[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy ktoś podszedł do lady i powiedział:Wtedy ktoś podszedł do lady i powiedział: A dla mnie szklankę lemoniady Kolakoka.ZNW MIAOZ OD PIERWSZEGO WEJRZENIAPan Frank Leslie, alias Buckskin Frank, ówczesny barmanw hotelu Berkowitza, celował zarówno w sztuce obsługiwanianieokrzesanych gości, jaki w sztuce błyskawicznego strzelania.Wprawdzie jego popularność wzrosła dopiero pózniej, podczaspobytu w Tombstone, gdzie mu przypisywano, oprócz innychwyczynów, zamordowanie osławionego rabusia bydła RingoKida, ale już i teraz miał na swoim koncie sporo.Mimo takbogatego doświadczenia życiowego, gdy usłyszał, że ktośw tego rodzaju miejscu zamawia bezalkoholową lemoniadę, jegochytra twarz przybrała niewiarygodnie głupi wyraz.Doprawdy,nie byłby bardziej zdumiony, gdyby nieznajomy zażądał półtuzina pieluszek.Nie musiał jednak się wstydzić, bo takie samoosłupienie odbiło się na twarzach wszystkich gości.Starczyło jednak, by obcy otworzył dwa razy usta, a zdobyłserca wszystkich obecnych w barze synów piaszczystegoKansas przeciągła bowiem, śpiewna wymowa tych kilku słów,które dotychczas wypowiedział, świadczyła niezbicie, że stamtądwłaśnie pochodzi.Tak, był nieodrodnym dzieckiem Zachodu,wskazywało na to i odzienie, i ruchy.Ubrany był dobrzei ze smakiem, niemającym nic wspólnego z wątpliwą elegancjąstrojnisiów z Pogranicza; również szlachetność jego gestówstrojnisiów z Pogranicza; również szlachetność jego gestówkontrastowała z ich nieokrzesaniem i chamstwem.Spróbujmykilkoma grubymi kreskami narysować portret tegozadziwiającego nieznajomego.Niezbyt szerokie rondo kapeluszaocieniało twarz o wyrazistych rysach, w której błyszczałomyślące oko; potężnie sklepioną pierś opinała pastelowej barwykoszula, od której tym silniej odcinały się końce malowniczozawiązanej ciemnej krawatki.Para wielkich rewolwerów markiSmith&Wesson lśniła ponuro na godnych antycznego bohaterabiodrach, obciągniętych miękko wyprawioną jelenią skórąjezdzieckich spodni.Wreszcie śmigłe łydki, pozbawionekabłąkowatego wygięcia, tak charakterystycznego dla jezdzcówz Pogranicza, tkwiły w najmiększych butach, jakie można byłozobaczyć na obszarze od Rio Grande aż do Wielkich Jezior.Aledość już suchego opisu! Niech za nieznajomego zaczną mówićczyny!Jak już wspomnieliśmy, jego niespodziewane ukazanie się,a zwłaszcza niecodzienne zamówienie zwróciły uwagęwszystkich, którzy tego wieczoru odwiedzili saloon Berkowitza;Billy Brooks wprawdzie trzymał ciągle Breakenridge aza resztkę bokobrodów, ale z osłupieniem gapił się na młodegomężczyznę, który swą obecnością u lady baru wystawiałna pośmiewisko jego kategoryczne żądanie. Ha! zawołał zdumiony w najwyższym stopniu zabijaka, nieznajdując w tej chwili lepszego sposobu wyrażenia swych uczuć.Obcy zmierzył go spokojnym, lecz chłodnym wzrokiem,po czym cicho i ze słodyczą w głosie rzekł: Pan Brooks, jeśli się nie mylę.Sądzę, Billy, że wyjdzie to panuna zdrowie, jeśli przestanie się pan narzucać temu czcigodnemudżentelmenowi i jak najuprzejmiej przeprosi go za swojezachowanie. Ha! wysapał Brooks po raz drugi, upodabniając się z wolnado indora, który wszedł do pomalowanego na czerwonopokoju. Jakoś zapomniał pan języka w gębie, drogi Billy! ciągnąłnieznajomy, opierając się nonszalancko o ladę. Ale, ale, żebyśnie zapomniał: w Dodge City dotąd stoi na ulicy pewna beczka.Nie ma w niej nic szczególnie osobliwego, ale ty już wiesz,o której myślę.Ludzie wskazują na nią i mó. Ha! ryknął desperado po raz trzeci.W tym momenciejednak ręka jego nie ściskała już faworytów dziennikarza, leczześliznęła się na grozny ciężar u biodra.Nie zdążyła jeszczedotknąć kolby pistoletu, gdy palce obcego nacisnęły spustysmith&wessonów i obaj starzy kamraci rozkaszlali się.Skutektego kaszlu był nadzwyczajny, a przy tym tak zabawny, że baraż zadrżał w posadach pod uderzeniem huraganu śmiechu, którypotem już nieprzerwanie towarzyszył dalszym wydarzeniom, także nie będziemy więcej o nim