[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili dyskretnie przywołałem kelnera.- Widzi pan tę panienkę, która siedzi przy wejściu do katedry?Proszę ją zapytać, na co ma ochotę, ja zapraszam.Kelner kiwnął głową i ruszył ku niej.Dziewczyna na widok zbliżającego się mężczyznynatychmiast schowała głowę w zeszyt, starającsię przybrać wyraz całkowitego skupienia.Nie mogłem powstrzymaćuśmiechu.Kelner stanął przed nią i chrząknął.Uniosła wzrok znadzeszytu.Chłopak wyjaśnił, o co chodzi, i wskazał na mnie.Dziewczyna spojrzała w mojąstronę wylękniona.Pozdrowiłem ją skinieniemręki.Spiekła raka.Wstała i ze wzrokiem wbitym w ziemię nerwowymi krokami podeszła dostolika.-Isabella? - zapytałem.Dziewczyna podniosła wzrok i westchnęła, zła na siebie.-A skąd pan wiedział? - odpowiedziała pytaniem.-Nadprzyrodzona intuicja - odpowiedziałem.Podała mi dłoń, którą uścisnąłem bez nadmiernej wylewności.-Mogę się przysiąść? - zapytała.I usiadła, nie czekając na moją odpowiedz.W ciągu pół minutyz sześć razy zmieniała pozycję na krześle, by ostatecznie wrócić dotej, którą przyjęła na początku.Przyglądałem się jej spokojnie i z wyrachowaną obojętnością.-Nie pamięta mnie pan, panie Martin.-A powinienem?-Przynosiłam panu co tydzień z Can Gispert koszyk z prowiantem.Obraz dziewczynki, która przynosiła jedzenie ze sklepu kolonialnego, stanął mi przed oczami,by szybko przekształcić się w twarzo zdecydowanie kobiecych rysach, dorosłej już Isabelli o miękkichkształtach i hardym spojrzeniu.-Dziewczynka z napiwkami - powiedziałem, chociaż z dziewczynki nie miała już nic, alboprawie nic.Isabella przytaknęła.-Zawsze zastanawiałem się, co robiłaś z tymi drobniakami.-Kupowałam książki u Sempere.-Gdybym wiedział.-Mogę sobie pójść, jeśli panu przeszkadzam.-Nie przeszkadzasz.Napijesz się czegoś?Odmówiła.-Stary Sempere powiedział mi, że masz talent.Isabella wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się sceptycznie.-Zazwyczaj jest tak, że im większy masz talent, tym większeogarniają cię wątpliwości - stwierdziłem.- I na odwrót.-Wobec tego jestem arcytalentem - odpowiedziała Isabella.-Witaj w klubie.A teraz do rzeczy.Czego ode mnie oczekujesz?Isabella ciężko westchnęła.-Pan Sempere powiedział mi, iż być może mógłby pan przeczytać jakiś mój tekst i coś mipowiedzieć i poradzić.Patrzyłem jej przez chwilę w oczy, nie mówiąc ani słowa.Wytrzymała mój wzrok.-I to wszystko?-Niezupełnie.-Tak też mi się wydawało.A jaki jest rozdział drugi?Isabella nie wahała się ani chwili.-Jeśli spodoba się panu to, co piszę, i uzna pan, że się nadaję,chciałabym poprosić, aby zatrudnił mnie pan jako coś w rodzajusekretarki.-Na jakiej podstawie wnioskujesz, że potrzebuję sekretarki?-Mogę porządkować panu papiery, przepisywać na maszynie,poprawiać błędy.-Poprawiać błędy?-Nie miałam na myśli, że popełnia pan błędy.-To co miałaś na myśli wobec tego?-Nic.Ale co dwie pary oczu, to nie jedna.A poza tym mogęzajmować się pańską korespondencją, załatwiać różne sprawy, szukać dokumentacji.Umiemteż gotować i mogę.-Prosisz mnie o posadę sekretarki czy kucharki?-Chcę, żeby pan dał mi szansę.Isabella spuściła wzrok.Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.Ta dziwna istotawzbudzała moją sympatię, niestety.-Zróbmy tak: przyniesiesz dwadzieścia swoich najlepszych stron,takich, które twoim zdaniem pokazują, co potrafisz.Powtarzam,równo dwadzieścia stron, bo nie mam zamiaru więcej czytać.Przejrzę je spokojnie i potemzobaczymy.Twarz jej się rozjaśniła i przez chwilę zacięta i zaczepna mina,jaką starała się utrzymać, złagodniała.-Nie będzie pan żałował - zapewniła.Wstała i popatrzyła na mnie spięta.-Mam to przynieść panu do domu?-Wrzuć do skrzynki.To wszystko?Kiwnęła głową raz i drugi i zaczęła się oddalać tymi swoimi drobnymi nerwowymi krokami.Kiedy już miała się odwrócić i pobiec,zawołałem ją.-Isabella?Spojrzała na mnie wyczekująco, z nagłym niepokojem w oczach.-Dlaczego właśnie ja? - zapytałem.- Tylko nie mów mi, że jes-tem twoim ulubionym autorem, i nie kadz mi, wbrew temu, co ciradził Sempere, bo na tej rozmowie skończy się nasza znajomość.Isabella zawahała się.Spojrzała na mnie szczerze i odpowiedziałaprosto z mostu:- Bo jest pan jedynym pisarzem, jakiego znam.Uśmiechnęła się speszona i odeszła, ze swoim zeszytem, swojąszczerością, swoimi niepewnymi krokami.Patrzyłem za nią, jak skręca w ulicę Mirallers iznika za katedrą.Kiedy wróciłem do domu, poniespełna godzinie, siedziała już pod drzwiami, trzymając w rękachplik kartek.Zobaczywszy mnie, wstała i spróbowała się uśmiechnąć.-Przecież mówiłem, żebyś wrzuciła mi to do skrzynki.Kiwnęła głową i skuliła się w sobie.-W dowód wdzięczności przyniosłam panu trochę kawy ze sklepu rodziców.Kolumbijska.Naprawdę znakomita.Kawa nie mieścisię w skrzynce i pomyślałam, że lepiej będzie poczekać na pana.Taka wymówka mogła wpaść do głowy tylko początkującej pisarce.Westchnąłem iotworzyłem drzwi.-Właz!Isabella szła za mną po schodach kilka stopni niżej, niczym wierny piesek.-Konsumpcja śniadania zawsze zajmuje panu tyle czasu? Nie chcęwtykać nosa w nie swoje sprawy, co to, to nie, ale że czekałam tutajtrzy kwadranse, zaczęłam się niepokoić, no bo sobie tak pomyślałam:nie daj Boże się czymś udławił, jak już raz spotykam pisarza z krwii kości, to znając swój pech, nie zdziwiłabym się, gdyby oliwka muwpadła nie w tę dziurkę co trzeba, i koniec, już po mojej karierzeliterackiej - trajkotała.Zatrzymałem się w połowie schodów i obrzuciłem ją najbardziejnieprzyjaznym spojrzeniem, na jakie było mnie stać.- Isabello, żeby nie było między nami zgrzytów i nieporozumień,musimy ustalić pewne zasady.Pierwsza brzmi następująco: prawodo stawiania pytań mam tylko ja, a ty ograniczasz się do udzielaniaodpowiedzi.Jeśli z mojej strony nie padają żadne pytania, ty powstrzymujesz się ododpowiedzi i spontanicznych oracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Po chwili dyskretnie przywołałem kelnera.- Widzi pan tę panienkę, która siedzi przy wejściu do katedry?Proszę ją zapytać, na co ma ochotę, ja zapraszam.Kelner kiwnął głową i ruszył ku niej.Dziewczyna na widok zbliżającego się mężczyznynatychmiast schowała głowę w zeszyt, starającsię przybrać wyraz całkowitego skupienia.Nie mogłem powstrzymaćuśmiechu.Kelner stanął przed nią i chrząknął.Uniosła wzrok znadzeszytu.Chłopak wyjaśnił, o co chodzi, i wskazał na mnie.Dziewczyna spojrzała w mojąstronę wylękniona.Pozdrowiłem ją skinieniemręki.Spiekła raka.Wstała i ze wzrokiem wbitym w ziemię nerwowymi krokami podeszła dostolika.-Isabella? - zapytałem.Dziewczyna podniosła wzrok i westchnęła, zła na siebie.-A skąd pan wiedział? - odpowiedziała pytaniem.-Nadprzyrodzona intuicja - odpowiedziałem.Podała mi dłoń, którą uścisnąłem bez nadmiernej wylewności.-Mogę się przysiąść? - zapytała.I usiadła, nie czekając na moją odpowiedz.W ciągu pół minutyz sześć razy zmieniała pozycję na krześle, by ostatecznie wrócić dotej, którą przyjęła na początku.Przyglądałem się jej spokojnie i z wyrachowaną obojętnością.-Nie pamięta mnie pan, panie Martin.-A powinienem?-Przynosiłam panu co tydzień z Can Gispert koszyk z prowiantem.Obraz dziewczynki, która przynosiła jedzenie ze sklepu kolonialnego, stanął mi przed oczami,by szybko przekształcić się w twarzo zdecydowanie kobiecych rysach, dorosłej już Isabelli o miękkichkształtach i hardym spojrzeniu.-Dziewczynka z napiwkami - powiedziałem, chociaż z dziewczynki nie miała już nic, alboprawie nic.Isabella przytaknęła.-Zawsze zastanawiałem się, co robiłaś z tymi drobniakami.-Kupowałam książki u Sempere.-Gdybym wiedział.-Mogę sobie pójść, jeśli panu przeszkadzam.-Nie przeszkadzasz.Napijesz się czegoś?Odmówiła.-Stary Sempere powiedział mi, że masz talent.Isabella wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się sceptycznie.-Zazwyczaj jest tak, że im większy masz talent, tym większeogarniają cię wątpliwości - stwierdziłem.- I na odwrót.-Wobec tego jestem arcytalentem - odpowiedziała Isabella.-Witaj w klubie.A teraz do rzeczy.Czego ode mnie oczekujesz?Isabella ciężko westchnęła.-Pan Sempere powiedział mi, iż być może mógłby pan przeczytać jakiś mój tekst i coś mipowiedzieć i poradzić.Patrzyłem jej przez chwilę w oczy, nie mówiąc ani słowa.Wytrzymała mój wzrok.-I to wszystko?-Niezupełnie.-Tak też mi się wydawało.A jaki jest rozdział drugi?Isabella nie wahała się ani chwili.-Jeśli spodoba się panu to, co piszę, i uzna pan, że się nadaję,chciałabym poprosić, aby zatrudnił mnie pan jako coś w rodzajusekretarki.-Na jakiej podstawie wnioskujesz, że potrzebuję sekretarki?-Mogę porządkować panu papiery, przepisywać na maszynie,poprawiać błędy.-Poprawiać błędy?-Nie miałam na myśli, że popełnia pan błędy.-To co miałaś na myśli wobec tego?-Nic.Ale co dwie pary oczu, to nie jedna.A poza tym mogęzajmować się pańską korespondencją, załatwiać różne sprawy, szukać dokumentacji.Umiemteż gotować i mogę.-Prosisz mnie o posadę sekretarki czy kucharki?-Chcę, żeby pan dał mi szansę.Isabella spuściła wzrok.Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.Ta dziwna istotawzbudzała moją sympatię, niestety.-Zróbmy tak: przyniesiesz dwadzieścia swoich najlepszych stron,takich, które twoim zdaniem pokazują, co potrafisz.Powtarzam,równo dwadzieścia stron, bo nie mam zamiaru więcej czytać.Przejrzę je spokojnie i potemzobaczymy.Twarz jej się rozjaśniła i przez chwilę zacięta i zaczepna mina,jaką starała się utrzymać, złagodniała.-Nie będzie pan żałował - zapewniła.Wstała i popatrzyła na mnie spięta.-Mam to przynieść panu do domu?-Wrzuć do skrzynki.To wszystko?Kiwnęła głową raz i drugi i zaczęła się oddalać tymi swoimi drobnymi nerwowymi krokami.Kiedy już miała się odwrócić i pobiec,zawołałem ją.-Isabella?Spojrzała na mnie wyczekująco, z nagłym niepokojem w oczach.-Dlaczego właśnie ja? - zapytałem.- Tylko nie mów mi, że jes-tem twoim ulubionym autorem, i nie kadz mi, wbrew temu, co ciradził Sempere, bo na tej rozmowie skończy się nasza znajomość.Isabella zawahała się.Spojrzała na mnie szczerze i odpowiedziałaprosto z mostu:- Bo jest pan jedynym pisarzem, jakiego znam.Uśmiechnęła się speszona i odeszła, ze swoim zeszytem, swojąszczerością, swoimi niepewnymi krokami.Patrzyłem za nią, jak skręca w ulicę Mirallers iznika za katedrą.Kiedy wróciłem do domu, poniespełna godzinie, siedziała już pod drzwiami, trzymając w rękachplik kartek.Zobaczywszy mnie, wstała i spróbowała się uśmiechnąć.-Przecież mówiłem, żebyś wrzuciła mi to do skrzynki.Kiwnęła głową i skuliła się w sobie.-W dowód wdzięczności przyniosłam panu trochę kawy ze sklepu rodziców.Kolumbijska.Naprawdę znakomita.Kawa nie mieścisię w skrzynce i pomyślałam, że lepiej będzie poczekać na pana.Taka wymówka mogła wpaść do głowy tylko początkującej pisarce.Westchnąłem iotworzyłem drzwi.-Właz!Isabella szła za mną po schodach kilka stopni niżej, niczym wierny piesek.-Konsumpcja śniadania zawsze zajmuje panu tyle czasu? Nie chcęwtykać nosa w nie swoje sprawy, co to, to nie, ale że czekałam tutajtrzy kwadranse, zaczęłam się niepokoić, no bo sobie tak pomyślałam:nie daj Boże się czymś udławił, jak już raz spotykam pisarza z krwii kości, to znając swój pech, nie zdziwiłabym się, gdyby oliwka muwpadła nie w tę dziurkę co trzeba, i koniec, już po mojej karierzeliterackiej - trajkotała.Zatrzymałem się w połowie schodów i obrzuciłem ją najbardziejnieprzyjaznym spojrzeniem, na jakie było mnie stać.- Isabello, żeby nie było między nami zgrzytów i nieporozumień,musimy ustalić pewne zasady.Pierwsza brzmi następująco: prawodo stawiania pytań mam tylko ja, a ty ograniczasz się do udzielaniaodpowiedzi.Jeśli z mojej strony nie padają żadne pytania, ty powstrzymujesz się ododpowiedzi i spontanicznych oracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]