[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak czuło się w niej smuteki obojętność, przez co mimo urody nie przyjmowała tylu klientów co pozostałe dziwki.Cichoń pierwszy dostrzegł Charlottę i powiedział coś do Mariam.Ta spojrzała wystraszonana madame i spuściła głowę, po czym w pośpiechu oddaliła się w stronę wychodka. Co z nią? zapytała Charlotta. Znów odmówiła klientowi rzekł Cichoń, kręcąc głową. Z jakiego powodu tym razem? Ponoć miał krosty na kuśce.Charlotta westchnęła. Zwraca na nas uwagę.Powinieneś jej zdrowo przyłożyć, jak zrobiłby to prawdziwykurwimistrz.Cichoń wykrzywił twarz.Widać było, że nie czuje się dobrze w wyznaczonej mu roli.Jednakczłowiek zmuszony jest grać tym, co ma. Zajmę się tym, obiecuję rzekł. Lepiej nie zwlekaj, dla jej własnego dobra.Za góra miesiąc zakończymy nasze zadaniei dziewczyna będzie zdana tylko na siebie.Jeśli nadal będzie wybrzydzać, umrze z głodu lubzimna.Cichoń skinął głową, zawahał się, jakby zamierzał coś jeszcze powiedzieć.Charlotta popatrzyła na niego z zachętą. Mogę zapytać, czemu wyratowałaś ją, pani, od śmierci?Przez chwilkę patrzyli na siebie. Powiedzmy, że mam słabość do biednych i pokrzywdzonych istot odparła Mesire.Cichoń podrapał się po wilgotnym zaroście. Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że już znam panią, jestem zaskakiwany.Charlotta się uśmiechnęła.Klepnęła Cichonia w ramię, po czym skierowała się ku drzwiomkarczmy. W sali na parterze panował okropny zaduch i gwar.Dziesiątki mężczyzn grzały się przyławach, rozsiewając odór z niepranych od pierwszych mrozów ubrań.Za ladą zbitą z desekuwijał się karczmarz, wysoki barczysty mężczyzna z bielmem na lewym oku.Gdy tylkoprzekroczyła próg, jednooki spojrzał na nią i skinął przyjaznie głową.Charlotta nie dała sięzwieść w oberżyście było coś złego.W sali kręciło się kilka dziwek, które przywiozła z Baru, wykorzystujących ostatnią nocprzed opuszczeniem miasteczka.Karczmarz w zamian za udział w zyskach odstąpił szopę natyłach budynku, gdzie ladacznice mogły przyjmować klientów.Charlotta pomyślała, że powinnasię tam udać i zobaczyć, jak idzie interes, lecz miała już dość tego syfu jak na jeden dzień.Pragnęła jedynie zaspokoić głód, przespać się i możliwie najszybciej opuścić to przeklętezadupie.Używając łokci, przepchnęła się do schodów.Nikt jej nie zaczepiał, mimo to mężczyznizawsze zostaną mężczyznami gdy wchodziła po stopniach na piętro, czuła na tyłku ich lepkiespojrzenia.Na ciemny korytarz wychodziło czworo drzwi, ostatnie po lewej prowadziły do jej kwatery.Mesire zamknęła się od środka na skobel, po czym upewniła się, że nikt nie myszkowałw izbie pod jej nieobecność.Kufer, który przywiozła ze sobą, jedyna cenna rzecz w tym chlewie,stał pod ścianą nienaruszony.Na resztę wyposażenia składały się ława, stół i łóżko ze zbitym,gruzłowatym siennikiem.Najbardziej jednak brakowało jej pieca czy choćby komina, przyktórym mogłaby się ogrzać.Charlotta bezradnie rozejrzała się po izbie i podziękowała losowi, że nie musi na stałewegetować w takich miejscach.Co gorsza, ta nędzna klitka kosztowała ją kilka srebrnych monet,więcej, niż karczmarz mógł zarobić na połowie swych gości, i tylko to przekonało go, abyusunął z izby poprzedniego lokatora, żydowskiego kupczyka.Za oknem szarość przechodziła w czerń.W izbie zrobiło się ciemno.Charlotta sięgnęła dosakiewki noszonej u pasa pod suknią i wyjęła łańcuszek z metalowym pojemnikiemmieszczącym węgielek.Wystarczyło trochę nań podmuchać, aby pojawił się żar.Charlottaprzytknęła knot świecy do rozżarzonego węgielka, po czym ustawiła światełko na stole.Wprawdzie karczmarz wzbraniał palić świece w izbach z obawy przed zaprószeniem ogniaprzez pijanych lokatorów, ale Charlotta uznała, że płaci za ten chlew wystarczająco dużoi zasługuje na choćby odrobinę ciepła.Rozległo się pukanie do drzwi.Mesire sięgnęła po sztylet ukryty w rozcięciu sukni i trzymając ostrze za plecami, wyjrzałana korytarz.To była tylko służąca z wieczerzą.Mesire odebrała posiłek i zamknęła drzwi.Usiadła przy stole i zabrała się do jedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.A