[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tuż przed szóstą David pomógł ostatniemu z zataczających się lekko robotnikówwsiąść do wynajętego mikrobusu.Stał jeszcze przez chwilę patrząc, jak zatłoczony pojazdniknie za zakrętem alei.Zawrócił do domu, lecz zawahał się i ruszył w stronę furtki wiodącejdo ogrodu.Pchnął ją, minął załom wysokiego żywopłotu i po raz pierwszy ujrzał swój różanyogród w pełnym rozkwicie.Wszystkie krzewy się przyjęły, choć sadził je w tak koszmarnychwarunkach.Uśmiechnął się do siebie.Istotnie, warunki były koszmarne i nie odnosiło się towyłącznie do pogody.Ruszył trawiastą ścieżką między rabatami, od czasu do czasuwyciągając rękę, by zerwać przekwitły kwiat.Wyglądało to dokładnie tak, jak planował.Każdy włożony tu wysiłek wydał kwiat.A wszystko dla Rachel.Idealny pomnik dlaupamiętnienia jej czystej, nieskalanej urody.Pochylił się i wbił palce głęboko w ziemię, zaciskając je wokół korzeni samotnegomniszka.Chłodna lepka gleba w niczym nie przypominała piaszczystej nagrzanej słońcem, doktórej przywykł w Leesport.Wyrwał chwast i rzucił go na trawę.Potem roztarł w palcachgrudkę ziemi myśląc o dwóch tak różnych ogrodach łączących dwie tak podobne kobiety.Jedna była z nim przez lata, druga tylko chwilę; wiedział wszakże, iż ani jednej, ani drugiejnie zapomni.ROZDZIAŁ 36Wiatr siekł deszczem w okna biur firmy Culpepper Rowan, pędząc wodę skośnymistrużkami przez przyciemnione szyby i wtłaczając ją w szczeliny ram okiennych.Jenniferstała z założonymi rękami i głową opartą o chłodną taflę szkła.Patrzyła z roztargnieniem nasamochody przesuwające się powoli wzdłuż Piątej Alei.Wybiła dopiero trzecia, ale niebozasnuły niskie, ciężkie chmury i wszyscy już jeździli z włączonymi światłami.Było tokoszmarnie przygnębiające.Na szczęście za dwa tygodnie zacznie się maj, zaświeci ciepłesłońce, a potem przyjdzie lato.Szkoda, że zmieni się tylko pogoda, nie jej życie.W nim ciągle panowała zima -chłodna, posępna i bezbarwna.Tak było od listopada, kiedy to Alex odszedł już na dobre, anawet wcześniej.Wysiłki zmierzające do pogodzenia się z nim wyczerpały ją bardziej niżrozstanie.Odwróciła się od okna, zbliżyła do biurka i ciężko usiadła na krześle.Przebiegłaoczyma stronę widniejącą na ekranie komputera.Zaśmiała się kwaśno.Jedna jedynastroniczka - tyle tylko udało się jej napisać.Powinna dziś wieczorem skończyć tę ofertę, alejej organizm nie był w stanie wydusić z siebie ani kropli twórczej adrenaliny.Czuła się tak,jakby jej mózg pływał w gęstym syropie.Kliknęła „zapisz”, przymknęła pokrywę laptopa i oparła się wygodniej.Nie potrafiłasię skoncentrować.Z dnia na dzień było coraz gorzej.Odsunęła krzesło, wstała i ponownie ruszyła w stronę okna, kiedy ktoś zapukał dodrzwi i wszedł Sam.- Cześć - rzekł składając ręce.- Wpadłem spytać, jak ci idzie z tą ofertą.Jennifer zerknęła na niego kątem oka i odwróciła się z powrotem do okna.- Kiepsko, co? - zmartwił się.Skinęła głową, nie patrząc na Sama.- No cóż, poproszę Russa, żeby na to zerknął.Razem coś sklecimy i wyślemy im dziśfaksem.- Podszedł do telefonu.- Russ? Tu Sam.Czy mógłbyś wpaść na chwilę do pokojuJennifer? Dziękuję.Odłożył słuchawkę i podszedł do Jennifer.Oparł się o ścianę przy oknie, wpychającręce do kieszeni.- Nie czujesz się zbyt dobrze, prawda?- Przepraszam, Sam.Nie na wiele się wam przydałam w ciągu ostatniego pół roku.Sam ujął ją za ramię.- Nie powtarzaj wciąż tego.Robiłaś, co mogłaś.Ja to rozumiem i nie mam do ciebiepretensji; w końcu życie cię ostatnio nie rozpieszczało.Niedługo znów wrócisz do formy.Jennifer milczała przez chwilę, patrząc w okno.- Wątpię - powiedziała.- Jestem już całkowicie wypalona.Nie mam wam nic więcejdo zaoferowania.Zaczynam dochodzić do wniosku, że powinnam cichutko się spakować iopuścić firmę.Nie możesz wiecznie mnie utrzymywać.Zresztą chyba pora, bym przetasowałaswoją hierarchię wartości.- To znaczy?- To znaczy, że chciałabym więcej czasu spędzać w domu z Benjim i Jasmine.Tamjestem teraz najbardziej potrzebna.Sam syknął przez zęby.- To też rozumiem, ale prawdę mówiąc, wcale nie chcę cię stracić.- Postukał obcasemw czubek drugiego buta.- Czy.eee.kontaktowałaś się ostatnio z Alexem?- Nie.W każdym razie nie bezpośrednio.Dwa dni temu dostałam list od jegoadwokata z Dallas, który ma go reprezentować w postępowaniu rozwodowym.Sam ponownie syknął i pokręcił głową.- Chryste! Ależ ten facet okazał się zimnym draniem!Jennifer uśmiechnęła się ze smutkiem.- Nie zawsze taki był - powiedziała cicho.- Wiem.Przepraszam.Nie powinienem był tego mówić.W tym momencie do pokoju wszedł roześmiany Russ, kończąc rozmowę z kimś nakorytarzu.- Słucham, Sam, co mogę dla ciebie.Sam uciszył go przykładając palec do ust i obrócił się do Jennifer.- Rozumiem powody, dla których chcesz odejść z firmy, ale proszę, żebyś wstrzymałasię z decyzją jeszcze na jakiś czas.- Dlaczego? - Spojrzała na niego ze znużeniem.Na twarzy Sama nagle wykwitł szeroki uśmiech.- Dlatego.że właśnie dzwonili do mnie z Gladwin Vintners [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tuż przed szóstą David pomógł ostatniemu z zataczających się lekko robotnikówwsiąść do wynajętego mikrobusu.Stał jeszcze przez chwilę patrząc, jak zatłoczony pojazdniknie za zakrętem alei.Zawrócił do domu, lecz zawahał się i ruszył w stronę furtki wiodącejdo ogrodu.Pchnął ją, minął załom wysokiego żywopłotu i po raz pierwszy ujrzał swój różanyogród w pełnym rozkwicie.Wszystkie krzewy się przyjęły, choć sadził je w tak koszmarnychwarunkach.Uśmiechnął się do siebie.Istotnie, warunki były koszmarne i nie odnosiło się towyłącznie do pogody.Ruszył trawiastą ścieżką między rabatami, od czasu do czasuwyciągając rękę, by zerwać przekwitły kwiat.Wyglądało to dokładnie tak, jak planował.Każdy włożony tu wysiłek wydał kwiat.A wszystko dla Rachel.Idealny pomnik dlaupamiętnienia jej czystej, nieskalanej urody.Pochylił się i wbił palce głęboko w ziemię, zaciskając je wokół korzeni samotnegomniszka.Chłodna lepka gleba w niczym nie przypominała piaszczystej nagrzanej słońcem, doktórej przywykł w Leesport.Wyrwał chwast i rzucił go na trawę.Potem roztarł w palcachgrudkę ziemi myśląc o dwóch tak różnych ogrodach łączących dwie tak podobne kobiety.Jedna była z nim przez lata, druga tylko chwilę; wiedział wszakże, iż ani jednej, ani drugiejnie zapomni.ROZDZIAŁ 36Wiatr siekł deszczem w okna biur firmy Culpepper Rowan, pędząc wodę skośnymistrużkami przez przyciemnione szyby i wtłaczając ją w szczeliny ram okiennych.Jenniferstała z założonymi rękami i głową opartą o chłodną taflę szkła.Patrzyła z roztargnieniem nasamochody przesuwające się powoli wzdłuż Piątej Alei.Wybiła dopiero trzecia, ale niebozasnuły niskie, ciężkie