wspominać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wtedy ktoś podszedł do lady i powiedział:Wtedy ktoś podszedł do lady i powiedział: A dla mnie szklankę lemoniady Kolakoka.ZNW MIAOZ OD PIERWSZEGO WEJRZENIAPan Frank Leslie, alias Buckskin Frank, ówczesny barmanw hotelu Berkowitza, celował zarówno w sztuce obsługiwanianieokrzesanych gości, jaki w sztuce błyskawicznego strzelania.Wprawdzie jego popularność wzrosła dopiero pózniej, podczaspobytu w Tombstone, gdzie mu przypisywano, oprócz innychwyczynów, zamordowanie osławionego rabusia bydła RingoKida, ale już i teraz miał na swoim koncie sporo.Mimo takbogatego doświadczenia życiowego, gdy usłyszał, że ktośw tego rodzaju miejscu zamawia bezalkoholową lemoniadę, jegochytra twarz przybrała niewiarygodnie głupi wyraz.Doprawdy,nie byłby bardziej zdumiony, gdyby nieznajomy zażądał półtuzina pieluszek.Nie musiał jednak się wstydzić, bo takie samoosłupienie odbiło się na twarzach wszystkich gości.Starczyło jednak, by obcy otworzył dwa razy usta, a zdobyłserca wszystkich obecnych w barze synów piaszczystegoKansas przeciągła bowiem, śpiewna wymowa tych kilku słów,które dotychczas wypowiedział, świadczyła niezbicie, że stamtądwłaśnie pochodzi.Tak, był nieodrodnym dzieckiem Zachodu,wskazywało na to i odzienie, i ruchy.Ubrany był dobrzei ze smakiem, niemającym nic wspólnego z wątpliwą elegancjąstrojnisiów z Pogranicza; również szlachetność jego gestówstrojnisiów z Pogranicza; również szlachetność jego gestówkontrastowała z ich nieokrzesaniem i chamstwem.Spróbujmykilkoma grubymi kreskami narysować portret tegozadziwiającego nieznajomego.Niezbyt szerokie rondo kapeluszaocieniało twarz o wyrazistych rysach, w której błyszczałomyślące oko; potężnie sklepioną pierś opinała pastelowej barwykoszula, od której tym silniej odcinały się końce malowniczozawiązanej ciemnej krawatki.Para wielkich rewolwerów markiSmith&Wesson lśniła ponuro na godnych antycznego bohaterabiodrach, obciągniętych miękko wyprawioną jelenią skórąjezdzieckich spodni.Wreszcie śmigłe łydki, pozbawionekabłąkowatego wygięcia, tak charakterystycznego dla jezdzcówz Pogranicza, tkwiły w najmiększych butach, jakie można byłozobaczyć na obszarze od Rio Grande aż do Wielkich Jezior.Aledość już suchego opisu! Niech za nieznajomego zaczną mówićczyny!Jak już wspomnieliśmy, jego niespodziewane ukazanie się,a zwłaszcza niecodzienne zamówienie zwróciły uwagęwszystkich, którzy tego wieczoru odwiedzili saloon Berkowitza;Billy Brooks wprawdzie trzymał ciągle Breakenridge aza resztkę bokobrodów, ale z osłupieniem gapił się na młodegomężczyznę, który swą obecnością u lady baru wystawiałna pośmiewisko jego kategoryczne żądanie. Ha! zawołał zdumiony w najwyższym stopniu zabijaka, nieznajdując w tej chwili lepszego sposobu wyrażenia swych uczuć.Obcy zmierzył go spokojnym, lecz chłodnym wzrokiem,po czym cicho i ze słodyczą w głosie rzekł: Pan Brooks, jeśli się nie mylę.Sądzę, Billy, że wyjdzie to panuna zdrowie, jeśli przestanie się pan narzucać temu czcigodnemudżentelmenowi i jak najuprzejmiej przeprosi go za swojezachowanie. Ha! wysapał Brooks po raz drugi, upodabniając się z wolnado indora, który wszedł do pomalowanego na czerwonopokoju. Jakoś zapomniał pan języka w gębie, drogi Billy! ciągnąłnieznajomy, opierając się nonszalancko o ladę. Ale, ale, żebyśnie zapomniał: w Dodge City dotąd stoi na ulicy pewna beczka.Nie ma w niej nic szczególnie osobliwego, ale ty już wiesz,o której myślę.Ludzie wskazują na nią i mó. Ha! ryknął desperado po raz trzeci.W tym momenciejednak ręka jego nie ściskała już faworytów dziennikarza, leczześliznęła się na grozny ciężar u biodra.Nie zdążyła jeszczedotknąć kolby pistoletu, gdy palce obcego nacisnęły spustysmith&wessonów i obaj starzy kamraci rozkaszlali się.Skutektego kaszlu był nadzwyczajny, a przy tym tak zabawny, że baraż zadrżał w posadach pod uderzeniem huraganu śmiechu, którypotem już nieprzerwanie towarzyszył dalszym wydarzeniom, także nie będziemy więcej o nim wspominać [ Pobierz całość w formacie PDF ]