[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłampewna, że jeśli zjem jeszcze cokolwiek, wystrzelę z nich.Ale ona wydawała się takapodniecona, jakby sam pomysł lodów kanapkowych przegnał wszystkie ciemnemyśli z jej głowy.- Znakomity - powiedziałam, a ona zaklaskała w dłonie.Poszła, a ja siedziałam sama na słońcu, patrząc, jak klasa 14-18 galopuje poarenie.W tej właśnie klasie jezdziłaby moja siostra, gdyby tu jeszcze była, w tejklasie by wygrała z rękoma zawiązanymi na plecach.Nie dostaliśmy od niej anijednego listu od czasów tamtego, w którym pisała, że jest w Idaho, i chociaż mójojciec mówił, że nie ma się czym martwić, że jest po prostu zajęta, z każdymmijającym dniem czułam coraz większy niepokój.Nona wyjechała, nie mówiąc minic o Jerrym.Teraz jej nie było, a ja nie miałam pojęcia, czy on jest bystry, czy z niej żartuje, czy wraca doniej o umówionej godzinie.Próbowałam wyobrazić ich sobie razem w Idaho, jakjedzą steki w restauracjach, i po raz pierwszy nagle zastanowiłam się, czy wszystkoidzie tak, jak ona nam mówi.- Był pan kiedyś zakochany? - zapytałam.Pan Delmar nie odpowiedział, a ja zawijałam kabel telefoniczny na palcu,zastanawiając się, czy zapytałam o coś niewłaściwego, czy wreszcie posunęłam sięza daleko.- Tak - odrzekł po chwili.- Skąd pan wiedział? No wie pan, kiedy się pan zakochał po raz pierwszy, skądpan wiedział, że to jest to?Słyszałam przez telefon odgłos z gaznika samochodowego, delikatny szumpowiewu wokół niego - był na dworze.- Po prostu wiedziałem - rzekł w końcu.- Ale jakie to było uczucie? - drążyłam.- Skąd pan wiedział?- Dobra, dobra.Daj mi chwilę.Na piętrze w szafie mojej siostry skwar był niemal nie do wytrzymania,powietrze tak gęste, że czułam się, jakbym oddychała pod wodą.Od potu na moichdłoniach słuchawka stała się śliska, tak że musiałam wciąż zmieniać ręce i wycieraćje do sucha o skraj spódnic Nony, aby ją utrzymać.- Bardzo schudłem - powiedział pan Delmar.- Mogłem przed lustrem policzyćsobie żebra przez koszulę.- Dzięki temu pan wiedział, że jest zakochany?!- Trudno to wytłumaczyć - rzekł.- Kiedy jesteś zakochany po raz pierwszy, tocię wypełnia.Nie potrzebujesz niczego innego - ani jedzenia, ani spania, anipieniędzy, ani przyjaciół, ani nawet rodziny.Czułem się otumaniony, kręciło mi sięw głowie, mdliło mnie i czułem się niemal głupio.- Głupio?- Omal nie zawaliłem college'u.Chodziłem na wykłady, ale za żadne skarby niemogłem się skupić.Zwiat mógł się skończyć, a ja bym tego nie zauważył.Próbowałam sobie wyobrazić pana Delmara w college'u, jak pisze testy i praceegzaminacyjne, usychając z miłości. - Chyba mi nie wierzysz - rzekł.- Tak coś czuję.- Wierzę panu.Tylko że.- Chciałam zapytać, kim ona była, dziewczyna, przezktórą się zagłodził i niemal zawalił college, dziewczyna, przez którą mógł nie zrobićdyplomu i nie zostać nauczycielem, dziewczyna, przez którą ja nigdy bym go niespotkała.- Tylko że to jedynie mdłości i zawroty głowy? Strata wagi? Może miałpan tasiemca?Roześmiał się, a moja twarz zapłonęła z zakłopotania.- Z czego się pan śmieje? - zapytałam.- Z ciebie - odrzekł.- Jesteś bardzo zabawna.- Moje serce eksplodowało wklatce piersiowej i nie mogłam znalezć słowa na odpowiedz.Zwiatło wokół mniebladło, powietrze puchło w moich płucach.