[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomieszczenie pełne było ludziwpatrujących się w ekrany komputerów, rozmawiających przeztelefon, pochylających się nad faksami i w ogóle starającychsię ze wszystkich sił dokonać niemo\liwego: odnalezć mę\-czyznę, który mógł znajdować się teraz w dowolnym miejscujednego z trzech stanów liczących sobie łącznie 13 milionówmieszkańców.Po przeciwnej stronie pokoju zauwa\yła Jonathana Harpera,pogrą\onego w o\ywionej rozmowie z Patrickiem Landrieu,dyrektorem TTIC.Nie mogła mieć całkowitej pewności, alewyglądało na to, \e mę\czyzni się kłócą.To nie jest dobry znak,pomyślała, jednocześnie nadal rozglądając się w poszukiwaniuRyana.W końcu jednak zrezygnowała i spróbowała skupić się z powrotemna mapie północnej części Wirginii.Sącząc kolejny łyk letniej kawy,wbijała zmęczony wzrok w pajęczynę dróg.Po długim namyślepostanowiła skoncentrować swoje wysiłki na sześciu hrabstwachpoło\onych bezpośrednio na północ od Richmond - były to: Caroline,Hanover, Spotsylvania, Stafford, Prince William i Fairfax.Szczegól-nie interesowała ją autostrada międzystanowa 95, prowadząca doWaszyngtonu.Swoje poszukiwania rozpoczęła zgodnie z wytyczny-mi Ryana - od razu usunęła ze swojej listy wszystkie nieruchomościpoło\one ponad osiem kilometrów od autostrady, podobnie jakposiadłości zajmujące obszar większy ni\ siedemdziesiąt hektarów.Nadal jednak pozostawał ogromny spis 564 farm sprzedanychw tych sześciu hrabstwach w przeciągu ostatnich trzech miesięcy.Potrząsając z obrzydzeniem głową, Naomi wzięła do rękitrzydziestostronicowy faks z federacji skupiającej właścicielifarm na terenie Wirginii, \eby zaraz rzucić go z powrotem nabiurko bez czytania.Ju\ miała sięgnąć po kolejną kartkę, kiedyuświadomiła sobie, \e ktoś opadł cię\ko na krzesło koło niej.- Mój Bo\e, Ryan! - zawołała, mocno zaskoczona na widokstanu, w jakim zjawił się Kealey.- Gdzie ty się podziewasz?Masz w ogóle pojęcie, która jest godzina?305 - Znalezliście ju\ coś? - zapytał Ryan, ignorując jej wymówki,po czym pochylił się i zabrał kawę z jej biurka.Naomi popatrzyła na jego ubranie - te same d\insy i pod-koszulek, które miał na sobie wczoraj.Jego podkrą\one oczybyły mocno zaczerwienione, a twarz pokrywał mu co najmniejtygodniowy zarost.Wyglądał na naprawdę wyczerpanego.- Jeszcze nic.Pracuje nad tym sześćdziesięciu siedmiu ludzii to tylko w tym jednym pomieszczeniu.Zaczynam podejrzewać,\e to w ogóle niemo\liwe.- Oczywiście, \e to niemo\liwe - prychnął Ryan.- Całe teposzukiwania to pieprzona strata czasu.- Jednym haustemopró\nił styropianowy kubek, a potem rzucił go na blat biurkaprzed sobą.- Naomi, nie znasz tego sukinsyna tak dobrze jak ja.On mo\e być właściwie wszędzie.Mo\e siedzieć nawet w tympokoju, z tego co, kurwa, wiemy.Ten facet jest po prostucholernie dobry w tym, co robi.Z ka\dym słowem jego głos przybierał na sile.Kiedy w końcuzamilkł, Naomi uświadomiła sobie, \e wokół nich zapadłagrobowa cisza, podniosła więc wzrok.Harper zdą\ył ju\ przejśćcałą salę i stał teraz tu\ za nimi.Pochyliwszy się lekko, szepnąłcoś Ryanowi do ucha i zaledwie kilka chwil pózniej obaj wyszliz sali.Kharmai z cię\kim westchnieniem wróciła do lektury trzy-manych w ręku kartek faksu, starając się nie zwracać uwagi narozbrzmiewającą wokół niej kakofonię dzwięków, która szybkoosiągnęła dawny poziom.Jonathan Harper zatrzymał się zaraz za przeszklonymi drzwiamicentrum.- Co ty, do diabła, wyprawiasz, Ryan? - warknął, dzgającmłodszego mę\czyznę palcem w pierś.- Czekamy tu na ciebieod czterech godzin.To był twój pomysł, pamiętasz? Co się dzieje?- Pomyliłem się, John - mruknął Kealey.- To wszystko jestgówno warte.Nic nie robimy, po prostu siedzimy tu sobiei czekamy, a\ dojdzie do najgorszego.- Ale tylko tyle mo\emy zrobić w tym momencie.Nie poślemyprzecie\ naszych ludzi, \eby chodzili od domu do domu,wypytując o Williama Vanderveena, prawda?306 - No tak, ja.- Kealey przeczesał palcami swoje prostewłosy, po czym potrząsnął głową, starając się znalezć właściwesłowa.- Jezu, nie wiem.Po prostu pomyślałem, \e powinniśmyrobić coś więcej.- Posłuchaj - Harper zni\ył głos i lekko uścisnął ramięswojego podwładnego - powiedziałeś wczoraj sporo mądrychrzeczy, rzuciłeś parę naprawdę dobrych pomysłów, ale nadaljesteś mi potrzebny.Poszedłem za twoją radą, bo ufam twojemuosądowi.Wiem, \e to zbyt pasywne zachowanie jak dla ciebie,ale moim zdaniem to się mo\e udać.W ka\dym razie w tymmomencie nie mamy lepszego rozwiązania.- Widział, \e jegosłowa na niewiele się zdały.Pora na strzał w ciemno.- Alechyba męczy cię coś jeszcze.Chodzi o Katie? - Kiedy Kealeyodwrócił wzrok, od razu było jasne, \e trafił celnie.- Co się stało?Zapadła długa chwila ciszy.- Odeszła ode mnie.Wyprowadziła się z hotelu i wróciła doCape Elizabeth.Powiedziała, \e ju\ dłu\ej nie daje sobie z tymrady.- Jeszcze zmieni zdanie, Ryan.- Ciemnoszare oczy popatrzyłyna niego uwa\nie.- Przecie\ wie, jaki jest układ.Tysiące razyprzechodziłem to samo z Julie, kiedy jeszcze brałem udziałw akcjach.Im wcześniej skończymy tę sprawę, tym szybciejbędziesz mógł do niej wrócić.Tak właśnie powinieneś teraz nato patrzeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl