[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stali na środku Broad, zaledwie kilka metrów od furgonetki.Liz rozejrzała się,wciąż nie mogąc uwierzyć, że nie nastąpiła eksplozja i nie było żadnych ofiar pozakierowcą i pasażerem.Nagle zauważyła, że wzdłuż wysokiego ogrodzenia biegnącegoponad ścianą, w którą uderzyła furgonetka stoją dwa puste postumenty - spadły znich głowy rzymskich cesarzy.Wyglądało to surrealistycznie.Wetherby wskazał na potrzaskane skorupy zaścielające Broad i powiedziałcierpko:- Coś mi się wydaje, że to nie jedyne głowy, jakie spadną.olicjant kazał wszystkim odsunąć się od okien, choć Tom wiedział, że niebyło to konieczne.Zostali zaprowadzeni do rozległego pomieszczenia nadole i musieli tam pozostać przez niemal pół godziny.Co jakiś czasPspoglądał na zegarek i po ośmiu minutach uśmiechnął się mimo woli,odliczanie wreszcie dobiegło końca.Trzy lata, powiedział sobie, planowałem to przeztrzy lata -i nareszcie nadeszła ta chwila.Roznosiła go radość.Wiedział, że na ulicy policja wpadnie w oszołomienie poodkryciu, że rozbita furgonetka zawierała bombę, która nie wybuchła.Detonatory,które dał Baszirowi, były bezużyteczne.Nie zapaliłyby nawet papierosa, pomyślałTom, nie mówiąc już o bombie.Kiedy z szybkością błyskawicy rozniosą się wieści, jak blisko było do katastrofy,początkową reakcją będzie ulga, choć Tom był pewien, że Encaenia nigdy już nieprzejdzie publicznie po Oxfordzie.Jednak w Thames House reakcja będzie zupełnieinna.Uznał, że siedzący tam ludzie dostaną zbiorowego ataku serca.Nie będą mieli pojęcia, gdzie go szukać, i nie będą dysponować żadnymitropami, by go odnalezć.Będą robić pod siebie ze strachu, że znów uderzy - i słusznie.Oxford był tylko początkiem i nie widział powodu, dla którego jeszcze długo niemiałby wyprzedzać swych byłych kolegów o krok.Spojrzał na zegarek.Za trzy godzinyznajdzie się w pokoju hotelowym na obrzeżach Bristolu.Za niewiele ponad dobę jegosamolot będzie się szykował do lądowania na JFK.Na krótką metę dał również MI5 sporo do myślenia.Ich wstyd, że było takblisko katastrofy, szybko ustąpi miejsca niespokojnym autopsjom, wewnętrznymśledztwom, natarciu mediów, pytań w House, wzajemnemu obwinianiu się,niepodlegającej dyskusji skazie na reputacji służb wywiadowczych. Dlaczego nieudało im się powstrzymać zamachowców? A co, gdyby detonatory zadziałały? Aprzecież nie mają jeszcze nawet pojęcia, że przez niemal piętnaście lat w ich szeregachznajdował się kret.Kret, którego nie potrafili złapać.Policjant wypuścił ich wreszcie i wszyscy zaczęli tłoczyć się na schodachprowadzących bezpośrednio na Broad.Tom trzymał się trochę z tyłu, dlabezpieczeństwa, i teraz tego nie żałował.Sześć metrów przed wyjściem wyjrzał naulicę z najwyższego stopnia i ujrzał stojącą na środku jezdni znajomą sylwetkę LizCarlyle, rozmawiającą z Charlesem Wetherbym.Z początku nie wierzył własnym oczom.Jak zdołali tu do niego dotrzeć? Skądznali jego cel? Nie miało to sensu, był przecież taki ostrożny.Czy zdołali przeciągnąć na swoją stronę jednego z zamachowców? Nie,ponieważ tylko Baszir znał dokładny cel - Khaled wolał nie wiedzieć, a Raszid był zbytsłaby, by on lub Baszir mogli mu zaufać.Baszir nigdy nie zdradziłby sprawy, za którąz taką ochotą pragnął umrzeć.Gdyby zaś któryś z nich zaczął mówić - założył, żezostali pojmani przed paroma minutami - nie wiedzieli nic, co pozwoliłoby policji albobyłym kolegom Toma go znalezć.Kto więc mógł go zdradzić? Czy O'Phelan puścił farbę, zanim Tom dopadł go wBelfaście? Wydawało się to niepojęte - przecież wykładowca zadzwonił do Toma, byostrzec go, że Liz widziała się z nim i zadawała wścibskie pytania.Wyglądało na to, że nie ma oczywistej odpowiedzi na pytanie, co poszło nie tak,lecz nie miał teraz czasu, by się nad tym zastanawiać.Odwrócił się, odsunął od drzwi iwszedł w głąb budynku.Jedna ze sprzedawczyń Blackwella dotknęła jego ramienia -wprowadzała ich po schodach jak owczarek szkocki prowadzący owce - on zaś błysnąłdo niej czarującym uśmiechem, który nauczył się wykorzystywać jako broń.- Coś zostawiłem - wyjaśnił.Odpowiedziała uśmiechem i puściła go.Cierpliwości, powiedział sobie.Niepanikuj.Musisz się stąd jednak szybko wydostać.To w końcu dopiero pierwszy etap.Nie mógł dać się teraz zatrzymać. kopule Sheldonian wciąż przebywał strzelec wyborowy.Obróciwszysię, Liz zauważyła na dachu sklepu muzycznego Blackwell's kolejnegosnajpera, trzymającego swój karabin.WW otaczającej ją scenerii było coś niepokojącego.Popatrzyła naCharlesa i jakby znikąd w jej głowie pojawiła się nagle myśl.- Sądzę, że Tom tu jest - powiedziała.- Chciałby to wszystko zobaczyć.Wetherby był zaskoczony.- Naprawdę? - spytał z powątpiewaniem.Wydawał się zastanawiać przezchwilę.- A może masz rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Stali na środku Broad, zaledwie kilka metrów od furgonetki.Liz rozejrzała się,wciąż nie mogąc uwierzyć, że nie nastąpiła eksplozja i nie było żadnych ofiar pozakierowcą i pasażerem.Nagle zauważyła, że wzdłuż wysokiego ogrodzenia biegnącegoponad ścianą, w którą uderzyła furgonetka stoją dwa puste postumenty - spadły znich głowy rzymskich cesarzy.Wyglądało to surrealistycznie.Wetherby wskazał na potrzaskane skorupy zaścielające Broad i powiedziałcierpko:- Coś mi się wydaje, że to nie jedyne głowy, jakie spadną.olicjant kazał wszystkim odsunąć się od okien, choć Tom wiedział, że niebyło to konieczne.Zostali zaprowadzeni do rozległego pomieszczenia nadole i musieli tam pozostać przez niemal pół godziny.Co jakiś czasPspoglądał na zegarek i po ośmiu minutach uśmiechnął się mimo woli,odliczanie wreszcie dobiegło końca.Trzy lata, powiedział sobie, planowałem to przeztrzy lata -i nareszcie nadeszła ta chwila.Roznosiła go radość.Wiedział, że na ulicy policja wpadnie w oszołomienie poodkryciu, że rozbita furgonetka zawierała bombę, która nie wybuchła.Detonatory,które dał Baszirowi, były bezużyteczne.Nie zapaliłyby nawet papierosa, pomyślałTom, nie mówiąc już o bombie.Kiedy z szybkością błyskawicy rozniosą się wieści, jak blisko było do katastrofy,początkową reakcją będzie ulga, choć Tom był pewien, że Encaenia nigdy już nieprzejdzie publicznie po Oxfordzie.Jednak w Thames House reakcja będzie zupełnieinna.Uznał, że siedzący tam ludzie dostaną zbiorowego ataku serca.Nie będą mieli pojęcia, gdzie go szukać, i nie będą dysponować żadnymitropami, by go odnalezć.Będą robić pod siebie ze strachu, że znów uderzy - i słusznie.Oxford był tylko początkiem i nie widział powodu, dla którego jeszcze długo niemiałby wyprzedzać swych byłych kolegów o krok.Spojrzał na zegarek.Za trzy godzinyznajdzie się w pokoju hotelowym na obrzeżach Bristolu.Za niewiele ponad dobę jegosamolot będzie się szykował do lądowania na JFK.Na krótką metę dał również MI5 sporo do myślenia.Ich wstyd, że było takblisko katastrofy, szybko ustąpi miejsca niespokojnym autopsjom, wewnętrznymśledztwom, natarciu mediów, pytań w House, wzajemnemu obwinianiu się,niepodlegającej dyskusji skazie na reputacji służb wywiadowczych. Dlaczego nieudało im się powstrzymać zamachowców? A co, gdyby detonatory zadziałały? Aprzecież nie mają jeszcze nawet pojęcia, że przez niemal piętnaście lat w ich szeregachznajdował się kret.Kret, którego nie potrafili złapać.Policjant wypuścił ich wreszcie i wszyscy zaczęli tłoczyć się na schodachprowadzących bezpośrednio na Broad.Tom trzymał się trochę z tyłu, dlabezpieczeństwa, i teraz tego nie żałował.Sześć metrów przed wyjściem wyjrzał naulicę z najwyższego stopnia i ujrzał stojącą na środku jezdni znajomą sylwetkę LizCarlyle, rozmawiającą z Charlesem Wetherbym.Z początku nie wierzył własnym oczom.Jak zdołali tu do niego dotrzeć? Skądznali jego cel? Nie miało to sensu, był przecież taki ostrożny.Czy zdołali przeciągnąć na swoją stronę jednego z zamachowców? Nie,ponieważ tylko Baszir znał dokładny cel - Khaled wolał nie wiedzieć, a Raszid był zbytsłaby, by on lub Baszir mogli mu zaufać.Baszir nigdy nie zdradziłby sprawy, za którąz taką ochotą pragnął umrzeć.Gdyby zaś któryś z nich zaczął mówić - założył, żezostali pojmani przed paroma minutami - nie wiedzieli nic, co pozwoliłoby policji albobyłym kolegom Toma go znalezć.Kto więc mógł go zdradzić? Czy O'Phelan puścił farbę, zanim Tom dopadł go wBelfaście? Wydawało się to niepojęte - przecież wykładowca zadzwonił do Toma, byostrzec go, że Liz widziała się z nim i zadawała wścibskie pytania.Wyglądało na to, że nie ma oczywistej odpowiedzi na pytanie, co poszło nie tak,lecz nie miał teraz czasu, by się nad tym zastanawiać.Odwrócił się, odsunął od drzwi iwszedł w głąb budynku.Jedna ze sprzedawczyń Blackwella dotknęła jego ramienia -wprowadzała ich po schodach jak owczarek szkocki prowadzący owce - on zaś błysnąłdo niej czarującym uśmiechem, który nauczył się wykorzystywać jako broń.- Coś zostawiłem - wyjaśnił.Odpowiedziała uśmiechem i puściła go.Cierpliwości, powiedział sobie.Niepanikuj.Musisz się stąd jednak szybko wydostać.To w końcu dopiero pierwszy etap.Nie mógł dać się teraz zatrzymać. kopule Sheldonian wciąż przebywał strzelec wyborowy.Obróciwszysię, Liz zauważyła na dachu sklepu muzycznego Blackwell's kolejnegosnajpera, trzymającego swój karabin.WW otaczającej ją scenerii było coś niepokojącego.Popatrzyła naCharlesa i jakby znikąd w jej głowie pojawiła się nagle myśl.- Sądzę, że Tom tu jest - powiedziała.- Chciałby to wszystko zobaczyć.Wetherby był zaskoczony.- Naprawdę? - spytał z powątpiewaniem.Wydawał się zastanawiać przezchwilę.- A może masz rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]