- Jak na kogoś tak mądrego, niezły zciebie głupek.Ojciec zostawił nową klacz w spokoju na ponad tydzień - żeby jej nogawyzdrowiała.Przenieśliśmy ją z areny na round pen, na którym kiedyś trzymaliśmyBarta.Ojciec powiedział, że kiedy już będzie wyszkolona, będziemy mogli jątrzymać tak, jak pozostałe konie sportowe - w małej, kwadratowej zagrodzie, wktórej będzie mogła robić niewielkie kółka, czekając, aż kupi ją ktoś ważny.Ojciec pracował z nią rankami, zanim słońce wypełniło niebo swoją furią izapędziło wszelką żywinę do cienia.Godzinami prowadził ją na lonży, stojącpośrodku round pena i uderzając batem o but, by zmusić ją do biegania.Wyczerpanie było najważniejszym elementem w ujeżdżaniu młodych koni,przeganianie ich, aż stawały się przemoczone od potu i tak wykończone, że nawetnie zauważały dodatkowego ciężaru siodła na grzbiecie, dodatkowego ciężaruczłowieka.Wyglądało jednak na to, że żadna liczba ćwiczeń nie stępi jej zmysłów.Zakażdym razem kiedy ojciec zakładał jej siodło na grzbiet, Darling stawała dęba iwierzgała, wykręcała się w powietrzu, wbijała w ogrodzenie albo padała na ziemię itarzała się, aż siodło połamało się pod jej ciężarem i trzeba było je wyrzucić.Ojciec przeszedł więc do planu B: w najgorętszej porze dnia prowadził ją napustą arenę i trzymając ją mocno, przypinał jej siodło.Potem przywiązywał wodzedo boku siodła, tak że jej łeb wykręcał się na bok, a ciało układało się w literę C.Wtej pozycji nie mogła wierzgać, przetaczać się, nie mogła zrobić kroku do przodu.Była unierucho- miona pośrodku placu, bezsilna.Następnie ojciec wychodził z areny i zamykałbramę, zostawiając ją, żeby stała i pociła się na słońcu.- Kilka takich dni - powiedział - i będzie mi jadła z ręki.Patty Jo oporządzała Toy Boya w stajni i przerwała, by wyjrzeć na arenę, gdziestała Darling z wykręconym ciałem i opuszczonym łbem.Nogi miała sztywne, asłońce wpadało do martwego niebieskiego lewego oka, sprawiając, że błyszczałoono jak płomień.Nawet z daleka było widać jak na dłoni, że nie poddaje się upałowi.Po prostu go przetrzymuje.Patty Jo zadrżała koło mnie, a ja czekałam, aż coś powie o skrajności ojcowskichmetod, coś o okrucieństwie.Ale kiedy on przeszedł przez stajnię, Patty usunęła sięna bok, kręcąc głową zdziwiona.- Nie miałam pojęcia, że tak trudno wyszkolić młodego konia - powiedziała.- Nie zawsze jest tak trudno - odparł ojciec.- Część poddaje się łatwo.Alereszta.- Wskazał ręką arenę i wzruszył ramionami.- No cóż, każdy jest inny.- Myślę, że to, co robisz, jest niezwykłe - powiedziała Patty, a my oboje na niąspojrzeliśmy.Spośród klientek ona jedna przyjeżdżała sama, a bez przyjaciółek itermosów z szampanem była cichsza, spokojniejsza, bardziej zwyczajna.- Tacyludzie jak ja po prostu jeżdżą na koniach - powiedziała.- A to dzięki tobie.Kark mojego ojca oblał się rumieńcem.On sam spuścił wzrok na podłogę stajni,stukając czubkiem buta o ścianę.- To trzeba zrobić i już - powiedział po chwili.- Gdyby konie miały pojęcie,jakie są wielkie, jak silne, nie można byłoby ich kontrolować.Zamieniłyby się wzabójców.Kiedy ojciec zabierał moją siostrę i mnie na wyprzedaże rzezne, zawszewyjaśniał, jak to jest doświadczyć okrucieństwa, gdy doprowadzone do szaleństwa,konie zamieniają się w potwory, których zdaniem ludzi nie można już zmienić.Ajednak ciągle im udowadniał, że się mylą.Nigdy nie trenował Staruszków przezwyczerpanie czy wymuszoną uległość.To dzwięk jego głosu i konsekwencja jegodotyku zamieniały je w pełne spokoju konie, z którymi każdy mógł dać sobie radę.Patrzyłam, jak Darling poci się pod niemiłosiernym słońcem, i zastanawiałam się,co rozumie mój ojciec, a czego nie rozumiem ja, co on w niej dojrzał, copowiedziało mu, że sam dzwięk i dotyk nie wystarczą. - Cóż, ja myślę, że to niesamowite - powiedziała Patty, a jej głos przeszedł wgardłowy szept.- Naprawdę, jesteś taki zdolny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl