[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilkudniach w Meridzie pojechaliśmy do Campeche, a w końcu do Veracruz.Joaquin odpoczywał od swojej audycji, która właśnie zdobyła jakąśnagrodę i niespodziewanie zaczęła zyskiwać popularność, w sieci i weterze.Nie ukrywałam, że jego program uważam za absurdalnie staro-świecki.Rzeczywiście byli jeszcze tacy, których kręciły opowieści o du-chach? Zwłaszcza w epoce tak skupionej na wizji, spektaklu, efektachspecjalnych, wydawało się niedorzeczne, że są ludzie mający cierpliwość,żeby tego słuchać i - sama nie wiem - dopatrywać się w tych bzdurachjakiegoś sensu.Oczywiście, akurat ja, zajmując się komiksami, nie powinnam sięczepiać.Ale komiksy, choć też beznadziejnie staromodne, miały wdzięk,a radio było po prostu czerstwe.Tak mi się wydawało.Myliłam się, co do Joaquina i jego programu.Podczas podróży to-warzystwo tego faceta sprawiało mi przyjemność; spełniłam wszystkieswoje cele badawcze, odkryłam wiele aspektów Meksyku, o których nig-dy nie wiedziałam.Odkryłam też, że polubiłam najdziwniejsze nawykiJoaquina.Dziwny sposób, w jaki kaszlał, kiedy się zdenerwował.%7łelazny upór,z jakim argumentował po pijanemu.Poddałam się nawet temu jegorozmemłanemu spojrzeniu, jakim na mnie patrzył.Kiedy go przy mnienie było, tęskniłam.Tak, zakochałam się.Całkowicie i bez reszty.Cho-ciaż trochę mnie to złościło.Kiedy wróciliśmy, nawet przez chwilę się nie zastanawiałam, czy porasię do niego wprowadzić, czy może nie.Skoczyłam na główkę.Powrót dojego mieszkania na stałe był dla mnie najbardziej naturalną rzeczą podsłońcem.Podczas podróży dużo rozmawialiśmy o jego programie.Opowiedziałmi, jak audycja ewoluowała i się zmieniała.- Ale czemu ludzie chcą słuchać w kółko opowieści o duchach? - spy-tałam.- Masz wspaniałe oczy - odparł.- Szczerze mówiąc, nie rozumiem te-go.Wszystkie są takie same.- Jak oczy tygrysa.- Można by pomyśleć, że im się to w końcu znudzi.- Lśniące w dżungli.62 - Usiłuję porozmawiać o twoim programie.- Mój temat jest o wiele bardziej interesujący - powiedział, figlarnieunosząc brwi.Godzinę pózniej, kiedy nasze ubrania leżały rozwłóczone po podło-dze, zmusiłam go do rozmowy o programie.- Mamy podobne zainteresowania.To, czego ty szukasz w komik-sach, nie różni się tak bardzo od tego, co ja staram się zrobić w radiu.Jedno i drugie to przykład kuszącej prostoty.A skoro mowa o kuszeniu,wydaje mi się.- Przestań, naprawdę chcę usłyszeć, co o tym myślisz.- Dobrze.To co robię, uważam za rodzaj spowiedzi czy, jeśli wolisz,metaforę mniej religijną, kozetki psychoanalityka.Ludzie dzwonią, żebyopowiedzieć o swoich lękach i fobiach, o rzeczach, które sobie wyobrazilialbo które naprawdę im się przydarzyły, rzeczach, które chcieliby, żebysię wydarzyły.Jeśli historia jest dobra, wszyscy są zadowoleni.Jeśli nie,przynajmniej dzwoniący się wygada.A nasi słuchacze czekają na tenelement zaskoczenia, siłę spontaniczności; na niespodziewane; na nie-ograniczone możliwości, które dają im sekrety innych ludzi.- Może cię rozczaruję, ale to przypomina logikę Oprah i doktora Phi-la, podobnie tłumaczą swoje denne talk showy.O to ci chodziło? - Chcia-łam go tylko sprowokować, ale byłam też naprawdę ciekawa.- Och, zaraz będziemy się kłócić.Proponuję, żebyśmy to rozstrzygnęlizapasami.- Joaquin.- Wygrywają najlepsze dwa z trzech upadków.- Odpowiedz mi na pytanie.- Oczywiście przegrany też wygrywa.- Rozbrajał mnie tym swoimrozmemłanym spojrzeniem.- Co powiesz na zapasy słowne?- Moje są chyba ciekawsze.Wstałam z podłogi i ubrałam się.- Proszę, ubiera się.- Możesz mi to wyperswadować.Uśmiechnął się.