jednak czuło się w niej smuteki obojętność, przez co mimo urody nie przyjmowała tylu klientów co pozostałe dziwki.Cichoń pierwszy dostrzegł Charlottę i powiedział coś do Mariam.Ta spojrzała wystraszonana madame i spuściła głowę, po czym w pośpiechu oddaliła się w stronę wychodka. Co z nią? zapytała Charlotta. Znów odmówiła klientowi rzekł Cichoń, kręcąc głową. Z jakiego powodu tym razem? Ponoć miał krosty na kuśce.Charlotta westchnęła. Zwraca na nas uwagę.Powinieneś jej zdrowo przyłożyć, jak zrobiłby to prawdziwykurwimistrz.Cichoń wykrzywił twarz.Widać było, że nie czuje się dobrze w wyznaczonej mu roli.Jednakczłowiek zmuszony jest grać tym, co ma. Zajmę się tym, obiecuję rzekł. Lepiej nie zwlekaj, dla jej własnego dobra.Za góra miesiąc zakończymy nasze zadaniei dziewczyna będzie zdana tylko na siebie.Jeśli nadal będzie wybrzydzać, umrze z głodu lubzimna.Cichoń skinął głową, zawahał się, jakby zamierzał coś jeszcze powiedzieć.Charlotta popatrzyła na niego z zachętą. Mogę zapytać, czemu wyratowałaś ją, pani, od śmierci?Przez chwilkę patrzyli na siebie. Powiedzmy, że mam słabość do biednych i pokrzywdzonych istot odparła Mesire.Cichoń podrapał się po wilgotnym zaroście. Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że już znam panią, jestem zaskakiwany.Charlotta się uśmiechnęła.Klepnęła Cichonia w ramię, po czym skierowała się ku drzwiomkarczmy. W sali na parterze panował okropny zaduch i gwar.Dziesiątki mężczyzn grzały się przyławach, rozsiewając odór z niepranych od pierwszych mrozów ubrań.Za ladą zbitą z desekuwijał się karczmarz, wysoki barczysty mężczyzna z bielmem na lewym oku.Gdy tylkoprzekroczyła próg, jednooki spojrzał na nią i skinął przyjaznie głową.Charlotta nie dała sięzwieść w oberżyście było coś złego.W sali kręciło się kilka dziwek, które przywiozła z Baru, wykorzystujących ostatnią nocprzed opuszczeniem miasteczka.Karczmarz w zamian za udział w zyskach odstąpił szopę natyłach budynku, gdzie ladacznice mogły przyjmować klientów.Charlotta pomyślała, że powinnasię tam udać i zobaczyć, jak idzie interes, lecz miała już dość tego syfu jak na jeden dzień.Pragnęła jedynie zaspokoić głód, przespać się i możliwie najszybciej opuścić to przeklętezadupie.Używając łokci, przepchnęła się do schodów.Nikt jej nie zaczepiał, mimo to mężczyznizawsze zostaną mężczyznami gdy wchodziła po stopniach na piętro, czuła na tyłku ich lepkiespojrzenia.Na ciemny korytarz wychodziło czworo drzwi, ostatnie po lewej prowadziły do jej kwatery.Mesire zamknęła się od środka na skobel, po czym upewniła się, że nikt nie myszkowałw izbie pod jej nieobecność.Kufer, który przywiozła ze sobą, jedyna cenna rzecz w tym chlewie,stał pod ścianą nienaruszony.Na resztę wyposażenia składały się ława, stół i łóżko ze zbitym,gruzłowatym siennikiem.Najbardziej jednak brakowało jej pieca czy choćby komina, przyktórym mogłaby się ogrzać.Charlotta bezradnie rozejrzała się po izbie i podziękowała losowi, że nie musi na stałewegetować w takich miejscach.Co gorsza, ta nędzna klitka kosztowała ją kilka srebrnych monet,więcej, niż karczmarz mógł zarobić na połowie swych gości, i tylko to przekonało go, abyusunął z izby poprzedniego lokatora, żydowskiego kupczyka.Za oknem szarość przechodziła w czerń.W izbie zrobiło się ciemno.Charlotta sięgnęła dosakiewki noszonej u pasa pod suknią i wyjęła łańcuszek z metalowym pojemnikiemmieszczącym węgielek.Wystarczyło trochę nań podmuchać, aby pojawił się żar.Charlottaprzytknęła knot świecy do rozżarzonego węgielka, po czym ustawiła światełko na stole.Wprawdzie karczmarz wzbraniał palić świece w izbach z obawy przed zaprószeniem ogniaprzez pijanych lokatorów, ale Charlotta uznała, że płaci za ten chlew wystarczająco dużoi zasługuje na choćby odrobinę ciepła.Rozległo się pukanie do drzwi.Mesire sięgnęła po sztylet ukryty w rozcięciu sukni i trzymając ostrze za plecami, wyjrzałana korytarz.To była tylko służąca z wieczerzą.Mesire odebrała posiłek i zamknęła drzwi.Usiadła przy stole i zabrała się do jedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]