się da.- W ten sposób podróżują.- Super! - Nev zmienił się w człowieka.- A Opiekunowie was nie śledzą?- Opiekunowie nie potrafią tworzyć przejść - powiedziałam szybko -wyjaśnię wam pózniej.To chyba nie był dobry moment na informowanie moich towarzyszy zklanu, że Poszukiwacze uważali nasze istnienie za sprzeczne z naturą.Poza tym coś mi nie pasowało.Słowa Ethana dzwoniły mi w uszach.Niktza nami nie przyszedł.Czemu? Byliśmy ukryci, ale wcale nie tak dobrze.Wydawało się, że jedynym logicznym posunięciem ze strony Opiekunówbędzie przeczesywanie ulic, a nawet dachów, byleby tylko nas znalezć.To było coś więcej niż tylko napięcie, więc stwierdziłam głośno:- To nie ma sensu.- Co nie ma sensu? - spytał Connor?- Nasza ucieczka - wyjaśniłam.- Za łatwo nam poszło.- Za łatwo? - warknęła Adne.- Mój ojciec nie żyje! Przeszył mnie smutek.Zwiesiłam głowę i przed oczamistanęli mi Monroe i Ren.Tak niewiele brakowało, by ojciec odzyskałstraconego syna.Zastanawiałam się, czy Bryn, Mason, Nev i Sabinęponiosą takie konsekwencje swoich cierpień jak mój brat.Wydawało się,że wszystko jest w porządku, ale czy kiedy opadnie adrenalina wywołanaucieczką, nie dotknie ich rozpaczliwa świadomość, że już nic nie będzietakie samo, jak przedtem? Czy aby na pewno kogokolwiek ocaliliśmy?Fala smutku zmyła niepokój i wciągnęła mnie w wir rozpaczy.Connorpołożył Adne dłoń na ramieniu.- Adne, spokojnie, nie chciała cię urazić.Co miałaś na myśli, Callo?Pokręciłam głową, nie chciałam opaść głębiej na dno, gdzie wątpliwości iżal odebrałyby mi oddech.- Nie - zaprotestował Ethan - powiedz.Znasz Opiekunów.Co cięzaniepokoiło?Siła w jego głosie odegnała moje poczucie winy.Usiłowałamprzypomnieć sobie, kim jestem, a przynajmniej kim byłam.Przywódczynią.Wojownikiem.- To była pułapka - powiedziałam.- Niewątpliwie - zgodził się Ethan, a jego oczy się zwęziły - i to całkiemniezła.- Ale nie tak dobra, jak mogłaby być - dodałam powoli.- Mów dalej - zachęcił.- Zmory - mruknęłam tylko.Connor odszedł od Adne i zbliżył się do mnie.- Co z nimi?- Dlaczego ich nie było? - Starałam się mówić pewnie, mimo że strachpełzł mi po skórze.Nikt się nie odezwał, ale spojrzenia wszystkich zwrócone były na mnie.- Pomyślcie: wiedzieli, że przyjdziemy, ale trafiliśmy tylko naStrażników.Nie widziałam ani jednego Opiekuna, a skoro ich nie było,nie było także zmór.- Do czego zmierzasz? - spytał Ethan.- Gdzie podziali się Opiekunowie? - odparłam.- Dlaczego nie bylielementem pułapki?- Nie chcieli brudzić rąk - mruknął Connor.- Nie.- Po twarzy Ethana przemknął cień zrozumienia.-Ona ma rację.Jeśli chcieli mieć pewność, że nie uda nam się uciec, czemu nie użylinajpotężniejszej broni?- Może byli w pobliżu, ale nie w samym budynku? - podpowiedziałaAdne, wycierając łzy wierzchem dłoni.- Nigdy przedtem nie otwierałamprzejścia wewnątrz.Mogli czekać na nas przy wyjściu z klubu.- Może.- Strach mnie nie opuszczał.- Ale w takim razie czemu nie ma ichna dole?Nikt nie odpowiedział.- Cóż, w każdym razie nic dobrego z tego nie wyniknie, jak będziemy tuczekać na wyjaśnienie - orzekł Connor.-Adne, otwórz portal, wracajmydo Denver.- Jasne - powiedziała.- Rób swoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Dziesiątki Strażników zaczęły znikać wbocznym wejściu.Bałam się, że mnie zobaczą, więc zamknęłam przejściei otworzyłam portal na tym dachu.Czekałam, aż zdałam sobie sprawę, żemacie poważne kłopoty.- A jak wpadłaś na to, żeby otworzyć przejście w środku Edenu? - włączyłsię Ethan.- Obserwowałam klub z krawędzi dachu - wyjaśniła.-Strażnicy wciążnadchodzili.- Było ich tylu i tak wiele czasu minęło; miałam pewność, że wpadliście wpułapkę.Postanowiłam zaryzykować.- Dzięki - powiedział Ethan.- Gdybyś nie postawiła wszystkiego na jednąkartę, bylibyśmy już teraz ich kolacją.