- Dobra, odpowiem ci na pytanie - zgodził się, śmiejąc.- O co pyta-łaś?Kilka dni i orgazmów pózniej w końcu wydobyłam z niego odpo-wiedz.63 - Pozwalam po prostu ludziom wygadać się, świetnie, jeśli dzięki te-mu mogą rozwiązać jakieś swoje problemy.Ale wydaje mi się, że jestemjak publiczność, lubię ich słuchać.- Mówiłeś, że czasami słuchacze wszystko psują, tak dla sportu, żeniedowierzają, wyśmiewają, nawet obrażają tych, którzy dzielą się swo-imi najgłębszymi sekretami i obawami.Jak możesz oczekiwać, że roz-wiążesz jakiś konflikt w takim gąszczu wrogości?- Nie oczekuję, to zależy od samych dzwoniących.Większość słu-chaczy wie, w co się pakują.Ja mogę najwyżej apelować o zachowaniekultury, o pewien poziom szacunku i postarać się filtrować co wredniej-sze telefony.Ostatecznie, jeśli dojdzie do konfrontacji, to też należy doprogramu.Wątpię, czy ktokolwiek jest tak naiwny, żeby opowiedziećswoją historię na antenie i nie spodziewać się jakiejś krytyki.Wypytywałam Joaquina agresywnie przez kilka dni, między wy-buchami równie agresywnej namiętności.Nie chciałam go przekonywać,że jego program jest niemoralny, że nadużywa ludzkiego zaufania czy żejest banalny, nie kwestionowałam też tak naprawdę jego przekonań.Pchała mnie ciekawość, a Joaquin rozbrajał mnie prostą logiką i całko-witą szczerością.I tym swoim cholernym rozmemłanym spojrzeniem.Wszystko to miał w głowie poukładane, a to, że otarł się o śmierć,wzmocniło tylko jego determinację.Nawet jeśli często podchodził scep-tycznie do zasłyszanych historii, czuł szacunek dla dzwoniących.- To, czy ja im wierzę, czy nie, jest bez znaczenia - powtarzał.W naszych rozmowach nigdy nie przepuścił okazji, żeby wykazać pa-ralele między swoją pracą a podziemnymi komiksami, które były mojąobsesją.Obie formy mediów otwierały nowe kanały ekspresji, a każdamówiła własnym językiem, dialektem jednocześnie popularnym, spon-tanicznym, żywym i surowym.Obie były bezczelnymi profanacjami tra-dycyjnych gatunków, obie potrafiły być prowokujące i obie używały szo-ku jako środka komunikacji.Pomalutku, prawie nie zdając sobie z tego sprawy, osiadłam w Mek-syku na stałe.Wcześniej dużo podróżowałam, ale to był pierwszy raz,kiedy wybrałam dom z własnej woli, nie dlatego, że mi go narzucono czyże tak dyktowały względy praktyczne.Po kilku rozmowach zatrudnionomnie na wydziale nauk politycznych prywatnej uczelni.Stanowisko niełączyło się z prestiżem i niewiele płacili, ale to nie miało znaczenia.Wciąż pracowałam z kilkoma rysownikami, także z Albertem.Mój były64 kochanek uważał, że zasługuje na pewne przywileje, co mnie irytowało, aJoaquina doprowadzało do szału.Nienawidzę zazdrości.Nigdy jej nie rozumiałam.Ale u Joaquina na-wet zazdrość wydawała się urocza.Jego spojrzenie nabrało nowego od-cienia rozmemłania.Miłość i jej czary.Tak, kochaliśmy się.Ale jak o tym opowiadać? %7łeby piękna nie zabićbanałem?W mówieniu czy pisaniu o miłości jest coś nieprzyzwoitego.Coś de-precjonującego.A to uczucie, którego nikt z nas nie rozumie, nawet jeśliwydaje się nam inaczej.Jeśli w chwili intymności ktoś mnie zapyta, czy go kocham, czuję sięprzytłoczona; wstydzę się, jakbym publicznie dyskutowała o swoich naj-bardziej skrytych uczuciach z audytorium obcych ludzi.Obiecałam sobie, że spróbuję.Tu.W tym zeszycie.Ale wciąż nie po-trafię.Dlatego wrócę do faktów.Ale moment; jest chyba słowo, które oddaje moje uczucia doJoaquina.Wytatuowana.Zostałam przyciągnięta przez tatuaż, a potem wytatuowana przez mi-łość.Dobra, wystarczy; jeśli napiszę o tym coś więcej, skręcimy ostro wbanały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl