[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle jeden znich wydał dziki okrzyk i chwilę pózniej przez drzwi na lewej burcie zostałwywleczony Sypes.Kiedy stary kapłan, ciśnięty na pokład, runął twarzą nawybrzuszone deski, Devon się skrzywił.- Doradzam większą ostrożność - powiedział.- Jest taki kruchy, jak na to wygląda,i warty niezłą sumkę.To prezbiter Deepgate.Bataba przez chwilę obserwował, jak starzec się podnosi.- Symbol waszej wiary? A może ty jesteś takim symbolem?- Zabijcie go, jeśli chcecie.- Myślisz, że potrzebuję twojego pozwolenia, Trucicielu?Devon nic nie odpowiedział, bo na widok Heshette, który zjawił się z zardzewiałą,boleśnie tępą piłą, ogarnęły go mdłości.Wszystko teraz zależało od jego propozycji.- Wysłuchaj mnie - zaczął.- Przybyłem tutaj, żeby zakończyć wojnę trwającą oddziesiątków lat, położyć kres rozlewowi krwi.Przybyłem tutaj, żeby zaproponowaćwam zwycięstwo.Mogę wam dać Deepgate.Bataba odwrócił się do niego powoli.Jego twarz była niewidoczna pod chustą, nafetyszach wplecionych w brodę widniały czerwone plamy.- Jesteś kłamcą i mordercą - oświadczył.- Każde twoje słowo to trucizna.Wezmiemy okup za kapłana, ale za ciebie nie.Devon splunął krwią na piasek.- Więc jesteś głupcem.Myślisz, że nasza nauka skończy się wraz ze mną.Są inni,którzy zajmą moje miejsce.Jak sądzisz, ile dostaniecie za prezbitera? Spójrz na niego,jest prawie martwy.Samo utrzymanie go przy życiu będzie walką.Zwiątynia obejdziesię bez jednego starego, kalekiego kapłana.Proszę cię o pomoc, żeby wreszciezakończyć wojnę.Bataba wziął do ręki piłę i przyjrzał się tępemu, ząbkowanemu ostrzu.- Tak, spowoduje bardzo dużo bólu - orzekł z przekonaniem.Devon prychnął.- Strata czasu i sił.Ból, jak widzisz, nie robi na mnie wrażenia.Szaman powoli zdjął chustę z twarzy.Devon wstrzymał oddech.Połowę twarzy szaman miał ciemną i gładką, drugą, odszyi po zapadnięte policzki, pokrywała jedna wielka blizna po oparzeniach.Lewe okobyło jasnoszare, w miejscu prawego ział czerwony oczodół.Brakowało prawego ucha.Po pomarszczonej gadziej skórze wiły się czarne tatuaże i zmniejszały do punkcikówna spękanej czaszce pokrytej pęcherzami; jej zdrową stronę porastały kępki włosów.- Tak, na tobie nie - powiedział szaman.***- Powinniśmy zgasić światło - stwierdziła Rachel, przekrzykując łopot skrzydełDilla.Ręką obejmowała go za szyję, a nogami oplatała w pasie.- Nie.- Anioł trzymał lampę blisko siebie, jak matka tuląca dziecko.- Musimy oszczędzać oliwę.- Ja.- Nie potrafił wymyślić nic na usprawiedliwienie swojego uporu.Mógłjedynie powiedzieć prawdę.- On się boi ciemności - zdradziła go Carnival.Rachel przyglądała mu się przez chwilę, a potem oparła głowę na jego ramieniu.- Niech jeszcze trochę się pali - zadecydowała.- Nie.- Raptem światło wydało się Dillowi nie tylko przyjacielem, ale i wrogiem.Jednocześnie łagodziło i demaskowało jego strach.- Masz rację.Musimy oszczędzaćoliwę.Drżącymi palcami zgasił lampę.Natychmiast ogarnął ich nieprzenikniony mrok.Lecieli coraz głębiej w dół.Ciemność, która tworzyła wokół nich lity mur,rozpraszało jedynie nikłe światełko widoczne w górze.Deepgate było mniejsze ibardziej odległe za każdym razem, kiedy Dill unosił głowę.Czuł oddech Rachel naswojej szyi, jej pierś unoszącą się i opadającą tuż przy jego piersi, i starał siędostosować do niej rytm własnego oddechu.Ale choć bardzo się starał, nabierał tchudwa razy częściej niż ona.Tylko Carnival widziała w ciemności.Od czasu do czasu Dill słyszał cichy łopotgdzieś z boku albo czuł ruch powietrza, kiedy ich okrążała.Jej plan zakładał, żebytrzymać się jak najbliżej łagodnie nachylonej ściany, ale bez światła Dill nie mógł sięzorientować, gdzie ona jest.Wciąż się bał, że otrze skrzydłem o skałę.Wytężał wzrok,próbując dostrzec cokolwiek, aż w końcu rozbolały go oczy.Powietrze stawało się coraz cieplejsze i gęściejsze.Dillowi pot wystąpił na czoło,skleił włosy.Oddychało mu się coraz trudniej.Zbroja go ocierała, dusiła, krępowałaruchy.Plecy miał całkiem mokre.W karku usadowił się tępy ból, potem sięgnąłmackami ramion, spłynął na kręgosłup.Niewidoczna Carnival fruwała wokół nich bez wysiłku.- Chcesz odpocząć? - zapytała go w końcu Rachel.- Wszystko w porządku - wymamrotał Dill.Myślami był gdzie indziej.Daleko w dole leżało miasto Deep, a po jego zimnych ulicach włóczyły się legionyduchów.Czy teraz patrzyły w górę? Nadal tęskniły za blaskiem Ayen? Całkowitezapomnienie wydawało się lepszym losem niż tysiące lat bez światła.Asasynka zmieniła pozycję.Futerał miecza przewieszony przez jej plecy ocierałmu rękę.Ruch powietrza zdradził, że Carnival znowu przemknęła obok nich.Dillodczekał chwilę i szepnął Rachel do ucha:- Myślisz, że ona mówiła poważnie? O tym.dlaczego cię uratowała?Asasynka zesztywniała.- Może właśnie dlatego się boi - powiedziała.- Niedługo Noc Blizn, a ona będziepotrzebowała świeżej krwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nagle jeden znich wydał dziki okrzyk i chwilę pózniej przez drzwi na lewej burcie zostałwywleczony Sypes.Kiedy stary kapłan, ciśnięty na pokład, runął twarzą nawybrzuszone deski, Devon się skrzywił.- Doradzam większą ostrożność - powiedział.- Jest taki kruchy, jak na to wygląda,i warty niezłą sumkę.To prezbiter Deepgate.Bataba przez chwilę obserwował, jak starzec się podnosi.- Symbol waszej wiary? A może ty jesteś takim symbolem?- Zabijcie go, jeśli chcecie.- Myślisz, że potrzebuję twojego pozwolenia, Trucicielu?Devon nic nie odpowiedział, bo na widok Heshette, który zjawił się z zardzewiałą,boleśnie tępą piłą, ogarnęły go mdłości.Wszystko teraz zależało od jego propozycji.- Wysłuchaj mnie - zaczął.- Przybyłem tutaj, żeby zakończyć wojnę trwającą oddziesiątków lat, położyć kres rozlewowi krwi.Przybyłem tutaj, żeby zaproponowaćwam zwycięstwo.Mogę wam dać Deepgate.Bataba odwrócił się do niego powoli.Jego twarz była niewidoczna pod chustą, nafetyszach wplecionych w brodę widniały czerwone plamy.- Jesteś kłamcą i mordercą - oświadczył.- Każde twoje słowo to trucizna.Wezmiemy okup za kapłana, ale za ciebie nie.Devon splunął krwią na piasek.- Więc jesteś głupcem.Myślisz, że nasza nauka skończy się wraz ze mną.Są inni,którzy zajmą moje miejsce.Jak sądzisz, ile dostaniecie za prezbitera? Spójrz na niego,jest prawie martwy.Samo utrzymanie go przy życiu będzie walką.Zwiątynia obejdziesię bez jednego starego, kalekiego kapłana.Proszę cię o pomoc, żeby wreszciezakończyć wojnę.Bataba wziął do ręki piłę i przyjrzał się tępemu, ząbkowanemu ostrzu.- Tak, spowoduje bardzo dużo bólu - orzekł z przekonaniem.Devon prychnął.- Strata czasu i sił.Ból, jak widzisz, nie robi na mnie wrażenia.Szaman powoli zdjął chustę z twarzy.Devon wstrzymał oddech.Połowę twarzy szaman miał ciemną i gładką, drugą, odszyi po zapadnięte policzki, pokrywała jedna wielka blizna po oparzeniach.Lewe okobyło jasnoszare, w miejscu prawego ział czerwony oczodół.Brakowało prawego ucha.Po pomarszczonej gadziej skórze wiły się czarne tatuaże i zmniejszały do punkcikówna spękanej czaszce pokrytej pęcherzami; jej zdrową stronę porastały kępki włosów.- Tak, na tobie nie - powiedział szaman.***- Powinniśmy zgasić światło - stwierdziła Rachel, przekrzykując łopot skrzydełDilla.Ręką obejmowała go za szyję, a nogami oplatała w pasie.- Nie.- Anioł trzymał lampę blisko siebie, jak matka tuląca dziecko.- Musimy oszczędzać oliwę.- Ja.- Nie potrafił wymyślić nic na usprawiedliwienie swojego uporu.Mógłjedynie powiedzieć prawdę.- On się boi ciemności - zdradziła go Carnival.Rachel przyglądała mu się przez chwilę, a potem oparła głowę na jego ramieniu.- Niech jeszcze trochę się pali - zadecydowała.- Nie.- Raptem światło wydało się Dillowi nie tylko przyjacielem, ale i wrogiem.Jednocześnie łagodziło i demaskowało jego strach.- Masz rację.Musimy oszczędzaćoliwę.Drżącymi palcami zgasił lampę.Natychmiast ogarnął ich nieprzenikniony mrok.Lecieli coraz głębiej w dół.Ciemność, która tworzyła wokół nich lity mur,rozpraszało jedynie nikłe światełko widoczne w górze.Deepgate było mniejsze ibardziej odległe za każdym razem, kiedy Dill unosił głowę.Czuł oddech Rachel naswojej szyi, jej pierś unoszącą się i opadającą tuż przy jego piersi, i starał siędostosować do niej rytm własnego oddechu.Ale choć bardzo się starał, nabierał tchudwa razy częściej niż ona.Tylko Carnival widziała w ciemności.Od czasu do czasu Dill słyszał cichy łopotgdzieś z boku albo czuł ruch powietrza, kiedy ich okrążała.Jej plan zakładał, żebytrzymać się jak najbliżej łagodnie nachylonej ściany, ale bez światła Dill nie mógł sięzorientować, gdzie ona jest.Wciąż się bał, że otrze skrzydłem o skałę.Wytężał wzrok,próbując dostrzec cokolwiek, aż w końcu rozbolały go oczy.Powietrze stawało się coraz cieplejsze i gęściejsze.Dillowi pot wystąpił na czoło,skleił włosy.Oddychało mu się coraz trudniej.Zbroja go ocierała, dusiła, krępowałaruchy.Plecy miał całkiem mokre.W karku usadowił się tępy ból, potem sięgnąłmackami ramion, spłynął na kręgosłup.Niewidoczna Carnival fruwała wokół nich bez wysiłku.- Chcesz odpocząć? - zapytała go w końcu Rachel.- Wszystko w porządku - wymamrotał Dill.Myślami był gdzie indziej.Daleko w dole leżało miasto Deep, a po jego zimnych ulicach włóczyły się legionyduchów.Czy teraz patrzyły w górę? Nadal tęskniły za blaskiem Ayen? Całkowitezapomnienie wydawało się lepszym losem niż tysiące lat bez światła.Asasynka zmieniła pozycję.Futerał miecza przewieszony przez jej plecy ocierałmu rękę.Ruch powietrza zdradził, że Carnival znowu przemknęła obok nich.Dillodczekał chwilę i szepnął Rachel do ucha:- Myślisz, że ona mówiła poważnie? O tym.dlaczego cię uratowała?Asasynka zesztywniała.- Może właśnie dlatego się boi - powiedziała.- Niedługo Noc Blizn, a ona będziepotrzebowała świeżej krwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]