- Strażnicy nie jedzą ludzi - zaprotestowałam.- Nigdy nie jemy ludzi.- Przecież wiesz, co mam na myśli.- Uśmiechnął się.- Cieszę się, że słuchałam uważnie, gdy twój brat opisywał więzienie -rzekła Adne, uśmiechając się do mnie blado.-Dzięki tym szczegółomwiedziałam, gdzie otworzyć przejście.- Jak to zrobiłaś? - spytała Sabinę, otulając się płaszczem Ethana.-Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam.- Adne potrafi za pomocą magii połączyć ze sobą dwa miejsca -próbowałam wyjaśnić najprościej, jak się da.- W ten sposób podróżują.- Super! - Nev zmienił się w człowieka.- A Opiekunowie was nie śledzą?- Opiekunowie nie potrafią tworzyć przejść - powiedziałam szybko -wyjaśnię wam pózniej.To chyba nie był dobry moment na informowanie moich towarzyszy zklanu, że Poszukiwacze uważali nasze istnienie za sprzeczne z naturą.Poza tym coś mi nie pasowało.Słowa Ethana dzwoniły mi w uszach.Niktza nami nie przyszedł.Czemu? Byliśmy ukryci, ale wcale nie tak dobrze.Wydawało się, że jedynym logicznym posunięciem ze strony Opiekunówbędzie przeczesywanie ulic, a nawet dachów, byleby tylko nas znalezć.To było coś więcej niż tylko napięcie, więc stwierdziłam głośno:- To nie ma sensu.- Co nie ma sensu? - spytał Connor?- Nasza ucieczka - wyjaśniłam.- Za łatwo nam poszło.- Za łatwo? - warknęła Adne.- Mój ojciec nie żyje! Przeszył mnie smutek.Zwiesiłam głowę i przed oczamistanęli mi Monroe i Ren.Tak niewiele brakowało, by ojciec odzyskałstraconego syna.Zastanawiałam się, czy Bryn, Mason, Nev i Sabinęponiosą takie konsekwencje swoich cierpień jak mój brat.Wydawało się,że wszystko jest w porządku, ale czy kiedy opadnie adrenalina wywołanaucieczką, nie dotknie ich rozpaczliwa świadomość, że już nic nie będzietakie samo, jak przedtem? Czy aby na pewno kogokolwiek ocaliliśmy?Fala smutku zmyła niepokój i wciągnęła mnie w wir rozpaczy.Connorpołożył Adne dłoń na ramieniu.- Adne, spokojnie, nie chciała cię urazić.Co miałaś na myśli, Callo?Pokręciłam głową, nie chciałam opaść głębiej na dno, gdzie wątpliwości iżal odebrałyby mi oddech.- Nie - zaprotestował Ethan - powiedz.Znasz Opiekunów.Co cięzaniepokoiło?Siła w jego głosie odegnała moje poczucie winy.Usiłowałamprzypomnieć sobie, kim jestem, a przynajmniej kim byłam.Przywódczynią.Wojownikiem.- To była pułapka - powiedziałam.- Niewątpliwie - zgodził się Ethan, a jego oczy się zwęziły - i to całkiemniezła.- Ale nie tak dobra, jak mogłaby być - dodałam powoli.- Mów dalej - zachęcił.- Zmory - mruknęłam tylko.Connor odszedł od Adne i zbliżył się do mnie.- Co z nimi?- Dlaczego ich nie było? - Starałam się mówić pewnie, mimo że strachpełzł mi po skórze.Nikt się nie odezwał, ale spojrzenia wszystkich zwrócone były na mnie.- Pomyślcie: wiedzieli, że przyjdziemy, ale trafiliśmy tylko naStrażników.Nie widziałam ani jednego Opiekuna, a skoro ich nie było,nie było także zmór.- Do czego zmierzasz? - spytał Ethan.- Gdzie podziali się Opiekunowie? - odparłam.- Dlaczego nie bylielementem pułapki?- Nie chcieli brudzić rąk - mruknął Connor.- Nie.- Po twarzy Ethana przemknął cień zrozumienia.-Ona ma rację.Jeśli chcieli mieć pewność, że nie uda nam się uciec, czemu nie użylinajpotężniejszej broni?- Może byli w pobliżu, ale nie w samym budynku? - podpowiedziałaAdne, wycierając łzy wierzchem dłoni.- Nigdy przedtem nie otwierałamprzejścia wewnątrz.Mogli czekać na nas przy wyjściu z klubu.- Może.- Strach mnie nie opuszczał.- Ale w takim razie czemu nie ma ichna dole?Nikt nie odpowiedział.- Cóż, w każdym razie nic dobrego z tego nie wyniknie, jak będziemy tuczekać na wyjaśnienie - orzekł Connor.-Adne, otwórz portal, wracajmydo Denver.- Jasne - powiedziała.- Rób swoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]