[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strumieńposzerzył się, płynął teraz wolniej.Nagle znalezli się wśród małychpoletek wyciętych w wapiennej skale, otoczonych groblami i wypełnio-nych rzecznym mułem, gdzie jaśniały zielenią młode sadzonki.Konie zpluskiem przeszły przez płytką wodę, ale nikt nie wyszedł, by skarżyćsię na poczynione szkody.W powietrzu unosiła się woń dymu i czegośjeszcze: zwęglonego ciała, włosów i kości.Konie poderwały łby, wy-trzeszczając oczy i rozdymając chrapy.Shigeru chwycił miecz, inni poszli w jego ślady, jednym głosemwestchnęły stalowe klingi dobywane z pochew.Harada, kierowanygestem zakrwawionych rąk przewodnika, obrócił konia i pojechał wlewo, wzdłuż grobli.Pola leżały na skraju niewielkiej wioski.Po groblach łaziły kury, ja-kiś pies zaczął szczekać na konie, ale poza tym nie słychać było zwy-kłych wiejskich odgłosów.Chlupot wody rozbryzgiwanej końskimi140 kopytami wydawał się zdumiewająco głośny.Kiedy siwek Kiyoshigegozarżał, a kary Shigeru mu odpowiedział, ich rżenie zabrzmiało niczympłacz dziecka.Na końcu grobli wśród zalanych pól wznosiło się nieoczekiwanieniewielkie wzgórze, zaledwie trochę większe niż stóg.Jego dolną po-łowę przesłaniały drzewa, przez co wyglądało jak kudłate zwierzę, nawierzchołku zaś widać było ostre skały.Przewodnik dał znak, by sięzatrzymali, i gwałtownymi ruchami ciała skłonił Haradę, by zsiadł zkonia.Wskazywał gestami na drugą stronę kopca i przykładał dłoniedo zmasakrowanych ust, dając im do zrozumienia, żeby byli cicho.Słyszeli tylko kury i leśne ptaki, ale nagle dobiegł ich chrzęst, jakbyłamanych gałązek.Shigeru podniósł rękę i skinął na Kiyoshigego.Wedwóch ruszyli konno wokół kopca.Ujrzeli wycięte w zboczu stopnie,prowadzące w cień rzucany przez dęby i cedry.U stóp schodków doliny przeciągniętej między drzewami uwiązano kilka koni, jeden pró-bował zrywać liście klonu.Stał przy nich strażnik, uzbrojony w miecz iłuk.Konie zobaczyły się nawzajem i zarżały.Strażnik natychmiast wy-celował i wypuścił strzałę.Krzyknął głośno i dobył miecza.Strzała niedosięgła celu i z pluskiem wpadła w wodę tuż pod końskimi kopytami.Shigeru spiął karego do galopu.Nie miał pojęcia, kim jest ten niespo-dziewany wróg, ale uznał, że może być tylko z Tohanu.Herby Otorichbyły wyraznie widoczne, tylko Tohańczycy mogli zaatakować ich takzuchwale.Kiyoshige miał w ręku łuk i kiedy jego koń zerwał się dogalopu u boku wierzchowca Shigeru, odwrócił się w siodle i strzelił.Trafił strażnika w bok szyi, przez szparę w zbroi.Mężczyzna zachwiałsię i padł na kolana, na próżno chwytając drzewce.Kiyoshige minąłShigeru i odciął uwiązane konie, krzycząc i uderzając je po zadach,żeby je spłoszyć.Kiedy z pluskiem pognały przez pola, wierzgając irżąc, ze stopni zbiegli ci, którzy ich dosiadali, zbrojni w miecze, noże ikije.Nie padły żadne słowa, żadne wyzwanie czy wypowiedzenie wojny.Natychmiast zwarli się w walce.Siły były wyrównane.Zbocze dawałoTohańczykom przewagę, ale wojownicy Otorich byli konno, mogli się141 wycofać i zaatakować z rozpędu, i w końcu jezdzcy zwyciężyli.Shigerusam zabił co najmniej pięciu wrogów, zastanawiając się, dlaczego od-biera życie ludziom, których nawet nie zna, i jaki los sprawił, że przy-szło im zginąć od jego miecza, póznym popołudniem piątego miesiąca.Kiedy stało się jasne, kto zwyciężył, żaden z tamtych nie błagał o litość.Kilku ostatnich, którym udało się zostać przy życiu, rzuciło miecze ipróbowało uciekać przez płytką wodę, potykając się i ślizgając, ale wkońcu zostali powaleni przez ścigających ich jezdzców i krew zmąciłaspokojne odbicie nieba w lustrze zalanego pola.Shigeru zsiadł i uwiązał Karasu do klonu.Kazał kilku swoim lu-dziom zebrać ciała i odciąć głowy, po czym zawołał Kiyoshigego, byposzedł razem z nim, i zaczął wspinać się po stopniach, wciąż z mie-czem w dłoni, czujny na każdy dzwięk.Gdy umilkł szczęk broni i zgiełk krótkiej potyczki, zaczęły wracaćzwykłe odgłosy wzgórza.W zaroślach odezwał się drozd, w koronachwielkich dębów gruchały leśne gołębie.Cykady grały melancholijnie,ale poza tymi zwykłymi dzwiękami, szelestem liści poruszanych ła-godnym wiatrem, słychać było coś jeszcze: głuchy jęk, niemal niepo-dobny do ludzkiego głosu.- Gdzie jest człowiek, którego przywiezliśmy? - zapytał Shigeru,przystanąwszy na stopniu, i odwrócił się, by spojrzeć w tył.Kiyoshige zawołał Haradę i żołnierz przybiegł do nich.Torturowa-nego mężczyznę zdjęto mu wcześniej z pleców, ale ubranie i zbrojawojownika, nawet skóra na szyi, były całe w jego krwi.- Panie Shigeru, umarł podczas bitwy.Położyliśmy go z dala, bynie stała mu się krzywda, a kiedy wróciliśmy, już nie żył.- Był bardzo odważny - mruknął Kiyoshige.- Kiedy dowiemy się,kim był, pochowamy go z honorami.- Na pewno odrodzi się jako wojownik - rzekł Harada.Shigeru bez słowa ruszył po schodkach w górę, by dowiedzieć się,dla kogo ten człowiek tak rozpaczliwie starał się sprowadzić pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl