[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ethan odchrząknął.- Ja pójdę.Nie zdołałam powstrzymać niedowierzającego parsknięcia.Uśmiechnąłsię do mnie zimno.- Wilczyco, mogę cię nie lubić, ale przykro mi, że o mały włos niezabiłem twojego brata.A tamte bydlaki zabiły mojego.Chcę im daćpopalić.I wkurzyć ich, odbijając ich więzniów.Monroe spojrzał na niego ostro, ale Ethan wzruszył ramionami. - Sam to powiedziałeś, Monroe.To sprawa osobista.- No dobra, Ethan.Pójdziesz ty i pójdę ja.- We dwóch? - Shay popatrzył na niego z otwartymi ustami.- Pójdziecietylko we dwóch?- Nie.- Monroe uśmiechnął się do niego, a potem popatrzył na mnie.-Zabierzemy ze sobą Strażniczkę alfa.Tyle siły powinno nam wystarczyćdo odbicia więzniów.- Nie bierzcie Calli - powiedział Shay.- Oni chcą ją zabić.To zbytniebezpieczne.Drgnęłam i błyskawicznie pokazałam mu zęby.- Czy ty w ogóle pamiętasz, kim jestem? Nie potrzebuję, żebyś mniechronił!Kiedy spojrzał mi w oczy, przeszła mi cała złość.Jego spojrzenie byłopełne lęku.i miłości.- Wiem.- Potrzebujemy jej, żeby nam pomogła znalezć jej klan -wytłumaczyłMonroe.- Ona musi pójść.Shay zwiesił ramiona, ale nic już nie powiedział.- Ja też pójdę - odezwał się nagle Connor.- Jeśli to ma być ostatniaimpreza, to do cholery nie chcę, żeby mnie ominęła.- No to umowa stoi - zatwierdził Monroe.- Silas?- Co? - Skryba wciąż przeglądał swoje notatki.- Mogę ci zaufać, że nie zgłosisz tego Anice.a przynajmniej nie od razu?- spytał Monroe.Silas znów zaczął coś pisać, ale pokiwał głową.- Ubijemy interes.Dowiedzcie się, jak dopadli Granta, a ja nie polecę ztym do Strzały.Raport, jaki mogę teraz sporządzić, będzie w najlepszymrazie wyrywkowy.- Dziękuję - powiedział Monroe.- Ethan, omówmy logistykę.Isaac,możesz zorganizować chłopakowi coś do jedzenia? Connor.- Już się robi - potwierdził Connor, kierując się do drzwi.Obejrzał sięprzez ramię na Adne, Shaya i na mnie.- Chodzcie, ludzie.Sam tegowszystkiego nie przeniosę. Zerknęłam na Ansela, ale on znów gapił się na własne ręce i cały drżał.Lepiej było zostawić go teraz samego.Chciałam mu pomóc, ale jeślimiałam wyruszyć do walki, musiałam się skoncentrować.Kiedypatrzyłam na Ansela, coś zaczynało ściskać mnie w dołku.Widziałamtylko jego kruchość i obraz mojej matki leżącej we krwi na ołtarzu.Ztrudem przełknęłam gorycz i wstałam z krzesła, żeby iść za Connorem.Adne już wychodziła z kuchni.- Ale co mamy przenieść? - Shay też wstał.- Broń.- Connor uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł. 16Broń? - powtórzył Shay, patrząc na zamaszyste ruchy Connoraprzechodzącego przez salę treningową.- Och, idz już z nim - jęknęła Adne.- Chłopcy i te ich zabawki.Myślałbykto, że kiedyś z nich wyrosną.- Ale o co chodzi? - spytałam, zrównując z nią krok.-Przecież on już maswoje szpady.- Tylko dwie.- A dwie nie wystarczą? - mruknął Shay pod nosem, kiedy tak szliśmy zaConnorem.W przeciwległym rogu znajdowały się wąskie drzwi.Connor otworzyłzamek i weszliśmy jego śladem do środka.Ogarnęła nas całkowitaciemność, bo w pomieszczeniu nie było żadnych okien.Zmarszczyłambrwi i potrząsnęłam głową, w której rozległo się dziwne brzęczenie.- Och! - krzyknął Connor.- Jasna cholera.Silas znów zostawił swojepodręczniki walki na podłodze.Gdzie jest to głupie światło.?- Tu! - odkrzyknęła Adne i w następnej chwili słaba poświata pojedynczejżarówki rozjaśniła wnętrze.Aż sapnęłam, a Shay zagwizdał.Wszystkie cztery ściany, od posadzki posufit, obwieszone były bronią: groznie zakrzywionymi szablami, którychdługość wahała się od połowy metra do wysokości przeciętnegoczłowieka; sztyletami o zakrzywionych lub zygzakowatych klingach;jedno i dwuręcznymi toporami; maczugami i pałkami; okutymi drągami oraz kijami.Cała ta broń zalśniła nawet w kiepskim oświetleniu.Powietrze aż wibrowało Starą Magią; dobywała się z objętej zaklęciamibroni, która wypełniała cały pokój.Moje zdumienie ustąpiłonieprzyjemnemu uczuciu, które zaczęło ściskać mnie w żołądku.Patrzącna broń, przypominałam sobie, że Poszukiwacze przez całe życiedoprowadzali do perfekcji sztukę zabijania Strażników.I właśnie tak torobili.Jakby na sygnał, zapiekło mnie ramię.Zdawało się, że mięśniezapamiętały ciosy, jakie zadała im taka broń.- Popatrzcie na to - powiedział Connor, kopniakiem odsuwając sobie zdrogi kilka rozrzuconych na podłodze podręczników.- Skoro Silas takbardzo kocha te swoje książki, dlaczego wszędzie je zostawia?- Silas tu trenuje? - Nadal gapiłam się na broń, ale sama myśl, że używajej ten Skryba, wydawała mi się dziwaczna.-Myślałam, że Skrybowie niewalczą.- Nie walczą, ale wszyscy Poszukiwacze muszą uczyć się walki.Każdy znas miewa wyznaczone dyżury w placówkach - mruknął Connor.- NawetSkrybowie, i to nie wyłączając tych, którzy do niczego się nie nadają.- To nie tak, że on się do niczego nie nadaje; jest po prostu zapominalski.-Adne przeszła przez pokój i wspięła się na drabinkę, ułatwiającą dostępdo broni zawieszonej wysoko na ścianie.- Co chcesz?- Daj mi francuski gladius - zdecydował Connor.-1 jeszcze ze dwa katary.- Jesteś taki przewidywalny - stwierdziła Adne, zdejmując broń z haków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl