[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W seminarium duchownym języki biblijne są nauczane jako przedmioty obok innych, i wcale nie najważniejsze.Na pierwszym roku studiów na Biblicum ich przyswajanie stanowiło w gruncie rzeczy najpierw jedyne, a potem najważniejsze zajęcie studentów.Postępy były widoczne?Rozpocząwszy naukę hebrajskiego i greckiego w październiku, pod koniec semestru, czyli w styczniu, czytaliśmy i tłumaczyliśmy obszerne fragmenty Starego i Nowego Testamentu.Bardzo mi to odpowiadało.Na koniec semestru byłem wprawdzie zmęczony, lecz i szczęśliwy.Aby odpocząć, odbyłem wspaniałą wycieczkę: Gran Sasso dTtalia (zimą, z jakimi niezwykłymi przygodami!), Loreto, a potem wzdłuż Adriatyku przezAnkonę do San Marino, a stamtąd do Bolonii, Florencji i Pizy oraz powrót do Rzymu.Skwapliwie szukałem wszelkich śladów polskości.Ogromne wrażenie wywarły dwa cmentarze polskie z okresu drugiej wojny światowej: u stóp sanktuarium maryjnego w Loreto i w Bolonii.W kontekście nowego pontyfikatu wzrosło zainteresowanie Polakami i polskością, a wraz z nim także życzliwość Włochów.Uczyłem się Italii, z jej wspaniałą przeszłością i dynamiczną teraźniejszością.Później podobnym szlakiem oprowadziłem kilka pielgrzymek z Polski.Chyba największe wrażenie zawsze wywiera Loreto, z pięknie utrzymanym cmentarzem i wspaniałą bazyliką ku czci Matki Bożej Loretańskiej.A w bazylice wyróżnia się kaplica z malowidłem przedstawiającym „Cud nad Wisłą”.Wtedy, pod koniec lat 70., był to w Polsce temat zakazany.Opowiadało się o tym w domach, nie w szkołach.Takie były początki, a później?W drugim semestrze rozpoczęliśmy wykłady wprowadzające w świat Biblii, jego aspekty geograficzne, archeologiczne i historyczne.Ogromne wrażenie wywarł na mnie prof.Robert North, Amerykanin, który był archeologiem, zajmował się geografią biblijną, znał biblijne języki oraz kilkanaście języków nowożytnych, redagował specjalistyczną bibliografię biblijną, miał rozległą wiedzę i prawie zawsze tryskał humorem.Kiedy go zapytałem, jak to możliwe, że nauczył się kilkunastu języków, odpowiedział: „Najtrudniej przychodzi pierwsze pięć, a potem to już leci”.Profesor North napisał też przewodnik po Ziemi Świętej, który sam przetłumaczył także na język polski.Znajdujemy w nim pewne niezamierzone elementy humorystyczne, na przykład zdanie, że z Tel Awiwu do Hajfy wiedzie linia kolejowa, którą „jeździ malowniczy pociąg”.Spośród wielu specyficznych językowych wyrażeń najbardziej pikantny jest jednak inny fragment.Autor opowiada, że w pobliżu Morza Martwego w okresie, gdy ten region należał do Jordanii, król Hussajn wybudował sobie hotel, a obok hotelu wystawiono jego pomnik.Izrael zajął to terytorium, hotel jest nieczynny, zatem „król Hussajn bez interesu stoi”.Profesor North bardzo nam pomagał i w oczach części wykładowców i studentów uchodził za polonofila.Traktował to jako komplement, zaś w jego nastawieniu i postawie utwierdził go wybór Jana Pawła II.W późniejszym okresie słuchałem wykładów o.prof.Sta-nislasa Lyonneta, także wielkiego przyjaciela Polski i Polaków.Był specjalistą od piśmiennictwa Pawiowego, które omawiał z wielkim znawstwem i pasją.Z jego osobą łączy się epizod związany z zamachem na życie Ojca Świętego.Proszę opowiedzieć.Była środa, 13 maja 1981 r., po południu.Dość leniwie słuchaliśmy wykładu, bo wokół panowała piękna wiosna i ciepło.Wykład właśnie dobiegał końca, gdy drzwi sali gwałtownie się otworzyły i wbiegł prof.Stanislas Lyonnet.Nigdy przedtem nie zdarzyło się coś podobnego.Profesor powiedział: „Zabili wam papieża!” Wykład został przerwany.Szybko wróciłem do Instytutu Polskiego, gdzie wszystko wrzało.Profesor Lyonnet doskonale wiedział, że na sali są Polacy i co znaczy dla nas zamach na życie Jana Pawła II.Później wielokrotnie spotykałem słynnego profesora, najczęściej w bibliotece.Zawsze miło odwzajemniał powitanie i mówił coś miłego na temat Polski.Czasami miał pytania dotyczące przedwatykańskiej biografii Jana Pawła II, kiedy indziej zapytywał o ks.prof.Kazimierza Romaniuka, który był jego studentem.Z prawdziwą satysfakcją przyjmował informację, że był on w Warszawie moim profesorem.„Bene, bene” - potakiwał i uśmiechał się zadowolony.Czynił to kilkakrotnie, nie dlatego, iżby nie pamiętał, lecz dlatego, że lubił o tym słuchać.Pod koniec studiów po jednej z takich rozmów dorzucił: „Nieraz się przekonałem, że wielkie zamiłowanie do Pisma Świętego zbliża ludzi i ich łączy".Biblicum to wielkie autorytety w dziedzinie biblistyki i wielkie sławy.Na pewno zetknął się Ksiądz z nimi?Tak, a nasiliło się to później, na kolejnych latach studiów.Opowiadanie o każdym z nich zajęłoby bardzo wiele miejsca i pewnie takie wspomnienia się im należą, tym bardziej że zbliża się, przypadająca w 2009 r., setna rocznica istnienia Papieskiego Instytutu Biblijnego.Może wysiłkiem polskich absolwentów tej uczelni taką księgę wspomnień napiszemy? Wielu naszych profesorów to postacie niezwykle barwne.Wielcy uczeni, a zarazem wspaniali ludzie.Nie sposób wyliczyć wszystkich, więc niektórzy profesorowie: Carlo M.Martini, Luis Alonso-Schó-kel, Albert Vanhoye, Klemens Stock, Mitchell Dahood, Maurice Gilbert, Thomas Franxmann, Richard Neudecker.Wystarczy zajrzeć do bibliografii biblijnej, by się przekonać, że mamy do czynienia z gigantami współczesnej biblistyki, którym zawdzięcza ona bardzo wiele.Prawdziwą legendą Biblicum byli profesorowie Luis Alon-so-Schókel i Albert Vanhoye.Niemal wszyscy, chyba z wyjątkiem Hiszpanów, bardzo się bali prof.Schókela, a on to lubił i szczerze się tym cieszył.Za powłoką surowości biło jednak dobre serce, więc nikogo nie skrzywdził [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • php") ?>