chmury i wszyscy już jeździli z włączonymi światłami.Było tokoszmarnie przygnębiające.Na szczęście za dwa tygodnie zacznie się maj, zaświeci ciepłesłońce, a potem przyjdzie lato.Szkoda, że zmieni się tylko pogoda, nie jej życie.W nim ciągle panowała zima -chłodna, posępna i bezbarwna.Tak było od listopada, kiedy to Alex odszedł już na dobre, anawet wcześniej.Wysiłki zmierzające do pogodzenia się z nim wyczerpały ją bardziej niżrozstanie.Odwróciła się od okna, zbliżyła do biurka i ciężko usiadła na krześle.Przebiegłaoczyma stronę widniejącą na ekranie komputera.Zaśmiała się kwaśno.Jedna jedynastroniczka - tyle tylko udało się jej napisać.Powinna dziś wieczorem skończyć tę ofertę, alejej organizm nie był w stanie wydusić z siebie ani kropli twórczej adrenaliny.Czuła się tak,jakby jej mózg pływał w gęstym syropie.Kliknęła „zapisz”, przymknęła pokrywę laptopa i oparła się wygodniej.Nie potrafiłasię skoncentrować.Z dnia na dzień było coraz gorzej.Odsunęła krzesło, wstała i ponownie ruszyła w stronę okna, kiedy ktoś zapukał dodrzwi i wszedł Sam.- Cześć - rzekł składając ręce.- Wpadłem spytać, jak ci idzie z tą ofertą.Jennifer zerknęła na niego kątem oka i odwróciła się z powrotem do okna.- Kiepsko, co? - zmartwił się.Skinęła głową, nie patrząc na Sama.- No cóż, poproszę Russa, żeby na to zerknął.Razem coś sklecimy i wyślemy im dziśfaksem.- Podszedł do telefonu.- Russ? Tu Sam.Czy mógłbyś wpaść na chwilę do pokojuJennifer? Dziękuję.Odłożył słuchawkę i podszedł do Jennifer.Oparł się o ścianę przy oknie, wpychającręce do kieszeni.- Nie czujesz się zbyt dobrze, prawda?- Przepraszam, Sam.Nie na wiele się wam przydałam w ciągu ostatniego pół roku.Sam ujął ją za ramię.- Nie powtarzaj wciąż tego.Robiłaś, co mogłaś.Ja to rozumiem i nie mam do ciebiepretensji; w końcu życie cię ostatnio nie rozpieszczało.Niedługo znów wrócisz do formy.Jennifer milczała przez chwilę, patrząc w okno.- Wątpię - powiedziała.- Jestem już całkowicie wypalona.Nie mam wam nic więcejdo zaoferowania.Zaczynam dochodzić do wniosku, że powinnam cichutko się spakować iopuścić firmę.Nie możesz wiecznie mnie utrzymywać.Zresztą chyba pora, bym przetasowałaswoją hierarchię wartości.- To znaczy?- To znaczy, że chciałabym więcej czasu spędzać w domu z Benjim i Jasmine.Tamjestem teraz najbardziej potrzebna.Sam syknął przez zęby.- To też rozumiem, ale prawdę mówiąc, wcale nie chcę cię stracić.- Postukał obcasemw czubek drugiego buta.- Czy.eee.kontaktowałaś się ostatnio z Alexem?- Nie.W każdym razie nie bezpośrednio.Dwa dni temu dostałam list od jegoadwokata z Dallas, który ma go reprezentować w postępowaniu rozwodowym.Sam ponownie syknął i pokręcił głową.- Chryste! Ależ ten facet okazał się zimnym draniem!Jennifer uśmiechnęła się ze smutkiem.- Nie zawsze taki był - powiedziała cicho.- Wiem.Przepraszam.Nie powinienem był tego mówić.W tym momencie do pokoju wszedł roześmiany Russ, kończąc rozmowę z kimś nakorytarzu.- Słucham, Sam, co mogę dla ciebie.Sam uciszył go przykładając palec do ust i obrócił się do Jennifer.- Rozumiem powody, dla których chcesz odejść z firmy, ale proszę, żebyś wstrzymałasię z decyzją jeszcze na jakiś czas.- Dlaczego? - Spojrzała na niego ze znużeniem.Na twarzy Sama nagle wykwitł szeroki uśmiech.- Dlatego.że właśnie dzwonili do mnie z Gladwin Vintners [ Pobierz całość w formacie PDF ]